Cześć, godność i honor
Gdy opublikowano we Lwowie tłumaczenie pracy Herberta Spencera Obyczaje i zwyczaje (1879), kształciło się nowe społeczeństwo – miejsce struktury stanowej zajęła rozbudowana struktura klas i warstw społecznych, wpisana w coraz bardziej dominującą kategorię narodu. W takich realiach obyczaje zostały nadwerężone, a stan akademicki razem ze stanem duchownym nabierał charakteru reliktu. Spencer ujawniał, że społeczeństwem rządzi nie tylko Państwo i Kościół, ale i Obyczaj. Obok norm prawa czy religii występowały w społeczeństwie „prawidła etykiety”. Okazywało się, że „wszystkie postanowienia w jednym względzie są do siebie podobne: jak początkowo są użyteczne lub nawet niezbędne, tak w końcu nie tylko przestają być użytecznemi, ale stają się szkodliwemi”. Do tego, „czem liczniejsze warunki, tem więcej możności naruszenia któregokolwiek z nich”. To „miłość wolności (…) targa więzy nierozsądnych obyczajów i wyzwala człowieka spod władzy martwych form”. Według Spencera, „władzy obyczajów podlegają szczegóły. Ten zbiór lżejszych nieco ograniczeń służy do regulowania tych zwykłych czynności, które są zbyt liczne i zbyt małej wagi, aby podlegały kontroli rządu”. Spencer rozróżnił obyczaje i zwyczaje: „W przeciwstawieniu do obyczajów, określających codzienne nasze zachowanie się względem innych, zwyczaje określają zachowanie się względem samego siebie (…) obyczaje rodzą się z naśladowania zachowania się względem ludzi potężnych, zwyczaje rodzą się z naśladowania zachowania się samych tych znakomitych osób. Podczas gdy pierwsze rodzą się z tytułów, powitań i ukłonów, udzielanych ludziom potężnym, drugie tworzą się z przyzwyczajeń i obejścia się tych ludzi”. Dochowywanie obyczajów miało na celu „ułatwienia stosunków towarzyskich”.
Spencer pomijał rolę struktur organizacyjnych, w ramach których funkcjonowały właściwe im obyczaje. Pomijał też dawność w postaci rządzącej sferą obyczajów siły tradycyjnych przekazów. Celebra akademicka rodziła się przez wieki w korporacyjnych, zamkniętych ramach fakultetów uniwersyteckich oraz w towarzystwach naukowych – z natury elitarnych. Była wspólna całemu środowisku akademickiemu. Podbudowę celebry stanowił akademicki system wartości. Indywidualne zwyczaje dopełniały zbiorowe zachowania obyczajowe. Zwyczaje poprzez cytowane w środowisku akademickim anegdoty przechowywały tożsamość uczonego w roli wzorca – nie tyle konkretnych zachowań, co samej możliwości specyficznego postępowania. Ponad indywidualnymi i zróżnicowanymi zwyczajami występowały w środowisku akademickim rytualne obrzędy obyczajowe: grupowe zachowania, wspólnie demonstrowane gesty czy wypowiadane wobec zbiorowości mowy. W odróżnieniu od ocen zwyczajów, które bywały dobre lub złe, obyczaje nie miały alternatywy – rządziły środowiskiem na zasadzie dawności. Legitymizowało je to, że po prostu były.
Najbardziej widoczne w środowisku akademickim były wystąpienia publiczne podczas inauguracji kolejnych lat akademickich czy też jubileuszy. Podczas pochodu do katedry czy kościoła akademickiego, kroczącego dostojnie per pedes, obowiązywał ordo canonicus: na czele szli najmniej utytułowani – na końcu rektor. Wyróżniały wszystkich togi, dostojniejszych – atłasowe pelerynki i birety, dodatkowo ci nosili łańcuchy, berła i inne insygnia władzy. Togi stały się symbolem tradycji uniwersyteckiej, gdy profesorowie UJ przywitali 11 października 1851 roku cesarza Franciszka Józefa – nie w nakazanych im mundurach, lecz właśnie w togach. Mundur kojarzył się z władzą państwową, a stroje cywilne z ogółem dżentelmenów. Togi zaś nawiązywały do tradycji stanu akademickiego, bliskie były kiedyś strojom mieszczan, a ówcześnie strojom księży czy zakonników. W realiach XIX wieku stały się znakiem wolności akademickich, noszonym na specjalnie celebrowane uroczystości. Przy tym istniała świadomość w środowisku, którą wyraził ks. Adam Gerstmann, rektor Uniwersytetu Jana Kazimierza – wyjaśniał w mowie inauguracyjnej (8 X 1932): „nie wystarcza też naszym szkołom jakaś pozorna, dekoracyjna autonomja: berła i łańcuchy, togi i gronostaje, ceremonje i tytuły uniwersyteckie”.
Za strojem kryła się osoba – jej szczególne przymioty, powiązane z systemem wartości akademickich: cześć, godność, dobre imię i honor. Jak ustalił Bronisław Wróblewski (Cześć, Godność, Honor , 1936), cześć to „godność człowieka, oceniana nie z punktu widzenia jego własnego poczucia, lecz sądów i opinji innych o nim ludzi”. Nie były to kategorie wyłącznie prawne – ugruntowały się w etyce. Jak stwierdził Jerzy S. Langrod (W poszukiwaniu nowych form ochrony czci , „Przegląd Prawa i Administracji”, 1927), „Honor – to pojęcie szersze od prawa: żąda on bowiem z jednej strony, by ludzie postępowali zgodnie z temi przepisami prawa, których przestąpienie uważa się za czyn niehonorowy, z drugiej zaś strony, by przestrzegali tych przepisów, które nie zostały objęte treścią prawa, jednakowoż sprzeciwiają się zasadom etyki”. Według Wróblewskiego, „w epokach i środowiskach, gdzie wartością aktualizowaną przez ludzi jest osobowość (duchowa, etyczna, prawnicza) i ona stanowi wartościowy typ idealny człowieka, treść czci wypełnia się zaletami osobowości”. Ujęta psychologicznie cześć „stanowi całość przeżyciową, albo inaczej wytyczenie do stanów psychicznych, które wyrażają się w czczeniu”, zaś socjologicznie – „zachowanie się wobec czczonych oraz jako cecha osób racjonalizująca czczenie”. Godność „oznacza opanowanie w ruchach, umiar w formach zachowania się”. Godność jest „zbliżona do majestatyczności, jest jej niższym stopniem”. Może wynikać z pełnionego urzędu czy funkcji.
Świat akademicki tworzył nieograniczoną przestrzeń oddawania czci czy demonstrowania godności, bądź przejawiania honoru. Było też miejsce dla dobrego imienia. Według Wróblewskiego odpowiadało ono „altruistycznej czci przedmiotowej, w szczególności altruistycznej godności i honorowi przedmiotowemu”. Problemy pojawiały się, gdy dana osoba przypisywała sobie cześć, godność czy honor albo żądała ochrony dobrego imienia – ponieważ żądanie to musiało być uzasadnione i uznane w środowisku. Wobec wyższego stopnia wrażliwości i inteligencji spotykanego w środowisku akademickim rodziły się łatwo konflikty ad personam – zapominano o zasadzie podejścia ad rem. Jak wskazywał Wróblewski, „obrazy nawet zlikwidowane w sposób przyjęty w danem środowisku w poszczególnych wypadkach pozostawiają osad charakteru irracjonalnego, który wpływa na cześć społeczną względem danej osoby”. Cześć, godność, honor dla wielu „stanowią wartości <idealne>, duchowe, większej wagi niż życie, zabarwieniem zbliżone do <świętości>”. Stąd uformowano „istnienie prywatnego postępowania honorowego”, w tym nawet pojedynków. Tu ujawniała się rola sankcji obyczajowej: „dyskwalifikacja honorowa pociąga za sobą usunięcie moralne i faktyczne danej osoby ze środowiska, niemożność z jej strony żądania czy dawania zadośćuczynienia honorowego”.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.