Porażka pedagogiki

Henryk Grabowski

Mankamentem felietonistyki publikowanej w periodykach jest trudność w nadążaniu za potrzebą chwili. Zaletą – mniejsza zależność od presji czasu. Aktualnie w centrum społecznej uwagi jest wiek rozpoczynania nauki szkolnej. Kiedy tekst ten zostanie opublikowany, problem, którego dotyczy, może być już – w trybie administracyjnym – rozstrzygnięty, lub – wobec natłoku innych bieżących spraw – zapomniany. Na szczęście (dla felietonisty) niektóre gorące tematy mają również swoje drugie, ponadczasowe dno. Jest tak w przypadku toczącego się sporu o edukację „sześciolatków”.

Tak jak naukowym zapleczem dla systemu powszechnej ochrony zdrowia są nauki medyczne, tak dla powszechnej edukacji są, a przynajmniej powinny być, nauki pedagogiczne. Pedagogika jest formalnie autonomiczną dziedziną nauki. De facto – podobnie jak nauki medyczne – czerpie z dorobku wielu innych dziedzin, jak psychologia, socjologia, biologia, antropologia itp. Mimo wielu podobieństw między naukami o zdrowiu i o wychowaniu, nikomu nigdy nie przyszło do głowy, żeby w trybie referendum rozstrzygać, w jakim wieku najlepiej jest szczepić dzieci przeciw ospie. W tym względzie zarówno obywatele, jak i ich reprezentanci w parlamencie zdają się na opinie przedstawicieli nauk medycznych. Dlaczego w społecznym odczuciu pedagogika i nauki z nią współdziałające nie zasługują na to, aby ich przedstawiciele rozstrzygali o wieku rozpoczynania edukacji szkolnej?

Pani minister edukacji, która jest rzecznikiem obniżenia wieku szkolnego, jako matematyk nie musi wiedzieć, że przemawiają za tym zjawiska akceleracji i trendu sekularnego, których przejawem jest przyspieszanie z pokolenia na pokolenie tempa biologicznego, psychicznego i motorycznego rozwoju dzieci. Mogła nie zetknąć się z niezwykle płodną dla teorii i praktyki pedagogicznej tezą Lwa Wygotskiego, że tylko to wychowanie jest dobre, które wyprzedza rozwój. Może też nie mieć czasu na studiowanie pedagogiki komparatystycznej, której przedmiotem jest porównywanie i ocena efektów różnych systemów wychowawczych w różnych krajach. Od czego są jednak doradcy, eksperci, naukowcy, którzy powinni upowszechniać wiedzę na ten temat i obnażać głupotę polityków wykorzystujących nawet wiek rozpoczynania nauki szkolnej do bezpardonowej walki o władzę? Być może coś przegapiłem, ale w toczącej na ten temat dyskusji argumenty naukowe należą do najrzadziej przywoływanych. 