Hamanowie
Obaj uczeni bracia, z których starszy, prof. Janusz Haman, urodził się w r. 1923, a młodszy, prof. Krzysztof Haman, w r. 1934, mało mieli czasu na gromadzenie wiedzy o dziejach rodziny. Przyszło im bowiem urządzać po wojnie potrzebne odbudowującemu się krajowi placówki badawcze (to starszy brat), rozwijać pionierskie w Polsce dyscypliny naukowe (młodszy mój rozmówca), kształcić i wychowywać kolejne roczniki w geofizyce, dziedzinie nieco w Polsce zaniedbanej. Dlatego też nieodległych czasów sięga rodzinna pamięć, ale tradycja pracy naukowej bardzo się wzbogaciła w następnym pokoleniu Hamanów.
* * *
Po kądzieli rodzina jest, jak wiele rodzin inteligenckich, ziemiańska – Horodyńscy. Dziadek Haman był notariuszem, posiadaczem kilku placów na warszawskim Powiślu. Ojciec miał wykształcenie rolnicze (co powtórzył najstarszy syn), a specjalizował się w hodowli koni, współpracując z profesorem Romanem Prawocheńskim (z uczonego rodu), wybitnym przedstawicielem tej dziedziny wiedzy i gospodarki. Profesor wysłał po I wojnie światowej młodego adepta na misję rewindykacyjną do Niemiec, gdzie ten poznał przyszłą żonę. Najstarszy syn z całej trójki urodził się w Wiesbaden.
W pierwszych dniach września 1939 r. bracia Janusz i Zdzisław, po małej maturze, tj. ukończeniu gimnazjum Staszica, razem z kuzynem wywozili wierzchem angielskie konie wyścigowe z warszawskiego Służewca na wschód. Ojciec, twórca koncepcji budowy służewieckiego toru, o tym nie wiedział – zmarł na gruźlicę w 1936 r. Zapewne potraktowałby ów czyn z uznaniem.
Pośpieszna dorosłość
Wychowanie domowe, którym zajmowała się głównie matka, absolwentka znanego lwowskiego gimnazjum sióstr sacré coeur, prof. Janusz wspomina jako „twarde”, tj. wedle jasno określonych reguł, uznawanych za oczywiste – uczciwości, samodzielności, odwagi cywilnej – bez taryfy ulgowej. Należało przykładać się do nauki, ale niekoniecznie być prymusem. Takie wychowanie wyposażyło młodych Hamanów w cechy, które okazały się potrzebne już u progu dorosłości.
Przed wojną rodzina spędzała lato w Józefowie pod Otwockiem, z uwagi na klimat pomocny choremu ojcu. Zimą bawili w Zakopanem, gdzie w pensjonacie należącym do słynnego językoznawcy Stanisława Szobera, na Kozińcu, ojciec grywał w bitwę morską z… Witoldem Gombrowiczem, prześcigając się z partnerem w wymyślaniu kunsztownie „łamanych” okrętów.
Janusz i o rok młodszy Zdzisław należeli do harcerstwa, stąd też oczywiste stało się wstąpienie braci do Szarych Szeregów w r. 1941, kiedy byli uczniami dozwolonej przez Niemców szkoły – Technikum Samochodowego, ale także tajnych kompletów w gimnazjum Staszica. Naturalną konsekwencją i bezpośrednim przedłużeniem tej młodzieńczej działalności konspiracyjnej stała się obecność w szeregach Armii Krajowej, potem walka w powstaniu, co było udziałem także ich matki. Ten wątek biografii – wspólny obu starszym braciom – zapisał Zdzisław Haman (tekst znajduje się w Muzeum Powstania Warszawskiego i w rodzinnym archiwum), żeby los przodków poznawały dzieci i wnuki.
Na życie zarabiali w warsztatach samochodowych na Pradze, postępując w edukacji dzięki Państwowej Wyższej Szkole Technicznej, którą kierował Niemiec, ale wykładali tam przedwojenni profesorowie Politechniki Warszawskiej, przekazując wiedzę w o wiele szerszym zakresie niż to oficjalnie zgłoszono. Zdawane u nich egzaminy zaliczali okupacyjnym studentom po wojnie. Starszy z moich rozmówców wspomina, jak spontanicznie i życzliwie zrobił to wielki uczony Maksymilian Tytus Huber (postać z wieloosobowego rodu uczonego).
Okoliczności
Po powstaniu, ale jeszcze przed końcem wojny, rodzina znalazła się na krótko w Zakopanem, po czym, wróciwszy do Warszawy – mieszkanie było spalone – starsi bracia zarabiali na życie przy naprawianiu torów kolejowych i przerabianiu ich na szerokie, potrzebne transportom do ZSRR (!).
W połowie 1945 r. Janusz Haman pojechał do Katowic, gdzie znalazł pracę w Centrali Żelaza i Stali. Zajmował się handlem łożyskami tocznymi z wojennych zapasów. Później był krótki epizod we Wrocławskim PAFAWAG-u, wreszcie studia w Krakowie na Wydziale Mechanicznym AGH, która miała wtedy tzw. wydziały politechniczne. Wcześniej znalazł się tam młodszy brat Zdzisław. Poza pracą w warsztatach samochodowych przygotowały ich do studiów korepetycje z matematyki i fizyki, udzielane, dzięki staraniom matki, przez asystenta Politechniki Warszawskiej Witolda Biernackiego, który po wojnie został profesorem obróbki skrawaniem w AGH. W katedrze, przekształconej później w Instytut Obróbki Skrawaniem, przyszły prof. Haman rozpoczął drogę naukową.
Wiodła przez różne uczelnie i placówki badawcze. Absolwent AGH powiada po latach, że u progu kariery naukowej dostrzegł analogię między skrawaniem materiałów i… oraniem ziemi, czyli krojeniem jej na skiby. Warunkiem uzyskania stanowiska adiunkta w Katedrze Maszynoznawstwa Rolniczego UJ (pracowano nad pierwszymi polskimi ciągnikami) był dyplom studiów rolniczych. Janusz Haman skończył więc drugi fakultet, a mając magisterium z mechaniki został jednocześnie kierownikiem Zakładu Aparatów Naukowych, utworzonego przez ówczesnego rektora na potrzeby całego kraju. Pan profesor wspomina projektowanie urządzeń potrzebnych astronomom i… budowniczym (niezrealizowanego wówczas) warszawskiego metra, prowadzącym badania gruntu. Niektóre z tych aparatów pracują do dzisiaj w różnych miejscach Polski.
Zgodnie z przepisem tamtej epoki dyrektor Janusz Haman dostał nakaz pracy (dawany absolwentom) na stanowisko kierownika Katedry Maszyn Rolniczych UMCS i zamieszkał w Lublinie wraz z pierwszą żoną, nieżyjącą już, absolwentką Wydziału Architektury Politechniki Krakowskiej. Przez pewien czas dojeżdżał do ZAN, organizując w Lublinie dużą samodzielną placówkę badawczą – Instytut Techniki Rolniczej uniwersytetu, jedyną wówczas placówkę uczelnianą posiadającą uprawnienia do badania maszyn. Doktorat (1956) robił na Wydziale Rolniczym UJ, habilitację (1960) także. W r. 1970 został profesorem zwyczajnym, w r. 1980 członkiem rzeczywistym PAN.
Okoliczności zewnętrzne – wojenna praca w warsztatach samochodowych, rolnicze wykształcenie ojca – okazały się w życiu mojego rozmówcy zgodne z zainteresowaniami i sprzyjały szybkiemu marszowi drogą naukową od początku, który pan profesor nazywa „za szybkim startem”, do dzisiaj, kiedy cieszy się zastępem doskonale wykształconych uczniów, wśród których jest grono trzynastu pań profesor, co ich mistrz podkreśla jako rezultat swego świadomego działania w przekonaniu, że maszyny rolnicze to znakomity przedmiot badań dla kobiet. „Doskonale się sprawdzają i nie mają trudności ze znalezieniem pracy”. U boku autor tych słów ma uczoną kobietę, lecz przedstawicielkę dość odległej dziedziny. Druga żona, pani profesor Monika Hamanowa, jest historykiem.
Wybór
Najmłodszy z braci, profesor geofizyki, który dorastał po wojnie, miał szanse dokonać wyboru studiów bez presji zewnętrznych okoliczności, także bez owego handicapu, jakim stały się niezamierzone wojenne doświadczenia zawodowe Janusza i Zdzisława. W wieku piętnastu lat interesował się lotnictwem. Na teoretycznym kursie szybowcowym obudziła się ciekawość meteorologii, zwłaszcza chmur. Zastrzeżenia lekarskie przeszkodziły w lataniu, szukał więc kontaktów z geografami, żeby się dowiedzieć, że meteorologia ma zakorzenienia w geofizyce. Mając wstęp na studia bez egzaminów jako tzw. przodownik nauki, poszedł na fizykę (kierunek geofizyka), by po roku przenieść się na matematykę, nie tracąc wszakże kontaktu z geofizyką. I na trzecim roku studiów zaproponowano mu tam funkcję zastępcy asystenta. Dziś pan profesor mówi: „Problematyka matematyczna w geofizyce jest znacznie bardziej skomplikowana i trudna niż była w ówczesnej fizyce”. Nad propozycją asystentury u wybitnego matematyka Karola Borsuka (z uczonego rodu) przeważyła jednak fizyka atmosfery, w której mój rozmówca ma duże i oryginalne osiągnięcia.
Rok Geofizyczny 1957-58 nazywa największą naukową imprezą międzynarodową po wojnie. Celem było zebranie maksymalnej liczby obserwacji do przyszłej syntezy wiedzy o naszej planecie, szczególnie o jej atmosferze i klimacie – mówiąc najprościej. Krzysztof Haman wziął udział w „tropikalnej” wyprawie do Wietnamu (była też polarna na Spitzbergen), w gronie młodych badaczy, pod kierunkiem obecnego nestora tej dziedziny prof. Romana Teisseyre’a (liczny ród uczony), wówczas początkującego geofizyka. Materiały przywiezione z Wietnamu posłużyły do pracy doktorskiej (1962), poświęconej nietypowemu zjawisku atmosferycznemu, jakie zaobserwował, którą to pracę pan profesor uważa za najlepszą ze swoich licznych publikacji.
Podczas wietnamskiej wyprawy przyszedł na świat pierwszy syn, Andrzej. Rodzice, urodzeni w odstępie trzech dni w sąsiednich warszawskich domach, poznali się dopiero na studiach. Pani Alina Hamanowa do emerytury była adiunktem matematyki w Politechnice Warszawskiej.
Droga naukowa najmłodszego z braci Hamanów przebiegła w wybranej i umiłowanej dziedzinie – fizyce atmosfery i w placówce – najpierw katedrze, później instytucie – którą długo kierował. W tej dziedzinie rozwinęły się najwcześniej symulacje komputerowe stosowane do prognoz meteorologicznych. I „narodziła się w pewnym momencie słynna teoria chaosu”.
Obecne od lat chłopięcych zainteresowanie chmurami owocowało uczestnictwem mego rozmówcy w ważnych programach badawczych, takich jak problematyka modyfikowania chmur i opadów, w szczególności zapobiegania szkodom wyrządzanym przez grad, ale także precyzyjnymi pomiarami samolotowymi w chmurach, w czym istotny jest udział metod matematycznych. Prof. Krzysztof Haman prowadził badania w wielu krajach – ZSRR, Kanadzie, Niemczech Holandii, Francji – publikując wyniki, często pionierskie, w prestiżowych czasopismach. Od r. 1994 jest profesorem zwyczajnym, od 1998 członkiem korespondentem PAN. Jest lub był członkiem szeregu międzynarodowych towarzystw i organizacji naukowych w swojej – szerokiej – specjalności.
Podjęty trop
W następnym pokoleniu trop akademicki podjęła znacząca liczba młodych ludzi, uważając studia za oczywistą powinność, a przejście od nich do pracy naukowej za naturalną konsekwencję. Piątka dzieci młodszego prof. Hamana to przedstawiciele innych niż ojciec dziedzin poznania. Maciej, doktor habilitowany psychologii, jest profesorem UW, jego żona Ewa, po doktoracie, pracuje na tym samym wydziale. Jacek, najmłodszy, tuż przed habilitacją z socjologii w UW. Jego książkę doktorską o wyborach stryj Janusz bardzo pochwalił – trzyma ją pod ręką, żeby zaglądać. Ojciec zaś podkreśla, że obaj mają wyniesioną z domowych rozmów i lektur kulturę matematyczną. Najstarszy, Andrzej, wybrał biologię, robi doktorat, badając bilans energetyczny zachowań ptaków. Jedyna córka zaczęła studiować matematykę, ale skończyła… bibliotekoznawstwo na historii. U progu III RP handlowała książkami w szkołach, po czym założyła spory dział księgarski w znanym warszawskim Sklepie Podróżnika, sama specjalizując się w mapach. Ostatnie zajęcie Anny Haman to jednoosobowa firma zajmująca się różnego typu usługami dotyczącymi książek. Jej właścicielka napisała przewodnik narciarstwa biegowego dla okolic Warszawy. Czwarty syn, Piotr, jest biznesmenem.
Wolno wierzyć, że ci młodzi ludzie wynieśli z domu umiejętność rozpoznawania tego, co ważne i aktualnie potrzebne, żeby w takich obszarach działania lokować swoje pasje. W gromadce wnuków (Maciej Haman ma sześcioro potomków), dopiero dorastających, objawią się pewnie różnego rodzaju talenty i wzbogacą naukową tradycję rodziny.
Syn prof. Janusza, Wojciech Haman, jest psychologiem jak jego stryjeczny brat. Podczas naszego spotkania zobaczyłam ostatnio opublikowaną książkę Psychologia szefa , napisaną razem ze współwłaścicielem firmy szkolącej menedżerów, którą prowadzą.
Kultura matematyczna w rodzinie przekazuje się pokoleniom, ale nie łączy z uprawianiem matematyki. Córka starszego z moich rozmówców, Dorota, skończyła matematykę, pracuje jednak zgodnie z profilem drugiego, ukończonego w Stanach Zjednoczonych, fakultetu (analogia do biografii ojca), biologii. Aktualnie pełni funkcję dziekana Wydziału Inżynierii Biologicznej University of Florida. Ojciec troska się tym, że ogrom pracy administracyjnej spowalnia badania nad gospodarką wodną w roślinach, co jest przedmiotem badań pani profesor. Sam jednak także godził funkcje akademickie z pracą badawczą.
* * *
Następne pokolenia mają bogate intelektualne wiano, z którego będą wybierać i tę matematyczną, ale także ogólną kulturę, jaka trafne wybory przesądza.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.