Nowości z grodu Kopernika
W lipcu 2013 r. opisałem sprawę zarzutów wysuniętych przez ks. dr. Mirosława Koska i prof. dr hab. Wandę Stojanowską z UKSW w Warszawie, dotyczących naruszenia praw autorskich w monografii profesorskiej, a skierowanych przeciwko jej autorowi, prof. dr. hab. Tomaszowi Justyńskiemu (patrz: Zarzuty przeciwko dziekanowi , FA 7-8/2013). Ze względu na duże zainteresowanie Czytelników, chciałbym przedstawić dalsze wydarzenia związane z tą sprawą, jakie miały miejsce w ciągu ostatnich 9 miesięcy.
31 lipca 2013 r. Rzecznik Dyscyplinarny UMK, prof. dr hab. Bogusław Sygit z Zakładu Podstaw Prawa Medycznego Collegium Medicum w Bydgoszczy (na marginesie – wieloletni prokurator i doświadczony prawnik-kryminolog), złożył wniosek dyscyplinarny o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego i ukaranie obwinionego naganą. Prof. Sygit uznał, że prof. Justyński, który jest aktualnym dziekanem Wydziału Prawa UMK, naruszył zasady rzetelności i dobrych obyczajów w nauce, doprowadzając w konsekwencji do naruszenia praw autorskich Nataschy Schulze. Rzecznik stwierdził, że obwiniony „opracował w latach 2004-2010 w kraju (w Toruniu) i podczas pobytu na stypendium naukowym za granicą (głównie w Passau) książkę pt. Prawo do kontaktów z dzieckiem w prawie polskim i obcym w jej części dotyczącej prawa obcego w oparciu o strukturę, źródła, argumentację i ciągi treściowe zaczerpnięte z pracy Nataschy Schulze pt. Das Umgangsrecht Die deutsche Reform im Kontext europäischer Rechtsentwicklung (Berlin 2001), i tak podobną w tych fragmentach, niesamodzielną pracę, będącą w istocie w tej części opracowaniem obcego utworu – a więc powstałą z naruszeniem dobrych obyczajów w nauce i nierzetelną opublikował w Wydawnictwie Wolters Kluwer – Lex w 2001 r. i mając tego świadomość doprowadził do jej rozpowszechnienia”. Rzecznik zaproponował także, aby przy rozważaniu tej sprawy Uczelniana Komisja Dyscyplinarna ewentualnie zasięgnęła opinii Komisji ds. Etyki w Nauce PAN. Uzasadnienie profesjonalnie napisanego wniosku liczy 7 stron.
Incydent
Samo złożenie wniosku dyscyplinarnego poprzedził incydent, który „wzburzył krew” zarówno stronom procesowym, jak i władzom uczelni. Otóż zgodnie z odpowiednimi przepisami rzecznik dyscyplinarny przed złożeniem wniosku o ukaranie nauczyciela akademickiego musi formalnie zapoznać obwinionego z treścią wniosku i/lub umożliwić obrońcy zapoznanie się z całością akt postępowania wyjaśniającego. W tym celu prof. Sygit oficjalnie wezwał prof. Justyńskiego na 14 czerwca 2013 – data wezwania była przez rzecznika odnotowana ręcznie. Kiedy w wyznaczonym dniu i godzinie dziekan się nie stawił, rzecznik telefonicznie zostawił wiadomość jego obrońcy, mecenas Ewie Wielińskiej, informując, iż jeśli coś uniemożliwiło przyjście, to sugeruje kolejne spotkanie 17 czerwca 2013 r. Kiedy tego dnia prof. Justyńskiego również nie było, rzecznik powiadomił rektora o złożeniu wniosku do komisji dyscyplinarnej, bowiem prawidłowo poinformowany prof. Justyński (za zwrotnym poświadczeniem odbioru) nie skorzystał ze swoich praw. Z kolei, kiedy dziekan przed posiedzeniem Senatu 18 czerwca 2013 r. dowiedział się, że zarzucono mu niestawiennictwo, poinformował, że na wezwaniu, które otrzymał, jest wpisana ręcznie data 24 czerwca, stąd jego nieobecność była usprawiedliwiona. Po obejrzeniu kserokopii tego wezwania prof. Sygit uznał, że dokonano przerobienia cyfry „1” na cyfrę „2” oraz że nieczytelny podpis prawdopodobnie nie jest jego.
Prof. Justyński wraz ze swoją adwokat (do której wezwanie było wystawione na 14 czerwca, ale doszło 26 czerwca!) zapoznali się z treścią wniosku oraz z aktami dyscyplinarnymi 24 czerwca 2013 r. Rzecznik złożył wniosek o ukaranie ponad miesiąc później – 31 lipca 2013 r.
W tym czasie, 15 lipca 2013 r., rektor Andrzej Tretyn złożył zawiadomienie do prokuratora rejonowego w Toruniu o możliwości popełnienia przestępstwa, bowiem na tym samym druku wezwania pojawiły się dwie różne daty. 17 października 2013 prokurator Tomasz Kaczyński z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku umorzył śledztwo w sprawie podrobienia dokumentu „wobec stwierdzenia, że czyn nie zawiera znamion czynu zabronionego”.
Prokurator po dokładnym przesłuchaniu świadków stwierdził, że analiza zgromadzonego materiału dowodowego nie pozwala na jednoznaczne odtworzenie zdarzeń. Nie ustalono, w jaki sposób prof. Justyński wszedł w posiadanie spornego pisma: czy otrzymał je z sekretariatu rzecznika, a jeżeli tak, to w jakiej było postaci. Nie można wykluczyć, że mogło dojść do jego przerobienia, ale jednocześnie nie można tego potwierdzić. Być może w ogóle nie doszło do przerobienia, bowiem prof. Sygit nie był przekonany, że to nie jego podpis („nie wygląda na jego własny”). W sposób jednoznaczny nie można także stwierdzić przerobienia daty w dokumencie. Dlatego powołując się na zasadę, że wszelkie wątpliwości rozpatruje się na korzyść obwinionego, prokurator umorzył sprawę na podstawie art. 17 §1 pkt 2 kodeksu postępowania karnego, podkreślając, że nie można wykluczyć fałszerstwa dokumentu, ale nie można go z całą pewnością potwierdzić. Postanowienie o umorzeniu wraz z uzasadnieniem doręczono „pokrzywdzonemu”, czyli Bogusławowi Sygitowi, oraz rektorowi UMK, który zawiadomił prokuraturę.
Od takiego postanowienia można odwołać się do sądu w terminie 7 dni, w postaci zażalenia, co zrobił prof. Sygit 28 października 2013 r. W swoim piśmie podniósł, że nie dokonano ekspertyzy pisma, iż przerobiona cyfra „1” została pokryta tym samym środkiem kryjącym (czytaj – długopisem, którego skład tuszu w każdej partii długopisów jest minimalnie różny, stąd na potrzeby śledztwa w specjalnymi badaniu fizykochemicznym i fizykooptycznym można stwierdzić, czy np. kropkę dodano tym samym długopisem), jak również pojawiła się sprzeczność przyjętej podstawy umorzenia z dokonanymi w toku śledztwa ustaleniami. Zdaniem rzecznika, umorzenie powinno się opierać na podstawie art. 17 §1 pkt 1 (brak danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie jego popełnienia).
Sąd Rejonowy III Wydział Karny Gdańsk-Południe, rozważając wniosek Bogusława Sygita na posiedzeniu niejawnym, zostawił go bez rozpatrzenia. Sędzia Andrzej Wojtaszko uznał, że prokuratura błędnie przyznała prof. Sygitowi status pokrzywdzonego, natomiast według prawa zażalenie może złożyć tylko strona, instytucja państwowa lub samorządowa, która złożyła zawiadomienie o przestępstwie lub osoba, która powiadomiła o przestępstwie i w wyniku którego okazało się, że doszło do naruszenia jej praw. W przedmiotowej sprawie z zakresu czynu z art. 270 kk (podejrzenie sfałszowania dokumentu) prof. Sygita nie można uznać za pokrzywdzonego, zaś podmiotem, który złożył powiadomienie, był rektor UMK, i to on mógł skutecznie wnieść zażalenie, czego nie zrobił.
Komisja Dyscyplinarna
Ponieważ wniosek dyscyplinarny został złożony już w okresie wakacyjnym, plenarne posiedzenie Uczelnianej Komisji Dyscyplinarnej ds. Nauczycieli Akademickich mogło się odbyć dopiero we wrześniu 2013 r. Komisja liczy 51 członków, bowiem z każdego z 17 wydziałów UMK delegowane są do niej trzy osoby: dwóch nauczycieli akademickich i student. Na przewodniczącego komisji na pierwszym posiedzeniu, w październiku 2012, wybrano prof. dr hab. Marka Kalinowskiego z Katedry Finansów Publicznych Wydziału Prawa i Administracji UMK. Wiceprzewodniczącym został prof. dr. hab. n.med. Michał Szpinda z Katedry i Zakładu Anatomii Prawidłowej, który jednocześnie jest pełnomocnikiem rektora ds. studenckich Collegium Medicum w Bydgoszczy (funkcja w praktyce odpowiadająca prorektorowi ds. studenckich uczelni medycznej).
W posiedzeniu, które odbyło się 18 września 2013 r. wzięły udział 34 osoby, w tym 10 studentów. Komisja postanowiła nie wszczynać postępowania dyscyplinarnego przed Uczelnianą Komisją Dyscyplinarną UMK i wystąpić do Komisji ds. Etyki PAN o wyrażanie opinii w przedmiocie naruszenia zasad etyki w nauce przez dr. hab. Tomasza Justyńskiego, prof. UMK. Za wszczęciem postępowania głosowało 14 osób, przeciwko 11, wstrzymało się 8, jeden głos był nieważny. W piśmie komisji brak jakiegokolwiek uzasadnienia prawnego, a w protokole posiedzenia brak nawet jednego słowa na temat argumentów przewodniczącego. Rzecznik dyscyplinarny nie był obecny na posiedzeniu. Pierwszy raz też spotykam się z sytuacją, gdy członkowie komisji wstrzymują się od głosu. Takiej opcji kpk nie przewiduje: sędziowie albo głosują „tak” albo „nie” i składają votum separatum.
23 września 2013 r. prof. M. Kalinowski – w imieniu Komisji Dyscyplinarnej – zwrócił się do prof. Andrzeja Zolla, przewodniczącego Komisji Etyki w Nauce PAN, z prośbą o „zainicjowanie stosownego postępowania”, dołączając postanowienie komisji z 18 września 2013 r. oraz akta dyscyplinarne.
Prof. Andrzej Zoll odpowiedział na pismo prof. Marka Kalinowskiego 12 listopada 2013 r., informując, że Komisja ds. Etyki nie jest powołana do ustalania stanu faktycznego w przekazywanych jej sprawach. To wyłącznie leży w gestii Komisji Dyscyplinarnej, która ma obowiązek zbadania i stwierdzenia, czy doszło do popełnienia przez obwinionego czynu zarzucanego mu przez rzecznika dyscyplinarnego. Dopiero po ustaleniu naruszenia dyscyplinarnego przez nauczyciela akademickiego można się zwrócić o wydanie opinii do Komisji Etyki PAN.
Z kolei Rzecznik Dyscyplinarny, prof. Sygit, złożył 28 października 2013 r. zażalenie na postanowienie Uczelnianej Komisji Dyscyplinarnej, kierując je do Odwoławczej Komisji Dyscyplinarnej przy Radzie Głównej. Zarzucił w nim obrazę przepisów postępowania przez to, że nie wydano postanowienia o wszczęciu postępowania dyscyplinarnego, pomimo że wniosek dyscyplinarny był złożony poprawnie, a zarzucony czyn nie uległ przedawnieniu. Przez to zamknięto drogę do merytorycznego rozpoznania sprawy i wydania orzeczenia.
Komisja Odwoławcza w składzie: prof. dr hab. Danuta Tarnawska, dr hab. Marian Jasiukiewicz oraz student Wirginiusz Walczak, na niejawnym posiedzeniu 19 grudnia 2013 r. uchyliła postanowienie Uczelnianej Komisji Dyscyplinarnej, przekazując jej sprawę do ponownego rozpoznania.
W uzasadnieniu skład orzekający stwierdził, że Komisja Dyscyplinarna jest związana wnioskiem rzecznika dyscyplinarnego i zgodnie z zasadą legalizmu jest zobowiązana wydać postanowienie o wszczęciu postępowania dyscyplinarnego. Zwrócono uwagę, że Uczelniana Komisja Dyscyplinarna nie podała podstawy odmowy, a to jest wymagane i regulowane ustawą Prawo o szkolnictwie wyższym . Zgodzono się z zarzutem rzecznika, że Komisja Dyscyplinarna „niejako scedowała rozpoznanie sprawy” na Komisję ds. Etyki, co jest nieakceptowalne. Podkreślono, że aczkolwiek w sprawach naruszeń zasad etyki w nauce Komisja Dyscyplinarna może się zwrócić o wydanie opinii do Komisji ds. Etyki, co wiąże postępowanie dyscyplinarne w ustaleniu treści naruszenia, jednak to nie może zastąpić prowadzonego postępowania. W związku z tym powinno się otworzyć postępowanie dyscyplinarne i dopiero mając wątpliwości w czasie jego prowadzenia, komisja uczelniana może zwrócić się do Komisji Etyki o wydanie opinii, która będzie kształtowała orzeczenie winny/niewinny. Na czas oczekiwania na wydanie opinii można zawiesić postępowanie dyscyplinarne. Akta dyscyplinarne z Warszawy oraz postanowienie wraz z uzasadnieniem wysłano do Torunia 19 stycznia 2014 r.
Na to postanowienie prof. Justyński i jego obrońca złożyli z miejsca zażalenie, dlatego p. Sławomir Tomczyk, sekretarz Dyscyplinarnej Komisji Odwoławczej, poprosił pismem z 11 lutego 2014 r. o przesłanie oryginałów akt postępowania wyjaśniającego i dyscyplinarnego w tej sprawie. Na posiedzeniu niejawnym 25 marca 2014 r. Odwoławcza Komisja Dyscyplinarna odmówiła przyjęcia zażalenia, uzasadniając, że postanowienie Komisji Dyscyplinarnej przy Radzie Głównej jest orzeczeniem sądu odwoławczego w rozumieniu kodeksu postępowania karnego i nie przysługuje na nie zażalenie.
Kiedy przed Wielkanocą wrócą akta dyscyplinarne, być może w czerwcu 2014 r. ruszy postępowanie dyscyplinarne. Trzymam za to kciuki.
Komentarz
Mam wrażenie, że jeśli postępowanie dyscyplinarne nie zostało dotąd otwarte, to przecież prof. Justyński nie jest stroną postępowania i nie ma jakiejkolwiek podstawy prawnej, aby składać zażalenie. Chyba tylko po to, aby „kupić czas”, gdyż rektor Andrzej Tretyn publicznie oświadczył w zeszłym roku, że gdy zostanie formalnie otwarte postępowanie dyscyplinarne, to zawiesi prof. Justyńskiego w prawach nauczyciela akademickiego.
Zdziwienie budzi fakt, że minęło właśnie dwa lata od kiedy zaczęto postępowanie wyjaśniające i dotąd nie otwarto postępowania dyscyplinarnego. O ile przez półtora roku sprawa była w rękach rzecznika, który czekał na formalne opinie powołanych biegłych, to od połowy czerwca 2013 r., kiedy prof. Sygit sporządził wniosek dyscyplinarny, rozważenie i ocena zarzutów nie powinny sprawiać problemów. Zdziwiło mnie, że przewodniczący Uczelnianej Komisji Dyscyplinarnej, mimo że jest profesorem prawa, przepuścił taki „kiks prawny”, jakim było oddalenie wniosku rzecznika dyscyplinarnego o otwarcie postępowania dyscyplinarnego bez podania jakiejkolwiek podstawy prawnej i uzasadnienia.
Chciałbym też zauważyć, że prof. Marek Kalinowski, przewodniczący Uczelnianej Komisji Dyscyplinarnej, który obecnie prowadzi całą sprawę, pracując na Wydziale Prawa i Administracji UMK, jest formalnie podwładnym dziekana prawa, który ma stanąć przed komisją dyscyplinarną. Jest też jego wydziałowym kolegą. Z tego powodu pozostaje w konflikcie interesów i powinien sam wyłączyć się z tego postępowania, podobnie jak pozostali dwaj członkowie komisji, delegowani przez Wydział Prawa. Na to wcześniej powinien również zwrócić uwagę rzecznik dyscyplinarny, który ma prawo składać wniosek o wyłączenie członka komisji.
Kres kultury akademickiej
W dniach 20-22 marca br. brałem udział w Kongresie Kultury Akademickiej w Krakowie. Jak ocenił go red. Edwin Bendyk z tygodnika „Polityka”: „Frekwencja była raczej skromna, nastroje mniej niż rewolucyjne, a konkluzje debat też nie raziły nowością”. Osobiście byłem bardzo zaciekawiony sympozjum nr 5, zatytułowanym Patologie środowiska akademickiego , które przygotował i prowadził prof. Jerzy Brzeziński z Poznania. Niestety dobór panelistów okazał się mało trafny. Pierwsze dwie wypowiedzi nie były związane z tematem, co spowodowało wyjście części słuchaczy. Kolejni paneliści ostrożnie próbowali podjąć problem, ale całość opakowana była „w watę słów”. Bardzo cenię prof. Brzezińskiego, bowiem zarówno w kuluarach, jak i w publikowanych artykułach był krytyczny wobec otaczającej nas rzeczywistości akademickiej, dlatego nie wierzyłem własnym oczom i uszom, że tak można „zepsuć” ciekawy i ważny temat.