Praca doktorska jako cykl publikacji

Jerzy Marian Brzeziński

Dotychczas, przez dziesiątki lat, przyzwyczailiśmy się do tego, że pracę doktorską stanowił zbiór mniej lub bardziej artystycznie oprawionych kartek. Była to zatem, przynajmniej w zamyśle, jeszcze nieopublikowana książka (przynajmniej tak traktowano pracę doktorską w naukach humanistycznych i społecznych). Teraz pojawiła się nowa możliwość. Praca doktorska może bowiem przyjmować formę:

„[…] spójnego tematycznie zbioru rozdziałów w książkach wydanych, spójnego tematycznie zbioru artykułów opublikowanych lub przyjętych do druku w czasopismach naukowych, określonych przez ministra właściwego do spraw nauki na podstawie przepisów dotyczących finansowania nauki, jeżeli odpowiada warunkom określonym w ust. 1” (art. 13 ust. 2) [wyróżnienia moje].

Zauważmy, że nie mogą to być jakiekolwiek czasopisma, a jedynie te, które znajdują się na ministerialnych listach (dziś są to listy: A, B i C). Można się domyślać, że w ten sposób ustawodawca chciał zagwarantować, poprzez wyeliminowanie czasopism o niskim poziomie naukowym, odpowiedni poziom artykułów składających się na rozprawę doktorską. Nie jest to jednak doskonałe rozwiązanie. Dlaczego?

Po pierwsze, na listach znajdują się, obok czasopism bardzo dobrych (zwłaszcza na liście A – inaczej JCR), także bardzo słabe (zwłaszcza czasopisma o niskiej punktacji z listy B – inaczej: krajowej). Można jednak tę słabość zapisu ustawowego przezwyciężyć. Recenzenci powołani w przewodzie doktorskim powinni zwracać uwagę na to, w jakich czasopismach zostały wydrukowane artykuły.

Po drugie, rozdziały w pracach zbiorowych mogą być zamieszczone w książkach o jedynie lokalnym zasięgu i niekoniecznie wnikliwie zrecenzowane. Uważam, że będzie to szeroko otwarta furtka dla słabych prac doktorskich. W polskich naukach społecznych mamy zalew – co pokazała ostatnio przeprowadzona parametryzacja jednostek naukowych – prac zbiorowych wydawanych w niewielkich nakładach i przez wydawnictwa mało znane w środowisku danej dyscypliny naukowej. Takie „monografie” nie są tak starannie recenzowane jak artykuły w dobrych czasopismach naukowych. Jeden czy dwóch recenzentów recenzuje cały tom złożony z wielu rozdziałów, a nie jest tak, że do każdego rozdziału są dobierani niezależnie dwaj recenzenci i nie są to recenzje typu blind review.

Można się tedy spodziewać, że obok prac doktorskich złożonych z artykułów opublikowanych w renomowanych czasopismach będziemy też mieli – i będzie ich, niestety, więcej – prace złożone z rozdziałów niestarannie zrecenzowanych, ogłoszonych drukiem w książkach zbiorowych wydanych przez wydawnictwa lokalnych szkół.

Ale czy o tak duży rozrzut poziomu naukowego doktoratów chodziło ustawodawcy? Zakładanie, że recenzje (w systemie blind review) dopuszczające (względnie odrzucające) artykuły do druku będą stanowiły dodatkową zaporę merytoryczną dla słabych prac jest tylko częściowo uzasadnione. Odnosi się bowiem tylko do tych czasopism, które dbają o wysoki poziom recenzji. Ale co zrobić z marnymi czasopismami? A te, niestety, przeważają. Nazwiska recenzentów nie będą ujawniane komisjom doktorskim. Muszą one założyć, że dany artykuł był zaopiniowany rzetelnie przez kompetentne osoby. I takie założenie będzie w dużej mierze słuszne w odniesieniu do czasopism z listy A (JCR).

Prowadzi mnie to do wniosku, aby w trakcie przewodu doktorskiego bardzo starannie dobierać recenzentów (znanych też ze swojej pozycji naukowej, wnikliwości i niezależności opiniowania). Zakładanie bowiem, że opiniodawcy wydawniczy już wykonali za nas robotę recenzencką jest co najmniej ryzykowne.

Gdy doktorant jest współautorem artykułu naukowego (rozdziału w pracy zbiorowej) wchodzącego w skład pracy doktorskiej, to należy rozpatrzyć dwa przypadki.

Tylko dwóch autorów

Pierwszy przypadek, gdy artykuł ma tylko dwóch autorów: doktoranta i promotora. Wówczas to zazwyczaj promotor jest drugim autorem. Znane w świecie psychologicznym standardy publikacyjne American Psychological Association Publication manual of the American Psychological Association (2010) nakazują, aby doktorant – gdy ogłasza drukiem wspólną z promotorem publikację – występował jako główny autor (principal author).

Takie same zalecenia zostały ujęte w jednym z najlepszych kodeksów etycznych psychologów stworzonym przez American Psychological Association Ethical principles of psychologists and code of conduct . W każdym bądź razie promotorowi z racji jego pozycji administracyjnej nie przysługują w tym przypadku żadne szczególne uprawnienia.

Do współautorstwa promotora artykułu jego doktoranta należy też odnieść zalecenia polskiego kodeksu Rzetelność w badaniach naukowych i procedurach grantowych :

„[…] należy zadbać o to, aby status autora lub współautora pracy był sygnalizowany w sposób zgodny z faktycznym wkładem pracy (na co pozwala kolejność zapisu nazwisk) oraz aby był wyraźnie oddzielony od statusu nieautora (współpracownika, konsultanta, opiekuna naukowego)”.

Niedopuszczalna jest zatem, co dla mnie oczywiste, taka oto sytuacja, gdy promotor wykazuje nadmierne „przywiązanie” do pracy doktorskiej swojego ucznia i dopisuje się do artykułu w całości napisanego przez doktoranta, jako jego współautor. Ten „wkład” promotora jest jedynie symboliczny, a współautorstwo jest wymuszone (guest authorship). Jest to oczywiste naruszenie zasad etyki pracy naukowej. Doktorant, w trosce o własną karierę, woli nie kwestionować tego „wkładu”.

W standardowej, etycznie poprawnej sytuacji, współautorstwo promotora jako drugiego autora artykułu wchodzącego w skład – pojmowanej jako „spójny tematycznie zbiór artykułów” – pracy doktorskiej wskazuje, iż: (a) ponosi on rzeczywistą współodpowiedzialność za opublikowane treści; (b) akceptuje on, iż to doktorant wniósł większy wkład w powstanie danej pracy.

Można tedy zasadnie domniemywać, iż artykuł ten wnosi ową cząstkę oryginalności (o której mówi ustawa) do całego cyklu stanowiącego pracę doktorską. Promotor świadczy o tym przed radą jednostki. Mówiąc dosadniej, wiadomo, że to opracowanie powstało pod naukowym kierunkiem promotora. Zakładam tu, być może w trybie idealizującym, że promotor rzeczywiście pracuje z doktorantem. Jeżeli tak jest, to ów wkład jest widoczny. Współautorstwo promotora artykułu można zatem traktować jako odpowiednik zapisu na stronie tytułowej tradycyjnie, w formie maszynopisu, przedstawionej pracy doktorskiej: „praca doktorska napisana pod kierunkiem…”.

Uważam zatem za ważne współautorstwo promotora większości prac (zwłaszcza tych, które zawierają prezentację modelu oraz prezentację i dyskusję wyników badań) składających się na rozprawę doktorską. Już na etapie wszczęcia przewodu doktorskiego powinno się przewidzieć, że zakończy się on cyklem artykułów.

Gdy artykuł ma wielu autorów

W naukach empirycznych z obszaru nauk społecznych, a taką jest np. psychologia, stosunkowo częściej powstają prace (artykuły drukowane w renomowanych czasopismach naukowych) wieloautorskie, aniżeli jednoautorskie. Dziś, zwłaszcza gdy odwołujemy się do złożonych (też pod względem użytej aparatury pomiarowej) badań eksperymentalnych, laboratoryjnych czy terenowych, artykuł jest najczęściej efektem pracy zespołowej. To, co nowe i co warto jak najszybciej „wysłać w świat”, ukazuje się przede wszystkim w czasopismach naukowych. Duże przyspieszenie w niektórych działach nauki – np. nauk o mózgu czy neurokognitywistyki – sprawia, że najlepszym miejscem publikacji stają się czasopisma i to te o krótkim cyklu wydawniczym, kwartalniki czy miesięczniki. Myślę, że nie ma większego sensu, aby badacz-empirysta, współautor artykułu, wyodrębniał swoją cząstkę wyników ze wspólnego, napisanego we współpracy opracowania (a bez tej współpracy taki wynik byłby trudny czy wręcz niemożliwy do osiągnięcia!) i przenosił ją do spiętego okładkami maszynopisu pracy doktorskiej, oczywiście z zaznaczeniem proporcjonalności własnego wkładu w jej powstanie. I co z tego, że po jakimś czasie powstanie z tego autorskie opracowanie, gdy będzie ono miało iście bibliofilski nakład. Nawet gdy taki maszynopis trafi do jakiegoś uniwersyteckiego repozytorium, to i tak nie będzie to samo, co druk w uznanym w danym środowisku czasopiśmie naukowym.

Sumując, jestem „za”, aby w takim jednotematycznym cyklu prac pojawiły się i takie, których doktorant jest jednym z wielu autorów. Trzeba jednak rozwiązać jeden i to dość istotny problem. Trzeba odpowiedzieć na pytanie o wagę wkładu doktoranta w powstanie takiego artykułu. Czy był on autorem pomysłu albo autorem modelu teoretycznego, albo autorem metody i projektu badania empirycznego, czy autorem analizy statystycznej danych, czy też był osobą odpowiedzialną za całokształt artykułu? No bo czym innym jest, gdy doktorant-współautor prowadził jedynie badania wedle cudzego pomysłu i projektu, a czym innym, gdy to był jego autorski pomysł lub ko-autorski (z promotorem) i wedle niego przeprowadził badania. W tym drugim przypadku nie mam wątpliwości co do zasadności włączenia takiego artykułu do cyklu doktorskiego. W pierwszym też nie mam wątpliwości, iż taki artykuł może stanowić jedynie dodatkowe wzmocnienie głównych artykułów składających się na cykl prac tworzących pracę doktorską. Najlepiej, gdy już w druku artykułu, zazwyczaj w formie przypisu na pierwszej stronie, znajdzie się informacja o merytorycznym (a nie tylko procentowym) wkładzie poszczególnych współautorów w powstanie danej pracy. W przeciwnym wypadku recenzent nie będzie mógł ocenić wartości naukowej rzeczywistego wkładu doktoranta w powstanie tej pracy.

Oczywiście współautorstwo promotora takiego wieloautorskiego artykułu ma swoje uzasadnienie tylko wówczas, gdy pozostali (a nie tylko doktorant) autorzy akceptują jego wkład w powstanie artykułu, zwyczajowo określony kolejnością autorów oraz stosownymi, ujętymi w przypisach, atrybucjami. Problem znika, gdy wszyscy autorzy są członkami tego samego zespołu badawczego, którego kierownikiem jest promotor. Jeżeli jednak pozostali współautorzy nie są doktorantami promotora X, to staje się on tylko współodpowiedzialnym za ten artykuł, a nie za cały projekt doktorski. Moim zdaniem, jeżeli dany artykuł wieloautorski ma być włączony do jednotematycznego zbioru artykułów składającego się na pracę doktorską jednego ze współautorów, to pozostali współautorzy powinni być poinformowani o tym zamiarze i powinni wyrazić na to zgodę. Można bowiem wyobrazić sobie taką sytuację, że także pozostali współautorzy myślą o tym samym. Nie akceptowałbym takiej sytuacji, że jeden artykuł składa się na pracę doktorską kilku doktorantów. Chyba, że w grę będzie wchodzić sytuacja opisana w art. 13 ust. 4 ustawy:

„[…] Rozprawę doktorską może także stanowić samodzielna i wyodrębniona część pracy zbiorowej, jeżeli wykazuje ona indywidualny wkład kandydata przy opracowywaniu koncepcji, wykonywaniu części eksperymentalnej, opracowaniu i interpretacji wyników tej pracy, odpowiadający warunkom określonym w ust. 1. […]”.

Wówczas wymagane jest, aby kandydat przedłożył „[…] oświadczenia wszystkich jej współautorów określające indywidualny wkład każdego z nich w jej powstanie” (§ 5.3. rozporządzenia ministra do spraw nauki).

Pytanie: Czy w przypisie do artykułów napisanych wspólnie przez doktoranta i promotora powinna się znaleźć informacja, że jeden z nich jest promotorem pracy doktorskiej prowadzonej w danej jednostce naukowej? Byłbym za tym, aby taka informacja (w formie przypisu) pojawiła się w artykule stanowiącym cząstkę pracy doktorskiej. Wzmocniłoby to nie tylko odpowiedzialność promotora, ale informowałoby środowisko naukowe, że ta praca powstała w „stajni” profesora X i że doktorant nie był „niezależnym” autorem.

Ukryty wkład

I jeszcze jeden problem. Co zrobić z cyklem artykułów, gdy żaden z nich nie jest współsygnowany przez promotora? Wobec środowiska naukowego odpowiedzialność promotora staje się iluzoryczna. Niby jest (wie o nim tylko rada jednostki i osoby bezpośrednio zainteresowane), ale go nie ma. Wszystkie ewentualne zarzuty trafiają tylko do doktora. Podobnie z pochwałami. Nie podoba mi się taki ukryty przed środowiskiem naukowym „wkład” promotora w powstanie pracy doktorskiej, napisanej zgodnie z prawem, pod jego kierunkiem.

Doktorant pracuje nad rozprawą doktorską pod kierunkiem profesora X, gdy ten, decyzją rady jednostki i na wniosek doktoranta, zostaje wyznaczony jako jego promotor. Aby dokonało się wszczęcie przewodu doktorskiego, doktorant musi spełnić określone wymagania:

(a) ujęte w ustawie (m.in. musi przedłożyć co najmniej jedną publikację – por. nowe brzmienie art.11 ust. 2 przywołanej już wyżej ustawy o zmianie ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym) :

„[…] 2. Warunkiem wszczęcia przewodu doktorskiego jest posiadanie wydanej lub przyjętej do druku publikacji naukowej w formie książki lub co najmniej jednej publikacji naukowej w recenzowanym czasopiśmie naukowym wymienionym w wykazie czasopism naukowych ogłaszanym przez ministra właściwego do spraw nauki zgodnie z przepisami wydanymi na podstawie art. 44 ust. 2 ustawy z dnia 30 kwietnia 2010 r. o zasadach finansowania nauki (Dz. U. Nr 96, poz. 615, z późn. zm.) lub w recenzowanych materiałach z międzynarodowej konferencji naukowej lub publiczna prezentacja dzieła artystycznego”;

(b) w odpowiednim rozporządzeniu wydanym przez ministra właściwego do spraw nauki,

a także przejść procedurę zwyczajowo stosowaną w danej jednostce.

Od tego momentu powinien pozostawać w roboczym kontakcie ze swoim promotorem. Ten zaś powinien mieć realny wpływ na to, co zamierza zrobić doktorant (ustawa mówi o „opiece naukowej”). Moim zdaniem, promotor ponosi współodpowiedzialność za naukową jakość doktoratu. Ponosi ją także za etyczną stronę przeprowadzonych przez doktoranta badań. Ta odpowiedzialność się kończy, gdy doktor X przedstawia rozprawę habilitacyjną. Chyba że badania habilitanta wpisują się w większy, koordynowany przez danego profesora program badawczy. Sama jednak habilitacja powstaje, tak to przynajmniej wynika z zapisów ustawowych, samodzielnie (czytaj: habilitant nie ma promotora).

Rzecz jasna, praca przedłożona w procedurze wszczynania przewodu doktorskiego nie może być potem włączona do pracy doktorskiej potraktowanej jako cykl publikacji.

Zestaw artykułów przedstawiony promotorowi przez doktoranta, gdy na powstanie żadnego z nich nie miał on rzeczywistego wpływu (był ghost supervisor), nie daje podstaw do tego, aby można powiedzieć, że ta praca powstała pod jego „naukowym kierunkiem”. Można pójść jeszcze krok dalej i zastanawiać się nad tym, dlaczego promotor nie chciał się podpisać pod daną pracą. Być może z jakichś powodów nie chciał wziąć za nią odpowiedzialności? A może został postawiony przed faktem dokonanym? I czy w takiej sytuacji można mówić, że doktorant przygotowywał swoją pracę pod kierunkiem promotora X? Moim zdaniem – nie można. Być może i w tym zakresie trzeba przepisy dostosować do takiej możliwej sytuacji.

Prof. dr hab. Jerzy Marian Brzeziński, dyrektor Instytutu Psychologii UAM, przewodniczący Rady Kuratorów Wydziału I Nauk Humanistycznych i Społecznych PAN.
Autor dziękuje za przekazane uwagi do wstępnej wersji tekstu następującym osobom: prof.prof. Janowi Cieciuchowi (UKSW), Dariuszowi Dolińskiemu (SWPS), Elżbiecie Hornowskiej (UAM), Hubertowi Izdebskiemu (UW), Piotrowi Olesiowi (KUL), Władysławowi J. Paluchowskiemu (UAM), Janowi Strelauowi (SWPS), Mariuszowi Urbańskiemu (UAM), Bogdanowi Wojciszke (SWPS).
Część drugą tego artykułu, dotyczącą problemu własności prac magisterskich i doktorskich zamieścimy w kolejnym numerze.