Wielki świat lub zaścianek
Podczas „Okrągłego Stołu Humanistyki” Pani Minister zaprezentowała dane, które ukazują zaskakująco niską skuteczność polskich uczonych w ubieganiu się o granty europejskie (w ramach programów ramowych) oraz generalnie małe zaangażowanie badaczy z Polski, w szczególności humanistów, w ubieganiu się o takie granty. Wydaje nam się, że znamy dwie z przyczyn tego stanu rzeczy.
Pierwsza z nich to duża dostępność grantów dla humanistów i nauk społecznych w Polsce. Istniejące już programy finansowania badań (FNP, NCN, NPRH) umożliwiają stosunkowo łatwe sfinansowanie w Polsce przedsięwzięcia z obszaru nauk humanistycznych i społecznych. Gdy porównujemy swoją sytuację do sytuacji kolegów z innych krajów Unii Europejskiej, ze Stanów Zjednoczonych czy Izraela, dostrzegamy, że u nas o granty na badania społeczne i humanistyczne jest znacznie łatwiej niż w innych krajach. Granty dla nauk społecznych i humanistycznych stanowią znikomy odsetek środków na naukę w USA czy krajach Unii, i tamtejsi psychologowie, socjologowie, literaturoznawcy czy historycy boleśnie to odczuwają. W Polsce na szczęście jest inaczej. To wszystko powoduje, że rzadziej ubiegamy się o granty z Komisji Europejskiej, bo nie żyjemy w wiecznym poczuciu niedofinansowania. Możemy być z tego dumni i mamy wielką nadzieję, że ministerstwo podtrzyma ten stan rzeczy.
Drugą przyczyną stosunkowo słabego zaangażowania polskich humanistów w starania się o granty z Programów Ramowych oraz niskiego wskaźnika sukcesu jest niewielka obecność naszych uczonych w międzynarodowym obiegu naukowym. Niewielu polskich humanistów publikuje artykuły w czołowych filozoficznych, socjologicznych, antropologicznych czy psychologicznych czasopismach naukowych. Na łamach najważniejszych pism w tych dziedzinach znajdziemy jednak nie tylko teksty uczonych z krajów anglojęzycznych – niemieccy czy skandynawscy badacze swoje najważniejsze prace wysyłają właśnie do tych periodyków. Podobnie jest zresztą z monografiami: niewiele książek polskich humanistów ukazuje się w renomowanych wydawnictwach. W efekcie świat dowiaduje się o najnowszej historii Polski z prac Timothy’ego Snydera, a o bolączkach polskiej transformacji czyta u Elizabeth Dunn. Tymczasem polscy autorzy piszą często bardzo ciekawe prace na te tematy, jednak publikują je głównie w obiegu lokalnym. Powinniśmy dążyć do zmiany tego stanu: skoro są to świetne prace, pozwólmy naszym koleżankom i kolegom z zagranicy zapoznać się z nimi. Nie każmy jednak całemu światu uczyć się języka polskiego, skoro lingua franca nauki jest od kilkudziesięciu lat język angielski.
Polscy badacze nie czują się pewnie składając granty europejskie, gdyż wcześniej nie mieli doświadczeń z procesem recenzyjnym w najlepszych międzynarodowych periodykach i w renomowanych wydawnictwach. Składając wniosek o dowolny grant międzynarodowy, trzeba też wykazać się własnymi publikacjami w obiegu światowym. I tak koło się zamyka.
Biorąc to wszystko pod uwagę, trzeba uznać za nieco niepokojące głosy, które pojawiły się w ostatnich miesiącach w ramach krytyki reformy polskiej nauki. Zarówno autorzy kampanii obrony studiów filozoficznych, liczni publicyści, jak i sami naukowcy sugerowali, by w ocenie dorobku humanistów obniżyć znaczenie międzynarodowo uznanych publikacji. Jest to szczególnie niebezpieczne w kraju, w którym humanistyka – niegdyś szeroko uznana na świecie i budująca światowo uznane koncepcje – dziś zdaje się koncentrować głównie na sprawach lokalnych, a efekty swoich prac ogłasza głównie w lokalnym obiegu.
Tendencja ta zdaje się wpływać również na niektóre decyzje Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Jednym z przykładów jest ministerialny program Iuventus Plus, stworzony kilka lat temu, aby wspierać naukowców publikujących w najlepszych, światowo uznanych periodykach naukowych z listy Journal Citation Reports (JCR). Od 2014 roku program ten ma na celu wspieranie już nie tylko autorów publikacji w światowo uznanych periodykach, lecz również autorów monografii.
Pomysł włączenia w ten program humanistów został jedynie częściowo dobrze zrealizowany. Cieszy przede wszystkim to, że można aplikować, mając publikację w periodykach z listy ERIH. Mimo że nie jest ona doskonała, to jednak uwzględnia najlepsze czasopisma humanistyczne, które nie są indeksowane na liście JCR (np. „Cambridge Archaeological Journal”, „Mind”, „Harvard Studies in Classical Philology”, „Oxford Literary Review”, „Erkenntnis”). Zgadzamy się, że w ocenie osiągnięć naukowych humanistów i przedstawicieli nauk społecznych należy doceniać również monografie, a nie tylko artykuły w czasopismach. Jednak współczesny światowy obieg naukowy – także w humanistyce – toczy się dziś głównie w periodykach naukowych, których dostępność jest znacznie większa aniżeli książek. Dlatego zachęcajmy ministerstwo do wspierania takich osiągnięć, jeśli zależy nam na światowym oddziaływaniu polskich nauk społecznych i humanistycznych. Nie jesteśmy jednak zwolennikami dogmatycznego przywiązania wyłącznie do listy JCR, która jest czysto biznesowym przedsięwzięciem, a uzależnienie polityki państwa wobec nauki od biznesowego modelu jednego przedsiębiorstwa jest cokolwiek niebezpieczne. Monopole niebezpieczne są również w nauce. Wydaje nam się, że koniecznym jest zatem włączenie do oceny parametrycznej (indywidualnej oraz instytucjonalnej) bazy Scopus, która zawiera większą liczbę czasopism z zakresu nauk społecznych i humanistycznych.
Doświadczenia badawcze prowadzą nas do przekonania, że polska nauka nie jest żadną bezludną wyspą, na której obowiązują wyjątkowe reguły. Jesteśmy częścią światowego systemu nauki i tylko od nas (polityków, podatników, uczonych) zależy czy będziemy chcieli być w jej centrum, czy zadowolimy się peryferiami.
Nie ma innej drogi niż pokazywanie wyników polskich badań na arenie światowej, przebijanie się z naszymi pracami przez ostre sito recenzyjne, stawianie czoła najwyższym światowym standardom. Potrzebny jest zatem wyraźny sygnał, że podejmowanie wielkiego wysiłku, ponoszenie ogromnego ryzyka, poświęcanie dodatkowego czasu, pracy i środków (np. na proofreading) będzie odpowiednio doceniane. Nie ukrywamy, że mierzenie się z wymaganiami stawianymi przez najlepsze na świecie periodyki jest obarczone kolosalnym ryzykiem porażek, które każdy z nas wielokrotnie ponosił. Stawiamy sprawę jasno: uczeni powinni stawiać sobie ambitne cele, starać się publikować w najlepszych periodykach na świecie, wielkich wydawnictwach, powinni wybierać trudniejszą i bardziej ryzykowną strategię publikacyjną. Do odważnych świat należy! Alternatywą jest skazanie się na peryferyjny niebyt, zamknięcie we własnym gronie i czekanie, aż polską historię, kulturę i społeczeństwo światu przedstawiać będą inni.
Michał Bilewicz, Dominik Antonowicz, Emanuel Kulczycki
Dr Dominik Antonowicz jest adiunktem w Instytucie Socjologii, UMK w Toruniu. Zajmuje się badaniem polityki publicznej szczególnie w zakresie nauki i szkolnictwa wyższego oraz analizą zjawisk transnarodowych.
Dr hab. Michał Bilewicz jest adiunktem Wydziału Psychologii UW oraz Adjunct Assistant Professor na University of Delaware. Kieruje Centrum Badań nad Uprzedzeniami UW. Zajmuje się psychologią stosunków międzygrupowych, problematyką stereotypów i uprzedzeń oraz pojednaniem po konfliktach.
Dr Emanuel Kulczycki jest pracownikiem Instytutu Filozofii UAM, członkiem Rady Młodych Naukowców raz Komitetu Nauk Filozoficznych PAN. Zajmuje się filozofią komunikacji i kultury, komunikologią oraz komunikacją naukową.