Jak to jest?

Henryk Grabowski

Nie trzeba być psychologiem, by wiedzieć, że istnieją mechanizmy obronne, które pomagają człowiekowi postrzegać siebie w korzystniejszym od realnego świetle oraz wypierać ze świadomości to, co pozytywnemu wizerunkowi własnej osoby zagraża. Siła tych mechanizmów musi jednak – jak mniemam – wprawiać niekiedy w osłupienie nawet znawców psychologii.

Oto dwaj lekarze ginekolodzy, jeden z tytułem naukowym, drugi prominentny polityk, którzy wcześniej sami dokonywali licznych aborcji, obecnie uważają przerywanie ciąży, niezależnie od braku szans na utrzymania płodu przy życiu, za morderstwo. Powołują się przy tym na wyższość prawa naturalnego, które zabrania ingerowania w życie ludzkie od zapłodnienia aż do naturalnej śmierci, nad prawem stanowionym, które – w określonych okolicznościach – taką ingerencję dopuszcza.

Nie interesuje mnie ocena takich postaw z moralnego punktu widzenia. Nie czuję się do tego uprawniony. Zastanawia mnie tylko, czy z psychologicznego punktu widzenia jest możliwe wyparcie ze świadomości oczywistego faktu, że – w przeciwieństwie do prawa stanowionego, które dopuszcza takie sytuacje, jak zatarcie, a nawet przedawnienie winy – w świetle prawa naturalnego, człowiek, który wcześniej dokonywał aborcji, mimo zmiany poglądów, nie przestaje być wielokrotnym mordercą.

Swego czasu wyczytałem w gazecie, że klienci jednego ze znanych banków, którzy złożyli w nim lokaty terminowe, nie zostali wyraźnie poinformowani – a wręcz zatajono przed nimi – że są to tzw. polisolokaty (połączenie lokaty terminowej z ubezpieczeniem na życie), których wypłata przed upływem 10 lat może skutkować utratą nawet 50% ich wysokości. Kilkunastu klientów tego banku złożyło doniesienie do prokuratury. Rzecznik banku wyjaśnił, że klienci owi, z których notabene większość jest w zaawansowanym wieku, własnym podpisem potwierdzili zapoznanie się z dokumentami.

Abstrahuję od moralnej oceny takiego postępowania. Zastanawia mnie, jak to wygląda z psychologicznej perspektywy. Czy dyrektor tego banku – który przecież musiał się o tym dowiedzieć – jest świadom, że jak komuś ktoś wyjmie z kieszeni portfel, to – niezależnie od tego, na ile poszkodowany wykazał się brakiem czujności – czyn ten nie przestaje być kradzieżą, a jego sprawca złodziejem. A może też tę oczywistą prawdę udaje mu się wyprzeć ze świadomości?