Złudzenie psychiczne

Henryk Grabowski

Mój przyjaciel, który nie ma zwyczaju wylewać za kołnierz, zwykł mawiać, że alkohol jest po to, żeby abstynenci, którym niczego w życiu nie udało się dokonać, mogli mieć jakiś powód do samozadowolenia. Niezależnie od tego, czy ta zakamuflowana pochwała pijaństwa kryje w sobie ziarnko prawdy, skłania ona do refleksji ogólniejszej natury. Mówi mianowicie o pewnej typowo ludzkiej skłonności do polepszania obrazu własnej osoby przez dyskryminowanie innych. To jest coś na podobieństwo złudzenia optycznego, które pozwala – w pewnych warunkach – doszukiwać się określonych kształtów tam, gdzie ich nie ma. W wyniku złudzenia (z braku lepszego określenia nazwijmy je psychicznym) – na tle niedoskonałości innych – wydajemy się sami sobie lepsi.

Złudzenie psychiczne, jak wszystko, ma swoje dobre i złe strony. Z jednej – jako swoisty układ immunologiczny – stoi na straży równowagi psychicznej, chroniąc przed samodegradacją w następstwie zaniżonej samooceny. Z drugiej, nie stanowi zachęty do podwyższania poziomu samooceny na drodze samodoskonalenia.

Wzmiankowane złudzenie może mieć również wpływ na style kierowania zespołami ludzkimi, dobór podwładnych, a także partnerów do współpracy i życia towarzyskiego. Jedni – świadomie lub podświadomie – kierują się zasadą, że na tle słabszych od siebie będą prezentowali się korzystniej. Drudzy uważają, że tylko kontakty z lepszymi od siebie mogą być pożyteczne, przez uczenie się od nich i grzanie w blasku ich sukcesów.

Bilans zysków i strat spowodowanych mechanizmem obronnym w postaci złudzenia psychicznego zdaje się wskazywać na przewagę tych drugich. Doraźna poprawa samopoczucia poprzez stwierdzenie, że inni nie są lepsi, a może nawet gorsi, nie rekompensuje negatywnych skutków trwania w iluzji na temat samego siebie. Tak jak w przypadku złudzenia optycznego mózg po chwili uwalnia się od błędnej interpretacji zniekształconego przez tło obrazu rzeczywistości, tak – przy dobrej woli i odrobinie inteligencji – łatwo uświadomić sobie, że nie może być żadnego związku przyczynowego między naszymi zaletami i wadami, a stopniem ich nasilenia u innych. Zdrowiej – jak się wydaje – jest w tym przypadku kierować się zasadą „do accept, what you can’t change” (pogódź się z tym, czego nie możesz zmienić), aniżeli karmić się toksycznymi dla stosunków międzyludzkich iluzjami.