Przeciw zdrowiu narodu

Piotr Müldner-Nieckowski

Z uporem jako lekarz wracam do problemu papierosów elektronicznych (e-papierosów), bo dzieją się rzeczy wysoce niepokojące. Mam na myśli zarówno problem zdrowia palaczy tytoniu. Walka z papierosami elektronicznymi (e-papierosami) się nasila.

Co chwila pojawiają się kłamliwe artykuliki w prasie, które mają zaświadczać, że e-papierosy są pod każdym względem niebezpieczne. Mam tych tekstów potężny zbiór, a wiele na ten temat można także poczytać na blogu dr. Mirosława Dworniczaka, znanego głównie jako Stary Chemik.

Żaden, dosłownie żaden prasowy czy internetowy tekst nigdy nie podaje ani nazwisk badaczy, ani źródeł informacji. Wiele wskazuje, że źródłem są po prostu działy marketingu wytwórców papierosów i (albo) firm farmaceutycznych, które produkują plastry, tabletki i gumy do żucia z nikotyną (u nich „nieszkodliwą”). Jako masowi zbieracze wielkich pieniędzy mogą być serio zaniepokojeni szybkim zwiększaniem się liczby użytkowników e-papierosa, dlatego używają swoich wpływów i podrzucają mrożące krew w żyłach ciekawostki. A to, że dziecko wypiło butelkę płynu z nikotyną i mogło nawet umrzeć, a to wybuchła komuś bateria e-papierosa i mało nie „zabiła na śmierć”. Można by zapytać, a co by było, gdyby w butelce znajdował się płyn do mycia klozetów? Przecież o to dużo łatwiej. A co by było, gdyby wybuchła bateria laptopa? Przecież to też się może zdarzyć, i to częściej. Dlaczego o tym nie piszą? Prymitywne metody straszenia. Wszystko, co tylko się nadaje do walki z e-papierosami, okazuje się poręczne, nie za darmo oczywiście.

Zapraszani do audycji radiowych i telewizyjnych rzekomi znawcy, znajomi pana redaktora, niemający pojęcia ani o tytoniu, ani tym bardziej o e-papierosach, mówią swoje głupstwa z wielkim przekonaniem. Czasem są to nawet posłowie i ministrowie, żeby było bardziej autorytatywnie. Znawcy ci unikają jednak jak ognia faktów, które przeczą ich tezie o szkodliwości e-papierosa. Nie podejmują cienia próby porównania tego inhalatora z papierosem trującym. Słuchałem kiedyś takiego programu. W typowy sposób blokowano wypowiedzi specjalistów prawdziwych: lekarza pulmonologa, chemika i psychologa, zajmującego się terapią antynikotynową, natomiast pozwalano pleść banialuki pozostałym. A mówili oni w kółko, że papieros elektroniczny „tak naprawdę” nie został zbadany. Tak, to było dobre siedem lat temu, ale nie dziś, kiedy od opisów takich badań w prasie naukowej wręcz tłoczno. Słuchacz miał się dowiedzieć, że w kinach należy zakazać e-palenia, bo widzowie od tego dostaną raka. I tak też się dzieje. E-palacze nie chodzą do Cinema City, bo tam już taki zakaz jest. Zmartwieni są głusi, którym zakazano e-palenia w słynnym ośrodku w Kajetanach pod Warszawą. Zakazy te wydaje się prawem kaduka, ponieważ są sprzeczne z prawem, a przy tym nonsensowne.

Nikt normalny nie będzie twierdził, że urządzenia te (w rzeczywistości inhalatory) i używane w nich płyny (jeśli zawierają nikotynę, a często nie zawierają jej wcale) są całkowicie nieszkodliwe. Ale jeśli się je porówna z papierosami tytoniowymi, to różnica jest ogromna. Właściwie porównań takich nie należy robić, bo to tak jakby zestawiać dzień z nocą. Nawet amerykańska Food and Drug Administration (FDA) musiała się wycofać ze swoich negatywnych enuncjacji o e-papierosie i przestała publikować wynik badania kilku (sic!) jego egzemplarzy. Okazało się, że badano nie to, co trzeba, ale to, co zostało dostarczone przez firmę tytoniową. FDA w końcu wydała komunikat odwołujący te wyniki, ale zapowiedziała, że będzie dążyć do zakazu sprzedaży e-papierosów. Dlaczego? Biznes. Big Farma (wielka farmacja światowa) uruchomiła dodatkowe kampanie reklamowe nikotynowej terapii zastępczej (NTZ), owych gum do żucia i plasterków, mimo że od co najmniej 10 lat wiadomo, że podawanie nikotyny w celu wyleczenia z tytonizmu jest efektywne grubo poniżej skuteczności placebo. Obecnie mówi się o skuteczności poniżej 10%, podczas gdy w wypadku placebo wynosi ona około 25%.

Pojawiły się setki artykułów naukowych (tytuły, streszczenia i całe teksty do uzyskania przez systemy medycznej informacji naukowej, np. Index Medicus), które podają konkretne dane statystyczne, potwierdzające tezę, że po pierwsze e-papierosy są nieporównanie mniej szkodliwe niż tytoń, po drugie że dzięki e-papierosom miliony palaczy porzuciło tytoń, po trzecie że NTZ jest nic niewarta. A jednak wciąż pojawiają się nowi przeciwnicy e-palenia. Nakręcają opinię społeczną.

To działa magicznie. Osoba, która nie wie, że obok niej jest ktoś, kto „chmurzy” (bo nie pali!), zachowuje się normalnie, bo nie ma na nią żadnego wpływu. Jeśli jednak zobaczy wystającego z jego kieszonki e-papierosa, choćby na drugim końcu sali, zaczyna atakować, buntować się, staje się agresywna. Reaguje dokładnie tak, jak wtedy, gdy usłyszy o kimś podłe pomówienie, że jest mordercą.

Ostatnio w kręgach rządowych powstała myśl, aby bronić produkcji i sprzedaży papierosów za wszelką cenę, bo tytoń daje ogromne sumy do budżetu. Mówi się o kilkudziesięciu miliardach złotych. To jest ta wszelka cena, zdrowie narodu.

e-mail: www.lpj.pl