Stemplowscy

Cz. 2 Dzisiaj

Magdalena Bajer

Obu liniom swojej rodziny, Stemplowskim i Białeckim, pan profesor Ryszard Stemplowski poświęcił pierwszą część opowieści (FA 10/2014), którą zakończył zdaniem: „Po maturze iść na studia to był automat”. Ukończywszy technikum budowlane w Bydgoszczy, „automatycznie” poszedł na politechnikę we Wrocławiu, aby na drugim roku być pewnym, że interesują go „rzeczy społeczne”. Myślał o socjologii, kierunku reprezentowanym przez prof. Stefana Golachowskiego, który zajmując się geografią społeczną skupił wokół siebie szczupłe grono socjologów (na wydziale Geografii Uniwersytetu Wrocławskiego), organizując oddział Polskiego Towarzystwa Socjologicznego, do którego miałam zaszczyt należeć, jako amator i z tej racji uczestniczyć w pracy jury konkursu na pamiętniki pionierów, wydane w książce – cenne źródło dla badaczy powojennej historii Polski.

Jednak prawo i… ZSP

Przyszły profesor zapoznał się z programem studiów prawniczych i uznał go za „super ciekawy, uniwersalny”, które to określenie powtórzył po kilkudziesięciu latach w naszej rozmowie. Chodził pilnie na seminaria z teorii państwa i prawa, ale najbardziej pociągała go historia myśli prawniczej, dokładniej historia idei, uprawiana przez przybyłego wówczas do Wrocławia z Warszawy Jana Baszkiewicza, obdarzonego wielką umiejętnością dzielenia się swoją rozległą w tej dziedzinie wiedzą ze studentami, ale także z szerszym kręgiem odbiorców, co pamiętam z posiedzeń Wrocławskiego Towarzystwa Naukowego i toczonej tam w latach sześćdziesiątych dyskusji o relacjach mistrz – uczeń na uniwersytecie.

Ryszard Stemplowski, studiując prawo, pracował w Zrzeszeniu Studentów Polskich, co uważa za istotny wątek swojej biografii; czuje powinność wyjaśniania potomnym, że była to „jedyna w bloku sowieckim organizacja społeczno-zawodowa studentów ucząca samorządności, ale też legitymizująca ustrój – pod kontrolą rządzącej partii, różniąca się jednak od studenckich organizacji ideowo-politycznych: Związku Młodzieży Socjalistycznej i Związku Młodzieży Wiejskiej”. W ZSP wiele się nauczył z zakresu organizacji i poznał wielu ciekawych ludzi, choć dopiero po latach zetknął się osobiście z Jerzym Buzkiem, przewodniczącym Rady Uczelnianej ZSP na Politechnice Śląskiej w Gliwicach i ks. abp. Henrykiem Hoserem, przewodniczącym Sądu Koleżeńskiego ZSP w warszawskiej Akademii Medycznej. Mój rozmówca został – w styczniu 1966 r., na V Kongresie ZSP – wybrany na wiceprzewodniczącego Rady Naczelnej.

Z rodzinnego domu wyniósł pamięć o doświadczeniu rodziców, zmuszonych do ucieczki z Kresów i życia wśród ograniczeń systemu komunistycznego, traktowanego przez nich jak historyczny nonsens, do którego trzeba się przystosować, ale mu nie poddać. Czytał jednak wiele – od Abramowskiego, Marksa i Krzywickiego poczynając – i buntował się „ateistycznie” (a w dzieciństwie był ministrantem) przeciwko „tej całej kresowo-ziemiańsko–konserwatywno-katolickiej” tradycji. Sprzeniewierzył się jej, wstępując na studiach do PZPR, lecz opuścił jej szeregi – jeszcze jako student – usunięty za publiczne nieustępliwe żądania, by ZSP zaprotestowało przeciwko biciu studentów na dziedzińcu uniwersytetu w marcu 1968 r. Antysemicki aspekt wydarzeń marcowych zaskoczył go, jak wspomina pan profesor, jako urzędowo promowane kryterium dzielenia ludzi i utwierdził w proteście wobec poczynań władz.

Wybór buntem podszyty

Pośród rozczarowań rzeczywistością polityczną, zjawisk społecznych, które nabrały negatywnej wyrazistości, przy rosnącym w miarę studiowania zainteresowaniu wiedzą prawniczą, dojrzewała decyzja Ryszarda Stemplowskiego, by poświęcić się badaniom naukowym. Sytuacja skandalu (wyjątkowa w ocenie pana profesora), w jakiej się znalazł pod koniec studiów, ogromnie to utrudniała.

W takiej sytuacji zobaczył w „Życiu Warszawy” ogłoszenie o tym, że Instytut Historii PAN przyjmuje doktorantów. Był jedynym niehistorykiem, jaki się tam zgłosił i… zajął pierwsze miejsce w konkursie kandydatów, zyskując prawo wyboru tematu pracy doktorskiej. Pomysł, żeby go szukać w historii Polski, w tamtym momencie historii, był niefortunny i nawet członkowie komisji objawili sceptycyzm. Drugi temat, historia ZSRR, wywołał chór pytań: Dlaczego?! Przyszły doktorant wyjaśnił, że o tej historii wiemy bardzo mało, a przecież jest dla nas ważna. Po dwóch tygodniach pozwolono mu pisać na temat: „Rywalizacja wielkich mocarstw w Iranie w latach 20–30 XX wieku”.

Zaczęła się intensywna nauka języka farsi (uproszczony alfabet arabski; słówka trzeba było zapisywać z  prawa na lewo). Po pół roku dowiedział się, że znowu musi zmienić temat, co, jak przypuszcza pan profesor, było echem „marcowych” porachunków.

Zaproponowano „Amerykę Łacińską” – doktorantowi wydało się to ciekawe – ale z sugestią, żeby na razie nie chodził na seminarium prof. Tadeusza Łepkowskiego, jedynego wówczas w Polsce historyka Ameryki Łacińskiej. Mój rozmówca Łepkowskiego wtedy nie znał i nie wiedział, że ten wystąpił z PZPR po inwazji państw Układu Warszawskiego na Czechosłowację (1968 r.). Skierowano go do pracowni Franciszka Ryszki, poznanego we Wrocławiu, który zajmował się historią Polski, w szczególności stosunkami polsko-niemieckimi, i ten poradził młodemu człowiekowi, by spokojnie chodził na seminarium Łepkowskiego, nie zgłaszając tego zwierzchnikom. Ryszard Stemplowski rady posłuchał, zajął się Ameryką Łacińską, zyskując dodatkowo wiedzę z najnowszej historii ojczystej, co było interesujące i korzystne.

Krótkie przypomnienie tych powikłanych początków akademickiej drogi prof. Stemplowskiego wydaje mi się ważne, bowiem ilustruje i potwierdza moje przekonanie, że w losach polskich inteligentów niemal zawsze, a na pewno niezwykle często, dzieje rodzinne splatają się albo krzyżują z historią narodową. Takie „węzłowe” momenty mają wpływ, czasem decydujący, na zachowania jednostek, przesądzają życiowe wybory, czynią wyrazistszymi cele, zobowiązują wobec wartości.

Doktorat obronił u Łepkowskiego (1972) pracą Zależność i wyzwanie. Argentyna wobec rywalizacji mocarstw anglosaskich i III Rzeszy (przygotowuje jej nowe wydanie). Habilitację uzyskał w 1999 r. na Wydziale Historycznym UW, tytuł profesora nauk humanistycznych otrzymał w r. 2005.

Poza współczesność

Badaniom naukowym w rozległym obszarze historii i współczesnych zagadnień latynoamerykańskich, ale także polityki mocarstw oraz filozofii polityki, które przyniosły dorobek licznych artykułów i kilkunastu książek, towarzyszy w życiu ich autora działalność zmierzająca do upowszechnienia rezultatów archiwalnych poszukiwań – w kraju i za granicą – realizowania w życiu publicznym konkluzji, do jakich doszedł. I zawsze jest w tym „wychylenie” ku przyszłości, jakie bywa owocne, gdy jest dobrze zakorzenione w historii. Taką perspektywę miał prof. Stemplowski działając w międzynarodowych towarzystwach naukowych, redakcjach czasopism, na kongresach i sympozjach.

Niepodobna tu choćby tylko wymienić wszystkich jego aktywności. Trzeba zwrócić uwagę na ich wspólną cechę, jaką jest podejmowanie działań najpotrzebniejszych do rozwiązywania aktualnych problemów o znaczeniu ogólnospołecznym lub/i państwowym. Wiele z nich to inicjatywy pionierskie, jak Polskie Towarzystwo Studiów Latynoamerykanistycznych (1978), projekt Fundacji Edukacji Parlamentarnej (2014) oraz czasopisma – m.in. „Przegląd Sejmowy” (1990) i „Polski Przegląd Dyplomatyczny” (2001), także seria wydawnicza „Polskie Dokumenty Dyplomatyczne” (2002).

Po przełomie 1989 r. rozwinął się drugi nurt służby publicznej Ryszarda Stemplowskiego. W latach 1990–1993 był szefem Kancelarii Sejmu, którą zreorganizował wedle nowych potrzeb. W r. 1994 został ambasadorem RP w Londynie, a po powrocie w r. 1999 zajął się tworzeniem nowego Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, zostając jego pierwszym dyrektorem (1999-2004).

Własne badania w okresie 2003-2014, kiedy mój rozmówca prowadził je wykładając (prawie jednocześnie) w różnych uczelniach – najdłużej w UJ i Akademii Ignatianum – ogniskowały się wokół centralnych zagadnień politologii, stosunków międzynarodowych, polityki rządów mocarstw zachodnich, ewoluując ku filozofii i teorii politycznej.

Na spotkanie poświęcone dziejom i tradycjom rodzinnym pan profesor przyniósł mi w prezencie ostatnią swoją książkę ”O prowadzeniu i analizowaniu polityki państwa . Tytuł trafnie i lapidarnie określa obszar zainteresowań autora przez całe naukowe życie. We wstępie czytam: „Im szerzej będzie wiadomo, na czym polega prowadzenie polityki państwa, tym pełniej będzie można politykę analizować; im dokładniej będziemy umieli politykę analizować, tym trafniej będziemy mogli postulować jej cele oraz sposoby ich urzeczywistniania, a tym samym oddziaływać na jej prowadzenie i naszą egzystencję zbiorową”.

Linia europejska

Najmłodszy z trzech braci pana profesora jest artystą malarzem samoukiem, którego wykształceni w akademiach malarze z własnej inicjatywy przyjęli do Związku Polskich Artystów Plastyków, choć ukrył się w leśnej głuszy i tam latami tworzył. Mieszka w Toruniu.

Drugi z czwórki jest muzykiem – z absolutnym słuchem – jazzmanem, jak sam siebie określa „klezmerem na emeryturze”. Grywał za granicą – w szwajcarskich klubach, w Skandynawii, ale także podczas podróży luksusowym statkiem pasażerskim po dalekich morzach, najpierw w zespole, na organach Hammonda, których był pierwszym w Polsce posiadaczem, później na fortepianie. Po czterdziestu latach takiego życia osiadł we Wrocławiu.

Średni z braci Stemplowskich, zdobywszy po maturze zawód optyka, został łurzędnikiem celnym. Mieszka w Bydgoszczy, też już na emeryturze.

Studiowanie „z automatu”, jak to na początku spotkania określił mój gość, było jego przypadkiem i utrwaliło się w następnym pokoleniu, niejako z nawiązką, bo w szerszej, europejskiej skali. „Obie wyprzedziły swych rodziców”, powiada pan profesor o córkach, dając wyraz ojcowskiej dumie oraz osobistej skromności. Mój rozmówca jest przekonany, że córki bardzo wiele zawdzięczają inteligencji i niepospolitemu „talentowi rodzinnemu” matki (żona pana profesora jest polonistką, pracowała w IBL PAN).

Starsza, Marysia, zdała maturę w polskiej szkole w Londynie i postanowiła studiować prawo, jak ojciec. Skończyła je na UW jako cywilistka (praca magisterska z konkursowym wyróżnieniem), uzyskała też prawniczy stopień LLM na University of Pensylvannia oraz Certificate in Management and Public Policy z Wharton School tegoż uniwersytetu w Filadelfii. Po aplikacji w Warszawie została radcą prawnym i pracowała w zagranicznej kancelarii, przewodnicząc nieraz naradom i telekonferencjom akcjonariuszy z różnych miejsc świata. Teraz wiele czasu poświęca trzem kilkuletnim synom i pracy społecznej prawnika na rzecz przedszkola i szkoły, ale utrzymała swoją kancelarię radcy prawnego. Jej mąż należy do czołówki w dorocznych rankingach polskich prawników, prowadzi kancelarię obsługującą wielkie firmy i transakcje. Od czasu do czasu biegnie w maratonie.

Młodsza córka, Zosia, zdała w Londynie angielską maturę w państwowej szkole i polską w tamtejszym polskim liceum, po czym dostała się na studia PPE (filozofia, polityka, ekonomia) w New College (Uniwersytet Oxfordzki). Gdy rodzice wracali do Polski latem 1999 r., pozostał jej rok do uzyskania stopnia, odpowiadającego naszemu licencjatowi. Wyniki z oceną first przyszły akurat wtedy, gdy Zofia Stemplowska próbowała dostać się na studia magisterskie na UW, pokonując organizacyjne i biurokratyczne przeszkody. Dobrej wiadomości towarzyszyło zaproszenie z Nuffield College do kontynuowania studiów w Oxfordzie i zapewnienie pełnego stypendium. Po magisterium dostała tam stypendium doktorskie.

Obawy matki, że Zosia może na Wyspach spotkać np. Nowozelandczyka, który ją uwiezie w dalekie strony, okazały się przesadne, wyszła za mąż za Szkota, kolegę uniwersyteckiego – obecnie associate profesor historii na Uniwersytecie Oksfordzkim. Ślub odbył się w Warszawie.

Dr Zofia Stemplowska wygrywała kolejne konkursy na stanowisko wykładowcy w brytyjskich uniwersytetach. W wieku 34 lat została associate professor na Uniwersytecie Oksfordzkim i fellow w Worcester College, gdzie wykłada filozofię i teorię polityczną, prowadząc badania w tej dziedzinie. Ich urodzonej w Oksfordzie córeczce dali na imię Helenka Irenka (Stemplowska Jackson).

* * *

Na zakończenie spotkania pan profesor skonstatował stanowczo: „Nie ma rozwoju społecznego bez rozwoju instytucji. Nie należy ich sprowadzać do pojęcia urzędu. Instytucje to małżeństwo, własność, zobowiązanie, prawne zasady współdziałania, organizacja, podatek, państwo… Istnieje jeden nurt rozwoju demokratycznego państwa praworządnego”. A ja dodaję, że warstwa inteligencji, jak ją jeszcze dzisiaj rozumiemy, ma w nim różnorodne zadania.