Codziennie w CERN

Piotr Kieraciński

CERN to właściwie dwa miejsca – „naukowe miasteczka”, w których mieszczą się budynki biurowe, laboratoria i hale eksperymentalne. Jedno położone po obu stronach granicy szwajcarsko-francuskiej z centrum w pobliżu szwajcarskiej miejscowości Meyrin; drugie około 5 kilometrów dalej, we Francji, niedaleko Prévessin. Żeby dostać się z jednego do drugiego, trzeba przekroczyć granicę państwową. Do niedawna wiązało się to z kontrolą graniczną. Odkąd Szwajcaria weszła do strefy Schengen, nie ma z tym problemu. Poczekać na granicy trzeba czasami w piątki wieczorem, gdy szwajcarscy celnicy kontrolują samochody swoich obywateli, którzy w znacznie tańszej Francji kupują przed weekendem większe ilości towarów, niż pozwalają na to przepisy.

Status użytkownika

W różnych miejscach niedaleko obwodu tuneli akceleratorów – tunel LHC ma 27 km długości – ale poza oboma centrami położone są też inne CERN-owskie obiekty, w których mieszczą się detektory cząstek i „siedziby” poszczególnych eksperymentów. Hala CMS – jednego z eksperymentów, w którym odkryto bozon Higgsa (drugim jest ATLAS) – leży niemal na przeciwległym do CERN site de Meyrin krańcu obwodu tunelu LHC (patrz fot.). – To kilkanaście kilometrów, które muszę przejechać, żeby dostać się do laboratorium z hostelu w CERN site de Meyrin, gdzie zwykle mieszkam. Podróż samochodem trwa około 20 minut – mówi dr Michał Bluj z Narodowego Centrum Badań Jądrowych, który jest moim „przewodnikiem” po CERN. Był tam wiele razy jako członek grupy warszawskiej w eksperymentach DELPHI i CMS.

Dr Bluj ma status użytkownika, który przyznawany jest badaczom, którzy pracują w różnych instytucjach badawczych na całym świecie i uczestniczą w eksperymentach prowadzonych w CERN. Każdy użytkownik dostaje kartę identyfikacyjną ze zdjęciem i paskiem magnetycznym, która umożliwia pracę w eksperymencie, a przede wszystkim dostęp do danych i programów, które umożliwiają ich interpretację. Jest ona też przepustką na teren CERN i umożliwia korzystanie z tamtejszej infrastruktury. – Gdy przyjeżdżam do CERN i wchodzę głównym wejściem, zwykle o kartę pyta mnie strażnik. Przy jednym z kilku bocznych wejść wystarczy przeciągnąć ją przez czytnik, aby furtka się otworzyła – mówi dr Bluj.

Do CERN z lotniska w Genewie jedzie autobusem niecałą godzinę. Na miejscu ma już zarezerwowane miejsce w CERN-owskim hostelu. – Obowiązuje internetowy system rezerwacji. W hostelu jest kilkaset miejsc. Standard bardzo różny: od dwuosobowych pokoi z umywalką i wspólnym prysznicem na korytarzu, po jedynki z łazienką. Ceny są znacznie niższe niż w pobliskich miejscowościach – mówi Michał Bluj. W hostelu jest wspólna kuchnia, w której można przyrządzić posiłki. CERN wynajmuje też dla swoich gości i niektórych współpracowników pokoje i mieszkania w okolicy.

– W CERN spędzam około 15 proc. rocznego czasu pracy – mówi fizyk z Warszawy. – Zwykle przyjeżdżam, by uczestniczyć w zbieraniu danych podczas eksperymentu. Wtedy pracuje się w systemie zmianowym 24 godziny na dobę. Zbieranie danych odbywa się przez około sto dni w roku. Pozostały czas przeznaczony jest na naprawy urządzeń i obróbkę zebranego materiału badawczego. W eksperymencie nie wszystkie dane są interesujące. – Zbieramy dane z częstością 20 megaherców, a zapisujemy ok. 100 herców. Akceptujemy zatem jeden przypadek na ok. 10 milionów. Tylko tyle nas interesuje – mówi dr Bluj.

Polska wnosi do CERN wkład, który w roku 2014 wyniósł 30 milionów franków szwajcarskich. Żeby jednak uczestniczyć w eksperymencie, trzeba wnieść dodatkową składkę (na jego budowę i działanie). Tego nie rozumieją nasze władze i nie dają na to stałych środków. Dlatego poszczególne grupy środki na udział w badaniach muszą pozyskać w postaci grantów NCN.

Kontakty osobiste

Jednak nie tylko zbieranie danych „wygania” dr. Bluja z domu do Szwajcarii. W CERN spotyka uczestników eksperymentu z całego świata. W CMS uczestniczy ponad 3 tys. osób, zgrupowanych w ok. 120 grup z kilkudziesięciu krajów. Wspólnie prowadzą badania i są współautorami publikacji, jednak przeważnie znają się tylko z kontaktów internetowych. – Warto poznać osobiście ludzi, z którymi się współpracuje. Choć wszyscy dobrze mówią po angielsku, to na co dzień posługują się różnymi językami i są wychowani w odmiennych kulturach. Tylko przez osobiste spotkania i rozmowy można naprawdę dobrze się zrozumieć – tłumaczy fizyk sens spotkań naukowych w CERN. Drugi powód to złożoność działań w eksperymentach, która wymaga dobrej koordynacji. Czasami lepiej pewne rzeczy ustalić bezpośrednio między ludźmi, a nie tylko za pomocą łącza internetowego, choćby z wizją.

Dawniej każda grupa miała w CERN swoje biuro. Ma je też grupa warszawska, uczestnicząca w eksperymencie CMS. Znajduje się ono w budynku sąsiadującym z hostelem. – Adres tego biura jest naszym oficjalnym adresem w CERN. Mamy tam cztery biurka, telefon, którego numer można znaleźć w książce telefonicznej CERN i oczywiście łącza internetowe, bez których nie ma dostępu do gridu, który umożliwia nam prowadzenie badań – mówi dr Bluj. Polska grupa ma też do dyspozycji laboratorium, bowiem odpowiada za część elektroniki odczytowej eksperymentu CMS – układ wyzwalania eksperymentu, który jest dość zaawansowany i  czasami wymaga interwencji elektroników.

Obecnie, gdy w eksperymentach CERN pracuje ogromna liczba osób, dostępne są też duże, publiczne przestrzenie biurowe – wejście do nich wymaga posiadania karty użytkownika – gdzie znajdują się biurka z połączeniami internetowymi. Mogą tam pracować członkowie grup, które nie mają swoich biur w CERN.

Eksperyment w CERN to duża grupa ludzi, którzy zbierają dane z detektorów, a potem je opracowują. Dr Michał Bluj odpowiada za zbieranie i opracowywanie danych. Są one dostępne przez grid obliczeniowy dzięki odpowiedniemu certyfikatowi. – Dzięki gridowi mam je u siebie w Warszawie na Hożej – mówi fizyk.

W wolnym czasie

Miasteczko CERN wygląda jak wszystkie inne wielkie laboratoria na świecie. Niezbyt ładne budynki biurowe, stawiane w sposób funkcjonalny, prosty i tani. Każdy obiekt ma swój numer. W CERN są ulice, noszące miano wielkich fizyków. Jest ulica Newtona, ale przeważnie są to nazwiska fizyków związanych z fizyką jądrową, cząstek elementarnych i wysokich energii. – Zwykle jednak nie posługujemy się nazwami ulic, ale numerami budynków – mówi dr Bluj. Budynki wydają się być rozrzucone chaotycznie. Stawiono je wtedy, gdy były potrzebne. Ich numeracja wydaje się być losowa i chaotyczna, gdyż odzwierciedla chronologię powstawania, a nie porządek przestrzenny. Dlatego poruszanie się po CERN nie jest proste dla nowicjusza. Dawniej osoba przyjeżdżająca do pracy przy eksperymencie dostawała mapkę, na której były ponumerowane obiekty. Dzisiaj jest odpowiednia aplikacja, która umożliwia trafienie w wybrane miejsce. Ponieważ odległości są spore, w CERN jest serwis mikrobusów, można też wypożyczyć rower. CERN ma dobre połączenia komunikacją publiczną z okolicznymi miejscowościami.

Ludzie nie tylko pracują. W CERN jest więc wszystko, co potrzebne do życia. Na miejscu są sklepiki, w których można kupić najpotrzebniejsze rzeczy. Gdy jednak ktoś nie lubi sam gotować, może zjeść w jednej z CERN-owskich kantyn. W site de Meyrin są dwie jadłodajnie. W jednej podają typowe jedzenie francuskie. Można kupić wytrawną tartę lub quiche; są steki wołowe, bardzo cenione przez Francuzów; można zamówić wino, choć zwykle pija się wodę z kranu. Jest też kącik włoski z makaronami i pizzą. – Obiad kosztuje kilkanaście euro, czyli o połowę taniej niż w okolicznych restauracjach poza CERN – mówi dr Bluj. W stołówce można też zjeść śniadanie: płatki, jogurty, owoce, kawa. W site de Myerin jest również restauracja włoska. Także w site de Prévessin znajduje się jadłodajnia. W CERN mamy bank i bankomaty, jest poczta, straż pożarna i służba zdrowia.

A co z czasem wolnym? – Ja lubię jeździć w pobliską Jurę. To góry wysokie na około dwa tysiące metrów. Żeby po nich wędrować, trzeba mieć specjalistyczny sprzęt i ubiór – mówi Michał Bluj. Niestety, nie są dobrze skomunikowane z CERN. Jednak w okolicy mieszka sporo Polaków, którzy pracują lub współpracują z CERN, więc można skorzystać z pomocy przyjaciół, którzy też lubią góry. Niedaleko jest też pole golfowe, a w dobrze skomunikowanych miastach wszystko, czego człowiek potrzebuje. Michał Bluj uważa, że klimat w CERN jest podobny do warszawskiego. – Mimo bliskości wysokich gór, nie jest surowy. Łagodzi go obecność jeziora Genewskiego. Kanton genewski jest najbardziej płaską częścią Szwajcarii, jego najwyższy szczyt – Les Arles – wznosi się jedynie na 516 m n.p.m. Temperatura jest zwykle o kilka stopni wyższa niż w Warszawie. 