Metodologiczny elementarz

Antypodręcznikowe wskazówki dla dyplomantów zarządzania

Julian Daszkowski

Impulsem do spisania poniższych uwag było powtarzające się spostrzeżenie, że większość uczestników seminariów dyplomowych prawie nigdy w toku swoich studiów nie było rozliczanych z czytania czegoś innego niż zalecane im podręczniki. Wskutek tego traktują redakcyjne struktury i style znanych im podręczników jako wzorce dla własnych prac dyplomowych, nie zdając sobie wystarczająco jasno sprawy z innych oczekiwań wobec końcowego etapu ich akademickiej aktywności. Nie jest to wyłączna wina studentów, gdyż coraz powszechniej rezygnuje się z żądań, aby czytali oni także oryginalne sprawozdania z badań, profesjonalne (a nie tylko publicystyczno-propagandowe) artykuły przeglądowe czy książkowe monografie i poradniki metodologiczne, próbowali prześledzić polemiki i kontrowersje, starali się wyszukać informacje pomijane jako niewygodne, choć określane jako nieistotne. Dalszy tekst jest więc zaledwie sprawozdaniem z podejmowanej na początku seminarium próby werbalnego zasygnalizowania i podkreślenia potrzeby wykraczania prac dyplomowych ponad dydaktyczną powierzchowność i ogólność podręcznikowo-wykładowych ujęć.

Gramatyka referowania

Dyplomant kierunku zarządzanie na zakończenie pisze pracę po to, aby wykazać, że w wybranym przez siebie i uzgodnionym z promotorem obszarze tematycznym jest w stanie nie tylko przypomnieć sobie, dodatkowo wyszukać i zreferować wiedzę pochodzącą z więcej niż jednego źródła (czyli nie wyłącznie z wykładu lub z obowiązkowego podręcznika), ale także potrafi zrozumieć możliwości i ograniczenia przy względnie samodzielnej próbie jej praktycznego zastosowania. Dlatego nie wystarczy powtórzenie, choćby i własnymi słowami, tylko tego, co zawierają dydaktyczne podręczniki, bo trzeba sięgnąć do informacji spoza nich, znajdując je w rozmaitych bazach danych, głęboko wyspecjalizowanych monografiach, oryginalnych sprawozdaniach z badań lub jeszcze lepiej – generując je samodzielnym postępowaniem badawczym.

Demonstrowanie wiedzy w pracy dyplomowej musi zawierać takie elementy, których w ślad za najpowszechniej obecnie spotykanym stylem podręczników na ogół już nie wymaga się w trakcie egzaminów. W odniesieniu do każdego stwierdzenia, każdej definicji, każdej informacji, oceny czy poglądu musi być jasne, skąd ona pochodzi (gdzie została opublikowana), kto jest jej autorem lub w jaki sposób wynika ona z wcześniejszych wywodów. Według proponowanej dalej konwencji stylistyczno-redakcyjnej (są także i inne konwencje), jeżeli jest to wyłącznie pogląd autora pracy, to wyraża się go w pierwszej osobie liczby pojedynczej (np.: „sądzę”, „przyjąłem”, „założyłem” lub lepiej i ostrożniej: „wydaje mi się”, „przypuszczam” itp.). Jeżeli autor zgadza się z czyimiś wcześniej przez siebie zreferowanymi poglądami, to używa form bezosobowych typu: „można sądzić”, „sądzi się”, „przyjmuje się” itd. Nie należy jednak używać tego trybu ni z gruszki, ni z pietruszki, to znaczy bez uprzedniego wskazania podstaw do tego. Wprowadzeniem do referowania cudzych poglądów jest trzecia osoba czasu przeszłego lub teraźniejszego („Kowalski sądził/sądzi”, „Nowak i Malinowska twierdzili/twierdzą”) albo formy bardziej bezosobowe („według Poznańskiego”, „zdaniem Krakowskiego” itp.).

W pracy dyplomowej jak ognia należy unikać form pierwszej osoby liczby mnogiej („jak widzimy”, „jak zobaczymy”, „jak zobaczyliśmy”, „wynika nam”, „otrzymujemy”). Jest to maniera dość rozpowszechniona w podręcznikach jednego autora i dopuszczalna tylko w nich oraz w pracach więcej niż jednego autora. Niemal absolutnie wykluczone jest też pisanie przez autora o sobie w trzeciej osobie („autor tej pracy”, „moja osoba”), tylko czasem usprawiedliwione jako podkreślenie absurdu czy paradoksu albo wyraźna autodrwina lub ironia, bo w przeciwnym wypadku jest tylko powodem do kpin z autora. W ogólności jednak, w pracy dyplomowej powinny przeważać formy bezosobowe, przeplatane przy referowaniu literatury lub wyników cudzych badań trzecią osobą („on”, „ona”, „oni” „one”) i bardzo rzadko uzupełniane pierwszą osobą liczby pojedynczej („ja”) – tylko tam, gdzie autor pisze o swoich, z natury rzeczy raczej skromnych, decyzjach, dokonaniach czy ocenach. I wreszcie, w pracach dyplomowych całkowicie i bez wyjątku zakazane jest zwracanie się do czytelnika w drugiej osobie (Ty/Wy).

Logika referowania

Dużą ostrożność trzeba zachowywać przy uogólnianiu czegoś, co nie podlegało żadnym wątpliwościom w tylko jednym przywoływanym przypadku („Iksiński wykazał, że w pierwszej dekadzie XXI wieku w Kujawskich Zakładach Tego i Owego najwięcej spóźnień występowało w czwartki”). Z takiej pracy nie wynika ani to, że na Kujawach pracownicy spóźniają się głównie w czwartki, ani to, że w pierwszej dekadzie XXI wieku była najniższa dyscyplina pracy. Do metodologicznego elementarza należy odróżnianie faktu występowania zjawiska („zdarzyło się tam i niewykluczone, że jeszcze gdzie indziej, ale trochę inaczej, bo w środy”) od jego rozpowszechnienia (w niemal każdym, a co najmniej w większości przypadków), przyczyn („poprzedni dzień to termin cyklicznej imprezy sportowej na danym terenie”) i siły jego wpływu na cokolwiek (np. „spóźnienia w tej jeden dzień tygodnia obniżały efektywność ekonomiczną bardziej niż spóźnienia w inne dni tygodnia”).

W strukturze podręczników studenci jednak zbyt często odczytują błędne przesłanie, iż autorytatywne podanie tezy ogólnej i dydaktyczne zilustrowanie jej jakimś konkretnym przypadkiem jest symetryczne do przytoczenia konkretnego przypadku jako uzasadnienia dla uogólnienia go w szerszym zakresie. Wobec swojej niedostatecznej wiedzy metodologicznej i praktycznej niemożliwości uzyskania niezbędnych informacji o reprezentatywnym charakterze, studenci często traktują tego typu zastrzeżenia jako promotorskie mętniactwo i czepialstwo, utrudniające dokończenie (a czasem i rozpoczęcie) pracy.

Studenci nie mają też wystarczającego doświadczenia w zauważaniu tzw. myśli obiegowych. Liczne sformułowania powtarzają się w wielu podręcznikach, przez co stwarzają i utrwalają wrażenie prawdziwości i zasadności. Tymczasem bywają to wyrażenia perswazyjne bez żadnej wartości logicznej, nieprzysługującej im z powodu bądź opuszczenia jakiegoś istotnego fragmentu bądź wskutek używania wieloznacznych, a nawet pustych terminów.

Stylistyka odsyłaczy

Samo tworzenie stylistycznej postaci odsyłaczy literaturowych jest raczej sztuką niż zbiorem recept. Chodzi przede wszystkim o to, aby wyraźnie zaznaczać, gdzie zaczyna się i gdzie kończy czerpana z literatury informacja, opinia, myśl. Jest to istotne zwłaszcza przy jej parafrazowaniu, czyli opisywaniu jej własnymi słowami. W przypadku kolejnego referowania oddzielnych prac, powszechnym zwyczajem jest rozpoczynanie od zdania zawierającego nazwisko lub nazwiska autorów („W badaniu Smitha”, „Brown w swojej publikacji” itp.), kontynuowanie wywodu innymi sformułowaniami niż użyte przez cytowanych autorów i kończenie odsyłaczem do przypisu dolnego z opisem bibliograficznym cytowanej publikacji. Jeżeli jednak koniec przytoczenia jest wyraźny z innych stylistycznych powodów (np. „Smith w badaniach przedsiębiorstw chińskich….”), a któreś dalsze zdanie rozpoczyna się np. „W przeciwieństwie do Smitha, w badaniach Browna…”, to dopuszczalne jest opatrzenie tylko pierwszego wystąpienia nazwiska „Smith” odsyłaczem do przypisu dolnego i rezygnacja z jego powtórzenia na zakończenie referowanej myśli.

Zdarza się, że referowana cudza informacja, myśl czy ocena jest zaledwie małą częścią własnego sformułowania. Wtedy wystarcza wstawienie nawet w środku zdania (ale z sensem – na ogół na końcu tej cudzej myśli) samego cyfrowego odsyłacza do przypisu dolnego z właściwym opisem bibliograficznym. Tak samo można robić w razie wymieniania informacji z różnych źródeł w oddzielnie oznaczanych punktach. Początkujących autorów prac akademickich lepiej przy tym zniechęcać do posługiwania się wtórnymi odsyłaczami („tamże”, „tenże” itd.), zwłaszcza w ich tradycyjnej wersji łacińskiej („ibid.”, „ibidem”, „op. cit.”, „lc”), bo zamieszanie, jakie przy tym powstaje, nie prowadzi do merytorycznego ulepszenia postaci pracy. Wystarczy w przypisach dolnych powtarzać skrócony opis bibliograficzny bez dodatkowych określeń, a pełne opisy podać jeden raz w bibliografii końcowej (zwanej czasem „załącznikową”).

Wskazówki dla stylistycznych problemów ze stosowaniem w tekście odsyłaczy do źródeł przy jednoczesnym referowaniu własnymi słowami i konfrontowaniu kilku prac na raz albo przy odsyłaniu do źródeł nieautorskich (prace zbiorowe, akty prawne, publikacje statystyczne) mają analogiczny charakter, choć ich zastosowanie wywołuje nieco więcej trudności decyzyjnych.

Dosłowne cytowania

Jeżeli cudza informacja, pogląd, ocena jest przytaczana w dokładnie takiej formie, w jakiej została już gdzieś opublikowana, to musi wystąpić w cudzysłowie jako tekst kursywą, poprzedzony lub uzupełniony odsyłaczem do przypisu dolnego, w którym podaje się na ogół skrócony bibliograficzny opis źródła ze wskazaniem strony. Niezachowanie tej zasady jest według ustawy o prawie autorskim przestępstwem, które z kolei w razie zgłoszenia przez kogokolwiek, według ustaw o szkolnictwie wyższym i o stopniach naukowych, prowadzi do odebrania stopnia licencjata lub magistra w dowolnie wiele lat po ich uzyskaniu. Po wykryciu niezachowania tej zasady przed zgłoszeniem, że przedkłada się ostateczną formę pracy, promotor z ewentualną pomocą dziekana rozstrzyga, czy była to próba kryminalnego oszustwa, czy zaledwie objaw skandalicznego niedbalstwa. Wykrycie czegoś takiego po zgłoszeniu złożenia ostatecznej formy pracy uzasadnia odmowę jej przyjęcia i dalszej współpracy promotora z taką osobą. Niech ta osoba i władze uczelni dalej rozstrzygają co robić, bo w takiej sytuacji promotorowi nie można już nic nakazać jako pracownikowi uczelni. To wszystko odnosi się także do materiałów umieszczonych w Internecie.

Nieprzestrzeganie dalszych zasad nie jest uważane za przestępstwo, ale za kompletną nieznajomość lub duże lekceważenie powszechnie obowiązujących, choć nieskodyfikowanych wyraźnie, zwyczajów akademickich.

Dosłowne cytaty nie powinny być zbyt dużą częścią pracy. Nie ma tutaj jednoznacznych wymagań i w pewnej mierze zależą one od tematu i charakteru opracowania. Gdy tematem jest analiza czegoś w tylko jednym dziele lub tylko u jednego autora (np. „Obraz motywacji pracowniczej w polskich tłumaczeniach publikacji F.W. Taylora”), to uzasadnione jest dosłowne przytaczanie wielu angielskojęzycznych fragmentów przy także dosłownym przytaczaniu kilku wersji ich polskich tłumaczeń (niech to będzie nawet i 25% reszty tekstu). Ale w przypadku „Efektywności płacowego systemu motywacyjnego na przykładzie i tu prawdziwa nazwa przedsiębiorstwa” nie ma uzasadnienia dla więcej niż kilku krótkich, dosłownych przywołań z cudzych opracowań (już zajęcie 5% objętości całego tekstu może razić). Jeżeli zdaniem dyplomanta coś obszernego a cudzego wręcz musi być w całości zawarte w pracy (np. regulamin wynagradzania), to przybiera to postać oddzielnego załącznika na końcu, a nie pełnego wypisu gdzieś w środku.

Miejscem na dosłowne przytoczenia może być zarówno tekst, jak i przypisy. Znowu nie ma tu specjalnych recept, ale zaleca się umieszczanie ważnych dla wywodów przytoczeń w samym tekście, krótkich dygresji i terminologicznych objaśnień w przypisach dolnych (przeplatając je z opisami bibliograficznymi), dłuższych zaś dygresji w ewentualnych przypisach końcowych. Za nieestetyczne i niedopracowane uchodzą przypisy dolne zajmujące zbyt dużo strony lub przechodzące ze strony na stronę. Przesadą z kolei jest zbyt intensywne wykorzystywanie możliwości edytorów tekstu, to znaczy używanie jednocześnie przypisów dolnych, przypisów na koniec rozdziałów i na koniec całego tekstu.

Cytowanie z drugiej ręki

Dyplomanci jeszcze nie zdają sobie na ogół sprawy z ważności rozróżniania źródeł pierwotnych i wtórnych. Bardzo często wykorzystują fakt, że w używanym przez nich podręczniku jakieś opisywane tam twierdzenie, pogląd, ocena lub wynik jest zaczerpnięte z innej publikacji o wskazanym opisie bibliograficznym. Przytaczają zatem tekst z podręcznika (nawet w cudzysłowie i kursywą), ale jako źródło oznaczają nie podręcznik, lecz zamieszczony w nim odsyłacz bibliograficzny (w wyraźnym celu rozdęcia wykazu literatury). Tymczasem autorzy podręczników z konieczności często dokonują parafrazy źródłowych sformułowań, aby je skrócić, uprościć, przenieść z jednego kontekstu do drugiego, inaczej wartościować, dydaktycznie uwypuklić tylko niektóre elementy, dostosować do toku swojego wywodu, podać w tłumaczeniu z innego języka itp. Brak sygnału o tym, co nazywa się „cytowaniem z drugiej, a nawet trzeciej ręki” w pracy dyplomowej uchodzi za wadę, zobowiązującą promotora do żądania korekty lub uzasadniającą obniżenie oceny stawianej przez recenzenta.

W pracy licencjackiej lub magisterskiej wystarczy jednak w przypisie wskazać, że opinia pochodzi z takiej to a takiej publikacji, ale zostaje przytoczona za inną, taką to a taką publikacją. Konwencjonalny skrót „wg” między bibliograficznymi opisami obu publikacji unieważnia formalne zastrzeżenie, choć używany zbyt często pozostawia wrażenie niespecjalnego przykładania się dyplomanta do studiowania całości literatury.

Funkcje własnych słów

Generalne oczekiwanie pod adresem prac dyplomowych kładzie jednak nacisk na przedstawianie treści z wykorzystywanej literatury w postaci pisanego własnymi słowami tekstu. Dopiero wtedy promotor ma większą szansę na spokojne zorientowanie się bez obecności dyplomanta, w jakim stopniu rozumie on myśli zawarte w literaturze, a w jakim tylko klepie czerpane z niej formułki. W przeciwieństwie do procedury egzaminacyjnej, wykrycie niezrozumienia elementów wiedzy albo luk w jej zakresie nie prowadzi do wystawienia negatywnej czy obniżonej oceny, ale do wskazania sposobów naprawy.

Można jednak odnieść wrażenie, że dyplomanci nie są zachwyceni koniecznością wkładania dodatkowego wysiłku w czytanie innego ujęcia zagadnienia lub choćby podjęcie własnej próby jego pisemnego przeformułowania. Pozorowanie, że oddany tekst lub jego fragment składa się z własnych słów (brak cudzysłowu i kursywy jednocześnie – sama kursywa może być formą wyróżnienia tekstu z innych powodów) najpierw wywołuje u promotora podziw dla dojrzałości i sprawności dyplomanta, a po sprawdzeniu – wściekłość na niedbalstwo graniczące z próbą oszustwa. W dodatku dyplomant traci szansę nie tylko na pozytywny stosunek promotora do niego, ale także na wczesne uzyskanie rozmaitych wskazówek – promotorowi wydaje się, że dyplomant wie i rozumie więcej niż w rzeczywistości, co na dalszych etapach pracy często wywołuje negatywne konsekwencje – konieczność powracania do czegoś, co wydawało się już zrobione do końca, ale co w kolejnej fazie ujawniło zamaskowane wcześniej niedostatki.

Dr Julian Daszkowski, Wyższa Szkoła Finansów i Zarządzania w Warszawie.