Filozofia na marach?
Uniwersytet w Białymstoku był ostatnim w Polsce, w którym, po wieloletnich przymiarkach, poczynając od roku akademickiego 2011/2012, udało się uruchomić studia filozoficzne. Może też stać się pierwszym, w którym przestaną one istnieć.
Decyzją Rady Instytutu Socjologii (należącego do Wydziału Historyczno-Socjologicznego i w sensie administracyjnym koordynującego kierunek „filozofia”) filozofię jako kierunek studiów należy zacząć likwidować, by zastąpić ją kierunkiem „kognitywistyka i komunikacja”, uznanym za bardziej przyszłościowy i bardziej opłacalny, zdolny przyciągnąć więcej kandydatów na studia, a co za tym idzie więcej środków z ministerialnej dotacji.
W ciągu ostatnich lat w kilku polskich uczelniach filozofowie, we współpracy z przedstawicielami innych dyscyplin, współtworzyli kierunek „kognitywistyka”. Jednak do tej pory powstanie takiego kierunku nie odbywało się kosztem studiów filozoficznych, za cenę ich likwidacji. Nigdy dotąd nie uznano – w każdym razie nie w sposób tak ostentacyjny – że filozofia jest rodzajem wiedzy skazanym na zagładę i mogącym przetrwać w szczątkowej postaci tylko pod warunkiem przebrania się w nowe szaty i postawienia przed sobą celu bezpośrednio utylitarnego: przyciągnąć większą ilość studentów dzięki obietnicy (choćby bez pokrycia) dostarczenia im kwalifikacji bezpośrednio użytecznych na aktualnym rynku pracy.
Decyzję Rady Naukowej Instytutu Socjologii UwB można uznać za racjonalną tylko pod warunkiem, że racjonalność utożsamimy z przynajmniej potencjalną opłacalnością – i to wedle kryteriów opłacalności stosowanych przez obecny, niezwykle oszczędnościowy system dotowania uczelni z ministerialnego budżetu.
Filozofia w Białymstoku powstała w złym czasie. Złym dla nauki, która nie ma celów bezpośrednio praktycznych i utylitarnych. Logika ostatniej reformy nauki i szkolnictwa wyższego stawiała sensowność i społeczną przydatność takiej wiedzy nie tyle nawet pod znakiem zapytania, ile w pozycji oskarżonego. Po co nam w ogóle filozofia, a zwłaszcza kształcenie filozofów? I do tego na prowincji! Taki był duch nie tylko nowej ustawy i ministerialnych rozporządzeń, ale także sporej części kibicujących reformom mediów. Taki jest dominujący ideologiczny klimat ostatnich lat. Udzielał się on także kandydatom na studia, których liczba na wszystkich polskich uczelniach systematycznie topnieje.
Ironią losu jest to, że akurat na Uniwersytecie w Białymstoku ani rekrutacja, ani stopień „wykruszania się” studentów filozofii w czasie studiów nie były wcale najgorsze. Można je nawet uznać za dość satysfakcjonujące. W sumie jest tam dziś 62 studentów na trzech rocznikach. Co więcej, w znakomitej większości są oni do swoich studiów bardzo przywiązani i na wieść o perspektywie ich likwidacji podjęli akcję protestacyjną. Zorganizowali „społeczny ruch na rzecz obrony studiów filozoficznych w UwB” i zredagowali tekst petycji, zamieszczonej na ogólnopolskiej stronie petycje.pl, a adresowanej do rektora UwB. Nie chodzi im o możliwość dokończenia własnego toku studiów (co mają zagwarantowane), lecz o utrzymanie studiów filozoficznych na uniwersytecie. Czy w kontekście obowiązującej dziś restrykcyjnej polityki finansowej, a co gorsza dominującego przekonania, że filozofia – choć na tle innych kierunków studiów wcale nie najbardziej deficytowa - jest właściwie „do niczego niepotrzebna”, ten głos zostanie usłyszany i potraktowany ze zrozumieniem? Przez władze Instytutu Socjologii nie został.
Studia filozoficzne nie służą przygotowaniu do konkretnego zawodu, lecz wyposażeniu swoich adeptów w jak najszersze kompetencje kulturowe i narzędzia intelektualne, które będą mogli następnie wykorzystać w różnych rodzajach pracy zgodnie ze swoimi uzdolnieniami i możliwościami. Absolwenci filozofii są nie tylko bardziej świadomymi obywatelami, ale też – wbrew otaczającej dziś ten rodzaj studiów „czarnej propagandzie” – radzą sobie na rynku pracy nie gorzej, a nawet lepiej niż absolwenci wielu innych kierunków. Likwidowanie studiów filozoficznych z powodu ich nieopłacalności i pod pretekstem ich nieużyteczności uważam za przejaw co najmniej krótkowzroczności, a nawet za rodzaj barbarzyństwa. Zwłaszcza na „prowincjonalnym” uniwersytecie, gdzie ten kierunek studiów nie zdążył jeszcze okrzepnąć. Niewątpliwie tym łatwiej go zlikwidować. Ale czy warto i czy wolno?
prof. Małgorzata Kowalska,
Zakład Filozofii Współczesnej i Społecznej UwB