Sztywny system?
Warto się zastanowić nad tym, na ile nasz system kształcenia wyższego jest „sztywny”, a na ile „elastyczny”. Jest to istotne dla perspektywy konsolidacji i przekształceń uczelni, jak też dla poszukiwań najlepszych formuł kształcenia, przede wszystkim nastawionych na interdyscyplinarność. Wydaje się, że wciąż nie doceniamy możliwości już istniejących w prawie, jak choćby tych, które nie wymagają sztywnych struktur, jednolitego modelu funkcjonowania uczelni. Szkoły wyższe mogą chociażby pracować w strukturach bezwydziałowych. Podobnie wiele możliwości dają nam ramy kwalifikacji. Możemy dzięki nim komunikować się z Europą, prowadzić wymiany akademickie, przenosić osiągnięcia studentów. Czy więc na pewno ramy kwalifikacji są wędzidłem? Czy nie jest to właśnie wyrwanie się z ograniczeń, jakie tworzyły standardy nauczania, mówiące ile godzin w ramach jakiego przedmiotu mamy uczyć? Teraz możemy pozwolić pohulać wyobraźni, wyjść naprzeciw specyfice i potrzebom regionu, czy też podjąć próbę opisania kształcenia interdyscyplinarnego i wieloobszarowego. Obecny system w pełnym wymiarze zdaje się pomieścić bardzo dużo i pozwala na nowo zaplanować każdy kierunek kształcenia.
Czy znajdziemy w tym systemie jeszcze jakieś ograniczenia formalne, które nam interdyscyplinarność utrudniają? Proszę o wskazanie.
Krajowe ramy kwalifikacji wydają się też być dobrym odniesieniem do rozmowy o tym, jak i czym chcemy przyciągnąć zainteresowanie młodych ludzi - klasycznymi formami kształcenia, czy wspólnym z nimi otwieraniem nowych perspektyw. Jak widać, osią rozważań staje się interdyscyplinarność i kreatywność. Będziemy kłaść coraz większy nacisk na obydwa te kierunki zmian. Będziemy między innymi wysyłać doktorantów na tak zorientowane kursy za granicą, głównie do Stanów Zjednoczonych, gdzie jak dotąd znaleźliśmy najlepsze propozycje. Amerykanie łączą specjalistów różnych dziedzin w zespoły i stawiają im za cel wskazanie wspólnych perspektyw badawczych. Takie, z pozoru dziwaczne, połączenia archeologa, technologa i informatyka prowadzą czasem do znakomitych rezultatów, nieosiągalnych w monokulturze jednej dyscypliny. Te propozycje mogłyby być jednymi z kilku otwierających dyskusję o interdyscyplinarności.
Studiowanie dwóch kierunków może być protezą, ale czasem jest rozwiązaniem niezbędnym. Tak jest choćby z prawnikami, którym nie chcemy dać uprawnień do ubiegania się o aplikację bez pięcioletnich studiów. Ale poszerzamy możliwości tam, gdzie jest to możliwe i celowe, nie przynosi szkody, a przeciwnie – wartość dodaną. Taką wartością mogą być uzupełniające studia prawnicze dla absolwentów finansów czy ekonomii, by w przyszłości dobrze i zgodnie z prawem prowadzili biznes.
Daria Nałęcz
Dr hab. Daria Nałęcz jest historykiem, peni funkcję podsekretarza stanu w MNiSW