O równość sektorów
Trybunał Konstytucyjny uznał, że zasady przyznawania dotacji z budżetu państwa na „pokrycie części opłat wnoszonych przez studentów studiów stacjonarnych i uczestników stacjonarnych studiów doktoranckich” (art. 94 ust. 5 ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym z 27 lipca 2005 r.) powinny być uregulowane ustawowo. Zacytowałem fragment ustawy, gdyż powszechnie pisze i mówi się o dofinansowaniu uczelni niepublicznych, co – moim zdaniem – jest nadużyciem. Przecież bezpośrednio zyskają na tym studenci. Uczelnie niepubliczne zyskają jedynie pośrednio, bo zmniejszą się nierówności w zakresie konkurencji o studenta. Podkreślam słowo „zmniejszą się”, gdyż uczelnie publiczne nadal będą oferowały studia bezpłatne, a w uczelniach niepublicznych czesne będzie jedynie pomniejszone o dotację.
W sytuacji pojawienia się konkurencji na rynku edukacyjnym, kwestie jakości nabierają pierwszorzędnego znaczenia. Tylko przy zapewnieniu równości obu sektorów szkolnictwa wyższego – publicznego i niepublicznego – zapewniona będzie konstytucyjna zasada wolności wyboru uczelni. Przy dotacjach do czesnego nadal trudno będzie mówić o zdrowej konkurencji, bowiem nadal sektor uczelni publicznych będzie przed nią chroniony. Przekazywane przez MNiSW informacje, że studenci uczelni niepublicznych otrzymują stypendia, a same szkoły mogą korzystać ze środków budżetowych, nie dotyczą kwestii nierównego traktowania obu sektorów szkolnictwa wyższego. O nierówności świadczy fakt z jednej strony bezpłatnego, a z drugiej płatnego dostępu do studiów. Na tym polega nierówne traktowanie nie tyle uczelni niepublicznych, lecz obywateli, którzy podejmują w nich studia. To oni w istocie są nierówno traktowani przez państwo, które jednak „równo” zbiera podatki od nich lub ich rodzin. To względy sprawiedliwości społecznej przemawiają za wyrównaniem warunków dostępności studiów w uczelniach publicznych i niepublicznych. Niesprawiedliwość ta wyraża się też w szansach dostania się na studia w uczelniach publicznych – są one skorelowane z wykształceniem rodziców i ich statusem materialnym. Utrzymywanie tej nierówności utrwala stratyfikację społeczną niezwiązaną z talentami młodzieży.
Do tej pory zwłokę w realizacji ustawowych zobowiązań wprowadzenia „dotacji pokrywającej część opłat wnoszonych przez studentów” w uczelniach niepublicznych tłumaczono niższym poziomem kształcenia niż w szkołach publicznych. Niestety, nie można zaprzeczyć, że są uczelnie niepubliczne, w których studenci nie są dobrze kształceni. Państwo jednak może i powinno jasno określić jakościowe kryteria, które musiałaby spełniać uczelnia, by jej studenci mogli uzyskać dofinansowanie czesnego z pieniędzy publicznych. Są już uczelnie niepubliczne, które są w stanie sprostać ostrym wymaganiom jakościowym, tak jak są uczelnie publiczne, które takich wymagań nie spełniają. Jednak te drugie na finansowanie zawsze do tej pory mogły liczyć.
Część uczelni niepublicznych z powodzeniem może też konkurować z uczelniami publicznymi w zakresie osiągnięć naukowych. Badania niewątpliwie są niezbędne w uczelniach typu akademickiego. Bez nich trudno zapewnić wysoki poziom studiów. Ostatnia parametryzacja jednostek naukowych pokazała, że są uczelnie niepubliczne, które uzyskują co najmniej dobre rezultaty w zakresie badań naukowych. Szkoła Wyższa Psychologii Społecznej, którą reprezentuję, jest uczelnią o profilu społeczno-humanistycznym. W tej grupie parametryzowano 96 jednostek. Wśród nich dwa wydziały SWPS otrzymały czołowe miejsca, tj. pierwsze i trzecie, w swoich grupach oceny. Wydział Zamiejscowy SWPS we Wrocławiu otrzymał nawet kategorię A+. Czołówka uczelni niepublicznych swoimi osiągnięciami dowodzi, że ich studenci powinni otrzymać wsparcie finansowe pozwalające na zmniejszenie wysokości opłat za studia. Dofinansowanie studiów w dobrych uczelniach niepublicznych powinno zależeć od kryteriów jakościowych, a nie od „dobrego” (czytaj: państwowego) pochodzenia uczelni.
Ostatnio wskazywano, że państwa nie stać na pokrycie części czesnego, wnoszonego przez studentów stacjonarnych uczelni niepublicznych. Jednak analizy prowadzone przez prof. Tadeusza Pomianka, rektora Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie, oraz jego współpracownika dr. Andrzeja Kiebałę wskazują, że obciążenie budżetu z tym związane byłoby minimalne w stosunku do kwot wydatkowanych na uczelnie publiczne. Zatem należy uznać, że to nie „krótka kołdra” sprawia, że nie można pokryć dodatkowych wydatków związanych z uwzględnieniem postulatów uczelni niepublicznych. Gdyby jednak przyjąć argumentację MNiSW, to należy podkreślić, że przy takich niedoborach tym bardziej należy ważyć zasadność wydatkowania wszelkich kwot.
Fundusze publiczne powinny być kierowane przez MNiSW do uczelni zgodnie z zasadami sprawiedliwości społecznej i efektywności ich wykorzystania. Niewątpliwie są już uczelnie niepubliczne, które są w stanie kształcić co najmniej równie dobrze, a nieraz lepiej niż wiele uczelni publicznych. Zatem podtrzymywanie obecnego stanu rzeczy jest marnotrawstwem środków publicznych. W oczywisty sposób kłóci się też z zasadą oszczędnego gospodarowania pieniędzmi publicznymi.