Rola rządu w badaniach i innowacjach

Jan Kozłowski

Jak było do przewidzenia, ostatni kryzys gospodarczy okazał się ładunkiem podłożonym pod myśl ekonomiczną. Ogólną teorię zatrudnienia, procentu i pieniądza Keynes wydał w sześć lat po wybuchu Wielkiego Kryzysu. Dziś, w sześć lat po wybuchu ostatniego kryzysu, ukazują się książki podważające dotychczasowe schematy myślenia ekonomicznego. W dziedzinie polityki innowacyjnej taką książką jest The Entrepreneurial State Mariany Mazzucato (2014).

Model rynkowy

Już przed czterema laty Keith Smith krytykował dominujący wówczas model gospodarki traktowanej jako samoregulujący system rynkowy. Według tego modelu, rolą rządu jest pilnowanie przestrzegania praw własności oraz interweniowanie tylko wtedy, gdy to absolutnie konieczne („ułomność rynku”). Rynek pobudzają innowacje, których autorami są firmy. Rola rządu, marginalna, ma polegać tylko na ułatwianiu życia dynamicznemu biznesowi poprzez prywatyzację i deregulację oraz wprowadzanie zachęt podatkowych, szczególnie wobec małych i średnich firm, z natury zwinniejszych i bardziej przedsiębiorczych od wielkich zakładów przemysłowych. Wszelako – argumentował Smith – historia cywilizacji mówi coś, co przeocza dominujący model ekonomii. To państwo, nie biznes, odegrało kluczową rolę w radykalnych innowacjach, takich jak taśma montażowa (użyta po raz pierwszy do budowy brytyjskich statków wojennych i zaadaptowana później w amer ykańskim przemyśle mięsnym i samochodowym), komputer, Internet, telefonia komórkowa, logistyka, bio– i nanotechnologia, GPS, wielkie organizacje itd. Internet nie powstałby bez amerykańskiej Agencji Zaawansowanych Badań Obronnych (DARPA), nanotechnologia bez amerykańskiego programu Narodowej Inicjatywy Nanotechnologicznej, a postulowana nowa zielona rewolucja przemysłowa czystej energii nie osiągnie „punktu, po którym nie ma odwrotu” bez długofalowej systematycznej interwencji państw zaawansowanych gospodarczo. Dzieje się tak z powodu skali, horyzontu czasowego oraz ryzyka i niepewności, jakie wiążą się ze stworzeniem tych przełomowych innowacji. To powód (jeden z wielu) przemyślenia roli państwa w gospodarce. Zamiast mówić o „gospodarce rynkowej” powinno się mówić o „gospodarce państwowo-rynkowej”. Wielkie korporacje są trwale zintegrowane z państwem i jego porządkiem prawnym. Także z powodu swej skali sektor publiczny – edukacja, zdrowie, obrona, transport, infrastruktura, nauka, pomoc publiczna dla B+R w biznesie – to istotna część gospodarki.

Idee Smitha rozszerza Mariana Mazzucato. Rola państwa w innowacjach wcale nie jest marginalna, tylko kluczowa. Państwo powinno nie tylko finansować powstawanie wiedzy na uniwersytetach i w laboratoriach rządowych, ale także dbać o jej szeroką dyfuzję we wszystkich sektorach gospodarki i życia społecznego, wspomagać tworzenie sieci innowacji oraz – ta teza zdawałoby się została w Polsce dawno zarzucona po upadku komunizmu – budować strategie rozwoju gospodarczego w priorytetowych dziedzinach.

Mity innowacji

Mówiąc o polityce innowacyjnej, pisze autorka, poruszamy się w gąszczu mitów. Mitem jest opinia, że niskie nakłady kraju na B+R i innowacje koniecznie skazują kraj na gospodarcze zacofanie. Nie jest tak, gdy kraj specjalizuje się w sektorach o niskiej naukochłonności, takich jak sektor finansowy (np. w Wielkiej Brytanii) lub inne sektory usług (np. turystyki na Malcie). Sektory te zatrudniają z reguły rzesze analityków, których jednak nie zalicza się do naukowców.

Mitem jest także przekonanie, że wydatki na B+R firm są automatycznie czymś korzystnym. Nie są, jeśli firmy lub ich otoczenie są pozbawione koniecznych aktywów uzupełniających, takich jak np. umiejętności marketingu.

Mitem są także sądy, które głoszą, że inwestycje w B+R to konieczny warunek wzrostu firm. Badania naukowe pokazały, że bywa różnie; czasami tak, czasami wręcz przeciwnie, a czasami trudno powiedzieć.

Mitem są poglądy o szczególnej roli, jaką we wzroście gospodarczym odgrywają małe, szybko rosnące firmy. Małe firmy niekoniecznie szybko rosną, częściej przez lata utrzymują ten sam poziom zatrudnienia oraz niekoniecznie są bardziej produktywne od wielkich – przeciwnie, z reguły są gorzej zarządzane oraz skażone „rodzinnym kumoterstwem”. Ponadto częściej bankrutują.

Kolejnym mitem jest przekonanie, że kapitał ryzyka lubi ryzyko. Kapitał ryzyka skupia się na wczesnych fazach rozwoju firm o dużym potencjale wzrostu, jednak przy tym znacznie bardziej woli inwestycje w późniejsze fazy wzrostu od (bardziej ryzykownych) inwestycji „kapitału zasiewnego”. W USA inwestycji w kapitał zasiewny dokonuje głównie rząd (programy Small Business Innovation Research, SBIR oraz Advance Technology Program, ATP) oraz „anioły biznesu”. Fundusze kapitału ryzyka wybierają dziedziny dużego potencjalnego wzrostu, niskiej kapitałochłonności oraz niskiej złożoności technologicznej. Z reguły opierają się one na portfelu różnych inwestycji, gdyż tylko nieliczne inwestycje przynoszą wysoki zwrot.

Mitem jest też przeświadczenie, że szybki wzrost liczby patentów jest świadectwem wejścia w fazę „gospodarki opartej na wiedzy”. Wzrost patentów ma różne przyczyny, wśród nich m.in. rozszerzenie definicji patentu (w niektórych krajach patentami obejmuje się np. procedury badawcze, a nawet same odkrycia naukowe) oraz fakt, że coraz częściej firmy traktują patenty jako aktywa strategiczne. Większość patentów ma niską wartość. Rola patentów w innowacjach jest niejednoznaczna – są one tyleż ich stymulatorem, co hamulcem.

Mitem też – zdaniem Mazzucato – jest sąd, że główny problem Europy (w porównaniu ze Stanami Zjednoczonymi) polega na niedostatkach komercjalizacji badań, czyli transferu wiedzy z nauki do przemysłu. Jeśli Ameryka jest bardziej innowacyjna, to nie dlatego, że w Europie powiązania publicznego sektora badań z przemysłem są słabsze (bo nie są) lub z tego powodu, że w Ameryce tworzy się więcej firm odpryskowych (bo tak nie jest). Nie dzieje się też tak ze względu na to, że badania naukowe w Europie są gorszej jakości od amerykańskich. Zdaniem autorki w USA prowadzi się więcej badań w większej liczbie instytucji. Decyduje to o lepszych kwalifikacjach siły roboczej. Firmy amerykańskie są przez to bardziej naukochłonne i innowacyjne. Wspieranie transferu technologii bez podnoszenia kompetencji firm daje taki skutek jak pchanie kawałka sznura.

Mit marginalnej roli państwa

Mitem jest także stanowisko, że rola państwa w B+R i innowacjach powinna być marginalna, że twórczy i przedsiębiorczy mogą być tylko przedsiębiorcy, ale nie państwo, z natury rzeczy skazane na rutynę, stagnację i biurokrację (jak gdyby wiele państw, nie tylko Korea i Singapur, nie okazało się innowacyjnymi, i jak gdyby wielu firm, np. Encyklopedii Britanniki, nawet rynek nie był w stanie pobudzić na czas do nowatorskich działań).

77 z 88 najważniejszych amerykańskich wynalazków (nagrodzonych przez „R&D Magazine” w latach 1971–2006) zależało w decydującej mierze od wsparcia państwa.

Za symbol kreatywności rynku uznaje się firmę Apple. Jej przełomowe produkty, które wzbudziły na świecie niemal tyle entuzjazmu, co w latach 1960. przeboje Beatlesów, to iPod pierwszej generacji (2001), iPod dotykowy i iPhone (2007) oraz iPad (2010). Każde z nich oparte było na badaniach naukowych i technologicznych przeprowadzonych za pieniądze amerykańskiego podatnika w publicznym sektorze badań (przede wszystkim amerykańskim): DRAM – DARPA; click-wheel – CERN; baterie –Departament Energii; kompresja sygnału – Urząd Badań Wojskowych; ciekłokrystaliczny wyświetlacz – National Institutes of Health, National Science Foundation, Department of Defence; twardy mikrodysk – DARPA i Department of Defence; mikroprocesor – DARPA; ekran dotykowy – Department of Energy, National Science Foundation, Department of Defence, CIA; HTTP i HTML – CERN; technologia komórkowa – wojsko; SIRI (osobisty asystent i nawigator wiedzy) – DARPA; GPS – Department of Defence; Internet – DARPA. Amerykańska polityka zamówień publicznych wspierała Apple w krytycznych fazach, kiedy zdawało się, że los firmy jest przesądzony – przez całe lata 1990. Amerykańskie szkoły publiczne kupowały jej produkty i oprogramowania.

Zdaniem Mazzucato nie tyle wysokość wydatków na B+R, liczba patentów i poziom innowacji decydują o wzroście gospodarczym, co silne usieciowienie gospodarki, które powoduje szybki przepływ wiedzy i częste sprzężenia między jednostkami i organizacjami. Państwo powinno być aktywne niekoniecznie tylko na szczeblu rządowym (szczebel regionalny jest równie ważny), a jego rola powinna polegać niekoniecznie na długofalowych dotacjach dla wybranych przedsiębiorstw (tzw. wybieranie zwycięzców). Rola ta może się przejawiać w innowacyjnych zamówieniach publicznych lub w działalności regulacyjnej. W polityce naukowej i innowacyjnej ważne (niedoceniane u nas) znaczenie mają agencje rządowe, a w nich ich urzędnicy (którzy w świetle panujących w Polsce pojęć powinni tylko rejestrować wnioski, nosić teczki i organizować panele ekspertów). Np. amerykańska DARPA organizuje warsztaty wymiany informacji wśród badaczy, a jej urzędnicy pełnią także rolę brokerów technologii, kojarząc ze sobą badaczy sektora publicznego z przedsiębiorcami zakładającymi nowe firmy, łącząc nowe firmy technologiczne z funduszami kapitału ryzyka lub poszukując dużych firm do komercjalizacji technologii opracowanych na uczelniach. DARPA składa się z wielu stosunkowo niewielkich biur, w których często pracują wybitni uczeni i inżynierowie. Mają oni szeroką autonomię budżetową do wspierania obiecujących idei. Dotacje kieruje się do konsorcjów składających się z badaczy rządowych oraz nowych i ustabilizowanych firm. Ogólnie pomoc DARPA znacznie wykracza poza proste udzielanie dotacji na B+R. Polega ona bardziej na twórczym łączeniu różnych idei, zasobów i ludzi.

Podobnie twórczą rolę w amerykańskich innowacjach odgrywa amerykański The Small Business Innovation Research (SBIR) Programme, The Orphan Drug Act ODA (ustawa która zapewniła możliwości rozwoju tak znanych firm biofarmaceutycznych jak Genzyme, Biogen i Genentech) czy też The National Nanotechnology Initiative (NNI). Wszystkie te inicjatywy łączą politykę popytową (ODA, SBIR, NNI) z podażową (DARPA, NNI). Dzięki nim rząd nie tyle i nie tylko „stwarza warunki do innowacji” (minimalna rola państwa), lecz finansuje badania podstawowe oraz tworzy sieci powiązań pomiędzy badaczami sektora publicznego a biznesem.

Wnioski dla Polski

Jakie stąd wnioski płyną dla Polski? Nie sposób konkurować z amerykańskimi resortami w finansowaniu projektów wysokiego ryzyka – badań podstawowych oraz technologii. Brak u nas amerykańskiego zaplecza biznesu, podchwytującego technologie w fazie, w której geniusz przedsiębiorcy, nie ponosząc wysokiego ryzyka, potrafi przekształcić je w światowe hity. Warto jednak wzmocnić politykę innowacyjną i rozszerzyć ją o nową paletę narzędzi – nie tyle finansować kolejne ośrodki innowacji i transferu technologii, co – ostrożnie – rozszerzać zadania agencji (NCBiR i NCN) oraz finansować programy tworzenia aplikacji dla zagranicznych technologii generycznych, jeśli to konieczne, to we współpracy z koncernami zagranicznymi. („Technologie generyczne to technologie o dużym potencjale wszechstronnego zastosowania w szerokim spektrum produktów i procesów wykorzystywanych w różnych przemysłach, wywołujące szereg efektów zewnętrznych nieograniczających się do pojedynczych zastosowań”).

Sukcesy wielu krajów słabiej rozwiniętych, jak Indie, Chile, czy Brazylia, polegały na rozwoju tych badań i technologii, które wynikały z ich własnych specyficznych potrzeb, ale które, zaspokajając te potrzeby, znalazły jednocześnie znacznie szersze zastosowania w szerokim świecie. Często ich wynikiem były wyroby high-end sektorów niskiej technologii. Jako przykład można przytoczyć Chile, największego na świecie producenta miedzi (to ok. połowa eksportu tego kraju). Od lat górnictwo miedzi w Chile wykorzystywało bakterie do oddzielenia miedzi od siarki. Przy rządowym wsparciu joint venture między państwową korporacją Codelco oraz japońską firmą Nippon Mining and Metals utworzono firmę Biosigma, która dzięki sekwencji genomu wyizolowała nowy zestaw bakterii, skuteczniejszy od dotychczasowych.

W procesie „doganiania” bardzo ważne jest to, by kraj uzyskał własne nisze technologiczne, podkreślają Calestous Juma i Norman Clark. Po pierwsze dlatego, że nisze umożliwiają mniej rozwiniętym krajom wejście na rynek zaawansowanych technologii bez konieczności konkurowania na całym froncie technologicznym. Nisze mogą zostać wykorzystane do kupienia czasu, aby uzyskać konieczną wiedzę technologiczną bez poddania się wymogom konkurencji rynkowej. Po drugie, nisze rynkowe mogą same w sobie być istotną działalnością firm krajów rozwijających się. Np. w dziedzinie biotechnologii nisze technologiczne mogą być ważnym sposobem zastosowania nowych technik do lokalnych problemów budzących niewielkie zainteresowanie międzynarodowych korporacji. Po trzecie, piszą dalej autorzy, kraje, które są wyraźnie zainteresowane działaniem w specyficznych niszach, mają większe szanse na korzystanie ze współpracy technologicznej z firmami w krajach uprzemysłowionych. Wreszcie nisze technologiczne mogą być same w sobie istotnym krokiem w rozwoju technologicznym. Szybkie wprowadzenie nowej technologii niesie ze sobą ryzyko wejścia na ślepą uliczkę. Nie można przewidzieć przyszłego kierunku zmian technologicznych. Na początku rozwoju technologii zwykle otwarty jest szeroki zakres ścieżek innowacji, często trudno przewidzieć, którą z nich pójdzie rozwój.

Jak pokazała historia, przełomowe dla rozwoju nowych dyscyplin na świecie okazały się wielkie amerykańskie programy naukowe, np. elektroniki i ICT, nanotechnologii (National Nanotechnology Initiative, 2000) lub też „wielkich danych” (Big Data Research and Development Initiative, 2012). Czy nie warto, aby w ślad za Amerykanami NCBiR i NCN tworzyły podobne programy satelitarne, które umożliwiałyby twórczą adaptację osiągnięć amerykańskich przez tworzenie własnych nisz technologicznych?

Dr Jan Kozłowski, Departament Strategii Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego.