O zaletach egzaminu testowego

Marek Kosmulski

Dyskusja o wyższości egzaminu ustnego nad testowym ma tyle sensu, co roztrząsanie, czy lepsze jest wino białe, czy czerwone. Wszakże wino powinno być dopasowane do dania głównego, a ponadto zarówno białe, jak i czerwone, można kupić za kilka złotych, ale można też za kilkadziesiąt, a nawet za kilkaset, i różnica jakości między tanim i drogim będzie na ogół ogromna. Dlatego też dobry wykładowca powinien mieć w swojej piwniczce różne wina, białe i czerwone, wyłącznie doskonałej jakości (chociaż niekoniecznie najdroższe), i serwować je stosownie do okoliczności.

Tę kulinarną metaforę dedykuję nauczycielom akademickim, którzy kategorycznie wypowiadają się o wyższości jednej formy egzaminowania nad drugą (FA 11/2014). Egzamin w dowolnej formie można przeprowadzić lepiej lub gorzej, a ponadto forma egzaminu powinna być dostosowana do przedmiotu nauczania, liczebności grupy, możliwości intelektualnych studentów, a nawet pozycji wykładowcy w akademickiej hierarchii. Że zaś w „Forum Akademickim” egzamin testowy został bardzo mocno skrytykowany, stanę w jego obronie, co bynajmniej nie oznacza, bym nie doceniał licznych zalet egzaminu ustnego lub egzaminu pisemnego z pytaniami otwartymi.

Test logicznego myślenia

Zacznę od powołania się na autorytety. Wiele zacnych instytucji stosuje egzaminy testowe. Do tej kategorii należą m.in. egzamin TOEFL®, który od pół wieku otwiera obcokrajowcom drogę do kariery w krajach anglojęzycznych, oraz popularny Kangur Matematyczny. To nieprawda, że egzamin testowy sprawdza wyłącznie wiedzę encyklopedyczną. W teście mogą być mini-zadania rachunkowe lub inne, w których trzeba skojarzyć wiele różnych faktów i wyciągnąć odpowiednie wnioski. Test jednokrotnego wyboru jest także sprawdzianem logicznego myślenia – czasami łatwiej jest wyeliminować po kolei wszystkie odpowiedzi fałszywe niż bezpośrednio wskazać prawdziwą. Oczywiście ułożenie dobrych pytań testowych nie jest łatwe. Częstym błędem jest układanie testu w pośpiechu, bez przemyślenia, czy dane zagadnienie nie ma przypadkiem „drugiego dna”. Remedium na takie problemy stanowi przetestowanie testu na kilku kolegach mających doktorat w danej dziedzinie. Jeżeli co najmniej jeden z nich udzieli odpowiedzi niezgodnej z naszymi intencjami, to dane pytanie należy przemyśleć, a najlepiej w ogóle usunąć. Wymaga to sporo pracy, ale kiedy już mamy ułożone dobre pytania, to można je wykorzystywać wielokrotnie.

Wykładowca powinien dysponować pytaniami testowymi w liczbie wielokrotnie większej niż liczba pytań w zestawie, który otrzymuje z trakcie egzaminu pojedynczy student. Pozwala to wygenerować bardzo wiele różnych zestawów pytań, aby każdy student otrzymał unikalny zestaw, chociaż w dużej grupie poszczególne pytania muszą się powtarzać. Duża liczba krótkich zadań do rozwiązania w krótkim czasie utrudnia wzajemne porozumiewanie się między egzaminowanymi oraz uzyskanie niedozwolonej pomocy w inny sposób (ściągawki, porozumiewanie się z osobami z zewnątrz). Aby utrudnić oszustwa, polecam wprowadzenie kilku par „optycznie” niemal identycznych pytań, w których jedno słowo lub nawet jedna litera (np. Słowacja zamiast Słowenia lub cyna zamiast cynk) zmienia sens pytania i właściwą odpowiedź. Przy takiej formie egzaminowania możliwe jest nawet podanie studentom do wiadomości wszystkich pytań i odpowiedzi, najlepiej z wyjaśnieniem, dlaczego taka właśnie odpowiedź jest prawidłowa.

Student z zawodówki

Ważne jest też prawidłowe ustawienie punktacji. Przy wyborze jednej możliwości z czterech (tak jest w wielu standardowych testach), nawet student nieznający żadnej prawidłowej odpowiedzi powinien zdobyć średnio 25% możliwych do uzyskania punktów, jeżeli będzie zakreślał losowo odpowiedzi, a w praktyce dużo więcej, jeżeli niektóre proponowane odpowiedzi są absurdalne. Dlatego też wynik kwalifikujący do oceny dostatecznej powinien znacznie przekraczać 50%. Może to rodzić w studencie poczucie frustracji, że oto otrzymał ponad połowę możliwych punktów i nie zdał. Dlatego też warto rozważyć punkty ujemne za odpowiedzi nieprawidłowe lub inne rozwiązania, np. wynikiem egzaminu jest iloczyn wyników z dwóch równorzędnych części (70% z części pierwszej i 70% z drugiej daje łączny wynik 49%).

Pytania testowe bardziej niż pytania otwarte odpowiadają mentalności współczesnych studentów, którzy potrafią w ciągu sekundy przejść bezbłędnie przez siedem poziomów menu przyciskając klawisze wielkości główki od szpilki, ale mają problem z napisaniem długopisem na kartce papieru trzech poprawnych ortograficznie i gramatycznie zdań na dany temat. Być może studenci będą skłonni dopasować się do wymagań wykładowcy na kierunku, gdzie o jedno miejsce ubiega się dwudziestu kandydatów. Jednak znaczny ułamek kandydatów na mniej popularne kierunki, również na renomowanych uczelniach, pod wieloma względami przypomina uczniów niegdysiejszych zasadniczych szkół zawodowych. Tacy studenci, gdy postawimy im poprzeczkę zbyt (w ich mniemaniu) wysoko, nie będą siedzieli po nocach z nosem w książce, lecz pójdą na skargę do dziekana, by im zmienił wykładowcę.

Prof. dr hab. Marek Kosmulski,
chemik, pracownik Politechniki Lubelskiej.