×

Serwis forumakademickie.pl wykorzystuje pliki cookies. Korzystając z naszej strony wyrażasz zgodę na wykorzystanie plików cookies w celach statystycznych. Jeżeli nie wyrażasz zgody - zmień ustawienia swojej przeglądarki internetowej.

Szkoła Wyższa Psychologii Społecznej

Z humanistyką nie jest źle

Nie posługiwałabym się tak często i lekko terminem „kryzys” w odniesieniu do sytuacji humanistyki. Chyba że kryzys rozumiemy jako etap rozwoju, coś, co sprzyja zmianom i racjonalnym modyfikacjom. Upadku nie widzę – ani w badaniach, ani wśród samych humanistów. Kryzys to określenie nazbyt dramatyczne i trochę na siłę przyporządkowane sytuacji, która nie jest zła. Inna kwestia to ta, czy ministerstwo zechce wykorzystać moment zawirowania (i niżu demograficznego), by dźwignąć polską edukację o szczebel wyżej, nie tylko w szkołach wyższych, ale w całym systemie oświaty. Ale to już pytanie nie do mnie.

Badania humanistyczne zyskały dodatkową drogę finansowania w postaci Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki. W trzech edycjach konkursach zgłoszono ok. 2 tys. projektów. W pierwszych dwóch rozdaniach ponad 30 procent z nich uzyskało finansowanie. W ostatnim znacznie mniej, bo tylko 15 proc. To za mało, żeby satysfakcję czuli ci, którzy składali aplikacje, jak i ci, którzy oceniali wnioski. Wiązano z konkursem duże nadzieje, wnioskodawcy czekali na rozstrzygnięcie trzy czwarte roku, wydano na konkurs sporo pieniędzy (recenzje!), tymczasem akceptację uzyskały tylko wnioski między 90 a 100 punktów. W poprzednich edycjach dofinansowywano granty ocenione powyżej 70 punktów, co zresztą spotkało się z grymasami, że dajemy pieniądze zbyt lekką ręką. Mieliśmy nadzieję, że ta bardziej szczodra praktyka zostanie podtrzymana. Niestety, deklarowanych 80 milionów starczyło, na co starczyło. W sumie w trzech edycjach dofinansowano kilkaset projektów, które dotąd nie były realizowane także ze względu na brak gwarancji stałego finansowania. Chodzi przede wszystkim o duże projekty badawcze i edytorskie oraz działania związane z konstruowaniem słowników i leksykonów, kosztowne prace inwentaryzacyjne, ujęcia przekrojowe, syntetyczne. To wszystko są przedsięwzięcia wieloletnie, które wymagają ciągłości finansowania.

Widząc pożytki płynące z grantów, nie zgadzam się jednak ze stwierdzeniem wielu moich kolegów, że granty – nawet te finansowane przez lata – zapewnią ciągłość badań humanistycznych. Powinna być jakaś proporcja między nakładami stałymi, a tymi, które są rozdzielane w postaci grantów w konkursach. Granty przynoszą wiele dobrego – aktywizują środowisko, zwłaszcza młodych badaczy, ale same instytucje również potrzebują stabilizacji. Jednak nawet programy pięcioletnie, które w innych dziedzinach wydają się bardzo długie, w humanistyce są zbyt krótkie z punktu widzenia niektórych badań. Moi koledzy zwracają uwagę na to, że wybitny humanista nie pracuje w terminach określonych długością trwania grantu, ale w czasie wyznaczanym przez aktywność ludzkiego umysłu, możliwość przemyślenia i przedyskutowania pewnych kwestii; czasami są to tematy życia, które realizuje się latami. Pewność kontynuacji badań wymaga spokoju, potrzebnego do myślenia; nie chodzi o lenistwo, słabe tempo pracy, ale właśnie o spokój. Wydaje się, że zachłyśnięcie się ideą grantów jako głównego źródła finansowania nauki jest przesadne. Należy to jakoś wyrównać mądrą polityką uwzględniającą głos opinii publicznej i doświadczenia innych krajów, które gorączkę grantową mają już za sobą.

Być może niedawna kategoryzacja jednostek naukowych będzie temu służyć. Wysokość finansowania jednostek po parametryzacji nie jest jednak taka, na jaką liczono. Współczynnik 1,5 zapisany w ustawie dla jednostek tworzących kategorię A+ nie przekłada się na adekwatny wzrost finansowania. Okazuje się, że po uwzględnieniu tzw. współczynnika przeniesienia (nie podejmuję się wytłumaczyć, o co tutaj chodzi), sumy są znacznie niższe, niż te, których w wyróżnionych jednostkach oczekiwano. Ministerstwo powołuje się tu na skomplikowane reguły i procedury. Ja widzę tyle: biurokracja zwyciężyła ducha ustawy, której sens polegał na tym, żeby najlepsze jednostki znacząco wyróżnić i wzmocnić ich potencjał badawczy.

Gdy utworzono NPRH, powołana rada zasiadła nad białą kartką papieru, którą trzeba było szybko zapełnić treścią. Nikt z nas z góry nie wiedział, jak powinien wyglądać program. Wstępny szkic struktury zaproponował prof. Ryszard Nycz. Moduł pierwszy, najważniejszy w programie, miał doprowadzić do finansowania projektów fundamentalnych (jak to określiliśmy) dla polskiej nauki i kultury, wieloletnich, kosztownych, które dotąd nie były podejmowane bądź zostały zawieszone z braku finansów. Ten moduł był dla programu kluczowy i zrealizował jego główne cele. Z czasem zadbaliśmy o to, aby w komunikacie opisującym moduł 1. znalazła się adnotacja, że oczekujemy realizacji nie tylko tematów zaległych, ale także – niejako z drugiej strony patrząc – nowatorskich, podstawowych dla nowej humanistyki. Moduł drugi, przeznaczony dla młodych i stanowiący oczko w głowie ministerstwa, właściwie powtarzał to, co już finansowało i finansuje Narodowe Centrum Nauki. Funkcjonowały zatem równolegle podobne programy. Usiłowaliśmy to zmienić. Przeznaczyć pieniądze z modułu drugiego na inny cel, ale to się nie udało, jak sądzę z powodów czysto propagandowych – chodziło o pokazanie, że ministerstwo dba o młodych naukowców. Pojawiły się wtedy, poniekąd słuszne, zarzuty, że humaniści mają lepiej niż inni badacze, bo mają specjalny (dodatkowy) program przeznaczony tylko dla nich. Gdy tymczasem chodziło o to, że humanistyka ma specjalne zadania i potrzebne są na to specjalne środki.

Moduł trzeci związany jest z umiędzynarodowieniem polskiej nauki, czyli głównie z tłumaczeniami. W pierwszych dwóch edycjach konkursu ministerstwo finansowało tłumaczenia i drukowane wydania dzieł wybitnych humanistów. W praktyce zdarzyło się tak, że publikowanie tych prac przejęło jedno wydawnictwo, mające na polskim rynku przedsiębiorczego agenta, który w porę docierał do autorów. To wydawnictwo prawie zmonopolizowało trzeci moduł. Z tym się nie mogliśmy zgodzić. Na dodatek opinie na temat dystrybucji wydawanych przez tę oficynę publikacji nie były najlepsze. Nie mogliśmy się dopracować niezbędnej dywersyfikacji. W trzeciej edycji konkursu udało się nam wprowadzić modyfikację polegającą na tym, że finansowane były tłumaczenia i publikacje elektroniczne, czyli wprowadzanie tekstu do prestiżowych baz danych. Ta zmiana, która była (naszym zdaniem) korzystna dla popularyzacji polskiej nauki za granicą, spotkała się z negatywnym przyjęciem w środowisku. Niektórzy badacze utrzymują, że książka humanistyczna powinna być wydawana tradycyjnie drukiem, że publikacja książkowa rządzi rynkiem humanistycznym i że środowisku nie należy odbierać słodkiej satysfakcji postawienia na półce publikacji w obcym języku. Nie są to argumenty wystarczające. Ale trudno mi powiedzieć, co stanie się z modułem trzecim w kolejnej edycji konkursu. W każdym razie, ministerstwo zna powody wprowadzenia zmiany i reakcje środowiska.

Postulaty ustępującej rady są takie: po pierwsze, NPRH powinien finansować konkursy, które nie będą dublowały tych, które organizuje NCN. Po drugie, nie było dotąd tematów zamawianych, a chyba należałoby takie wprowadzić, zachęcając środowisko do podjęcia badań niepopularnych z różnych powodów, a pożądanych lub koniecznych. Zamawiającym byłaby Rada NPRH, a de facto ministerstwo, które formułując tematy, korzystałoby z własnej wiedzy i opinii środowiska. Chodziłoby o realizację badań, które ostatnio nie były prowadzone, a są ważne dla kultury polskiej. Wciąż są dziedziny, w których niemal doszło do przerwania więzi pokoleniowej. Na naukową krytyczną edycję czeka wiele ważnych dzieł. Niektóre serie zostały przerwane i czekają na swych kontynuatorów. Brakuje ważnych opracowań bibliograficznych. Niszczeją niezinwentaryzowane zabytki i dobra kultury narodowej. Program może zachęcić badaczy do podjęcia tych wątków.

Po trzecie, wydaje mi się, że jeśli ministerstwo nadal chce wspomagać młodych badaczy, to w humanistyce bardzo ważnym ogniwem jest kształcenie doktoranckie i podoktorskie. Badacze z małych ośrodków wyraźnie zgłaszają brak możliwości kontaktów, dyskusji z osobami z innych, większych, silniejszych centrów. Zatem taki program pozwoliłby na podniesienie poziomu doktoratów i lepsze przygotowanie kadry naukowej i dydaktycznej w okresie podoktorskim. Programu postdoktorskiego nie ma w polskiej przestrzeni naukowej. Dlaczego NPRH nie miałby go stworzyć?