Przestępcy w białych rękawiczkach
Przestępczość wśród polskich studentów nie stała się póki co tematem filmów, natomiast w mediach obecna jest przeważnie w takim samym kluczu, jak w amerykańskim kinie – gazety, telewizja i portale internetowe informują głównie o poważnych przestępstwach popełnionych przez studentów, a więc przede wszystkim morderstwach, rzadziej gwałtach lub pobiciach na tle rasowym lub etnicznym. Warto zapoznać się z danymi statystycznymi, aby wyrobić sobie pełniejszy obraz zarówno przestępczości wśród polskich studentów, jak i poczucia zagrożenia łamaniem prawa przez innych w tej grupie społecznej. Statystyki pokazują bowiem wyraźnie, że problemem są nie tyle poważne przestępstwa z użyciem przemocy, co drobne wykroczenia lub tzw. przestępczość w białych rękawiczkach (głównie elektroniczna). Dostępne dane policyjne za lata 2003-2010 (nowszych na razie niestety nie podano do wiadomości publicznej) uwzględniają osoby, którym prokuratura postawiła zarzut danego czynu, nie zaś osoby skazane.
Zabójcy, gwałciciele, fałszerze
Liczba zabójstw dokonanych przez studentów (a przynajmniej osoby formalnie posiadające status studenta) jest zmienna, lecz relatywnie niewielka. W 2003 roku o zabójstwo oskarżono 9 studentów, w 2004 – 6, w 2005 – 2, w 2006 – 9, w 2007 – 6, w 2008 – 4, w 2009 – 9 i w 2010 – 2. Wśród zabójstw dominują dokonane pod wpływem alkoholu lub podczas bójki. W ciągu ostatnich 11 lat kilku takich czynów dokonano też z powodu zawodu miłosnego – pewnym echem odbiło się morderstwo dokonane kilka lat temu we Wrocławiu przez studenta budownictwa – pod wpływem impulsu zabił on koleżankę z roku, która nie chciała dłużej być jego dziewczyną.
Gwałt to przestępstwo, w przypadku którego ciemna liczba nigdy niezgłaszanych czynów jest wyjątkowo duża – odsetek znanych policji gwałtów jest zapewne większy niż jeszcze 20 lat temu, ale miarodajne zmierzenie tego zjawiska jest bardzo trudne. Dlatego nie wiadomo, jak zinterpretować spadającą w policyjnych statystykach liczbę gwałtów dokonywanych przez studentów – odpowiednio 12 w 2003 roku, po 10 w 2004 i 2005, 7 w 2006, 8 w 2007, 10 w 2008, 8 w 2009 i 4 w 2010. Czy oznacza to, że liczba takich czynów faktycznie spadła, czy też ofiary częściej rezygnują ze zgłoszenia swojej krzywdy? Pouczające byłoby też zbadanie, czy ofiarami ujętych w statystyce czynów były studentki, czy nie, i czy znały wcześniej sprawców. Stereotypowy gwałciciel czai się w mrocznym parku lub bramie, tymczasem 4/5 ofiar znało wcześniej sprawców. Taka wiedza pozwoliłaby na lepiej ukierunkowaną profilaktykę (aby kobiety były w stanie skuteczniej się bronić).
Wyraźny spadek zaobserwować można w przypadku napaści o charakterze rozbójniczym – od 162 w 2003 roku, poprzez 90 w 2007, do 54 w 2010. Wiąże się to zapewne z ogólnym spadkiem liczby takich przestępstw w Polsce w ciągu ostatnich 10 lat. Pojawia się tu jedynie pytanie, ile takich czynów dokonywanych przez studentów miało miejsce pod wpływem alkoholu lub środków odurzających.
Już od początku lat 90. istotnym problemem wśród polskich studentów są przestępstwa narkotykowe. To chyba jedyne przestępstwo przeciwko życiu i zdrowiu, w które studenci zamieszani są częściej niż sporadycznie. Takich żaków było 574 w 2003, 1100 w 2004, 1233 w 2005, 1166 w 2006, 1114 w 2007, 916 w 2008, 753 w 2009 i 741 w 2010. Wzrost w latach 2004-2008 można wyjaśnić preferowaną wówczas przez policję polityką „zero tolerancji”, nieprzewidującej możliwości posiadania niewielkiej ilości narkotyków na własny użytek. Obecnie policja łapie mniej studentów mających przy sobie dwa skręty, ale też ma mniejszą szansę spotkać kogokolwiek mającego przy sobie nielegalne substancje (zarówno dilera, jak szeregowego „konsumenta”). Handel narkotykami w znaczącym stopniu przeniósł się do Internetu, gdzie można się umówić na transakcję w bezpiecznym miejscu. Spore znaczenie ma także pojawienie się na rynku tzw. dopalaczy, które działają podobnie jak narkotyki, a większość z nich nie jest nielegalna (na miejsce delegalizowanych producenci wprowadzają kolejne, o innym składzie, ale podobnym działaniu). Spada więc liczba studentów oskarżanych o przestępstwa narkotykowe, ale nie liczba tych, którzy z narkotykami mają kontakt.
Spadająca liczba fałszerstw kryminalnych (475 w 2003 roku, 242 w 2007, 178 w 2010) może się wiązać z kolei z postępującą cyfryzacją różnych procedur na uczelniach – gdy maleje liczba składanych dokumentów papierowych, ograniczeniu ulegają możliwości dokonania fałszerstwa, zwłaszcza w domowych warunkach. Tego typu przestępstwa w wykonaniu studentów dotyczyły głównie fałszowania legitymacji studenckich (które jeszcze 10 lat temu nie grzeszyły przesadnie zaawansowanymi zabezpieczeniami) i zaświadczeń lekarskich oraz podrabiania podpisów w indeksach. Warto pamiętać, że polskie prawo karze zarówno fałszerstwa w potocznym wyobrażeniu poważne (np. pieniędzy i papierów wartościowych), jak i wpisanie sobie na własną rękę piątki do indeksu – i jedno, i drugie stanowi nadużycie zaufania, jakie pokładamy w państwowych dokumentach i służy uzyskaniu nieuprawnionych korzyści. Fałszerstw pieniędzy i dokumentów finansowych studenci dopuszczali się zresztą dość rzadko (10 w 2004 i 2007 roku, 5 w 2006, 2008 i 2010 roku).
Łapówkarze, kopiści, plagiatorzy
Szkolnictwo wyższe nie jest niestety wolne od korupcji i niestety ciemna liczba tego rodzaju przestępstw również może być spora. W 2003 roku o przestępstwa korupcyjne oskarżonych zostało 40 studentów, w 2005 tylko 13, ale w 2006 – aż 76 (w 2010 – 32). Pytanie, czy fluktuacja ta odzwierciedla falujący charakter tego zjawiska, czy też środowisko akademickie na przemian uwrażliwia się i usypia czujność wobec różnego typu prób przekupstwa. Policyjne statystyki nie precyzują niestety, w jakiej części ujawnionych przypadków to student usiłował wręczyć łapówkę, a w jakiej części sam ją przyjmował, a jeżeli łapówkę wręczył lub usiłował wręczyć, to jak często propozycja korupcyjna była skierowana do wykładowcy lub innego pracownika uczelni.
Osobną grupę przestępstw popełnianych przez studentów stanowią te związane z kradzieżą własności intelektualnej, czyli nielegalnym kopiowaniem programów komputerowych, filmów i innych danych (w celu uzyskania korzyści majątkowej lub nie). Ich liczba gwałtowanie skoczyła, gdy upowszechniły się szybkie łącza internetowe. Później jednak liczba studentów oskarżonych o tego rodzaju przestępstwa spadła (choć nie drastycznie). W 2004 roku o nielegalne uzyskanie programu komputerowego w celu osiągnięcia korzyści oskarżonych zostało 40 studentów, w 2008 – 85, ale w 2010 znów tylko 40. Oskarżenie o paserstwo programu komputerowego w 2004 roku dotknęło 27 studentów, w 2006 – 81, a w 2010 jedynie 16. Możliwe, że jest to związane z rozwojem darmowego oprogramowania – coraz częściej nie ma potrzeby, aby posługiwać się nielegalnym oprogramowaniem w użytku domowym (wyjątkiem są wciąż systemy operacyjne, pakiet MS Office i programy bardziej profesjonalne). Pewne znaczenie może mieć też dystrybucja oprogramowania przez niektóre uczelnie – zwłaszcza techniczne – wśród studentów po preferencyjnych cenach. Możliwe też jednak, że policja skoncentrowała swoje wysiłki na osobach nielegalnie kopiujących programy w celu ich sprzedaży lub wystawienia w sieci, rezygnując (przynajmniej w pewnej mierze) ze ścigania pojedynczych studentów mających na laptopach nielegalne Windowsy.
Typem przestępstw, do popełniania których studenci wydają się szczególnie „predysponowani”, są różnego typu naruszenia prawa autorskiego (niezwiązane z oprogramowaniem komputerowym). Po wyraźnym wzroście w połowie poprzedniej dekady (100 oskarżonych studentów w 2006 roku, 97 w 2007) w kolejnych latach liczba ujawnionych tego typu przestępstw spadała (73 w 2009 i tylko 22 w 2010). Nasuwają się tu dwa tematy do refleksji. Na ile spadek liczby naruszeń prawa autorskiego wśród studentów wynika z wdrożenia elektronicznej kontroli składanych prac pisemnych? I jaki odsetek tych naruszeń dotyczy dysertacji licencjackich, magisterskich lub doktorskich, a jaki projektów niemających nic wspólnego z nauką (zawodowych, hobbystycznych itp.)? Możliwe też, że studenci nadal „kopiują i wklejają” – tyle że inteligentniej.
Profilaktyka i statystyka
Spośród wymienionych typów przestępstw gwałtom i przestępstwom narkotykowym można starać się zapobiegać pośrednio – poprzez edukację. Ich scenerią nie są bowiem na ogół obiekty uczelniane, a na zachowania studentów poza murami uczelni jej władze nie mają bezpośredniego wpływu. Ważne, by władze te nie utrudniały na terenach uczelni działania organizacjom pozarządowym i instytucjom rządowym prowadzącym działalność profilaktyczną. Nielegalnemu powielaniu programów komputerowych można zapobiegać poprzez działania pozytywne –zapewnianie studentom dostępu do niektórych przynajmniej programów po przystępniejszych cenach (o tyle, rzecz jasna, o ile pozwalają na to możliwości finansowe danej szkoły wyższej i o ile dane oprogramowanie jest konieczne do studiowania). W przypadku naruszeń prawa autorskiego ważna jest profilaktyka – zarówno poprzez rozwijanie w studentach zmysłu etycznego w tym obszarze, jak i przekazywanie im wiedzy o ewentualnych konsekwencjach (wiele przestępstw tego typu wciąż wynika z niewiedzy). Istotna jest też jednak skuteczna kontrola prac zaliczeniowych – w tym obszarze ograniczone zaufanie jest jak rzadko gdzie potrzebne, choć mamy do czynienia z dorosłymi ludźmi. Podobnie jest z korupcją – studenci muszą być świadomi, że próba wręczenia łapówki to poważne przestępstwo, a nie przyjęty w Polsce zwyczaj, że mają dużą szansę zostać przyłapani – a przede wszystkim że z jakkolwiek rozumianą etyką takie próby nie mają nic wspólnego.
Jeśli pominąć przestępstwa drogowe, w 2003 roku polscy studenci popełnili 3500 przestępstw kryminalnych i 486 gospodarczych, w 2004 – odpowiednio 4359 i 501, w 2005 – 4410 i 537, w 2006 – 4243 i 712, w 2007 – 3876 i 595, w 2008 – 3233 i 504, w 2009 – 2873 i 433, a w 2010 – 2790 i 344. Widać więc wyraźny spadek liczby przestępstw kryminalnych i tylko nieznaczny – gospodarczych. Jeśli taka tendencja utrzymała się do roku 2014, oznacza to, że przestępstwa w białych rękawiczkach wypierają wśród studentów przestępczość z użyciem przemocy. Mogłoby to być pocieszające, gdyby nie przykład z drugiego krańca globu. W Japonii przestępczość bez użycia przemocy to znaczna część czynów zabronionych. Japończycy czują się bezpiecznie, ale straty finansowe z powodu tego typu działań przestępczych idą w miliardy dolarów. A przede wszystkim rozmywa się zmysł etyczny co właściwie jest przestępstwem. Oby taka sytuacja nie powtórzyła się w Polsce.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.