Burzliwa rzeka wsiąkająca w piasek

Andrzej Rabczenko

Według GUS w roku 2012 pracami B+R zajmowało się w Polsce 67 tys. badaczy (ogółem 90,7 tys. osób). W tej liczbie znajdują się pracownicy szkół wyższych (38 tys.), instytutów badawczych (8,7 tys.) i instytutów PAN (4,6 tys.). Ich obszary zainteresowań to nauki: w 40% inżynieryjne i techniczne; 21% przyrodnicze; 12,4% medycyna/zdrowie; 5,7% rolnicze; 20% społeczne i humanistyczne.

O niskiej innowacyjności polskiej gospodarki powstały już dziesiątki artykułów. Analizuje się ankiety, powstają raporty. Programy Innowacyjna Gospodarka i Kreator Innowacyjności pochłonęły miliardy złotych, a innowacyjność polskiej gospodarki ciągle znajduje się w ogonie UE, wyprzedzając jedynie Bułgarię, Rumunię i Łotwę. Niemal we wszystkich porównaniach związanych z nauką i innowacyjnością Polska zajmuje miejsca końcowe.

Ponurych refleksji dostarcza lektura raportu OECD Science, Technology and Industry Scoreboard 2013: Innovation for Growth . Polska jest jedynym krajem z analizowanych, w którym liczba doktoratów w 2011 zmniejszyła się (i to znacznie) w porównaniu z rokiem 2000. Polska ma drastycznie mało pracowników B+R na 1000 zatrudnionych (w Europie wyprzedza nas w negatywnym sensie tylko Turcja), w dodatku w 2/3 są to pracownicy nauki. W procencie badaczy zatrudnionych przez biznes zajmujemy również zaszczytne, przedostatnie miejsce (będąc lepszymi od Słowacji) i to koresponduje z wydatkami na B+R ponoszonymi przez biznes, w którym to rankingu jesteśmy na miejscu ostatnim. Polska również zajmuje przedostatnie miejsce w procencie publikacji naukowych o wysokim stopniu cytowania (wyprzedza tylko Rosję).

Polska dominuje tylko w jednym – zależności gospodarki od firm zagranicznych. W tej materii jest numerem 1! (według danych z 2010 zależność ta to 9%, drugie miejsce zajmują Węgry 3,3%, ostatnie Włochy 0,33%).

Problem innowacyjności polskiej gospodarki pogłębia fakt, że nakłady na innowacje w dwóch trzecich składają się z inwestycji w kupowane nowe maszyny i urządzenia; aż 13% to grunty, budynki i budowle, a B+R to zaledwie 14% (GUS 2012).

Powyższe dane pokrywają się z faktami przedstawionymi przez profesorów Pawłowskiego i Tadeusiewicza (Jeremiady medialne i realne fakty. Cz. II , FA 5/2014), aczkolwiek z jednym w tym artykule nie można się zgodzić. Fakt „taniości” patentu nie oznacza jego efektywności, ale zupełnie co innego. Poniżej przedstawione są następne wysoce bulwersujące dane, z których wynika, że w 2012 tylko 8,3% polskich patentów było rejestrowanych za granicą. (Przypomnijmy, iż patentowanie tylko w Polsce oznacza ochronę tylko w Polsce i zezwolenie na stosowanie rozwiązania poza nią. Przypomnijmy też, że 50% patentów to produkt polskich uczelni i instytutów.) Wniosek? Można się obawiać, iż taniość pozyskiwania patentów wiąże się również z ich małą użytecznością, bowiem fakt spełnienia warunku „możliwości zastosowania technicznego” nie oznacza „komercyjności” rozwiązania. W „normalnych” krajach chroni się rozwiązanie, bowiem jest to element bezpieczeństwa wdrożenia do praktyki, a zatem chronimy biznes, a jeżeli tak, to ze względu na globalizację chronimy go na całym świecie. Można się obawiać, że polskie patentowanie ukierunkowane jest głównie na zdobywanie punktów, gdyż bez względu na sensowność opatentowania za uzyskanie patentu otrzymuje się aż 27 punktów, co równoważne jest publikacji w porządnym czasopiśmie.

Tabakiera i nos

W cytowanym wyżej artykule autorzy stawiają problem: Ludzie dla gospodarki czy odwrotnie? Przypuśćmy, że sejm wraz z oszalałym ministrem finansów podwyższy podatek dochodowy do np. 70%. W efekcie takiego ruchu większość dobrych firm przeniesie się do Słowacji, Ukrainy, Białorusi, gorsze firmy zbankrutują, a pozostaną tylko te, które potrafią prowadzić kreatywną księgowość lub funkcjonujące w szarej strefie. Wpływ do budżetu z podatków CIT zaniknie, skokowo wzrośnie bezrobocie, skutkując z jednej strony obciążeniami budżetu na zasiłki, z drugiej zmniejszeniem się wpływów z VAT, bowiem siła nabywcza społeczeństwa gwałtownie się zmniejszy. Co z finansowaniem badań naukowych?

Z kolei zapytajmy: Nauka dla ludzi czy odwrotnie? Ostatnio w jednym z dzienników telewizyjnych z dumą podkreślono, że pewien Polak, jako jedyny w świecie, przepłynął kanał La Manche będąc już zdobywcą Mont Everestu. Skoro jesteśmy przy Himalajach, sensacją na długi czas stało się to, że paru mężczyzn właziło zimą na Broad Peak i dwóch zmarło.

Z ogromnym szacunkiem dla osobistych, głębokich, indywidualnych doznań himalaistów należy spytać, czy włażenie na górę dla samobójców jest polskim celem społecznym? Spytajmy także, czy „pozycja polskiej nauki w świecie” jest priorytetem dla obywatela, który z podatków finansuje badania naukowe? Z ogromnym szacunkiem dla głębokich, indywidualnych doznań intelektualnych (związanych np. ze zgłębieniem pojęcia ilości rozciągłej), popierając absolutnie swobodę badań naukowych, można i trzeba zadać pytanie, co z tej działalności wynika dla społeczeństwa?

Co do zasady, pracodawca (czytaj gospodarka) ma prosty stosunek do świata akademickiego:

Potrzebuje wykwalifikowanych pracowników bez względu na ich obywatelstwo, rasę, orientację seksualną czy wyznanie.

Potrzebuje nowych rozwiązań pozwalających na konkurencyjność ich przedsiębiorstw bez względu na kraj pochodzenia tych rozwiązań.

Potrzebuje wiarygodnych ekspertyz bez względu na język jakim posługuje się ekspert.

Chętnie sfinansuje każdą korzystną innowację pochodzącą z nauki, ale każda innowacja jest inwestycją, a krytycznym parametrem decyzyjnym jest ryzyko powodzenia.

Nie ma dylematu w wyborze alternatywy: Polski pomysł i ogromne ryzyko, czy sprawdzona technologia i precyzyjny biznesplan?

Czy polska nauka spełnia te oczekiwania nawet pamiętając o zasadzie Pareto?

System

Czy można mieć pretensje do pracowników nauki, że skutki ich działania nie przenoszą się na sukcesy ekonomiczne polskiej gospodarki? Odpowiedź brzmi – nie. Brak związku między badaniami naukowymi a gospodarką wynika bezpośrednio z obecnego systemu! System płaci i wymaga.

A do czego system zachęca, a nawet zmusza? Polski system oceny instytucji naukowej oraz awansu pracownika nauki regulowany jest odpowiednimi ustawami oraz rozporządzeniami MNiSW. Bezpośrednio i pośrednio wynika z niego, że najwyższą wartością jest praca na rzecz międzynarodowej społeczności badaczy, w ostateczności zaś praca na rzecz lokalnej, polskiej grupy osób zajmującej się podobną problematyką. Ocena jednostki, czyli liczba zebranych przez nią punktów skutkująca kategoryzacją jednostki naukowej, jest jednoznaczna. Osoby zainteresowane mogą znaleźć stosowne algorytmy w rozporządzeniu z 13 lipca 2012 r. w sprawie kryteriów i trybu przyznawania kategorii naukowej jednostkom naukowym (uwaga: nie zaleca się czytać tego tekstu osobom mającym skłonności samobójcze lub łatwo wchodzące w stan agresji).

Dla zrozumienia systemu konieczne jest zapamiętanie ważności liczby N, pod warunkiem pamiętania o N0, zrozumienie istoty progów nierozróżnialności i pełnego przewyższania, wprowadzenie (w ramach GWO) końcowych danych do algorytmu: V(X,Y) = W1 × P1(X,Y) + W2 × P2(X,Y) +W3 × P3(X,Y) + W4 × P4(X,Y). Dane uściślane są poprzez wzory ankiet i rozporządzenie o liczbie punktów przyznawanych za publikacje w określonych czasopismach oraz przepis określający, co jest, a co nie jest monografią i ile monografii zalicza się do dorobku instytucji badanej (w zależności od N i jej charakteru). Należy również uwzględnić wagi w zależności od dziedziny. Jednym ze śmieszniejszych elementów jest wtłaczanie w te biurokratyczne kryteria osiągnięć z dziedziny sztuki.

Gdyby Guliwer żył w naszych czasach, nie musiałby się fatygować do Balnibarii i zwiedzać w Lagado Akademii Wynalazców. Wystarczyłby spacer do MNiSW. Tam powstały kryteria oceny jednostek naukowych (z uwzględnieniem PAU) pozwalające na ściśle „obiektywny” podział dotacji publicznych stanowiących przecież podstawę ich działalności. System zatwierdzony przez Sejm, Senat i Prezydenta RP doprowadził do sytuacji, w której zmusza się pracowników nauki do pracy na rzecz międzynarodowych ośrodków naukowych lub tworzenia wirtualnej rzeczywistości czasopism, konferencji, monografii i patentów tworzonych na cele punktacji. Mimo otwartej bramki do biznesu, działalność w tym kierunku jest kłopotliwa i nie daje zbyt dużych profitów.

Nowa perspektywa

Pani premier Bieńkowska prezentuje swoje niepokoje związane z powiązaniem biznesu i akademii: „Często się zastanawiam, czy polskie uczelnie są do tego przygotowane. Technicznie i infrastrukturalnie są przygotowane (…). Zgrzeszyłabym też, gdybym powiedziała, że są nieprzygotowane, jeśli chodzi o potencjał wśród młodych ludzi, absolwentów. Naprawdę mamy świetnie wykształconych młodych ludzi (…). Natomiast mentalnie – myślę, że jeszcze trochę czasu minie” (PAP 2014.04.04). Czy nowa perspektywa mająca ożywić gospodarkę będzie podobna do poprzedniej? Benzyna wlewana do dziurawego baku nie spowoduje poruszania się samochodu choćby nawet ze świetnym silnikiem. Czy istnieje strategia państwa związana z innowacyjnością gospodarki?

Ciekawych spostrzeżeń co do owej strategii innowacyjnej dostarcza przejrzenie tematów finansowanych przez POIG. W programie 4.4 publiczne pieniądze dotują inwestycję w „prozdrowotne wyroby piekarnicze z ciasta półfrancuskiego z owocowym nadzieniem” kwotą 34,8 mln zł albo w projekt „Rewolucja w branży rozrywki – fizyczne doznania w wirtualnej rzeczywistości” na kwotę 34 mln zł. Przejrzenie projektów w programie 8.1 jest równie ciekawe. Bez wątpienia niektóre projekty stanowią doskonałą absorbcję środków, a w dodatku dostarczają fizycznych doznań w wirtualnej rzeczywistości.

Co robić?

Polski Kongres Gospodarczy „Nauka dla Biznesu, Biznes dla Nauki” (22-23 października 2014 w Warszawie) ma na celu sformułowanie programu wydostania się z gmatwaniny prawnej duszącej polski potencjał intelektualny. Nie idzie o to, by drogą ustawy wprowadzić inny, także sztywny system. Nie są potrzebne tamy i groble oraz całe dywizje kontrolerów pilnujących, by strumień intelektu przebiegał wedle założonych reguł, a potem rozpływał się w jałowej pustyni. Potrzebne są zmiany niewielkie, ułatwienia tam, gdzie potrzeba, by stymulowany przepływ sam sobie utorował drogę, poszerzył i wypracował nowe, racjonalne kanony.

Finansowanie badań naukowych – dwa typy:

Konkursy na projekty naukowe, ale zwycięska jednostka dostaje nagrodę w postaci narzutu, przeznaczonego na prace własne jednostki. Zamówienia publiczne – bezkonkursowe projekty z zadanym precyzyjnym celem, do których dobiera się multidyscyplinarny zespół wykonawczy (rozwiązanie typu projekt „Manhattan”).

Podniesienie rangi twórczej działalności konstrukcyjnej, kompilacyjnej oraz praktykowania wiedzy nadaniem wyróżniającym się jednostkom organizacyjnym statusu Akademickich Centrów Wiedzy, których celem nie byłoby tylko tworzenie nowej wiedzy, ale również jej zastosowania. W takich centrach osobista kariera (według rang kariery naukowej) związana byłaby z dokonaniami takimi, jak unikalne konstrukcje, nowe technologie, albo istotne opracowania czy raporty, wreszcie mistrzowskie opanowanie jakiejś umiejętności – od gry na skrzypcach po kardiochirurgię. Akademickie Centra Wiedzy afiliowane do (lub będące częścią) szkoły wyższej miałyby prawo prowadzenia studiów magisterskich, a współpracując z odpowiednim studium doktoranckim – studiów doktorskich.

Każde Akademickie Centrum Wiedzy winno współpracować z odpowiednią jednostką profesjonalnie wspomagającą komercjalizację osiągnięć.

Konieczne jest tworzenie powiązanych ze szkołami wyższymi i Akademickimi Centrami Wiedzy ośrodków „sprawdzenia koncepcji” i innych wewnętrznych i zewnętrznych organizacji wspomagających przejście między inwencją a innowacją. Proof of Concept Center (POCC) jako specyficzne jednostki pojawiły się w XXI wieku przy wiodących ośrodkach akademickich USA, obecnie są jednym z filarów procesu inwencja–innowacja. Ta forma wspierania transferu wiedzy przeniosła się przez ocean i na przykład stała się bardzo popularna w Wielkiej Brytanii. Z ośrodkami POCC wiążą się dedykowane do tego celu fundusze, tak publiczne, jak i prywatne.

Potrzebna jest profesjonalna, specjalna agencja wspierania ochrony patentowej za granicą, zapewniająca opiekę przed naruszeniami, a także zajmująca się promocją rozwiązań. Do takiego Repozytorium Własności Intelektualnej akceptowałoby się tylko rozwiązania mające w sobie potencjał komercyjny.

Wnioski

Nie będzie związku między gospodarką a akademią bez spokojnego, praktycznego spojrzenia na całość systemu i zbudowania strategii państwowej osadzonej w praktyce.

Nie będzie tego związku, jeżeli kryteria oceny będą polegać na algorytmach i punktacji, wpychających akademików w wirtualny świat publikacji, monografii i patentowania.

Konieczne jest ustanowienie parunastu projektów kluczowych, istotnych dla gospodarki kraju, finansowanych tak, jak się finansuje projekty wojskowe podczas wojny.

Konieczne jest finansowanie budżetowe brakującego, podstawowego ogniwa łączącego gospodarkę z nauką, jakim jest etap „sprawdzenia koncepcji”, włączając w to prawidłowo działające Centra Transferu Technologii, inkubatory, a także Centra Sprawdzania Koncepcji.

Od naszej obecnej działalności zależy, czy w tej IV wojnie światowej o innowacje będziemy po stronie zwycięzców, czy pokonanych.

Prof. dr hab. Andrzej Rabczenko, chemik, biochemik, biofizyk, specjalizuje się w biofizyce molekularnej i bioinformatyce; prekursor i praktyk procesów komercjalizacji badań naukowych i wprowadzania gospodarki rynkowej w Polsce,
doradca prezydenta Pracodawców RP.