Jak finansować humanistykę
Ocena programu, wyrażona we wspomnianym artykule, to – za pozwoleniem – inspiracja i wstęp do mojego memorandum. Zacznę od ogólnej tezy w przekonaniu, że wielu z nas ją akceptuje.
Nakłady finansowe na naukę, w tym na humanistykę, są niskie. Już to wystarczy, aby twierdzić, że finansowanie nauki to dzielenie biedy. Uważam, że pieniądze zapewniające tzw. warunki pracy powinny być gwarantowane przez pracodawcę. Tymczasem pracodawca (uczelnia, instytut naukowy) nie dość, że nie dotrzymuje warunków umowy z pracobiorcami w kwestii zapewnienia warunków pracy, to jeszcze przy okazji nakłania pracowników do starania się o tzw. finansowanie zewnętrzne. Czyni z nich akwizytorów środków na pokrycie kosztów pracy oraz – przy okazji – zbiera koszty pośrednie od grantów. Przy czym, de facto finansowanie zewnętrzne pochodzi często z tego samego budżetu państwa, tj. Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, którego agendami są np. Narodowe Centrum Nauki, Fundacja na rzecz Nauki Polskiej, Narodowy Program Rozwoju Humanistyki. Środki, jakimi dysponują, pochodzą w lwiej części z budżetu państwa lub via budżet z dotacji unijnych…
Niedostatek środków na naukę powoduje, że konkursy o finansowanie projektów badawczych służą kamuflowaniu biedy za pomocą sponsorowania nielicznych. Dobrze byłoby, żeby pieniądze otrzymywali najlepsi, ale czy w warunkach polskich jest to możliwe?
Casus NPRH
Ministerstwo chwaliło się ostatnio wysokością środków, jakie przeznaczyło na III edycję konkursów w ramach NPRH. Tymczasem to nie prawie 80 mln zł, jak napisano w komunikacie Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, lecz 78,6 mln. Przy okazji, to już tylko 70% kwoty desygnowanej na I edycję w 2011 r. Niecałe 80 mln złotych to o ponad 90 mln mniej niż przeznacza na humanistykę i nauki społeczne Narodowe Centrum Nauki. Te prawie 80 mln to, przepraszam za demagogię, już tylko tyle, ile kosztuje dziesięć leopardów second hand, których kupiliśmy ostatnio 117 sztuk.
Narodowy Program Rozwoju Humanistyki powstał z inspiracji koleżanki i kolegów profesorów, którzy kilka lat wcześniej, świadomi niedofinansowania humanistyki, zaproponowali powołanie Fundacji Humanistyki. Przybrał on jednak w praktyce postać, jak napisali, w dużej mierze niezgodną z ich intencjami (FA 5/2009).
Moja ocena NPRH jest mniej dyplomatyczna. Oto jej syntetyczny wyraz, który postaram się następnie uzasadnić w kilku krokach:
W praktyce realizacji Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki napotykamy na skutki zarówno złych rozwiązań koncepcyjnych, jak i niedopracowane procedury. W efekcie rośnie możliwość występowania zjawisk, które podwyższają ryzyko stronniczości działania Rady NPRH i obniżają zaufanie do programu. Zaskakująca jest u autorów i organizatorów programu niezdolność do korzystania z będących pod ręką dobrych wzorów, w tym standardów dobrych praktyk akademickich.
Finansowanie niedofinansowanych czy podwójne finansowanie?
Pomysł autorów idei Fundacji Humanistycznej, realizowany w ramach konkursu 1.1 NPRH, przybrał postać finansowania prac edytorskich, źródłoznawczych, dokumentacyjnych, encyklopedycznych, słownikowych i niekiedy, ale niestety tylko z rzadka, projektów badawczych, poznawczo-innowacyjnych, a więc prorozwojowych. Wspomniani koledzy proponowali finansowanie wieloletnich prac badawczych służących zachowaniu dziedzictwa narodowego oraz utrzymanie cennych dla humanistyki polskiej zespołów badawczych. Celowość takiego finansowania uzasadniali m.in. niewystarczającymi środkami przeznaczanymi przez państwo oraz okolicznością, że specyficzne „narodowe” projekty mają jakoby małe szanse na uzyskanie finansowania w konkursach międzynarodowych. W akcie powołania programu pod nazwą NPRH znajdujemy potwierdzenie tych intencji.
Uruchomiono program finansujący w trybie konkursowym projekty, które powinny być dotowane (lub nie) jako zadania statutowe placówek naukowych i zespołów badawczych. Konkursy 1.1, a także 1.2, finansują więc słabo finansowanych. Realizują jakby cel socjalny. Dopiero jednak w komunikacie o rozstrzygnięciu 3. edycji NPRH mówi się zarówno o wspomaganiu (finansowym, rzecz jasna), jak i o finansowaniu projektów.
W pierwszej edycji konkursów NPRH, w roku 2011, z braku zapewne doświadczenia, jak i rozwagi, „nagrodzono”, średnio biorąc, co drugi wniosek. Podzielam opinię autorów wspomnianego artykułu, że w efekcie to nie był konkurs, lecz rozdawnictwo. Jednocześnie, biorąc pod uwagę fakt, że nie wszyscy potencjalni wnioskodawcy zorientowali się, zorganizowali, zrozumieli o co chodzi i na skutek tego nie przystąpili do konkursu, to i tak procedura konkursowa, choć hojna, zaspokoiła finansowo znacznie mniej spośród tych, którzy mogliby zasadnie spodziewać się godziwych pieniędzy na rutynową/statutową działalność. Może zresztą o to chodziło? W sytuacji niedostatku środków zasłonić się konkursem i dać środki nielicznym to dobry zabieg socjotechniczny i propagandowy, a może i finansowa konieczność.
Sama zaś intencja dosypywania pieniędzy słabo finansowanym podmiotom, z istoty socjalna, jest nie do zaakceptowania, jako milcząca czy jawna zasada konkursowa. Przy okazji jej zastosowania ci spośród wnioskodawców, którzy nie są pomijani w rozdziale pieniędzy na badania statutowe lub nie podpadają pod nie, mają w konkursie z góry mniejsze szanse. Są więc dyskryminowani, tym razem przez NPRH (Konkursy 1.1 i 1.2 to kwalifikacje z preferencją o „współczynniku socjalnym”. Tego współczynnika nie mają programy stricte badawcze, „niedługofalowe”).
Rodzi się zasadnicze pytanie: ile wniosków na projekty badań w gruncie rzeczy „statutowych” uzyskało finansowanie w trzech edycjach konkursów modułu 1.1 i 1.2 NPRH? W ilu przypadkach prace długofalowe, zabiegające o finansowanie via konkursy NPRH, wpisane zostały równocześnie w plany badań podmiotów wnioskujących, w tym w zakres obowiązków wynikających z umowy o pracę wykonawców tych projektów?
Agendy państwowe mające dostęp do dokumentacji konkursowych mogłyby udzielić odpowiedzi na pytanie, czy umowy o finansowanie projektów w ramach NPRH są de iure dorzucaniem pieniędzy do uprzednio wyasygnowanych na te same cele środków budżetowych. Odpowiedzi na te pytania, w kontekście zasady „do programu nie mogą być zgłaszane zadania, które są finansowane z innych środków budżetowych”, umożliwiłyby zorientowanie się, na ile finansowania te były zgodne z prawem. Gdyby miało miejsce takie „podwójne finansowanie” to byłyby one nielegalne.
Krótkoterminowe finansowanie długofalowych prac
Kolejny postulat zgodny jest z opinią pomysłodawców Fundacji Humanistyki: wnioski o finansowanie prac dokumentacyjnych, edytorskich, archiwistycznych itp. nie powinny startować w konkursach wespół z projektami stricte badawczymi. Te ostatnie – podejmowane w zakresie badań podstawowych i „nowatorskie”, a bywa, że i „pionierskie” – mile widziane są w NCN. Te pierwsze, a więc „warsztatowe”, powinny być finansowane jako statutowe.
W preambule konkursu 1.1 stwierdza się, że chodzi w nim o: „finansowanie projektów badawczych obejmujących badania naukowe dotyczące długofalowych prac dokumentacyjnych, edytorskich i badawczych o fundamentalnym znaczeniu dla dziedzictwa i kultury narodowej”. Jeśliby w tym postulacie chodziło m.in. o projekty badań nad pracami edytorskimi, dokumentacyjnymi i badawczymi, na co wskazuje przytoczona karkołomna językowo formuła, to gros finansowanych przez NPRH projektów nie spełniałoby tak rozumianego warunku. Chodziłoby wówczas nie o prace dokumentacyjne jako takie, lecz o kontekst poznawczo-badawczy prac dokumentacyjnych. Gdyby tak było, to wówczas większość przyznanych dotychczas środków byłaby wydana niezgodne z tym przeznaczeniem. W tym kontekście trzeba by przyjąć, że Rada NPRH swoimi działaniami zmodyfikowała cele autorów programu, przeznaczając środki m.in. na finansowanie prac „pomocniczych” w rodzaju: inwentaryzowanie, katalogowanie, opisywanie, digitalizowanie, itp., które bezdyskusyjnie nie są „badaniami nad pracami edytorskimi, dokumentacyjnymi i badawczymi”, lecz samymi w sobie pracami edytorskimi, dokumentacyjnymi…
Rada NPRH przyjęła w praktyce swych prac (milcząco lub explicite) następującą formułę uzasadniającą zadania konkursu 1.1. Chodzi w nim o „finansowanie długofalowych prac dokumentacyjnych, edytorskich i badawczych o fundamentalnym znaczeniu dla dziedzictwa i kultury narodowej”. Czy to rozwiązanie jest wynikiem nonszalancji interpretacyjnej rady, czy też pomysłodawca niezręcznie przedmiot zainteresowań programu sformułował, wyjaśniłyby po części protokoły zespołów programujących NPRH lub protokoły z pierwszych posiedzeń rady. Sprawa ta jest godna jednoznacznego rozstrzygnięcia.
Dodatkowo, jak się okazuje, w praktyce postępowania Rady NPRH prace dokumentacyjne, edytorskie, a także źródłoznawcze, słownikowe, encyklopedyczne itp. mają konkursową przewagę nad tzw. nowatorskimi projektami badawczymi. Mało tego, program 1.1 finansuje, bywa, prace jeszcze o kategorię niższego rzędu, np. zwyczajne „zrobienie porządku” w bibliotece. Inwentaryzacja obiektów rodzaju A w placówce bibliotecznej rodzaju B; np. Inwentaryzacja Zasobu Biblioteki Katedralnej w Gnieźnie – 1 mln zł, czy Kolekcja archiwaliów „Polska” z Instytutu Historii Rosyjskiej Akademii Nauk w Sankt Petersburgu – opisanie, digitalizacja, udostępnienie – za prawie milion, i wiele podobnych w kraju i za granicą „porządków” w szacownych przybytkach kultury polskiej, w tym pielęgnacja świadectw i pozostałości kultury polskiej w placówkach kultury obcej to zadania nieobarczone ryzykiem badawczym. Chyba że mozół stosowania klasyfikacji inwentaryzującej czy troskliwość o zachowanie artefaktów kultury narodowej uznamy za akt poznawczy. Trudno przyznać, że sporządzanie wszelakich bibliografii, na różne sposoby (a to Bibliografia ilustracji w czasopismach polskich 1919-1939, supl. 4 – 0,7 mln., a to Bibliografia historii Polski XIX i XX wieku, T. 3 1865-1918. Czasopisma, jednodniówki, kalendarze. Zabór Austriacki, 1 mln zł) to zadania o charakterze choćby bibliologicznym. Podobnie nie szokuje zacięciem poznawczym Słownik Pracowników Książki Polskiej, suplement 4 (142 tys. zł). To słownik, który przyczyni się być może do intensyfikacji praktyk kommemoratywnych, ale nie przyczyni się do rozwoju humanistyki polskiej. Sądzę jednak, że i tu potrzebne byłyby miliony na zorganizowanie wspomnianych praktyk „ożywiania pamięci kolektywnej”, nie wystarczy nawet i suplement 5 Dykcjonarza Pracowników Książki Polskiej.
Tymczasem recenzenci wniosków o finansowanie i gremia decydenckie NPRH zdają się wiedzieć, że setki tysięcy czy miliony złotych wydane na katalog, słownik, edycję mapy, spis i inwentaryzację itp. to inwestycja bezpieczna. Będziemy mieli mapę, słownik, katalog i nikt nie zapyta po co. Będziemy mieli kiedyś za jedyne, ale za to okrągłe, 4 mln zł wydane dzisiaj i kolejne miliony w następnym konkursie, wszystkie wspominane w źródłach (głównie tzw. pisanych) nazwy „historyczno-geograficzne ziem polskich”.
Rzecz w tym, że prace polegające na przenoszeniu artefaktów kultury na inne nośniki, cyfryzacja, digitalizacja, klasyfikowane, inwentaryzowane, katalogowanie, prace muzealne, archiwalne od elementarnych po skomplikowane, są wedle NPRH bardziej prorozwojowe dla humanistyki polskiej niż projekty stricte badawcze. Na te pierwsze idzie gros pieniędzy. Narodowy Program Rozwoju Humanistyki pokłada ufność w tym, że wspomniana inwentaryzacja biblioteki katedralnej jest szansą na rozwój polskiej humanistyki. Ja powiedziałbym, że owszem, to cel być może godny miliona złotych, ale czy akurat godny tak okrągłej sumy? Pewnie tak samo zasadny dla Rady Programu byłby kosztorys na okrągłe dwa miliony czy pięć, skoro zasadny jest okrąglutki milion.
W tym kontekście powstaje uzasadnione podejrzenie, że Rada NPRH redukuje często kosztorysy recenzowanych pozytywnie projektów, dezawuując tym samym opinie recenzentów, w tym zasadność kosztów realizacji projektu. Komunikuje, że zamiast, dajmy na to, wnioskowanej kwoty 6 281 375 zł przeznacza na realizację projektu 1 500 000 zł, kompromitując autorów projektu, projekt, recenzentów i Radę NPRH, która zamiast na atlas grodzisk wczesnośredniowiecznych z obszaru Polski, daje na… „demo” atlasu? Rada NPRH modyfikuje projekty do tego stopnia, że obcina kosztorys ponad czterokrotnie, nie zważywszy na prawa autorskie, zamysł i zakres badań. Co czyni? Modyfikuje projekt? Czy Rada NPRH przerabiała wnioski po nocach i dlatego nie zdążyła rozstrzygnąć konkursu w trzy miesiące? Czy te modernizacje kosztorysów uzgadnia się z wnioskodawcą? Tak? To nielegalne. Jeśli nie, to niedopuszczalne. Czy Rada NPRH finansuje projekty, czy daje autorom po uważaniu, jednemu pełny kosztorys finansuje, innym obcina do okrąglutkich kwot, dezawuując rzetelność kosztorysów i siebie? Przy okazji uchybia mnie i moim „bliźnim w projekcie”, mówiąc: oferujesz mi auto? Dam ci tyle, co za rower. Uchybia mi także wtedy, gdy ja w czymś podobnym uczestniczę i firmuję NPRH wobec kolegów, którzy nieświadomi w czym uczestniczą, chcą ze mną współpracować. Przypomina to czasy PRL-u: trzeba zawyżać zapotrzebowanie na kalesony, bo i tak obetną (zapotrzebowanie, rzecz jasna).
Wątpię, czy wydatek w rodzaju inwentaryzowania biblioteki będzie miał wpływ na rozwój polskiej humanistyki. Czyżby tak zasłużona biblioteka, której zamysł inwentaryzowania zbiorów pochodzi, wedle mej pamięci, co najmniej z czasów moich studiów, nie otrzymywała pieniędzy na coś tak elementarnego, jak inwentaryzowanie zbiorów? A może biblioteka katedralna w ogóle nie otrzymuje pieniędzy na swoje funkcjonowanie? Może trzeba w ramach Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki zelektryfikować ją i odkurzyć?
Zgadzam się w pełni z cytowanymi przeze mnie autorami, że „zaplanowane na dziesięciolecia projekty edytorskie, a nawet badawcze typu Polskiego Słownika Biograficznego, Archeologicznego Zdjęcia Polski czy Katalogu Zabytków Sztuki w Polsce nie są i nie mogą być źródłem »rozwoju humanistyki«, ponieważ są z natury rzeczy pracami dokumentacyjnymi. Bez nich, oczywiście, wiele dalszych badań nie jest w ogóle możliwych, niemniej one same nie generują nowych idei, metodologii, teorii, interpretacji, które mogłyby inspirować szeroko rozumiany rozwój humanistyki” (Bolecki W., Dahlig-Turek E., Urbańczyk P., Po pierwszym konkursie NPRH , FA 4/2012). Formułuję zatem śmiałą propozycję idącą tropem ich nieśmiałych enuncjacji wyrażonych dwa lata temu: to, co „statutowe” w NPRH (część wniosków kierowanych do konkursów 1.1 I 1.2), skierować na ścieżkę finansowania statutowego, a projekty badawcze adresować do NCN.
Konkursy z modułu 2. i 3. Grand Prix NPRH
Skupmy uwagę na innych konkursach realizowanych w ramach NPRH. W sprawie konkursów 2.1 i 2.2 zgadzam się z propozycją moich poprzedników (ostatnio ideę tę wspiera artykuł: Z humanistyką nie jest źle , FA 4/2014), że to zbędne mnożenie kosztów wobec prowadzenia analogicznych konkursów przez NCN i inne agendy.
Skoro w ostatniej edycji NPRH nie ogłoszono w ogóle konkursu 2.2, a beneficjantów w 2.1 było sześcioro, to rodzi się zasadne pytanie, po co utrzymywać te konkursy, skoro liczba beneficjantów jest tak mała? Po co poniesiono także, zgodnie z potrzebami tych konkursów, dodatkowe koszty: powołano specjalne ciało opiniujące – Zespół Interdyscyplinarny ds. Projektów NPRH – które opiniuje wnioski 2.1 i 2.2 (oraz 3.1, 3.2, o nich poniżej).
Przekazanie tych konkursów NCN nie narażałoby młodych badaczy na zwodzenie ich kapryśnym Liczbowym Współczynnikiem Sukcesu, fluktuującym od gorszącego 50% do 12% w poszczególnych edycjach. Wystarczy wydać komunikat, że ministerstwo przenosi realizację tego zadania pod wskazane inne adresy i tam przekazuje środki przeznaczane na ten cel. Ministerstwo jest dysponentem zarówno środków, jak i inicjatyw organizacyjnych. Jego zadaniem jest optymalizacja wykonania zadań ustawowych, jakie na nim ciążą.
Pozostałe konkursy NPRH (3.1 i 3.2.) to tłumaczenie i publikowanie wybitnych prac polskiej humanistyki (3.1) oraz elektroniczne i obcojęzyczne wersje czasopism naukowych (3.2). Potencjalnych beneficjantów tłumaczenia i wydawania polskich książek skierować można pod egidę zmodyfikowanego nieco programu Translacje FNP. Konkurs Fundacji na rzecz Nauki Polskiej można wzmocnić finansowo, aby mógł on sponsorować nie tylko tłumaczenia „laureatów” serii Monografie, ale i inne książki humanistyczne. Jest także Instytut Książki, który prowadzi podobny program, wystarczy przekazać mu dodatkową dotację celową na książki naukowe. Nadto uruchomić można międzyresortowy program z MSZ. Instytuty Polskie sponsorują już tłumaczenia i wydania obcojęzyczne polskich książek naukowych przez wydawnictwa zagraniczne. Można je dofinansować.
Zagraniczne wydawnictwa naukowe powinny mieć możliwość starania się o finansowanie wydania książek polskich, tak jak polscy wydawcy polskich książek. Funkcjonuje stosowna procedura. W ten sposób wydać można owe skromne ok. 3 mln zł, jakie przeznaczano dotychczas na ten cel w ramach NPRH.
Z kolei w sprawie konkursu 3.2 – wnioski na finansowanie tłumaczenia i transfer do sieci czasopism mogłyby podlegać istniejącym w ministerstwie procedurom finansowania czasopism naukowych. Trzeba przewidzieć stosowne zadanie: wersje obcojęzyczne i internetowe czasopism. Niebawem wszystkie czasopisma będą internetowe.
Oto argumentacja za zamknięciem konkursu 3.2 ogłaszanego w ramach NPRH. Przy okazji chcę pokazać, jak przygotowane koncepcyjnie i organizacyjnie wcielane są w życie konkursy tego programu, co uzupełni spostrzeżenia o modułach 1.1, 1.2, 2.1, 2.2.
Zadaniem zespołu oceniającego – specjalnie powołanego do tego celu – okazało się być w edycji III konkursu 3.2 oddalenie aż 63 spośród 65 zgłoszonych wniosków. W poprzedniej edycji tego konkursu nie przyznano finansowania żadnemu spośród 33 wniosków.
Pojawia się intrygujące pytanie: jak wykazać, dlaczego dwa wygrywające wnioski okazały się lepsze od pozostałych 96? Jakie to przewagi miały dwa wnioski wobec aż prawie stu innych spełniających formalne warunki konkursu? Nijak nie da się wyjaśnić tej decyzji Rady NPRH, jak tylko przez wskazanie, że na konkurs przeznaczono tylko 100 tys. zł. Konkurs uzyskał kompromitujący organizatorów Liczbowy Współczynnik Sukcesu poniżej 2%. To raczej wskaźnik porażki. Z kolei Finansowy Współczynnik Sukcesu osiągnął poziom 0,00124%, tj. raczej wskaźnik klęski, świadectwo bezradności Rady NPRH i ministerstwa. Standardy światowe wskazują 10% jako najniższy przyzwoity współczynnik sukcesu w konkursach o finansowanie projektów; a przecież w II edycji konkursu 3.2 osiągnięto wynik nie do pobicia – oba LWS i FWS osiągnęły 0%.
Czy nie byłoby lepiej w ogóle nie ogłaszać tych konkursów, tak jak w II edycji zrobiono z konkursem 2.2? Lepiej nie udawać, że w konkursach NPRH przeznacza się pieniądze na elektroniczne edycje obcojęzycznych wydań czasopism, kiedy się ich nie przeznacza. Finansuje się jedynie obcojęzyczne wydania książek, bo książki pisane po polsku, w szczególności pochodzące od Permanentnych Beneficjentów NPRH, są mądrzejsze od artykułów po polsku. Tak zdaje się sądzić Rada NPRH. W ostatniej edycji NPRH na tłumaczenia i wydania 30 książek przeznaczono 2,24 mln zł; success rate 16%! Na czasopisma: kwotę 22 razy mniejszą, na dwa projekty. Czyżby Strategiczni Łowcy Grantów nie byli zainteresowani finansowaniem anglojęzycznych wersji czasopism humanistycznych, bo już je mają? Gdyby tak było, to zrozumiałe, że są oni zainteresowani przerzuceniem środków z konkursu 3.2 do innych.
A może konkurs ten nie jest dla istniejących czasopism polskojęzycznych? Może nie ma już wśród nich dostatecznie dobrych? Wszystkie godne translacji już są obcojęzyczne? W takim razie trzeba ten konkurs zamknąć. To, że w ubiegłej edycji NPRH 3.2 żaden wniosek nie uzyskał finansowania, a w ostatniej tylko dwa, jest symptomatyczne.
Zamiast ponosić koszty kwalifikowania wniosków po to, aby nie wyłonić beneficjantów, lepiej nie ogłaszać konkursu. Skoro jednak jest to konkurs dystrybuujący środki na upowszechnianie dorobku czasopism, jakoby ustawowego obowiązku ministerstwa (m.in. ustawa o finansowaniu nauki…), to, aby dzielić pieniądze na ten cel, trzeba mieć stosowną kwotę do podziału. To nie jest konkurs w celu wyłonienia Laureata, zdobywcy Grand Prix… To, powtórzę, forma dystrybuowania finansowania budżetowego na jakoby uzasadniony cel.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.