Najlepsze 25 lat

Leszek Kaczmarek

Ostatnie 25 lat to także 25 lat mojej samodzielnej pracy badawczej. Uzyskałem habilitację w 1988 r. i zakładałem wtedy własny zespół badawczy. Miałem okazję przyglądać się zmianom w nauce zachodzącym w ostatnich latach, choćby dlatego, że Komitet Badań Naukowych, który je zapoczątkował, był wytworem Towarzystwa Popierania i Krzewienia Nauk. Byłem członkiem tego towarzystwa w momencie, kiedy powstawała koncepcja KBN. TPKN był kuźnią pomysłów, forum dyskusji, ścierania się poglądów. Pamiętam starcie, jakie miałem z prof. Witoldem Karczewskim podczas spotkania towarzystwa na ul. Hożej. Optowałem za dużo większym udziałem grantów w finansowaniu nauki. Prof. Karczewski ripostował: „Panie docencie, pan sobie wyobraża, że wywóz śmieci też będziemy finansowali z grantów?”. Odpowiedziałem, że tak. Z kosztów pośrednich grantów takie rzeczy powinny być opłacane. Przedstawiano poglądy skrajne, jak moje, i takie, że w ogóle należy to robić inaczej. W latach 80. istniały tzw. problemy węzłowe – duże projekty, w których była koncepcja, lider badań, pieniądze. Ta forma organizacji badań miała wiele zalet, co potem długo przypominano. KBN był pewnym kompromisem między starymi i nowymi czasami. Jego przełomowe znaczenie polegało na wprowadzeniu finansowania grantowego, które dziś jest podstawą uprawiania badań.

Reforma w pół kroku

Głównym problemem KBN było zaś, moim zdaniem, zbyt ograniczone finansowanie grantowe. Nie można było dostać i realizować dwóch grantów jednocześnie. Znalazłem się kiedyś w takiej sytuacji, że jeden z moich projektów odrzucono, napisałem odwołanie, ale w tym czasie złożyłem inny projekt. Na koniec oba projekty dostały finansowanie. Dostaję kiedyś telefon z KBN, że muszę wycofać jeden projekt. Nie mogłem tego zrozumieć, bo nie było między nimi żadnego nakładania się. Projekty KBN-owskie nie dawały możliwości zatrudniania młodych ludzi do zespołu badawczego. Były zbyt małe. Jednak fakt, że były, stanowił olbrzymi przełom. Niestety, rozpoczęło to niekorzystne zjawisko rozdrobnienia i fragmentaryzacji badań naukowych. To była jedna z głównych wad systemu KBN-owskiego. Zniknęła możliwość robienia dużych projektów, które łączyłyby problemy i zespoły naukowe.

Podjęto próbę przełamania tego zjawiska przez projekty badawcze zamawiane. Dziś jedni oceniają to dobrze, a drudzy źle. Ja patrzę na to pozytywnie, bo akurat brałem udział z projektach, które fantastycznie zaowocowały naukowo. Oryginalnie projekty badawcze zamawiane mogły być inicjowane przez komitety naukowe PAN. W tym kontekście wykreowałem Komitet Neurobiologii i po zaciętych dyskusjach zaproponowaliśmy projekt badań nad uzależnieniami. Potem z takiej możliwości zrezygnowano. Niestety, KBN z czasem zaczął się wyradzać. Coraz większego znaczenia nabierali urzędnicy. W sumie jednak KBN oceniam dziś bardzo pozytywnie. Była to jednak reforma w pół kroku. Za mało było finansowania grantowego: za mało grantów i za małe granty. Ministerstwo przez lata nie zdołało tego przełamać. Zrobiło to dopiero powołując Narodowe Centrum Badań i Rozwoju oraz zwłaszcza Narodowe Centrum Nauki. Obecnie budżet na działalność statutową to nieco ponad 2 mld zł, budżet NCN to 900 mln i NCBR (łącznie z różnych źródeł) – 4,5 mld zł. Zatem teoretycznie większość środków na badania trafia do uczonych w postaci grantów. Na pewno w tej chwili finansowanie grantowe jest dużo bardziej znaczące niż statutowe, a jeszcze 6-7 lat temu było zupełnie na odwrót. Działalność tych dwóch agencji należy ocenić zdecydowanie pozytywnie.

Wielka wyrwa

Żałuję jednak bardzo, że Narodowe Centrum Badań i Rozwoju swojej misji ustawowej nie realizuje w sposób w pełni prawidłowy. O ile NCN może finansować tylko badania podstawowe, to NCBR ma szersze spektrum zainteresowań. W Polsce badania są podzielone ustawowo na podstawowe, stosowane, przemysłowe, prace rozwojowe i na rzecz obronności. Przez wiele lat za mało uwagi poświęcano badaniom o charakterze naprawdę aplikacyjnym. Ocena tych badań była stosunkowo niska. NCBR chciało to przełamać, ale poszło za daleko. W tej chwili finansuje głównie badania przemysłowe i rozwojowe. Praktycznie nie są finansowane badania stosowane, takie, jak zapisano w ustawie. Różnica między badaniami podstawowymi i stosowanymi polega głównie na intencji. Badania stosowane także służą poznaniu nowych faktów, ale z intencją ich zastosowania do konkretnego celu. W NCBR faktycznie nie finansuje się takich badań. Nawet, gdy się wczytać w regulamin Programu Badań Stosowanych, to nie ma tam miejsca na badania stosowane, tylko na podstawowe oraz prace rozwojowe i przemysłowe.

Na czym polegają badania stosowane? Załóżmy, że ktoś pracuje nad nowotworami. Odkrywa, że w czasie rozwoju nowotworu dochodzi do pobudzenia pewnego genu i wytwarza się pewne białko. Chciałby zatem sprawdzić, czy można znaleźć cząsteczkę, która wskutek modyfikacji tego białka wpłynie na nowotwór. To jest badanie stosowane, choć jeszcze nie wiemy, czy jakiś producent zechce taki lek wdrożyć. Takich badań NCBR nie finansuje. Finansuje takie, w których już mamy cząsteczkę i partnera przemysłowego. Ale to już są badania wdrożeniowe czy przemysłowe. Ogromnym brakiem obecnego systemu finansowania polskiej nauki jest właśnie niemożliwość finansowania badań stosowanych. To wielka wyrwa w finansowaniu nauki w Polsce.

Fundacja na rzecz Nauki Polskiej to kolejna ważna instytucja na mapie naszej nauki. Przez hasło: wspieramy najlepszych, by stali się jeszcze lepsi, FNP zmienia naszą mentalność. Warto pamiętać, skąd się FNP wzięła: fundusz założycielski pochodzi z czasów, gdy każda firma musiała 1,2 proc. wartości produkcji sprzedanej przeznaczyć na fundusz rozwoju nauki. Fundacja przez wiele lat rozdzielała bardzo niewielkie środki. Ostatnio, dzięki wykorzystaniu środków unijnych, powiększyła swoją działalność.

Naukę tworzą uczeni

Jest jeszcze kolejna organizacja, którą trzeba skomentować – Polska Akademia Nauk. Mogłoby być dużo lepiej. Mam wrażenie, że Akademia byłą otaczana dużą niechęcią decydentów. Z tego powodu przyjmowała odruchy obronne, co nigdy nie służy dobrze nikomu. Akademii też nie służyło. To nie jest właściwa postawa, jeśli chce się coś osiągnąć. Akademia cały czas traciła różne uprawnienia. Cały czas nie jest ona dobrze zorganizowana i ulokowana. Opiekuje się instytutami, nie mając żadnych narzędzi, by na nie wpływać. Akademia ma wpływ na wybór dyrektora instytutu, ale już nie na jego zatrudnienie. Akademia mu nie płaci, nie ma środków na wyposażenie jego laboratorium, a tylko w ten sposób mogłaby przyciągać dobrych ludzi. Komitety naukowe powinny mieć jakieś uprawnienia koncepcyjne. Mają historycznie duże zasługi, ale są stopniowo po talarku okrawane z kolejnych uprawnień. Nie bardzo wiedzą, jaka powinna być ich rola. Akademia nigdy nie przeszła do ofensywy. Szkoda, że nie wystąpiła o środki strukturalne na restrukturyzację. W Wydziale Nauk Biologicznych dokonaliśmy swego czasu sporej restrukturyzacji naszych placówek. Akademia nigdy nie tworzyła niczego nowego.

Byłem zaangażowany w tworzenie Międzynarodowego Instytutu Biologii Molekularnej i Komórkowej. To było w zasadzie przedsięwzięcie kilku kolegów. Akademia sprawuje pewien nadzór nad instytutem, ale nie należy on do PAN. Na początku lat 90. mieliśmy nadzieję, że takich instytutów powstanie w Polsce wiele. To byłby impuls do rozwoju nauki. Tymczasem poświęcamy wiele czasu i środków restrukturyzacji tego, co źle działa. Nauka tak się nie rozwija. Jak coś nie działa, to nie działa. Trzeba inwestować, dawać szanse nowemu, nowym kierunkom, nowym ludziom. Trzeba uciekać do przodu. Największym rozczarowaniem jest zbyt mała uwaga poświęcana rozwojowi. Spójrzmy na to, jak wyglądała nauka w Hiszpanii, Grecji, Portugalii 15 lat temu, a jak wygląda dzisiaj. W latach 90. odwiedzaliśmy Portugalię. Odnoszono się tam z uznaniem do polskich tradycji naukowych. Dzisiaj te kraje mają wielokrotnie więcej grantów europejskich, w tym ERC, niż Polska. W analizie excellence z ub. roku w fizyce najlepszy na świecie w dziedzinie fizyki i astronomii okazał się Instytut Optyki i Fotoniki, zbudowany od zera na piaskach (piękna plaża!) niedawno obchodził 10-lecie istnienia. Chciałbym, żeby to się dokonało w Polsce. Chodzi jednak nie o to, żeby dać pieniądze instytucjom, ale indywidualnym badaczom. Tak przecież tworzyła się Polska Akademia Nauk. Osobowości tworzyły instytucje. Dziś jesteśmy skłonni dać pieniądze raczej instytucjom, a nie indywidualnym uczonym. Tymczasem naukę tworzą uczeni. Instytucje są ważne tylko o tyle, o ile przyciągają wybitne jednostki. Inwestycja w budynki i aparaturę dla ludzi, którzy już gdzieś są, ale nie są bardzo dobrzy, nie ma sensu. Trzeba raczej ściągnąć w to miejsce nowych, dobrych ludzi, a oni załatwią resztę. To jest tańsze i skuteczniejsze. Zbudowanie najlepszego budynku z najlepszą aparaturą niczego nie zmieni.

Czy PAN jest instytutom potrzebna? Instytutom takim jak Instytut Biologii Doświadczalnej im. Marcelego Nenckiego chyba nie jest. Instytut Nenckiego został utworzony przez jego wychowanków na podstawie prywatnej donacji. To była prywatna inicjatywa. Potem został upaństwowiony. Państwo niczego nie potrafi utworzyć. Ono tylko powinno stwarzać ludziom możliwości działania, nie przeszkadzać. To by wystarczyło. Państwo nie jest kreatywne, to ludzie są kreatywni. Instytut Nenckiego nie zyskuje niczego od PAN. Akademia ma niewiele narzędzi, aby nadzorować instytuty. Ustawa z 1997 r. ograniczyła jej uprawnienia, a ustawa z 2010 – jeszcze bardziej. To było złe posunięcie. Doprowadzono do sytuacji, w której bardzo dobre instytucje naukowe nie mają impulsu do rozwoju, a zmuszane są do obrony. Akademia powinna być otwarta, współpracować z uczelniami, rozwijać się. Fakt, że członkowie akademii poprzez rady kuratorów mają jakiś nadzór nad placówkami, wygląda ładnie. Brak jednak jasno określonych uprawnień sprawia, że to nie działa skutecznie.

Jedyny sensowny model

Modelu kariery naukowej nauczyłem się będąc uczniem prof. Wiesława Wiktora Jędrzejczaka. Polega ona na indywidualnym rozwoju. Służą jej staże za granicą. Kariera naukowa to przede wszystkim nowe wyniki, zwłaszcza odkrycia, podsumowania i syntezy dostępnej wiedzy, a co za tym idzie – wybitne publikacje, znaczące nagrody i inne wyróżnienia (zaproszenia do wygłoszenia wykładów, itp.), doceniające osiągnięcia naukowe. W ten sposób promowałem swoich młodych kolegów. Z mojego zespołu wypączkowało kilkanaście zespołów naukowych. Nie zauważyłem, żeby model kariery naukowej uległ zmianie. To jedyny sensowny model kariery naukowej. Kariera naukowa polega na tym, że mamy wielu chętnych do uprawiania nauki i wybieramy najlepszych, tych którzy potrafią zgłaszać dobre pomysły i je realizować. Cała reszta to kariera polityczna, administracyjna. Inny świat po prostu. Szkoda, że nie wszędzie na uczelniach obowiązuje ten model. Za wielkie wydarzenie w życiu naukowca uważa się nominację profesorską. Dla mnie była nim habilitacja, bo to ona dawała mi wszelkie uprawnienia do samodzielnej pracy naukowej: prowadzenia doktoratów, możliwość założenie własnego zespołu badawczego. Profesurę mi nadano i tyle. W nauce do takich rzeczy nie powinno się przykładać wagi. Jeżeli ktoś myśli o karierze naukowej w takim sensie, że obejmuje stanowiska, awansuje, dostaje tytuł, to faktycznie nie myśli o karierze naukowej, ale administracyjnej.

Myślę, że to jest najlepsze 25 lat dla Polski w całym tysiącleciu. W latach 60. byliśmy w nauce na bieżąco ze światem. W latach 80. popadliśmy w straszne zapóźnienie. Teraz powoli, zbyt wolno, nadrabiamy je. Nauka będzie taka, jak bogaty jest cały kraj. Udowodniono korelację między publikacjami w najlepszych czasopismach a nakładami na naukę. W nauce poprawia się. Stosując dobre zasady organizacyjne, mamy szansę powoli posuwać się do przodu i nadrobić stracony czas.

Notował Piotr Kieraciński