Chciałbym, żeby AGH była polskim Cambridge
Czy AGH jest najlepszą uczelnią techniczną w Polsce?
W świetle rankingu Webometrics, a zatem z punktu widzenia Internetu, jesteśmy najlepszą uczelnią techniczną w Polsce. Jeśli patrzeć przez pryzmat rankingu „Perspektyw”, jesteśmy w grupie trzech najlepszych uczelni, których ocena różni się w granicach 0,4 procent. Natomiast gdybyśmy dali wskaźnikowi innowacyjności nieco większą wagę, wzrosłyby szanse AGH na bezsprzeczne zwycięstwo. Zatem na pewno jesteśmy w trójce najlepszych uczelni technicznych w Polsce, a są one na bardzo porównywalnym poziomie.
Wspomniał pan o innowacyjności. Pod względem liczby patentów jesteście za Politechniką Wrocławską.
Rzeczywiście. Natomiast prowadzimy pod względem liczby patentów europejskich, a to też bardzo ważny wskaźnik. Są jeszcze inne wskaźniki innowacyjności, jak choćby liczba sprzedanych licencji, liczba firm, z którymi współpracujemy. Pod wieloma względami AGH jest liderem.
Czy zmiana PSW w zakresie własności intelektualnej, a dokładniej prawa do patentowania wyników badań, wpływa na działalność AGH i uczelni technicznych w ogóle?
Praktycznie nie odbije się ona na naszej działalności. Natomiast pierwotna wersja była dla nas absolutnie nie do zaakceptowania. Zapis, który pracownikowi daje szansę na wybór: czy komercjalizuje swój wynalazek przez uczelnię, czy w inny sposób, jest dla nas zupełnie do przyjęcia. Niemal nie mieliśmy przypadków, gdy pracownicy chcieli sami komercjalizować swój wynalazek. W naszych wewnętrznych zasadach zapisaliśmy, że 60 proc. zysków z komercjalizacji przypada autorowi. Taką zasadę stosujemy. To naprawdę korzystne dla wynalazców rozwiązanie, bo uczelnia bierze na siebie koszty i organizację komercjalizacji. Koszty są bardzo wysokie, a procedura skomplikowana i uczony w zasadzie nie ma szans na samodzielne jej przeprowadzenie, jeśli równocześnie nadal zaangażowany jest w badania i dydaktykę. Dwoje naszych młodych pracowników podjęło próbę samodzielnej komercjalizacji. Zdaniem naszych specjalistów od patentowania, stracili na tym po kilkaset tysięcy złotych.
Czy inne zapisy nowelizacji ustawy wpłyną znacząco na działalność uczelni technicznych?
Nie widzę takich. Wiele spraw zostało uporządkowanych. Najważniejszą sprawą jest teraz algorytm dotacji podstawowej. Zapowiadane są zmiany, nie wiemy, jak będą wyglądały i jakie będą ich skutki. Dotychczas, z roku na rok, AGH zyskiwała przy obecnym algorytmie, gdyż poprawiały się nam wskaźniki dydaktyczny i kadrowy. Zobaczymy, co będzie dalej. Mocno pracujemy nad wymianą studencką. Nie jesteśmy liderem wśród uczelni technicznych, ale zapewne wynika to z faktu, że nie przyjmujemy na studia wszystkich, którzy chcieliby się zgłosić. Jeśli idzie o Ukrainę, selekcję prowadzimy za pośrednictwem uczelni ukraińskich. Nie bierzemy przypadkowych studentów. Wtedy uzyskiwalibyśmy wyższy wskaźnik przez pierwsze kilka miesięcy, ale potem musielibyśmy odsyłać ludzi do domów.
Dotacja statutowa rośnie?
Nie. Natomiast w ostatniej kategoryzacji poprawiliśmy wyniki: mamy 10 wydziałów kategorii A, jeden A+, a tylko 5 kategorii B. To się może przełożyć na dotację statutową. Mamy też KNOW. Mam nadzieję, że ta dotacja nie będzie mniejsza niż ostatnio.
Rozumiem, że budżet AGH jest zrównoważony i o to rektora głowa nie boli?
Od wielu lat mamy stabilny budżet i przez pierwsze dwa lata mojej kadencji ta sytuacja się utrzymuje. Możemy realizować podwyżki na czas nieokreślony, bo mamy na to zasoby w budżecie. Ostatnio otrzymaliśmy z ministerstwa optymistyczną informację, że środki na naukę i szkolnictwo wyższe rosną.
Pana spokój wynika zapewne z tego, że w budżecie AGH sporą część stanowią dochody własne, w tym ze współpracy z gospodarką?
Dotacja dydaktyczna stanowi około połowy budżetu. Niewielką część dają inne dochody z działalności dydaktycznej. Pozostałe środki pozyskujemy w formie grantów z NCN i NCBR oraz ze zleceń od przedsiębiorstw. Niestety granty coraz trudniej uzyskać, bo rośnie konkurencja, a fundusze – nie. Szkoda, że te wszystkie środki konkursowe i pozabudżetowe, gdy już trafią na uczelnię, podlegają zasadom finansów publicznych, przez co nie możemy ich wydawać w optymalny sposób.
Jaki procent budżetu pozyskujecie z prac na rzecz gospodarki?
60% przychodu budżetu działalności naukowo-badawczej to prace na rzecz gospodarki. W globalnym budżecie uczelni to około 30%.
Czy udaje się utrzymać liczbę studentów?
Liczba studentów przyjmowanych na pierwszy rok jest stabilna. Natomiast gorzej jest, jeśli idzie o liczbę osób, które przechodzą na kolejne lata. Spada sprawność studiowania. Po pierwszym semestrze na niektórych kierunkach odpada około 30 procent studentów.
Odpadają po pierwszej sesji?
W pewnym stopniu, ale nie to jest głównym powodem odejść. Wielu odchodzi bowiem przed sesją. To są głównie rezygnacje. Wydaje się, że nie wytrzymują tempa studiów. Wielu studentów nie kończy też studiów w terminie. Przerywają, biorą urlopy, żeby pracować. Inni z kolei wyjeżdżają na studia za granicę. Potem wracają, żeby dokończyć kształcenie, ale kończą już w innych rocznikach. Dotyczy to nie studentów słabszych, ale często tych najlepszych, dynamicznych, którzy po prostu albo chcą wzbogacić swoje doświadczenie, albo zarobić trochę i mieć po studiach w CV doświadczenie zawodowe. Mamy więc kwestię liczby studentów, która zmienia się zależnie od tego, w jakim terminie ją podajemy. Teraz powiem, że mamy 36 tysięcy studentów, ale zapewne w styczniu czy lutym ta liczba się zmniejszy. W tym roku tradycyjnie udało nam się uruchomić wszystkie kierunki.
Wyniki badania losów absolwentów AGH pokazują, że bez problemu znajdują oni pracę. Ale nie pokazują, że absolwenci niektórych kierunków, zwłaszcza tych związanych z wydobyciem surowców, bardzo często wyjeżdżają do pracy za granicę. Mówiąc krótko, na najbardziej prestiżowych kierunkach kształcicie dla innych krajów.
Po pierwsze, to nie jest zjawisko masowe, dotyczy tylko 2-3 procent naszych absolwentów. Po drugie, sądzę, że nie można tego zjawiska traktować tylko negatywnie. To są ludzie, którzy zdobędą dobre doświadczenia zawodowe. Są na świecie ambasadorami dobrego polskiego wykształcenia. Część z nich, sądzę, że większość, wróci tu kiedyś. Poza tym, nie wyobrażam sobie sytuacji, że nasi absolwenci nie mogą znaleźć pracy za granicą. To, że są tam zatrudniani, dobrze świadczy o jakości wykształcenia, jakie oferujemy.
A absolwenci Wydziału Humanistycznego?
W ubiegłym roku znaleźli się na siódmym miejscu wśród wydziałów AGH pod względem zatrudnialności. Natomiast mamy teraz problem z liczbą kandydatów. Jeszcze niedawno było ponad dziesięć osób na miejsce. Teraz jest gorzej. Dlaczego nasi humaniści nie mają problemów z zatrudnieniem? Otóż są kształceni nieco inaczej niż na uniwersytetach: z większym udziałem przedmiotów z zarządzania, ekonomiki, technik komputerowych.
Ale jest na AGH odrębny Wydział Zarządzania.
Tak i ma już 40 lat. Jednak zarówno studenci zarządzania, jak kierunków humanistycznych mogą wybrać jako uzupełnienie kierunki techniczne, geologię, informatykę. Mają pewien pakiet przedmiotów spoza swojego wydziału. To rozszerza ich pole widzenia. Z drugiej strony, wydziały techniczne mają w programie przedmioty z zakresu zarządzania, nauk społecznych czy humanistyki.
Czy Wydział Humanistyczny jest AGH potrzebny?
Oczywiście.
Jeden z pańskich poprzedników uważał, że AGH powinno zmierzać w kierunku tworzenia wielkiego uniwersytetu.
Ja też tak uważam. Niewiele nam brakuje. Jednego czy dwóch kierunków społecznych i już spełnimy warunki uzyskania statusu uniwersytetu, a nie uniwersytetu technicznego, przymiotnikowego. Chcemy być pełnym uniwersytetem, ale z dominantą kierunków technicznych, inżynierskich. Czy pojawią się jakieś inne wydziały społeczne lub humanistyczne? Trudno teraz powiedzieć. Kiedyś myślałem o lingwistyce stosowanej, ale to nie jest prosta sprawa. Mamy na Wydziale Humanistycznym kształcenie językowe nastawione na język techniki.
Wiele kierunków i dziedzin występuje na różnych wydziałach, np. te związane z geologią, geodezją, górnictwem – na trzech wydziałach, z surowcami energetycznymi – na dwóch wydziałach, z hutnictwem, środowiskiem – na dwóch wydziałach, z informatyką – na trzech wydziałach, z metalami i ich obróbką – na trzech wydziałach. Czy to nie jest rozproszenie potencjału?
Zacznijmy od środowiska. Mamy ochronę środowiska i inżynierię środowiska. Różnicę między tymi dwoma kierunkami tłumaczyłem na Senacie tak: ochrona środowiska uczy chronić je przed człowiekiem, natomiast inżynieria uczy, jak je przekształcać zgodnie z naszymi potrzebami, niszcząc środowisko w jak najmniejszym stopniu. Nad morzem, na obozie, tłumaczyłem to zaś studentom na przykładzie zagospodarowania brzegu morskiego: ochrona brzegu przed falowaniem w postaci różnych zabezpieczeń wymaga stosowania technik inżynierii środowiska. Być może na jednym z wydziałów połączymy oba te aspekty: ochronę z inżynierią; raz z tego powodu, że musimy środowisko przekształcać, a dwa, że trzeba to robić zgodnie z wymogami zrównoważonego rozwoju. Górnictwo i geologia – różnice są w rozkładzie nacisków na stronę wydobywczą i poszukiwawczą. Komponent wodorowy łączy kilka kierunków, dyscyplin i wydziałów. Był taki moment, gdy wydawało się, że trzeba te kierunki i dziedziny połączyć w większe struktury. Jednak wszystkie wydziały zapełniają miejsca. Minął już czas, gdy górnictwo było w odwrocie. Dopóki sobie radzą, nie ma problemu.
Zatem z innej strony: czy struktura AGH nie jest jednak za bardzo rozproszona – 16 wydziałów?
Sami się nad tym zastanawialiśmy. Około dziesięć lat temu zastanawiano się nad konsolidacją Wydziałów Metali Nieżelaznych, Odlewniczego i Metalurgii, czyli związanych z hutnictwem. Ostatecznie uznano, że skoro każdy stworzył pewną specyfikę i radzi sobie w takiej sytuacji na rynku badań, współpracy z gospodarką oraz naborem studentów, to nie ma takiej potrzeby. Jestem zwolennikiem ewolucji, a nie rewolucji, które zawsze przynoszą złe owoce. Jeśli jakaś jednostka wydaje się niektórym archaiczna, ale obiektywnie daje sobie świetnie radę, nie ma potrzeby jej likwidować czy konsolidować.
Które działy wiedzy uważa pan za najbardziej fundamentalne dla Akademii Górniczo-Hutniczej?
Jednak górnictwo i hutnictwo oraz geologię z praktycznym, wydobywczym nastawieniem. Oczywiście, także IT jest bardzo nośnym kierunkiem, a właściwie grupą kierunków, bo to nie tylko informatyka, ale także telekomunikacja, bioinformatyka. Mamy mocne: mechatronikę, mechanikę i budowę maszyn, automatykę…
Pamiętam, gdy może dwa lata wstecz zamknięto mechatronikę po angielsku, bo studenci zrezygnowali.
Mamy problem z kształceniem po angielsku. Na wszystkich kierunkach wykładane są przedmioty w tym języku. Jednak studia anglojęzyczne nie są przez polskich studentów wybierane. Wtedy udało się zgromadzić kandydatów, ale szybko rezygnowali. To niepokojący sygnał. Nie do końca to rozumiemy. Wydawało nam się, że to będzie hit. Tymczasem na studiach anglojęzycznych mamy głównie obcokrajowców.
Jak się nawiązuje tak dobre relacje z gospodarką: uzyskuje od przemysłu zlecenia na badania, pieniądze?
Od początku byliśmy nastawieni praktycznie. Kierunki tu rozwijane wiązały się wprost z przemysłem ciężkim, a potem z coraz bardziej wyrafinowanymi gałęziami gospodarki i miały bezpośrednie powiązania z zakładami pracy. Często była to kwestia osobistych kontaktów naukowców z firmami. Drugie źródło kontaktów to nasi absolwenci, którzy obejmują kierownicze stanowiska w zakładach przemysłowych i w naturalny sposób zwracają się do nas o rozwiązanie pewnych problemów. To też jest potwierdzenie jakości naszych badań i zaufania ludzi, którzy u nas studiowali. Oni wiedzą, że mogą na nas liczyć. Staramy się nie zawieść tego zaufania. Mamy też kierunki unikatowe: nigdzie indziej nie kształci się w zakresie ceramiki, metali nieżelaznych, odlewnictwa. A mamy potężną branżę produkcji płytek ceramicznych, potężny koncern zajmujący się pozyskiwaniem metali nieżelaznych i silną sieć firm z tą branżą związanych; jest w Polsce kilka tysięcy odlewni. Tworzymy dla tych branż naturalne zaplecze badawcze i kadrowe. Wydział ceramiki jest najlepszy, jeśli idzie o środki pozyskane z przemysłu na pracownika. Większość szefów prywatnych firm w tej branży to nasi absolwenci. W rankingu prezesów AGH jest zawsze w pierwszej trójce. Bardzo mocno postawiliśmy na komercjalizację wyników badań. Mamy dobre Centrum Transferu Technologii i Inkubator Przedsiębiorczości. Nasi profesorowie są właścicielami lub współwłaścicielami potężnych firm. Prof. Tadeusz Uhl w swoich przedsiębiorstwach zatrudnia siedmiuset absolwentów AGH. Liderzy mocno związani z przemysłem to bardzo duży atut AGH.
Wspomniał pan, że można stracić kilkaset tysięcy na niezbyt uważnie przeprowadzonej komercjalizacji. Czy oznacza to, że naukowcy dzięki swoim osiągnięciom, wynalazkom mogą zostać milionerami?
Nie wiem, czy milionerami, natomiast niektóre komercjalizacje oznaczają naprawdę duży sukces finansowy. Wielu naszych profesorów prowadzi własne firmy. To nie wymaga zgody rektora. Tylko przez kasę uczelni przechodzą zarobki kilkakrotnie większe od tych podstawowych. To zawdzięczamy środkom z prac zlecanych przez przemysł.
AGH od lat bada absolwentów. Teraz macie jednak obowiązek zastosować dane z ZUS. Czy zarzucicie badania dotychczasową metodą?
Nie. Zostaniemy przy niej, gdyż tylko w ten sposób możemy porównywać wyniki. Kiedyś porównywaliśmy dane o zatrudnialności przedstawione przez krakowski urząd pracy z naszymi. Okazało się, że są zbliżone. To potwierdzało jakość naszych badań. Nie było tak w przypadku wszystkich uczelni. Badania oparte na danych z ZUS też wdrożymy. Może pokażą nam coś nowego?
Co robicie, żeby utrzymać związki z absolwentami?
Nasze stowarzyszenie absolwentów jest chyba najstarsze w Polsce. Skupia ponad 40 tysięcy osób. Oprócz ogólnych zjazdów, naprawdę masowych, bo bierze w nich udział po kilka tysięcy osób, są jeszcze zjazdy poszczególnych roczników – też bardzo liczne. Czujemy związek naszych absolwentów z uczelnią nie tylko przez prezesów firm, które dają nam zlecenia na badania.
Czy absolwenci wspierają uczelnię tak, jak to się dzieje w Ameryce – przez fundacje i datki?
Żyjemy w innej tradycji, więc skali amerykańskiej może nigdy nie osiągniemy, jednak są już pierwsze jaskółki podobnych działań. Prof. Zdzisław Bieniawski przyjechał do Krakowa, bo utworzył fundusz, z którego ma być finansowana nagroda naukowa. Mamy też fundusz założony przez nieżyjącego już prof. Zbigniewa Engela. Są sygnały od innych naszych absolwentów o chęci zapisów na rzecz AGH. Także nasi absolwenci, szefowie dużych firm, ofiarowują donacje na rzecz uczelni. Nie są to może kwoty oszałamiające, ale co roku uzyskujemy w ten sposób kilkaset tysięcy złotych.
Czy wyobraża pan sobie dzisiaj utrzymanie wydziału tylko i wyłącznie z badań, grantów i zleceń z gospodarki?
Uruchomiliśmy Akademickie Centrum Materiałów i Nanotechnologii, które będzie się utrzymywać wyłącznie z takich źródeł…
Ale ci ludzie mają etaty na wydziałach…
Niemniej środki na badania muszą zdobywać sami. Część ma faktycznie etaty na wydziałach, ale nie wszyscy. Niektórzy będą musieli całą pensję wypracować z grantów i prac dla gospodarki czy komercjalizacji wyników własnych badań. Dopiero uczymy się tej sztuki. Jednak to centrum docelowo będzie się musiało utrzymać wyłącznie z kosztów pośrednich z grantów i zleceń z przemysłu. Mówi się, że taka inwestycja zacznie pracować samodzielnie po 5-7 latach. Sądzę, że nam się to uda w ciągu czterech lat. Szefem tego centrum jest prof. Marek Przybylski, który dziesięć lat spędził w instytucie Maxa Plancka. Jego zespoły już składają wnioski o granty. Drugie takie przedsięwzięcie to Centrum Energetyki, które ma być w całości finansowane w ten sposób. To gigantyczna inwestycja za 200 mln zł.
Niemniej skutki tego będą odczuwane za kilka lat, a na razie trzeba jakoś placówkę utrzymać i rozwijać.
Mieści się to w naszej skali wydatków. W Polsce jest w tej chwili 10 centrów nanotechnologii. Nie ma szans, żeby wszystkie się utrzymały…
Chce pan kilka „wykosić”?
Nie mam takiego planu. Wiem jednak, że mamy dobrą kadrę i potrafimy pozyskać znakomitych badaczy z najlepszych ośrodków zagranicznych. Dlatego sądzę, że nasz ośrodek ma dużą szansę się utrzymać i rozwijać. Największą bolączką polskiej nauki jest brak dobrych liderów naukowych. Człowiek, który ma naukową wizję oraz siłę przekonywania, potrafi zbudować zespół i ściągnąć środki na badania.
Czy AGH nie ma „nadprodukcji” doktorów?
Gdy popatrzymy na uczelnie zagraniczne, to liczba doktorantów na AGH nie jest duża. To raptem 1200 osób. Kopenhaska politechnika ma 2 tysiące doktorantów i 8 tysięcy studentów. Gorzej jest z ich zatrudnianiem. Podjęliśmy decyzję, że w konkursach preferujemy naszych własnych doktorów. Duża część naszych doktorów znajduje zatrudnienie w uczelni, ale nie wszyscy.
Jaka jest średnia wieku kadry naukowo-dydaktycznej AGH?
44 lata, a profesorów – 65 lat. Na wszystkich uczelniach jest problem z niektórymi adiunktami…
Zwalnia pan?
Na razie mamy własny system awansów, który na zdobycie kolejnego stopnia daje 9 + 4 lata. Okres 8-letni zacznie obowiązywać za kilka lat. Zwolnienia są na razie rzadkie. Powodem zwolnień mogą być też niedomagania dydaktyczne. W ostatniej ocenie okresowej mieliśmy 5 proc. ocen negatywnych. To może wkrótce stać się powodem zwolnień wśród kadry, która sobie nie radzi z realizacją dydaktyki. Redukcja zatrudnienia nie jest procesem łatwym, ale 3 czy 4 osoby będą zwolnione.
Ma pan problemy ze związkami zawodowymi?
Dyskutujemy ze sobą, ale potrafimy wypracować rozsądne kompromisy. Pomaga mi fakt, że podczas kadencji prorektorskich do moich obowiązków należał kontakt ze związkami zawodowymi.
Czy studenci serio traktują swój przywilej ocenienia wykładowców?
Coraz częściej tak. Mieliśmy pewien problem na początku, jednak z czasem stworzyliśmy dość dobry system ocen: ankiety są anonimowe, nie robią ich prowadzący zajęcia, część ocen prowadzi się elektronicznie. Studenckie oceny są często niższe niż ocena przełożonego czy samoocena.
Bardzo poważnie traktujecie te oceny?
Brak oceny przez studentów oznacza ocenę niedostateczną. Pracownikom zatem zależy na jakiejkolwiek ocenie studentów. Studenci też zaczynają to rozumieć i doceniać możliwość wpływu na dobór kadry wykładowej.
Ponad 10 lat temu, gdy prof. Mirosław Handke ogłosił zamiar połączenia z Politechniką Krakowską, wzbudziło to liczne protesty. A teraz podpisał pan list intencyjny o utworzeniu związku uczelni, w którym znajdzie się także politechnika.
Podchodzimy do tego poważnie. U nas to nie budzi obaw, bo jesteśmy najwięksi...
Pierwszy punkt listu intencyjnego sugeruje zamierzenia faktycznego połączenia uczelni.
Gdybyśmy połączyli potencjały AGH i Politechniki Krakowskiej, nie byłoby w Polsce większej uczelni technicznej i większych wydziałów w wielu obszarach. A list podpisał też Uniwersytet Rolniczy.
Proszę wskazać najważniejsze cele AGH: bliskie i dalekie.
Pierwszy bliski cel to poprawa publikacyjności, tak pod względem liczby, jak jakości prac. Chcemy też poprawić badania – po to te nowe centra. To może podnieść prestiż uczelni i jej pozycję w rankingach. Nie unikniemy rankingów i zależy nam na dobrej pozycji. Chcielibyśmy się znaleźć w pierwszej pięćsetce rankingu szanghajskiego. Zamierzamy też poprawić dydaktykę w aspekcie praktycznego kształcenia dla gospodarki. Chodzi o zatrudnianie przedstawicieli firm na kontraktach jako wykładowców przedmiotów praktycznych, a także zwiększenie udziału przedsiębiorstw w tworzeniu programów studiów. Absolwent jest najważniejszym „produktem” uczelni. Cel dalekosiężny natomiast to utworzenie prawdziwego, pełnego uniwersytetu z akcentem na kierunki inżynierskie. Chciałbym, żeby AGH była polskim Cambridge.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.