Krzesło . Dramat miniaturowy

Adam S. Zawadzki

 

 

Ilustracje: Piotr Kanarek

 

 

Osoby dramatu:

PROTAGONISTA – jak tam go sobie reżyser chce

KIEROWNIK zakładu – po sześćdziesiątce, nerwowy, najlepiej z jakimś tikiem

PIERWSZY – koło czterdziestki, szczupły, wysoki, w garniturze i w krawacie, z teczką i dużym notesem-kalendarzem

DRUGI – z nieco nalaną twarzą, energiczny, koło pięćdziesiątki, niezobowiązująco, ale elegancko ubrany, na przykład w dżinsy i marynarkę

TRZECI – przed czterdziestką, w okularach, o zgarbionej sylwetce, ubrany w powyciągany sweter lub coś takiego, co świadczyłoby o jego niewielkich zasobach finansowych i nieprzywiązywaniu wagi do ubioru

CZWARTA – wysoka, duża blondynka przed czterdziestką, w eleganckiej sukience, z torebką i w butach pod kolor

STUDENT – wiadomo

CHÓR SEKRETAREK

I PAŃ Z KSIĘGOWOŚCI – kobiety w różnym wieku, farbowane, utapirowane fryzury, sweterki i przykrótkie marynarki

CHÓR SPRZĄTACZEK – niskie kobiety, z odrostami, w granatowych podomkach w białe groszki i butach korekcyjnych

 

 

Chór sekretarek stoi po prawej stronie sceny, chór sprzątaczek – po lewej. Oświetlane dodatkowymi reflektorami, gdy wyśpiewują swoje kwestie (reszta postaci zastyga wówczas bez ruchu).

Krzesło – nieobecne

 

AKT I

Ciemno.

 

Głos Kierownika:

Pan jest taką nadzieją naszego instytutu, drogi panie, doceniamy, doceniamy pana pracę i liczymy na pana. Pana dokonania za granicą, doprawdy wspaniałe, tak się cieszymy. Prosimy, prosimy, tędy, ostrożnie, bardzo proszę.

 

Zapala się światło, na scenie niewielki pokój po brzegi zagracony regałami i biurkami, brudna firanka, wytarta wykładzina. Biurka z popękaną politurą i na wykrzywionych nóżkach, krzesła (każde innego rodzaju) bez oparcia lub inaczej jakoś uszkodzone. Oprócz mebli, książek i papierów (pożółkłych i zagracających również przestrzeń na podłodze) akcesoria typu: plastikowe butelki do połowy wypełnione mętną wodą i obrośnięte od środka czymś zielonym, glazurowana doniczka z uschniętym kwiatkiem stojąca na przykrywce pojemnika po lodach, przykurzone kartki z zaschniętymi odciskami po kubkach z kawą, niedomyte kubki z utrąconymi uszkami. Na ścianie trójdzielny kalendarz z okienkiem.

 

KIEROWNIK (zataczając ręką wokół):

Proszę, tu jest pana miejsce pracy.

 

PROTAGONISTA:

Gdzie? Nie bardzo widzę.

 

KIEROWNIK (nerwowo wykrzywiając twarz):

No, jakieś krzesełko będzie musiał pan sobie skombinować. Panie kochany, zajmie się pan doktorantem. No, gdzieś tam go pan u siebie umieści.

 

PROTAGONISTA (ostrożnie):

Ale ja nie mam nawet krzesła…

 

KIEROWNIK (tiki chodzą mu po twarzy):

Ciężko jest, oszczędności, zaciskanie pasa, pan rozumie, będzie pan się musiał jakoś z nim podzielić. No, żegnam pana. Ja tu bywam w poniedziałki. A w przyszłym miesiącu zebranie instytutu. Do miłego i powodzenia, drogi panie, jeszcze raz: bardzo się cieszymy.

 

Kierownik wychodzi. Protagonista bezradnie kręci się wokół po pokoju, nie ma na czym usiąść.

 

CHÓR SPRZĄTACZEK (ze smutkiem):

Niebezpiecznie, wietrznie, aspołecznie,

Mało przestrzeni, ludzie stłoczeni, zakwaszeni.

Normy behape rodem z enerde.

A my mamy trzy szmaty i za mało na spłaty

Raty!

 

Wchodzi Drugi.

 

DRUGI (jowialnie, śmiejąc się co chwila, ściska rękę Protagonisty obiema dłońmi, klepie po ramieniu):

Cześć, cześć, dzień dobry, dzień dobry. No, że zacytuję klasyka kina: bardzo cię polubiłem, chłopie. I jak się koledze u nas podoba?

 

PROTAGONISTA:

Właściwie to dopiero mój pierwszy dzień…

 

DRUGI:

No, tak właśnie myślałem, bardzo się cieszę, praca na naszej uczelni to wielki zaszczyt. Taki etat, w dzisiejszych czasach, no sam pan wie, panie kolego. Chciałbym jednak kolegę przestrzec. Jest taki jeden, no przemiły, do rany przyłóż, facet. Ale ja już z nim nie mogę, to jego życie domowe toczące się w instytucie, kolega rozumie, to nie do zniesienia na dłuższą metę. Więc ostrzegam, bo on ma ambicje. Oj tak, dyrektorem by chciał zostać. Ale ja koledze powiem coś. Tak między nami, bo musimy się tu wspierać, inaczej będzie źle, inaczej nas wygryzą, kolega rozumie, każdy ma tu swoje interesy, więc trzeba się trzymać razem. Zajęcia, studenci, komisje, o to trzeba dbać, żeby w tym uczestniczyć.

 

Zapada cisza na kilka sekund.

 

DRUGI:

Więc kolego kochany, niech się pan tu nie da, może pan zawsze do mnie przyjść. Jakoś razem zaradzimy. Ale proszę, niech kolega powie, czym się kolega zajmuje.

 

PROTAGONISTA:

Jeśli chodzi o badania empiryczne, to ostatnio taki projekt…

 

DRUGI (przerywa mu):

Doskonale, doskonale. Ja wiem, jak to jest z grantami. Koniecznie musimy wystąpić razem o jakiś grant. Tylko na początku musimy ustalić, co kto robi, kto pisze raport, kto pisze publikację.

 

PROTAGONISTA:

No tak, ale na jaki temat to badanie?

 

DRUGI (wchodzi w słowo):

Tak, tak, więc podział obowiązków najważniejszy, żeby potem nie było problemów. Moglibyśmy to zrobić we dwóch, może jeszcze kogoś, może byśmy jeszcze Pierwszego dołączyli. No, on nic nie zrobi, zalatany, ale ma dobre nazwisko, dobrze by podziałało na recenzentów. Trzeciego to nie bierzemy, to raczej hamulcowy, będzie się wszystkiego czepiał.

 

PROTAGONISTA:

Ale temat?

 

DRUGI (energicznie, z przekonaniem):

No, może byśmy tak coś napisali na temat tego, jak to w różnych kontekstach się rozwija, w różnych krajach, w różnych miastach i tak dalej, to może być bardzo ciekawe, takie porównanie. Ja bym sobie, wie pan, chętnie do Paryża pojechał.

 

PROTAGONISTA:

Ale musi być jakieś badanie…

 

Pukanie do drzwi. Student wtyka głowę do pokoju z pytającym wyrazem twarzy.

 

DRUGI (do Studenta):

Nie teraz, nie teraz. Zebranie mamy. Pan poczeka.

 

Odtrącając Studenta wchodzi Pierwszy. Nie witając się z nikim zaczyna przeglądać kalendarz wyjęty z teczki. Drugi patrzy na Pierwszego nienawistnie i po chwili wychodzi z pokoju.

 

PIERWSZY (podchodzi do Protagonisty, krótko ściska mu rękę):

Bardzo mi miło. Podobno byłeś za granicą, jakieś projekty tego… Ja w sumie też rzadko tu bywam, dużo uczę, ekspertyzy. Ale jak to dobrze, że robimy takie podobne rzeczy. Słuchaj, pomyślałem sobie, że moglibyśmy napisać wspólny artykuł.

 

PROTAGONISTA:

No nie wiem, jaka to tematyka, czy jakieś wyniki…

 

Pierwszy ignoruje tę uwagę, wczytuje się w swój kalendarz. Protagonista milknie.

 

PROTAGONISTA (po chwili, z wahaniem):

Ale może ty wiesz, gdzie tu można załatwić krzesło?

 

PIERWSZY (wciąż przeglądając kalendarz):

Jest presja na punkty. A ja, rozumiesz, nie bardzo mam czas. A tu trzeba w punktowanych czasopismach. Żeby mi ktoś wyszukał te czasopisma, no i ile to kosztuje.

 

PROTAGONISTA (ostrożnie):

Ale publikację… Żeby napisać, trzeba mieć wyniki.

 

PIERWSZY:

Tak, tak. Ale rozumiesz, ja nie wiem, gdzie to można posłać.

 

PROTAGONISTA:

Co posłać?

 

PIERWSZY:

No, artykuł. Słuchaj, muszę lecieć. Wykład mam zaraz. No, takie tam wieczorowe w prywatnej uczelni. I do radia lecę potem. Słuchaj, to pomyśl nad tym artykułem. Ja się na wszystko zgadzam, znaczy otwarty jestem.

 

(pakuje swój notes do teczki i kieruje się do drzwi, ale z ręką na klamce odwraca się do Protagonisty)

Tylko uważaj na Drugiego. To cwaniak. Sam nic nie potrafi, żyłuje tylko innych. Byle do emerytury kombinuje. Tak to niestety tu wygląda, jest protegowanym Kierownika.

 

Pierwszy wychodzi. Słychać jakieś chroboty. Zza sterty książek wysuwa się Trzeci. Wciąż czytając odwija kanapkę zawiniętą w papier śniadaniowy i je zupełnie pochłonięty lekturą. Protagonista robi krok w jego kierunku, jakby się chciał przywitać, ale rezygnuje, macha ręką i przysiada na biurku.

 

CHÓR SEKRETAREK I PAŃ Z KSIĘGOWOŚCI (energicznie, rytmicznie):

Tak pracować nie lzja, nie sposób,

Za mało inwestycji w ludzki zasób.

Kadra nie przestrzega regulaminu,

Papierów nie dostarcza na czas terminu.

Brakuje pieczątki! Brakuje podpisu!

Brakuje numeru! Czerwonego długopisu!

 

Światła gasną.

AKT II

Korytarz. Ściana z brudnożółtą, nierówną lamperią. Drzwi z krzywo przyklejoną kartką, na której napisane jest: „Uprasza się bezwzględne zamykanie drzwi do toalet zawsze”.

 

CHÓR SPRZĄTACZEK (śpiewnie, nostalgicznie):

Jedna kabina. Haczyk u drzwi urwany,

Dziurę w ścianie zapychają gałgany.

Z kranu letnia woda ledwo ciurka,

W ogóle śmierdzi jak obórka.

 

Zza drzwi wychodzi Protagonista wycierając mokre dłonie w spodnie. Podchodzi do niego Kierownik.

 

KIEROWNIK (w miarę mówienia coraz częściej targają nim tiki):

Dobrze, że pana widzę. Chodzi o komisję do spraw krzyżyków. Nowe wytyczne z ministerstwa, rektor zatwierdził. Wszystkie krzyżyki typu iks zamienić trzeba na krzyże równoramienne. Takie, wie pan, o (pokazuje rękoma) . Do jutra, panie kochany, niech pan się wyrobi, bo tu wniosek musi stanąć.

 

PROTAGONISTA (cichutko):

Ależ to zupełnie bez sensu.

 

KIEROWNIK:

Panie kochany, ja przecież tego nie wymyślam, gdybym tylko mógł, sprzeciwiłbym się temu. Pora na mnie. Liczę na pana! Do jutra niech się pan wyrobi!

 

Kierownik odchodzi. Protagonista stoi chwilę z przygnębionym wyrazem twarzy.

 

Z dwóch różnych stron, jakby przypadkiem, podchodzą Pierwszy i Drugi.

 

DRUGI (głośno):

Musimy jakoś zaprotestować! To jest nieprawdopodobne! Oni myślą, że to jest w porządku. To jest zamach na niezależność uczelni! I powiem wam więcej…

 

PIERWSZY (przerywając Drugiemu, ale bardziej konfidencjonalnie):

To jest straszne, bez porozumienia, bez dyskusji, tylnymi drzwiami takie rzeczy się wprowadza. Praca na uczelni to już naprawdę zostaje dla hobbystów. A podwyżka ostatnia? Marne grosze! To jest skandal, żeby człowiek z doktoratem zarabiał średnią krajową!

 

CHÓR SEKRETAREK I PAŃ Z KSIĘGOWOŚCI (z podziałem na głosy):

Doktorat pożarła inflacja,

Uhuhuhu habilitacja, wielka nobilitacja.

Dzieło wiekopomne, napisane skromnie

W dwa miesiące. Ze starych notatek

Przywiędłych jak marny kwiatek.

Byle komisja kontenta,
zgodnie z opinią recenzenta

Zatwierdziła pretendenta do inteligenta.

 

Do łazienki za ich plecami, wyraźnie zawstydzony, przemyka Student.

 

DRUGI (do Protagonisty):

Panie kolego, pan chyba jeszcze o tym nie słyszał. Więc ukaz taki jest, że zwalniają wszystkich bez publikacji. Od już, od zaraz!

 

PROTAGONISTA:

Ale jak to? Ja dopiero co zacząłem pracę, mam doktoranta, siedmiu magistrantów, poza tym jestem już w komisji do spraw, jestem delegatem, i w zespole oceniającym jakość pracy komisji jestem, i jeszcze w radzie do spraw kółek. I krzyżyków.

 

PIERWSZY (oschle):

Będziesz musiał mieć punkty za publikacje i granty, nic nikogo nie obchodzi, w ilu jesteś komisjach.

 

PROTAGONISTA (do siebie):

Ja mam żonę, małe dziecko.

 

Światła zaczynają mrugać, słychać jakieś trzaski i szum wody z łazienki.

 

CHÓR SPRZĄTACZEK (dramatycznie zawodząc):

W łazience kanalizacyjna katastrofa!

Wybór tragiczny, nie rozstrzygnie jedna strofa,

Nie pomoże dysertacja teozofa!

Punkty, granty, kółka i krzyżyki!

Nie pomogą statystyki, ale sprzątania nawyki.

Gdy wszystko się wali, gdy wszystko zalane,

Zaradzą tylko kobiety nisko opłacane!

 

Światło gaśnie na dobre.

AKT III

Ciemno.

 

Głos Protagonisty:

Ostrożnie, ostrożnie, tędy, pani pozwoli.

 

Zapala się światło. Pokój dokładnie taki jak w akcie I. Jedyna zmiana to nowy trójdzielny kalendarz z okienkiem na ścianie, pokazuje datę o rok późniejszą niż w akcie I. Protagonista wprowadza do pokoju Czwartą.

 

PROTAGONISTA:

Niech się pani rozgości. To nasze wspólne miejsce pracy. Tu ma pani krzesełko, biurko. Tu kolega Trzeci pracował.

 

CHÓR SPRZĄTACZEK (radośnie):

Trzeci zmierzał ku pożodze!

Kruszył chlebem po podłodze!

Mól książkowy! Zatwardziały jajogłowy!

Komisyjnie potępiony! I zwolniony!

 

Czwarta rozgląda się z hamowanym obrzydzeniem, patrzy, gdzie postawić torebkę, by się nie pobrudziła. Do pokoju wpada Drugi.

 

DRUGI do Protagonisty (entuzjastycznie):

Panie kolego, załatwiłem koledze to krzesło! Będzie jakieś używane, ale da radę. Może jakoś w przyszłym tygodniu.

 

CHÓR SEKRETAREK I PAŃ Z KSIĘGOWOŚCI (natarczywie rapując z akcentem na ostatnią sylabę):

Nawet z waszą inteligencją, elokwencją,

Nawet z eurosubwencją,

Zachowujecie się jak chamy.

Krzesła postawić nie damy!

Musi być zgodność z ewidencją!

 

DRUGI (zauważa Czwartą, zmienia ton i kłania się jej nisko, próbuje pochwycić jej dłoń):

Do nóżek padam, szanowna pani, że zacytuję klasyka. Bardzo nam miło, jesteśmy zaszczyceni. Pani to nie tylko wzmocnienie naszego zespołu, że tak powiem intelektualne, ale też upiększenie…

 

Zacina się, jakby skonstatował, że powiedział coś niestosownego. Czwarta patrzy na niego wyniośle, nie podaje dłoni. Kiwa tylko głową, odwraca się i wychodzi.

 

DRUGI (jak tylko zamykają się za Czwartą drzwi):

Co za suka, kochanica tego szefa naszego od siedmiu boleści. I ona ma tu pracować! No ale, panie kolego, niech pan słucha, ważniejsze, że jest ten artykuł. Trzeci zostawił.


Pukanie do drzwi. Student wtyka głowę do pokoju z pytającym wyrazem twarzy.

 

DRUGI (zniecierpliwiony, do Studenta):

Nie teraz, nie teraz. Chwileczkę. Pan poczeka.

 

(zdenerwowany):

Boże, nie sposób tu wytrzymać!

Zwraca się do Protagonisty:

To jak będzie z tym artykułem? Podpisze kolega?

 

POŁĄCZONE CHÓRY SPRZĄTACZEK ORAZ SEKRETAREK I PAŃ Z KSIĘGOWOŚCI (podniośle, unosząc ku niebu oczy i ramiona):

Podpisze kolega! Na tym to polega!

Punkty zdobędzie, dziecko nakarmi!

Nie dojdą prawdy akademiccy żandarmi.

Podpisze! Tragedia zażegnana!

Podpisze! Uczelnia uratowana!

 

Oślepiające światło zalewa scenę.

Kurtyna