Inżynierowie z uniwersytetu i humaniści z politechniki

Marek Kosmulski, Adam Proń

W ubiegłym roku jeden z nas skrytykował na łamach FA ranking uczelni autorstwa prof. Janusza Gila opublikowany w „Polityce”, a następnie w FA. Niestety autor rankingu ani redakcja „Polityki” nie przejęli się uwagami krytycznymi i w 2014 roku został opublikowany przez „Politykę” 22(2960) kolejny ranking oparty na podobnych zasadach. W „PAUzie Akademickiej” nr 258 omówiliśmy ten ranking, wskazując na jego największe wady. Z drugiej strony w „Polityce” 24(2962) ukazał się artykuł prof. Pacholskiego Przepis na dobrą naukę . Redakcja „Polityki” określiła ten, będący w rzeczywistości afirmacją rankingu prof. Gila, artykuł jako polemikę. Oprócz znanych od lat, ale dosyć trudnych do zrealizowania rad, jak poprawić poziom naukowy polskich uczelni, prof. Pacholski wyciąga z wyników rankingu nieuprawniony wniosek: „Uczelnie poniżej piątego miejsca mają indeks mniejszy niż 100. Oznacza to, że pomiędzy czołówką i peletonem rozpościera się przepaść”. Tymczasem różnice we współczynniku h między „najlepszymi” i „najgorszymi” uczelniami są we Francji i Stanach Zjednoczonych jeszcze większe niż u nas i podobnie jak w Polsce, wynikają głównie z różnej wielkości i struktury uczelni.

Zła lub wręcz fatalna

Prof. Pacholski proponuje, aby tylko czołowe 25 uczelni zajmowało się nauką, a pozostałe – dydaktyką. Jednym słowem – najpierw boleje nad „przepaścią”, a potem radzi, jak ową „przepaść” powiększyć. Jeśli posłuchamy rad prof. Pacholskiego, to z uprawiania nauki powinien zrezygnować fizyk, prof. Keshra Sangwal z Politechniki Lubelskiej, który pod względem indywidualnego współczynnika Hirscha bije na głowę prawie wszystkich fizyków z UMCS i z paru innych uczelni z czołowej 25-tki. Oznacza to również, że nauką nie mogłaby zajmować się żadna uczelnia rolnicza, humanistyczna, teologiczna ani ekonomiczna. Niska pozycja takich uczelni wynika z tego, że baza Web of Science, której używali autorzy rankingu, jest poprawna do wyznaczenia danych bibliometrycznych w naukach ścisłych, przyrodniczych i medycznych, ale zła lub wręcz fatalna, gdy chodzi o większość pozostałych dziedzin nauki. W tych przypadkach baza jest niepełna. Czy nie zdziwiło twórców rankingu i prof. Pacholskiego, że SGH – niespełna cztery razy mniejsza od UW – opublikowała wg WoS w analogicznym okresie 75 razy mniej prac naukowych? Albo to, że absolwenci SGH, gdzie wg rankingu „Polityki” nauczają tępe lenie, zarabiają po ukończeniu studiów dużo lepiej niż wychowankowie kreatywnych i pracowitych naukowców z UW?

W artykule dotyczącym rankingu uczelni prof. Gil sugeruje obejrzenie rankingu wg dziedzin nauki, który został opublikowany przez tych samych autorów na stronie WWW Uniwersytetu Zielonogórskiego http://rankingi.ia.uz.zgora.pl/rankingi-2014/ranking-dziedzinowy-2014. Ranking ten czyni jeszcze więcej zamieszania niż ranking ogólny opublikowany w „Polityce” i komentujący go artykuł prof. Pacholskiego. W opinii jego autorów w pierwszej dziesiątce w dziedzinie nauk humanistycznych znajdują się aż trzy politechniki (Wrocławska, Lubelska i AGH). Nie przeszkadza im fakt, że żadna z tych uczelni nie posiada uprawnień do nadawania stopni naukowych w dziedzinie nauk humanistycznych (te i wszystkie inne dane z bazy POLON). Dwie z tych politechnik zatrudniają po dwóch doktorów habilitowanych nauk humanistycznych i żadnego profesora tytularnego. AGH ma co prawda aż czterech profesorów tytularnych nauk humanistycznych, ale tylko dwóch z nich podaje tę uczelnię jako pierwsze miejsce pracy. Jeszcze dziwniejsze jest to, że tylko jedna z wymienionych politechnik uzyskała wyższą lokatę w naukach technicznych niż w naukach humanistycznych, pomimo że najmniejsza z nich, Politechnika Lubelska, zatrudnia 31 profesorów tytularnych nauk technicznych, zaś Wrocławska – aż 134.

Trzy wymienione tu politechniki są wyżej notowane w dziedzinie nauk humanistycznych niż Uniwersytet Gdański (45 profesorów nauk humanistycznych, cztery uprawnienia do doktoryzowania i trzy do habilitowania) i Śląski (odpowiednio 79, 6 i 6). Dla odmiany oba wymienione uniwersytety zajmują wyższe pozycje w naukach technicznych niż w humanistycznych pomimo skromnej kadry profesorskiej i braku uprawnień do nadawania stopni naukowych w przypadku UG (odpowiednio 1,0,0 i 9,2,1). Wygląda na to, że literatury angielskiej lepiej się uczyć na politechnice niż u szekspirologa Jerzego Limona na Uniwersytecie Gdańskim.

Niezgodność ze zdrowym rozsądkiem

Podobne przykłady można mnożyć. W pierwszej ósemce w dziedzinie nauk społecznych znajdują się aż trzy uniwersytety medyczne (w Poznaniu, Warszawie i Lublinie), pomimo braku kadry profesorskiej (łącznie zatrudniają one 2 doktorów habilitowanych nauk społecznych i żadnego profesora tytularnego) i oczywistym w tej sytuacji braku uprawnień do nadawania stopni naukowych. Dziwi nas, że te absurdalne wyniki nie skłoniły autorów do refleksji i w rezultacie do zaniechania publikowania rankingu.

Niezgodność wyników rankingu ze zdrowym rozsądkiem wynika z pewnych właściwości bazy Web of Science (WoS), które spróbujemy krótko wyjaśnić. Publikacja jest przypisywana do danej dziedziny wyłącznie na podstawie tytułu czasopisma, zaś zawartość publikacji w ogóle nie jest brana pod uwagę, co może prowadzić do paradoksalnych sytuacji. Na przykład istnieje kilka tuzinów czasopism, które WoS zalicza równocześnie do psychologii (nauki społeczne) i psychiatrii (nauki medyczne). Czasopisma te mają na ogół niską cytowalność jak na nauki medyczne (przez niską cytowalność artykułów z dziedziny psychologii) i niezłą jak na nauki społeczne (dzięki wysokiej cytowalności artykułów z dziedziny psychiatrii). Przy automatycznym przeszukiwaniu bazy danych artykuły te są nie do odróżnienia. Lekarz-psychiatra publikujący w takim czasopiśmie zostaje więc (z punktu widzenia niedoświadczonego użytkownika WoS) super-ekspertem w dziedzinie nauk społecznych.

Inny przykład: żadne najbardziej prestiżowe czasopismo z dziedziny polimerów nie jest przypisane naukom chemicznym, mimo że publikują tam głównie chemicy. W efekcie wybitny chemik prof. Stanisław Penczek przez bazę WoS jest postrzegany jako specjalista od inżynierii materiałowej, a nie chemii. Podobnie starszy z nas jest (z punktu widzenia niedoświadczonego użytkownika WoS) raczej specjalistą od inżynierii materiałowej lub fizyki ciała stałego niż chemikiem, pomimo że doktorat, habilitację i tytuł profesora uzyskał właśnie z nauk chemicznych.

W podsumowaniu chcielibyśmy podkreślić, że: 1) baza WoS zastosowana przez autorów rankingu uczelni wg dziedzin nauki absolutnie nie nadaje się do oceny aktywności naukowej w naukach humanistycznych, społecznych, ekonomicznych i części nauk technicznych; 2) liczba cytowań jako miara aprecjacji działalności naukowej ma w niektórych dziedzinach nauki (np. architektura, niektóre nauki inżynieryjne etc.) znacznie mniejsze znaczenie niż w przypadku nauk ścisłych i przyrodniczych.

Prof. dr hab. Marek Kosmulski jest pracownikiem Politechniki Lubelskiej, jest też członkiem komitetów redakcyjnych „Colloids and Surfaces A” i „Colloid and Interface Science Communications” (Elsevier).
Prof. dr hab. Adam Proń jest pracownikiem Politechniki Warszawskiej i redaktorem regionalnym czasopisma „Synthetic Metals” (Elsevier) oraz laureatem nagrody FNP („Polskiego Nobla”).