Problem muzeum

Jan Kozłowski

Muzeum Powstania Warszawskiego to muzeum-pomnik: przekłada ono na język muzealny potrzebę uczczenia i upamiętnienia. Pomnik to szczególny, wzniesiony z wieloletnim opóźnieniem, zrealizowany dla upamiętnienia zrywu niepodległości już w okresie nowo odzyskanej niepodległości. Zbudowany w czasie, gdy żyją jeszcze jego uczestnicy, ale kiedy pokolenie powstania odchodzi. Odchodzi w okresie, kiedy wzmożonej fali szacunku i podziwu dla powstania wśród młodszego pokolenia towarzyszy rosnąca liczba książek krytycznie oceniających decyzję o jego wybuchu. Zrozumiałą reakcję pokolenia powstańców na krytykę decyzji wyrażają słowa Władysława Bartoszewskiego: „Dajcie mi umrzeć w spokoju, w przekonaniu, że brałem udział w słusznej sprawie”.

Problem z formułą muzeum-pomnika jest taki, że kłóci się ona z wizją nowoczesnego muzeum historycznego. Potrzeby zbiorowej pamięci zderzają się z prawdą muzealnika: „Tak dziś nie robi się muzeum historii. W Muzeum Powstania nowoczesność języka muzealnego zakrywa archaiczność przesłania”.

Nowoczesność ekspozycji jest ogromną zaletą Muzeum Powstania Warszawskiego. Muzeum to, pisze Sylwia Mróz w pracy Jedyne takie muzeum. Analiza krytyczna ekspozycji Muzeum Powstania Warszawskiego (2008), „ucieka przed powszechnym skojarzeniem z kurzem, dusznością, martwotą i nudą, poszukując wciąż nowych rozwiązań”. Opowieść zaproponowana przez Muzeum Powstania skupia uwagę, wciąga, ekscytuje, sprawia, że „widz wchodzi w hiperrealną rzeczywistość bez poczucia dystansu. Dzieje się tak za sprawą synestezji, w której różnorodne dźwięki, w połączeniu z widokiem zdjęć, plakatów, zapachem oraz odpowiednią inscenizacją wnętrza, wprowadzają w sytuację, w której zanika dystans, a zwiedzający niczym w wehikule czasu przenosi się w inną rzeczywistość”. Dzięki temu, że muzeum jest nasycone „zarówno informacjami przemawiającymi do intelektu, jak i bodźcami poruszającymi emocje oraz wyobraźnię”, nie dopuszcza ono znużenia. Jak słusznie zauważa autorka, „charakter ekspozycji w Muzeum Powstania Warszawskiego nasuwa na myśl skojarzenie z teatrem totalnym”. „Wystawa stara się poprzez swoją totalność odtworzyć efekt prawdziwego świata czy też uczestniczenia w widowisku, zbliżającym do wydarzeń, których jest reprezentacją”.

Zróżnicowanie perspektyw

Ale za stworzenie muzeum-pomnika płaci się też wysoką cenę. Pomnik to danie wyrazu zbiorowej pamięci, która ma służyć umocnieniu tożsamości narodowej. Zbiorowa pamięć nie lubi krytycznej autorefleksji, choćby miała ona pomóc uniknąć błędnych decyzji w przyszłości, nie lubi zadawania trudnych pytań, podważających poczucie własnej wartości narodu. Zbiorowa pamięć upraszcza, postrzega zdarzenia z jednej, zaangażowanej emocjonalnie perspektywy, wyrażającej ponadczasową esencję grupy w formie niemożliwej do zakwestionowania heroicznej opowieści, redukuje je do mitycznych archetypów, nie toleruje niejednoznaczności, pisze Peter Novick.

Muzeum Powstania to wcielenie mitu polskości uchwyconej w swojej czystej, szczytowej formie, w chwili swojego największego natężenia. Upamiętnienie łączy się z przeforsowaniem jednej perspektywy. Muzeum świetnie oddaje euforię wolności przeżywaną w pierwszych dniach powstania przez wszystkich, ale szczególnie przez młodych. Pomija inne perspektywy – zarówno sformułowane przez osoby znane i wybitne, jak Stefan Kisielewski, jak i perspektywy anonimowej ludności Warszawy. Nie oddaje zmęczenia i niechęci do powstańców odczuwanych przez ludność cywilną w ostatnich tygodniach powstania.

„Ciągle zastanawia mnie, pisze Sylwia Mróz, dlaczego pomimo faktu, że w Powstaniu Warszawskim na 200 tysięcy osób, które zginęły, tylko niespełna 20 tysięcy stanowili powstańcy, zaś pozostałą część ludność cywilna, zwyczajne życie ludności nie stanowi istotnej części wystawy? Dlaczego na wystawie został przyjęty powstańczy punkt widzenia, który nie potrafi w pełnym wymiarze oddać innych aspektów życia w walczącej stolicy?”.

Dlaczego uwzględnienie różnych perspektyw jest tak ważne? Bo uczy trudnej sztuki uwzględniania złożoności sytuacji, złożoności uwarunkowań i możliwości pojawiania się niepożądanych, nieprzewidzianych konsekwencji, co jest podstawą mądrości. Bo uczy słuchania innych, różnych opinii, co jest podstawą demokracji. Radzenia sobie z nieprostymi sytuacjami.

Podczas niemieckiej okupacji pozornie prosty schemat sytuacji „my” (np. polscy bibliotekarze broniący dziedzictwa piśmienniczego narodu) i „oni” (hitlerowcy) krył znacznie bardziej złożoną, nieoczywistą rzeczywistość. Trzymając się przykładu bibliotek, sojusznikami polskich bibliotekarzy w zadaniu ocalenia dóbr kultury byli ci niemieccy bibliotekarze, dla których pojęcie etosu zawodowego nie straciło znaczenia. Był to dla polskich bibliotekarzy sojusznik nieoczywisty i niepożądany, krępujący i wstydliwy, tym bardziej, że obie strony niemal nigdy nie miały okazji do odkrycia przed sobą kart. Dla Polaków stanie po jednej stronie barykady z Niemcami kłóciło się z mobilizującą do walki ideą jedności narodowej w obliczu wroga, ideą, która nie dopuszczała gry, niuansu, różnicowania, układania się, negocjowania. Łatwiej było zdobyć się na ocenę sytuacji jednoznacznie dzielącą scenę na „nas” („obrońców narodu i cywilizacji”) i „ich”. Dla Niemców stanie po stronie racji kultury polskiej oznaczało pogwałcenie prawa, obliczonego na złamanie morale podbitego narodu. A jednak w tej niezwykle trudnej sytuacji istniała wąska sfera wspólnie podzielanych wartości i pewna przestrzeń do rozmowy. Realizacja wyższego dobra wymagała wejścia w te niechciane i nieoczywiste, krępujące i wstydliwe sojusze z wrogiem, który działał w ramach porządku prawno-państwowego Generalnego Gubernatorstwa. Porządku, czyli barbarzyństwa chroniącego nieraz (ale tylko ludność nieżydowską) przed zalewem jeszcze znacznie większego barbarzyństwa – co pokazało powstanie warszawskie, z jego eksterminacją ludności cywilnej w pierwszych tygodniach i podpaleniem najcenniejszych dóbr piśmiennictwa zgromadzonych w Bibliotece Krasińskich.

Oby podobne dylematy i sytuacje nigdy więcej się nie powtórzyły. Jednak muzeum gloryfikujące powstanie uczy, że należy walczyć z wrogiem bez względu na koszty. Nie uczy dostrzegania zróżnicowanych odcieni trudnych sytuacji.

Tragiczny wybór

Główne przesłanie muzeum – powstanie to zwycięstwo powstańców – nie jest wypowiedziane wprost, ale jednak wyrażane na wszelki możliwy sposób. Zdarza się, że tak właśnie odbierają je nieznający historii Polski cudzoziemcy. Zorganizowanie muzeum wokół idei cierpień ludności oraz końcowej klęski kłóciłoby się z przedstawieniem powstania jako święta wolności.

Nad drzwiami prowadzącymi do muzeum zawieszono metalową tablicę z myślą przewodnią muzeum – słowami delegata rządu Polskiego Państwa Podziemnego na kraj, Jana Stanisława Jankowskiego: „Chcieliśmy być wolni i wolność sobie zawdzięczać”.

Życie często stawia nas w sytuacji konfliktu wartości, gdy „określone wartości wykluczają się nawzajem, wskutek czego urzeczywistnienie jednej wartości nie może się dokonać inaczej, jak poprzez poświęcenie innej wartości” (T. Ślipko). Czy biorąc pod uwagę istnienie konfliktu wartości, wąska grupa dowódcza ma prawo do realizacji jednej wartości (wolność), traktowanej jako absolutna, poświęcając inne wartości (życie ludzi, dziedzictwo kultury)? Jednostka może w pewnych wyjątkowych sytuacjach tak postąpić (indywidualna decyzja Jana Palacha o samospaleniu dla wstrząśnięcia Czechami i Słowakami). W nadzwyczajnych sytuacjach przed tragicznym wyborem – bez możliwości odwołania się do opinii reprezentowanych osób – stają także przedstawiciele większych zbiorowości. „Chcieliśmy być wolni i wolność sobie zawdzięczać” – słowa oddające intencje decyzji o wybuchu powstania i służące za jej usprawiedliwienie – są świadectwem tego tragicznego wyboru. Słowa te pasują jako motto dzisiejszego muzeum. Problem tkwi w tym, że to motto ma ambicje być lekcją patriotyzmu i przesłaniem dla przyszłych pokoleń. Nie wiem, czy usprawiedliwienie dla wyboru jednej opcji w sytuacji tragicznego wyboru nadaje się do wykorzystania w takiej właśnie roli. Lepiej sprawę rozwiązuje Muzeum Narodowe w Jerozolimie, które, między innymi, przedstawia wybory – przed jakimi stali Żydzi w różnych okresach historii, różnych miejscach i okolicznościach – w formie „drzew decyzyjnych”, pozwalających widzowi zrozumieć niełatwe dylematy, kiedy nie było żadnych dobrych rozwiązań.

Muzeum-pomnik jest formułą anachroniczną, gdyż obecnie – moim zdaniem słusznie – dominuje tendencja do tworzenia muzeów-pytajników, muzeów-forum debat. W tych muzeach przedstawiane przez nie fakty – w sposób równie atrakcyjny, jak w Muzeum Powstania – są materiałem do zadawania pytań. Rolą muzeum jest zainspirowanie do zadawania pytań, stworzenie dla nich ram i dostarczenie dla nich materiału faktograficznego. Pytań, które rodzą się ze starcia różnych racji i perspektyw. Miarą sukcesu muzeum jest sytuacja, gdy widz opuszcza je mając więcej pytań, niż wtedy, gdy do niego wchodził. Kiedy jednocześnie wie, że na wiele z tych pytań nie ma jednej dobrej odpowiedzi, że wiele pytań zakłada wiedzę opartą na odpowiedziach na jeszcze inne pytania.

Muzeum Powstania wtłacza wszystkie problemy w jedno prokrustowe łoże spójnego przekazu, uzyskując spójność i jednoznaczność kosztem obcięcia tego, co nie pasuje do głównego przekazu, a co jest ożywczą materią do pytań, sporów i kontrowersji.

Rekonstrukcja dóbr utraconych

Przesłaniu „powstanie to zwycięstwo powstańców” towarzyszy inny przekaz – mówiący o niepowetowanej stracie dóbr polskiej kultury przede wszystkim w wyniku bombardowania Warszawy w roku 1939 oraz celowego podpalenia przez Niemców najcenniejszych zbiorów zgromadzonych na Okólniku w październiku 1944. Nikt ich nie kwestionuje, trzeba witać z wdzięcznością ich szczegółową dokumentację, zapoczątkowaną jeszcze przez Karola Estreichera książką Straty kultury polskiej pod okupacją niemiecką 1939-1944 (1944). Ale i w odniesieniu do tak jednoznacznej sprawy możliwe jest także inne podejście.

Straty są nieodwracalne. Ich dokumentacja jest konieczna. Nie wszystko jednak zostało do końca stracone. Przed zniszczeniem budynki, druki i rękopisy „żyły”, zostawiały po sobie ślad. Np. rękopisy cytowano w publikacjach, robiono z nich wyciągi, wypisy, ekscerpta, fotokopie, opisy i odpisy. Przynajmniej z niektórych, ale tych uznanych za najważniejsze. Otóż nikt nie podjął jeszcze systematycznego wysiłku zebrania, opisania i wydania tych pozostałości. A jest ich wiele. Najważniejsze źródła reliktów to publikacje – głównie prace historyczne, spuścizny po historykach, odpisy oraz prace magisterskie i doktorskie. Cytaty ze zniszczonych rękopisów w publikacjach historycznych zbiera kartoteka Biblioteki Narodowej. Należy ją ukończyć i ogłosić drukiem. Wiele spuścizn z reliktami zawiera Archiwum Polskiej Akademii Nauk. Inne ważne spuścizny znajdują się w Bibliotece Narodowej i w zbiorach krakowskich. Najmniej znane, a rewelacyjne źródło to przedwojenne prace magisterskie i doktorskie zachowane w Archiwum Uniwersytetu Warszawskiego. Samych tylko prac historycznych, z których wiele cytuje zniszczone później źródła, jest ponad tysiąc. Samych tylko prac pisanych pod kierunkiem wybitnego żydowskiego historyka Majera Bałabana, opartych na aktach zniszczonej Synagogi Warszawskiej, jest kilkadziesiąt. Wszystkie prace to wielkie ukryte i nieznane źródło wiedzy historycznej.

Nie dość potępiać sprawców, nie dość i dokumentować straty. Trzeba także – na podstawie zachowanych reliktów – wirtualnie rekonstruować zniszczone dobra. 