Aby nie zostać maszynistą

Problem tłumaczenia polskich tytułów Cz. I

Wojciech Piasecki, Elżbieta A. Piasecka

W ostatnich dekadach wiele polskich uczelni opublikowało w języku angielskim informatory na temat swojej działalności. Co więcej, tradycyjna, drukowana forma informatorów jest systematycznie wypierana przez wersję elektroniczną. Oznacza to, że trafiają one do coraz szerszego, często międzynarodowego grona odbiorców. Niestety w informatorach tych znaleźć możemy bardzo zróżnicowane podejście do problemu tłumaczenia tytułów i stopni naukowych. Mogłoby się wydawać, że ćwierć wieku po przemianach ustrojowych należy oczekiwać znaczącego podniesienia poziomu edytorskiego i językowego takich publikacji. Najnowszy informator wydany przez Regionalne Centrum Innowacji i Transferu Technologii (RCIiTT) w Szczecinie pokazuje jednak, że usystematyzowanie problematyki tłumaczenia na język angielski stopni i tytułów naukowych jest nadal potrzebne. Chodzi tutaj nie tylko o problem ekwiwalentności stopni naukowych, ale również, a może przede wszystkim, o przestrzeganie zasad ich pisowni, używania odpowiednich skrótów, konsekwencji w ich stosowaniu, jak również przestrzegania specyficznych w tym przypadku zasad interpunkcji. Innym istotnym zagadnieniem jest konsekwentne trzymanie się konwencji przyjętej w danym kraju anglojęzycznym, jako że konwencje te mogą się między sobą różnić.

Autorzy niniejszego opracowania są zorientowani w kanadyjskim i bardzo do niego podobnym amerykańskim systemie edukacji. Dlatego też nie podejmują nawet prób porównywania polskiego systemu do systemu brytyjskiego. System północnoamerykański, ze względu na jego znaczenie w świecie, jest bez wątpienia lepiej znany niż system brytyjski, tak więc jego praktyczna znajomość w międzynarodowych gremiach naukowych jest bardziej powszechna. Poza tym właśnie w kontaktach polsko-północnoamerykańskich tłumaczenie tytułów i stopni jest bardziej potrzebne, a to z uwagi na mniejszą wiedzę przedstawicieli nauki amerykańskiej z zakresu innych systemów edukacyjnych.

Powszechne niezrozumienie

Fundamentalnym problemem napotykanym przy okazji tłumaczeń polskich tytułów i stopni jest powszechne niezrozumienie naszego rodzimego systemu przez nasze społeczności akademickie. Jak mamy zatem zabierać się za tłumaczenie czegoś na język angielski, skoro nie rozumiemy sensu podmiotowych określeń w języku ojczystym? Szczególnie dotyczy to rozróżnienia między tytułami/stopniami naukowymi a nazwami stanowisk akademickich. Powszechne są „kwiatki” tego rodzaju:

prof. nadzw. dr hab. Jan Kowalski lub dr hab. Jan Kowalski, prof. US (chodzi o Uniwersytet Szczeciński).

W pierwszym przykładzie prof. nadzw . jest bez wątpienia nazwą stanowiska i dlatego jego mieszanie ze stopniami naukowymi, jest naszym zdaniem niewłaściwe. Uważamy, że określenie nazwy stanowiska jako prof. nadzw . powinno następować już po nazwisku i taka norma powoli zyskuje na popularności. W drugim przykładzie nazwa stanowiska jest co prawda umieszczona poprawnie, ale jest podana w błędnej formie. Jeżeli sprawdzimy w dziale spraw osobowych tej konkretnej uczelni, to okaże się, że nie ma tam ani jednej osoby zatrudnionej na etacie profesora Uniwersytetu Szczecińskiego, ale jest za to wiele osób na stanowiskach profesora nadzwyczajnego lub profesora zwyczajnego. Co więcej, na stanowisku profesora nadzwyczajnego pracują zarówno posiadacze tytułu naukowego (profesora), jak i osoby ze stopniem naukowym doktora habilitowanego. Niezależnie od posiadanych tytułów i stopni jest to we wszystkich przypadkach dokładnie to samo stanowisko. Niektórzy ryzykują stosowanie określenia prof. nadzw. US , co jest może trochę lepsze, ale dalej niezgodne z prawdą. Wydaje się nam, że dopisywanie akronimu określającego nazwę uczelni zostało wymuszone przez profesorów tytularnych, którzy w latach 90. nie mogli zaakceptować faktu, że ich młodsi koledzy – doktorzy habilitowani, zostali przez rektora mianowani na stanowisko profesora nadzwyczajnego. Stosowanie nazwy stanowiska w formie prof. nadzw. US nie ma zupełnie sensu. Jeżeli odbywa się to w obiegu wewnątrzuczelnianym, to i tak wszyscy wiedza, że chodzi o nazwę stanowiska w tej właśnie uczelni. Jeżeli natomiast odbywa się to na forum ogólnopolskim, to i tak akronim US nic nikomu nie mówi. Może nawet spowodować nieporozumienie polegające na uznaniu takiej osoby za przedstawiciela nauki amerykańskiej.

Ekwiwalentność nazw

Ważnym zagadnieniem jest ekwiwalentność nazw stanowisk. Nasz polski system jest bardzo hierarchiczny, co w porównaniu ze spłaszczonym systemem amerykańskim stanowi główną przeszkodę w bezpośrednim porównywaniu. Polski system jest co najmniej sześciostopniowy, poczynając od asystenta stażysty, a na profesorze zwyczajnym kończąc. W systemie amerykańskim istnieją tylko trzy szczeble w karierze pracownika naukowego uczelni: Assistant Professor , Associate Professor oraz Professor (kolokwialnie Full Professor ). W amerykańskich uczelniach są oczywiście asystenci, ale te funkcje pełnią graduate students , czyli magistranci i doktoranci zatrudniani czasowo na zlecenie, w niepełnym wymiarze godzin jako Teaching Assistant . Biorąc pod uwagę pewne podobieństwa i dokonując pewnych uproszczeń, można zaryzykować nazwanie polskiego asystenta naukowo-dydaktycznego Teaching (and Research) Assistant . Bazując na tym, można się pokusić o nazwanie polskiego asystenta stażysty – Junior Teaching and Research Assistant oraz starszego asystenta – Senior Teaching and Research Assistant , przy świadomości, że wobec braku hierarchiczności i różnicy w sposobie zatrudnienia takie stanowiska (i nazwy) oczywiście nie istnieją w Ameryce.

Jak już wcześniej wspomnieliśmy, w Kanadzie i w USA są trzy szczeble zatrudnienia dla stałych pracowników naukowych. Najniższy z nich, czyli Assistant Professor ma w zasadzie te same obowiązki co „pełny” profesor, z tą różnicą, że Assistant Professor nigdy nie ma tenure, czyli stałego kontraktu do emerytury. Może taki kontrakt dostać dopiero po kilku latach nienagannej pracy. Wraz z otrzymaniem tenure następuje przeszeregowanie na etat Associate Professor . Każdy pracownik naukowo-dydaktyczny, bez względu na zajmowany szczebel, jest w pełni samodzielny pod względem swojego programu naukowego oraz nadzorowania (promotorstwo) prac magisterskich i doktorskich oraz recenzowania takich prac. Można zaryzykować porównanie polskiego adiunkta z Assistant Professor, chociaż różnica polega na tym, że adiunkt formalnie nie jest samodzielnym pracownikiem naukowym. Zmiany w polskim systemie stopni i tytułów naukowych oraz w nazewnictwie stanowisk akademickich w latach 90., a szczególnie rezygnacja z funkcji docenta oraz wprowadzenie jednego tylko tytułu naukowego – profesora, sprawiły, że nasz system stał się również trzystopniowy, przynajmniej w odniesieniu do pracowników z tytułem doktora (doktora habilitowanego). W tej sytuacji osoby mianowane przez rektorów na etaty profesorów nadzwyczajnych stanowią odpowiednik Associate Professors . Podobieństwo to jest szczególnie widoczne w posiadaniu stałego kontraktu (tenure) przez obie strony. Coraz rzadziej występujące stanowisko docenta – praktycznie tylko u emerytowanych naukowców – należałoby zaliczyć również do odpowiedników Associate Professor (warto pamiętać, że docent to zarówno stopień naukowy, jak i nazwa stanowiska). W przypadku profesora zwyczajnego można zaryzykować twierdzenie, że jego amerykański odpowiednik to Professor .

Chcielibyśmy przestrzec przed porównywaniem polskiego adiunkta z podobnymi w pisowni tytułami: Adjunct Research Associate oraz Adjunct Professor spotykanymi w niektórych uczelniach amerykańskich. Sam przymiotnik adjunct oznacza ‘związany, przyczepiony’. I tak, na pierwsze ze wspomnianych stanowisk mianowane są osoby zazwyczaj ze stopniem doktora, które społecznie prowadzą badania naukowe lub wyjątkowo niektóre zajęcia dydaktyczne. Ich związek z uczelnią jest więc bardzo luźny. Stanowisko Adjunct Professor mogą natomiast otrzymać osoby związane na stałe z praktyką, np. pełniące poważne funkcje w przemyśle, w zamian za okazjonalne wykłady z danej dziedziny wiedzy. Niektórzy próbują tłumaczyć nazwę stanowiska adiunkt jako Lecturer . Ma to z reguły miejsce wtedy, gdy tłumaczący stoi w hierarchii akademickiej wyżej niż adiunkt i próbuje w powyższy sposób tłumaczyć nazwę stanowiska swojego podwładnego. Takie podejście jest z gruntu niesprawiedliwe i krzywdzące, gdyż adiunkt jest pracownikiem naukowo-dydaktycznym, a Lecturer tylko dydaktycznym. Można założyć, że Lecturer to wykładowca (Senior Lecturer = starszy wykładowca?), ale tylko ze świadomością, że będzie to krzywdzące dla wykładowcy, który poza dydaktycznymi ma pewne obowiązki naukowe i organizacyjne.

Stanowiska i tytuły

Ważne jest również, by rozgraniczyć pojęcie stopnia (tytułu) naukowego od nazwy stanowiska. O ile w miarę łatwo można znaleźć pewne analogie miedzy nazwami etatów akademickich, to znalezienie takich analogii w odniesieniu do stopni naukowych jest o wiele trudniejsze.

Najwięcej problemów w jednoznacznym tłumaczeniu może nastręczać podstawowy tytuł zawodowy, jakim jest inżynier. Ta nazwa tłumaczona niefortunnie jako Engineer (Eng.) – co jest bardzo powszechną praktyką – niesie ze sobą ogromne przekłamanie. Przede wszystkim w Ameryce Północnej określenie engineer nie funkcjonuje jako uniwersytecki tytuł zawodowy. Oznacza tylko zawód bądź to inżyniera, bądź maszynisty parowozu. Warto też wspomnieć o tytule Professional Engineer (PEng), który stoi bardzo wysoko w hierarchii zawodowej w kraju klonowego liścia. Aby zdobyć ten tytuł, nie wystarczy dyplom uniwersytecki w zakresie nauk technicznych. Niezbędne jest nienaganne przepracowanie wielu lat w zawodzie inżyniera, z poszanowaniem etyki zawodowej oraz zdanie kilku dodatkowych egzaminów. Professional Engineer ma prawo poświadczania autentyczności dokumentów (podobnie jak ksiądz czy policjant), czego na przykład nie ma osoba ze stopniem doktora. Polski inżynier (inż .) powinien tłumaczyć swój tytuł jako Bachelor of Engineering (BEng). Wydaje się to być oczywiste w odniesieniu do specjalności prawdziwie inżynierskich. Nasuwa się jednak pytanie czy np. inżynier rolnik, który ma zazwyczaj słabe pojęcie nawet o rysunku technicznym, powinien tłumaczyć swój tytuł w ten sposób. Bardziej odpowiednie będzie tu Bachelor of Agriculture (BAgr), a jeżeli dana osoba reprezentuje rolnictwo w aspekcie wybitnie biologicznym, można zaryzykować tytuł Bachelor of Science (BSc). Oczywiście absolwenci kierunków mechanizacji rolnictwa jak najbardziej mogą tłumaczyć swój tytuł jako Bachelor of Engineering (BEng) lub Bachelor of Agricultural Engineering (BAgrEng).

Odpowiednikiem inżyniera na kierunkach humanistycznych oraz nietechnicznych jest tytuł zawodowy licencjata . Tytuł ten dla wszystkich kierunków powinien być tłumaczony jako Bachelor of Arts (BA). Nie wszyscy zapewne wiedzą, że Arts to nie tylko kierunki artystyczne, ale przede wszystkim nauki humanistyczne. Licencjat na kierunkach matematyczno-przyrodniczych to Bachelor of Science (BSc).

Tłumaczenie tytułu magister (mgr) jako Master wydaje się oczywiste. Należy jednak tu zaznaczyć, że takie tłumaczenie może być kontrowersyjne, jako że w większości przypadków polskie magisterium nie jest ekwiwalentne z północnoamerykańskim Master’s degree . Te ostatnie są to w zasadzie małe doktoraty oparte najczęściej na co najmniej dwuletnich badaniach. Niektórzy nawet żartują, że Master’s to failed PhD , czyli oblany doktorat. Rzeczywiście czasem się zdarza, że komisja nadzorująca przebieg doktoratu – oceniając wagę uzyskanych wyników – sugeruje kandydatowi, że lepiej będzie, jeśli przedstawi swoją dysertację jako magisterkę (jest to możliwe, bo nie wszyscy doktoranci są magistrami – o tym w dalszej części). Większość uczelni północnoamerykańskich zaleca, aby rozprawy magisterskie nie przekraczały 100 stron maszynopisu. Kandydaci do Master’s mają z reguły na swoim koncie współautorstwo kilku publikacji oraz aktywny udział w konferencjach naukowych.

Jak wyglądają niektóre magisteria w Polsce, nie trzeba przypominać. Znaczna ich większość odpowiada wymaganiom na kanadyjski stopień Bachelor of Science with Honours (BSc honours). Jest on nadawany najzdolniejszym absolwentom z wysoką średnią ocen, którzy przedłożą krótką rozprawę o objętości około 50 stron. Tacy absolwenci mogą od razu rozpoczynać swój program doktorski. Oczywiście nie wszystkie polskie magisteria stanowią ekwiwalent BSc with honours i niektóre nasze magisterki są uznawane za równoważne amerykańskim. Magisteria matematyczno-przyrodnicze to oczywiście Master of Science (MSc), a humanistyczne to Master of Arts (MA). Kilka lat temu w rozmowie z tłumaczem przysięgłym dowiedzieliśmy się, że polski magister inżynier (po studiach jednolitych) to Master Engineer (sic!). Argumentem nie do przeskoczenia w naszej dyskusji okazała się broszurka z wskazówkami dla tłumaczy przysięgłych, którą pani tłumacz traktowała niemal jako prawdę objawioną. Niestety, jak podejrzewam, dla większości anglofonów Master Engineer to po prostu starszy maszynista („kierowca” parowozu).

Część druga artykułu w kolejnym numerze

Prof. dr hab. Wojciech Piasecki, profesor zwyczajny w Zakładzie Paleooceanologii Wydziału Nauk o Ziemi, Uniwersytet Szczeciński; redaktor naczelny „Acta Ichthyologica et Piscatoria”; odbył dwa staże podoktorskie w USA i Kanadzie.
Mgr Elżbieta A. Piasecka, starszy bibliotekarz, Biblioteka Akademickiego Centrum Kształcenia Językowego, Uniwersytet Szczeciński (doświadczenie zawodowe również w: Library, Agriculture Canada Research Station, Fredericton, NB Canada oraz w Science Library, University of New Brunswick, Fredericton, NB Canada).