Uczony z przypadku

Anna Supruniuk

Zacznę od tego, że byłem w jakiejś mierze uczonym z przypadku” – napisał Stanisław Salmonowicz we wstępie do swoich wspomnień, wydanych kilka miesięcy temu przez IPN. „Nie miałem szansy zostać wielkim publicystą, co stanowiło moje marzenie. Drogę naukową wybrałem w dobie stalinizmu, bo wydawała mi się moralnie bezpieczniejsza od wielu innych. Moja siła jako uczonego – raczej niedoceniona, choć miałem na swoim koncie kilka dużych i dogłębnie źródłowych prac – polegała na stosunkowo szerokiej erudycji (bibliografia zawsze była moją specjalnością), na fakcie, że w przeciwieństwie do wielu kolegów nigdy nie byłem wąskim specjalistą: moje parokrotne zmiany warsztatu i tematyki badawczej szły zawsze w parze ze stałym głodem czytelniczym”.

Książka nosi nieco przewrotny tytuł Życie jak osioł ucieka… , co jest cytatem zaczerpniętym z bajki Osioł i jego cień Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. Uważny czytelnik naukowej memuarystyki odkryje, że w roku 2002, w „Analecta. Studia i materiały do dziejów nauki”, ukazały się już wspomnienia Stanisława Salmonowicza z lat studiów „w dobie stalinizmu”. Ich autor – obecnie emerytowany profesor Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu i Instytutu Historii Polskiej Akademii Nauk – historyk prawa, nauki i kultury, wybitny znawca dziejów Pomorza, Prus i Niemiec oraz najnowszej historii Polski – tekst z roku 2002 poszerzył i uzupełnił o dzieje rodziny i własnej kariery naukowej po zakończeniu studiów. Pracę swoją rozpoczął na dobre w roku 2005 i zakończył w niespełna trzy lata. Stąd kilka nieodnotowanych wydarzeń z lat późniejszych, które być może pozwoliłby nieco inaczej akcentować emocjonalny przekaz. Jak choćby świadomość, że dorobek jego i działalność nigdy nie zostały w Toruniu dostrzeżone. Tymczasem w roku 2011 otrzymał on medal „Za Zasługi dla Miasta Torunia”, z uzasadnieniem – jak napisał Jan Wyrowiński – że honorowany jest „wieloletni ogromny dorobek naukowy i publikatorski w dziedzinie prawa i historii, trwały i niepowtarzalny wkład w rozwój miasta oraz rozsławianie Torunia na arenie krajowej oraz międzynarodowej poprzez twórczość poświęconą historii grodu Kopernika”.

Pasja erudyty

Impuls do napisania wspomnień dała Profesorowi lektura materiałów zgromadzonych na jego temat w archiwum Instytutu Pamięci Narodowej. Zapoznał się z nimi w roku 2004, a w następnym stanął na czele komisji doradczej, powołanej z jego inicjatywy przez rektora UMK, prof. Jana Kopcewicza, komisji która miała ocenić etyczną stronę współpracy pracowników UMK ze służbami PRL. Dziwny był to rok. Po ujawnieniu przez media kilku przykrych spraw z przeszłości komisja etyczna powołała komisję historyczną, która we współpracy z IPN podjęła badania na temat „SB a UMK”. „Jest rzeczą charakterystyczną – napisze Salmonowicz we wspomnieniach – iż mimo wrzawy medialnej wokół ‘teczek’ żadna uczelnia w Polsce nie szukała u nas rady”. Poza jedynym Uniwersytetem Śląskim. Świadomy, że świadectwa ciemnej strony naszej akademickiej przeszłości zamiecione mogą zostać pod dywan, przeciwny jednak wszelkim procesom czarownic i masowemu potępieniu, uważając wszelako, że profesor uniwersytetu powinien być postacią nieposzlakowaną, zdecydował wiedzę zdobytą z lektury „teczek” wykorzystać we wspomnieniach. Ale nade wszystko, o pisaniu wspomnień zdecydowała świadomość upływającego czasu.

Biogram opublikowany w Internecie, na stronach Wydziału Prawa i Administracji UMK, choć bardzo zwięzły w opisie życia, z akrybią odnotowuje wszystkie publikacje Profesora. Zwalnia mnie to z konieczności przywoływania nawet najważniejszych osiągnięć i zasług naukowych S. Salmonowicza; wśród wielu znakomitych publikacji zaznaczy się on w historiografii polskiej już choćby niezwykłą biografią Fryderyka Wielkiego i redakcją Historii Pomorza . Dla wszystkich pozostanie osobą o wszechstronnych zainteresowaniach i niekwestionowanym autorytetem w świecie naukowym.

Jakąż ucztą jest lektura tych wspomnień! Gdyby złożyć szkic niniejszy z najcelniejszych tylko cytatów, zająłby niemal tyle miejsca, co książka. Nie ma w niej bowiem rzeczy zbędnych, co dla czytelnika prawie 500 stron musi się wydać podejrzane. A przecież już po lekturze pierwszych kilkunastu stron daje się poczuć, że pasja historyka, znawcy źródeł, czytelnika starych książek i czasopism, odkrywcy ludzkich grzechów, dziwactw i wielkości musiała znaleźć upust. Poparta erudycją pasja, obdarzona nie tylko talentem pisarskim i publicystycznym, ale przede wszystkim znakomitą pamięcią oraz wyostrzonym zmysłem obserwacji i krytyki, pozwoliła stworzyć książkę, która jest nie tylko autobiografią wybitnego uczonego, ale przede wszystkim – co zaznaczyła we wstępie prof. Danuta Janicka – niezwykłym świadectwem epoki Polski Ludowej, obrazem polskiej inteligencji, głównie środowisk akademickich, w czasach stalinowskich, gomułkowskich i gierkowskich, jak również w dobie transformacji polityczno-ustrojowej lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX w”.

Chronologia i dygresja

Książka ma, jak przystało na wspomnienia, układ chronologiczny. Pierwsze wspomnienia dotyczą wczesnego dzieciństwa autora, tj. z lat 1935-1939, ostatnie zamykają się w roku 2007. Czasem dygresje plączą wątek ścisłej chronologii, ale z pożytkiem dla lektury. W kilku rozdziałach autor bardzo szczegółowo opisał m.in. środowisko rodzinne wileńskie i krakowskie, lata okupacji, czasy powojenne, swoje studia prawnicze na Uniwersytecie Jagiellońskim w pierwszej połowie lat 50. XX w., w okresie stalinowskiego terroru. Niezwykle ciekawe i sugestywne są zwłaszcza te fragmenty, w których przedstawione zostało ówczesne życie studenckie oraz postacie niektórych profesorów z Wydziału Prawa UJ, w tym m.in. Adama Vetulaniego, Michała Potkaniowskiego, Lesława Paulego, Karola Ostrowskiego, Stefana Grzybowskiego czy Jerzego Lande, przy czym omówił ich metody i sposoby pracy twórczej w czasach totalitaryzmu oraz postawy życiowe. Interesujące są też te partie, w których opisał swoją pracę jako aplikanta sądowego w Krakowie i okolicach, studia doktoranckie na Uniwersytecie Warszawskim, gdzie pod kierunkiem prof. Karola Koranyi’ego pisał doktorat, relacje z podróży naukowych do Francji, Szwajcarii i spotkania z polskimi emigrantami, podjęcie pracy w Katedrze Państwa i Prawa Polskiego Uniwersytetu Mikołaja Kopernika i tamtejsze środowisko naukowe czy swoją działalność opozycyjną (m.in. kontakty z Władysławem Bartoszewskim, Janem Józefem Lipskim) i jej konsekwencje.

Uczony opozycjonista

Niezwykle ciekawe są podróże zagraniczne S. Salmonowicza i emigracyjne spotkania z profesorem Stanisławem Kotem, jedną z kontrowersyjnych postaci polskiej emigracji, blisko związanym z gen. Władysławem Sikorskim i ze środowiskiem paryskiej „Kultury”. Wybrane, oryginalne notatki z przeprowadzonych rozmów z S. Kotem autor dołączył do książki wspomnień. W czasie pobytu w Paryżu w 1961 roku odwiedził także Maisons Laffitte i Jerzego Giedroycia, z którym już wcześniej był w korespondencji. Sugestywny jest opis pobytu w siedzibie Instytutu Literackiego, jakże rzadki u Polaków z Kraju, którzy dostrzegali tam honor przyjęcia, nie zaś spartańskie warunki, w których pracowały osoby mieszkające w domu „Kultury”.

Fascynujący jest opis kulis akcji zbierania podpisów pod „Listem 34” w Krakowie, opis uzupełniający wiedzę posiadaną skądinąd. Skromny passus o swoim udziale w dostarczeniu „Listu” do RWE oraz pamięć i refleksje Salmonowicza pozwalają spojrzeć na działalność opozycyjną lat 60. i na zasady kierujące totalitarnym ustrojem PRL innymi oczami.

Opublikowane wspomnienia są sui generis opisem życia Profesora, ale też podsumowaniem jego działalności naukowej, politycznej i publicystycznej. Są także niezwykłym i rzetelnym świadectwem minionej epoki, szczególnie zaś świata nauki. „Życie uczonego w PRL naprawdę nie było łatwe dla kogoś, kto nigdy nie należał do komunistycznego dworu – zauważy S. Salmonowicz. – Nauka w Polsce, nie tylko wtedy, nie tylko w dobie rozbiorów, ale chyba zawsze, była zajęciem, które nigdy nadmiaru pieniędzy czy innych sukcesów nie przynosiło”. I przywoła fraszkę Jana Stanisława Jabłonowskiego, magnata i literata z XVIII w.: „co lepiej ludziom, czyli być bogatym/ a bez rozumu? czyli mieć dość na tym/ żeby naukę mieć ale bez pieniędzy/ w estymie ludzkiej żyć oraz i w nędzy?”.

Najobszerniejszy rozdział wspomnień stanowią losy Autora w Toruniu. Stanisław Salmonowicz pojawił się w Toruniu we właściwym momencie kariery naukowej. Piszę „właściwym”, bo w mojej opinii tak właśnie powinno to wyglądać. Ukończył studia prawnicze na Uniwersytecie Jagiellońskim w 1954 roku. Jednak stopień naukowy doktora nauk prawnych (bez względu na przyczyny opisane we wspomnieniach) uzyskał w roku 1960 na Uniwersytecie Warszawskim. Ze stopniem tym wrócił do uczelni krakowskiej, by starać się o habilitację. Po jej otrzymaniu w roku 1966, z inspiracji prof. Zbigniewa Zdrójkowskiego, przeniósł się do Torunia i związał z Uniwersytetem Mikołaja Kopernika. Zmiana miejsca, środowiska naukowego i zmiana, a właściwie poszerzanie tematyki badawczej przy osiąganiu kolejnych progów kariery naukowej – oto jak powinien poprawnie wyglądać prawdziwy rozwój człowieka nauki. I jakie to rzadkie – dodajmy.

W 1970 roku został aresztowany i osadzony w więzieniu z powodu swej opozycyjnej działalności politycznej, którą rozpoczął jeszcze w Krakowie, a następnie usunięty z pracy na UMK. Okoliczności tego aresztowania, ściśle związane z niechlubnymi praktykami toruńskiego uniwersytetu z lat 60., opisane zostały we wspomnieniach. Pozbawiony katedry w roku 1972, dzięki pomocy przyjaciół znalazł zatrudnienie w Zakładzie Historii Pomorza i Krajów Bałtyckich w Toruniu, który był oddziałem Instytutu Historii PAN. Przez wiele lat nawet nim kierował. Rehabilitowany w 1981, powrócił w 1982 roku na Wydział Prawa i Administracji UMK, gdzie objął Zakład, a następnie Katedrę Historii Prawa Niemieckiego w Polsce, którą kierował do 2004 roku.

Z Toruniem związał się na dobre i złe, w życiu i nauce, choć proponowano mu „bezpieczną emigrację” na KUL-u. Toruń jednak nie odwzajemnił Salmonowiczowi zaangażowania i pasji, z jaką on podejmował się studiów naukowych, odkrywając historię ludzi, instytucji i budynków małego miasta nad Wisłą. Z żalem napisze, że żadna z jego książek o Toruniu (a napisał ich więcej niż jakikolwiek inny historyk), ani tu, ani w Warszawie nie została dostrzeżona i nie zyskała przychylności, ani jakiejkolwiek formy uznania. A przecież były ważne, istotne w dyskursie naukowym nad dziejami staropolskiego Torunia, Pomorza i Prus Królewskich, jak choćby monografia Gimnazjum Akademickiego w Toruniu, stanowiąca po dziś dzień wzór pisania o szkolnictwie XVII-XVIII stulecia i nawiązująca do najlepszych tradycji pisarstwa Stanisława Kota. Toruń poświęcił Salmonowiczowi zgoła odmienny rodzaj zainteresowania. Opis metod inwigilacji prowadzonej przez SB, ciasnego kręgu donosicieli i obserwatorów, którzy rekrutowali się (czy byli rekrutowani) spośród współpracowników uniwersyteckich (których liczne grono łatwo odnaleźć na kartach wspomnień), opis rodzin zaprzyjaźnionych osób czy sąsiadów w kamienicy, w której mieszkał, pokazują jak bardzo obawiano się „jedynego prawdziwego opozycjonisty” w Toruniu, jak funkcjonował system państwa, którego wielu w latach 70. nie nazwie już totalitarnym.

Zgodnie z prawdą

Gdyby nawet zapomnieć autorowi liczne jego prace naukowe z historii prawa, dziejów szkolnictwa czy historii idei, gdyby „zgubić” książki i artykuły poświęcone dowódcom i żołnierzom AK i powstaniu warszawskiemu, także tę opublikowaną w podziemnej oficynie „Krąg” pod ps. Antoni Nowosielski, to przecież zostanie jedna, z której jest szczególnie dumy, a która jak zwierciadło potwierdza w odbiciu jego niezwykłą odwagę: napisał w końcu lat 70. biogram rotmistrza Pileckiego do PSB. I „Polski Słownik Biograficzny” opublikował go bez skrótów.

To, co pisze Salmonowicz, odkrywając i opisując przeszłość, bywa brutalne w swojej szczerości, dosadne w sądach i ocenach, bezwzględne w przytaczaniu szczegółowych faktów, także nazwisk i dat. Bywa często nadmiernie egocentryczne, ale to cnota dobrych wspomnień, grzeszy pychą i brakiem skromności, ale nie może być inaczej, gdy ma się rację, może wydawać się niesprawiedliwe, bo w naturze ludzkiej jest wybaczać i zapominać, ale wszystko, co pisze autor o przeszłości, której był świadkiem lub demiurgiem, jest zawsze zgodne z prawdą, popartą nie tylko doskonałą pamięcią, ale też nierzadko przypisem źródłowym. Tej nadrzędnej zasadzie podpierania każdej informacji źródłem, zasadzie wypróbowanej w pracy naukowej, podporządkował swoje wspomnienia. Ale to świetne pióro powoduje, że Wspomnienia Stanisława Salmonowicza czyta się niemal jak książkę sensacyjną.

I na koniec. Dobrze wydaną edytorsko książkę uzupełnia aneks, w którym zamieszczono fotokopie trzech listów: Pawła Jasienicy (z 1968), zbiorowego w sprawie profesury S. Salmonowicza do prezesa PAN prof. Witolda Nowickiego (z 1980) oraz prof. Juliusza Bardacha (z 1991), indeksy – osób i geograficzny oraz kilkadziesiąt zdjęć. Trzeba wytknąć korektorom, że w niemal bezbłędnej publikacji „puścili” jednak zniekształcenie nazwiska właściciela paryskiej księgarni Libella na wyspie św. Ludwika, „ulubionej księgarni” Salmonowicza: ma być Kazimierz Romanowicz zamiast Romanowski.

Stanisław SALMONOWICZ, Życie jak osioł ucieka… Wspomnienia , Instytut Pamięci Narodowej, Bydgoszcz-Gdańsk 2014.