Anglistyka bee...?

Jacek Witkoś

Według podanych niedawno wyników oceny jednostek naukowych nowo powstały Wydział Anglistyki Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu uplasował się w grupie jednostek z kategorią B. Bez wątpienia ocena ta nie spełnia oczekiwań samych pracowników naukowo-dydaktycznych wydziału, jego władz ani władz uczelni. Tym bardziej, że spośród wszystkich piętnastu wydziałów UAM tylko dwa siostrzane wydziały, Neofilologii i Anglistyki, wypadły poza kategorię A. Jakie mogą być przyczyny takiego stanu rzeczy?

Konieczność oddzielnej oceny

Wydział Anglistyki przygotowywał się do oceny spokojnie, publikując w normalnym trybie i nie robiąc niczego na pokaz. Takie działanie uzasadnione było faktem, że w poprzedniej kategoryzacji angliści (tworząc wspólną jednostkę z neofilologami) zasłużyli na kategorię A.

Pobieżny ogląd jednostek, które tym razem znalazły się w tej kategorii, wskazuje na to, że przyjęty sposób punktacji wyraźnie faworyzował jednostki czysto polonistyczne lub po części obejmujące polonistów. Dla przykładu spośród jednostek oznaczonych kategoriami A+ lub A w grupie HS1FB (łącznie osiem), aż trzy wydziały to jednostki czysto polonistyczne (37,5%), a spośród pozostałych jedynie jedna jest jednostką neofilologiczną: Wydział Orientalistyczny UW. Pozostałe, np. Wydziały Filologiczne Uniwersytetu Wrocławskiego oraz Śląskiego są zdecydowanie jednostkami typu mieszanego, gdzie instytuty lub katedry polonistyczne stanowią bardzo poważny komponent wydziału. Podobnie Wydział Lingwistyki Stosowanej UW czy też wydział Artes Liberales. W sumie na osiem jednostek kategorii A+/A jedynie 1/8 (12,5%) to jednostki neofilologiczne. Taki układ jednostek wskazuje na jedną z dwóch prawidłowości: albo przyjęta punktacja jest niepoprawna i faworyzuje jednostki polonistyczne, albo jest poprawna, ale istnieją poważne strukturalne różnice w trybie i sposobie gromadzenia dorobku naukowego przez anglistów (innych neofilologów) i polonistów. Ta pierwsza ewentualność prowadzi do niekończących się procedur uzgadniania punktacji, zwykle oprotestowywanych przez różne środowiska (np. propozycja obniżenia udziału monografii w ocenianym dorobku). Ta druga ewentualność wskazuje na konieczność oddzielnej oceny obu typów jednostek. Wskazywany problem nie jest nowy i pojawia się przy okazji każdej kolejnej parametryzacji, poprzednim razem pojawił się również, przy czym nie ma co ukrywać, że obecny system punktowania wyniku naukowego w tej grupie premiuje ilość (głównie publikowanych monografii i wykorzystanie wskaźnika 0.4 x 3N) kosztem jakości.

Zdecydowanie należy zwrócić uwagę na to, że tryb publikowania na wydziałach neofilologicznych jest odmienny od trybu publikowania na wydziałach polonistycznych przynajmniej na dwa sposoby. Neofilologowie, szczególnie językoznawcy, publikują artykuły zamieszczane w czasopismach raczej niż monografie. Tym samym w swoim sposobie prowadzenia dyskursu naukowego zbliżają się bardziej do formatu publikacyjnego popularnego w naukach ścisłych i technicznych. Po drugie, i o wiele ważniejsze, neofilologowie publikują w dużej mierze poza granicami kraju, a zatem w odróżnieniu od filologów polskich (a) w sposób naturalny popularyzują wynik badawczy literaturoznawców i językoznawców polskich na cały świat oraz (b) konkurują o miejsce publikacji w dobrym, wysoko punktowanym czasopiśmie z o wiele większym gronem badaczy niż poloniści. Prace przygotowane przez polskich neofilologów, w wielu przypadkach noszące charakter komparatystyczny, gdzie jednym z komponentów porównania jest element gramatyki polskiej lub polski utwór literacki, o wiele silniej przebijają się do świadomości naukowego świata niż najciekawsze nawet analizy polonistyczne napisane w Polsce, po polsku, dla polskiego odbiorcy. Wobec konieczności konkurowania na prawdziwie otwartym światowym rynku nauki prace te siłą rzeczy wymagają o wiele większego trudu przy przygotowaniu i zasługują na wyższą ocenę. Nie mam zamiaru umniejszać zasług środowiska polonistycznego, ale w odróżnieniu od neofilologii naturalna konkurencja w tym środowisku jest mniejsza.

Różnica jakości

Istnieją twarde, wymierne dowody na ten zróżnicowany udział w międzynarodowej dyskusji naukowej w postaci zgoła odmiennych wartości indeksu cytowań i indeksu Hirscha dla obu grup badaczy. Wskaźniki te są co prawda typowe dla naukowców z obszaru nauk ścisłych i technicznych i nauk o życiu, ale przy zachowaniu odpowiednich proporcji mogą też dostarczyć wiedzy na temat aktywności i obecności badaczy polskich z niektórych dziedzin humanistyki na forum międzynarodowym. Rozważmy ogląd tych danych dla jednostki polonistycznej i anglistycznej, przy czym punktem odniesienia dla poznańskiej anglistyki jest Wydział Polonistyki UJ, który otrzymał kategorię A+. Liczba N pracowników anglistyki UAM to 92, a polonistyki UJ – 134. Baza Web of Science wskazuje, że odnotowanych jest w niej odpowiednio 48 poznańskich anglistów (52,2% N) oraz 11 krakowskich polonistów (8,2% N), a indeks Hirscha większy niż 0 ma 25 anglistów (27,2% N) i 2 polonistów (1,5%). Proporcje w odniesieniu do pierwszego kryterium to ponad 6 do 1, a drugiego prawie 20 do 1 na korzyść anglistów.

Wykazana różnica nosi charakter jakościowy i pokazuje na jakościową odmienność dorobku w tych jednostkach; podczas gdy jedni piszą znaczną liczbę monografii, drudzy publikują artykuły zapewniające obecność w bazach danych nieprzyjaznych zwykle „humanistom”.

W podsumowaniu najbardziej zasadne wydaje się podzielenie grupy wspólnej oceny HS1FB na dwie grupy, jedną dla jednostek polonistycznych (i mieszanych wydziałów filologicznych z przewagą polonistów), a drugą dla jednostek neofilologicznych (oraz innych mieszanych).

Powyższe uwagi koncentrują się na tzw. pierwszym kryterium oceny jednostek naukowych, a nie ma tu miejsca na omówienie kryterium czwartego, tzw. osiągnięć niematerialnych. W tym zakresie niska punktacja poznańskiej anglistyki musi budzić zdziwienie wobec mnogości jej dokonań organizacyjnych i konferencyjnych na skalę Europy i świata, łącznie z coroczną organizacją największej w kraju językoznawczej (nie tylko anglistycznej, w tym roku po raz 44.) konferencji Poznań Linguistic Meeting, nie wspominając o wyróżniającej ocenie przyznanej kierunkowi filologia angielska w roku 2007 przez Państwową Komisję Akredytacyjną. No cóż… w ocenie tego kryterium najważniejszą rolę odegrał „element ekspercki”.

Niezależnie od argumentacji podanej w tekście do ankiety Wydziału Anglistyki UAM wkradły się nieścisłości prowadzące do poważnego zaniżenia punktacji. W żaden sposób nie osłabia to uwag poczynionych powyżej.

Prof. dr hab. Jacek Witkoś jest prorektorem
ds. nauki i współpracy międzynarodowej Uniwersytetu
im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.

 

Jako publicysta mam czasem żal do losu, że to nie ja napisałem świetny artykuł, który właśnie czytam w jakimś czasopiśmie. Jako redaktor żałuję niekiedy, że to nie u nas ukazał się ten czy inny tekst. Ta druga ewentualność występuje właśnie przy lekturze artykułu Stanisława Filipowicza Egzorcyzmy i sen o sławie. Kilka uwag ogarniętego wątpliwościami humanisty („Nauka” nr 4/2013). Cóż, dobre teksty na ważne tematy muszą się też czasami ukazywać gdzie indziej.

Za sprawą wyprowadzki filozofii z uniwersytetu humanistyka trafiła na wokandę publiczną. Odbyło się i odbywa moc dyskusji, do których artykuł prof. Filipowicza stanowić może istotną podstawę. Nie będę streszczał tej pracy, zachęcając do zapoznania się z nią w całości, przywołam tylko niektóre myśli autora. Z obawą zastanawia się on nad ideą efektywności uniwersytetu, programów nauczania jako „produktów edukacyjnych” i wykładowców jako „producentów”. „Narzucenie języka stawiającego na pierwszym miejscu pojęcie »produktu« powodować musi wiele groźnych nieporozumień, źle wróżących przyszłości nauki i związanych z nią systemów edukacyjnych” – powiada autor. Rugowanie etosu prawdy przez etos użyteczności może prowadzić do podważenia wolności badań. „Misja nauk humanistycznych i społecznych wykracza daleko poza horyzonty polityki naukowej, definiowanej zawsze zgodnie z oczekiwaniami i upodobaniami chwili. Odrzucenie tego punktu widzenia oznaczałoby skrajne upolitycznienie nauki”.

Stanisław Filipowicz powołuje się dalej na pracę Mathy Nussbaum Not for Profit. Why Democracy Needs the Humanities , która stawia tezę, że amerykańska demokracja nie jest w stanie obejść się bez humanistyki i że „to nie zyski decydować powinny o tworzeniu i dystrybucji wiedzy związanej z domeną humanistyki”.

Powołując się na Przezwyciężenie metafizyki Heideggera, Stanisław Filipowicz pisze o „destrukcji systemu wartości sprzyjającego kultywowaniu tradycji humanistycznej” w świecie zdominowanym przez wpływy techniki i o narodzinach porządku, który nie potrzebuje filozofii.

Co autor uważa za siłę humanistyki i dlaczego potrzebna jest ona demokracji? – odsyłam do najnowszego zeszytu „Nauki”.

Grzegorz Filip