Globalność i globalizacja

Piotr Müldner-Nieckowski

Globalności nie należy mylić z globalizacją. To dwie różne kategorie. O ile tę pierwszą możemy nazwać sposobem myślenia, o tyle ta druga jest metodą działania, logistyką. Globalność polega na ujmowaniu rzeczy całościowo, z całym zróżnicowaniem zjawisk, a globalizacja na sprowadzaniu wszystkiego do jedności, na ujednolicaniu, przeważnie na równaniu ludzi w dół. W tym zestawieniu globalność wydaje się pojęciem pozytywnym, twórczym, a globalizacja negatywnym, wstecznym.

Co ciekawe, kwestionowane są obie te postawy. Globalności przeciwstawia się ogrom wiedzy niemożliwej do opanowania przez jedną osobę, a globalizacji niemożność pogodzenia interesów niepowtarzalnej jednostki z interesem zhomogenizowanego społeczeństwa. Aby rzecz stała się jeszcze trudniejsza, pojęcia te są mieszane. Dla wielu globalność jest tym samym co globalizacja lub co gorsza globalność mieści się w globalizacji albo na odwrót, a wtedy nie pozostaje nic innego jak zejść do poziomu szczegółów, siłą rzeczy wyrywanych z kontekstu, i definiować świat na zasadzie całość wedle jej części (pars pro toto).

Na tym tle dochodzi do konfliktów, a w wymiarze emocjonalnym do nienawiści. W utożsamianiu całości ze szczegółem ważną rolę odgrywa język. To samo pojęcie może być różnie nazywane albo odwrotnie – dane słowo może mieć różne znaczenia, co nieuchronnie wywołuje błąd utożsamiania różnych znaczeń na podstawie podobieństwa wyrazów (ekwiwokacja). Brak uzgodnień co do znaczenia słów i ich definicji jest jednak często zamierzony. Chodzi o to, żeby konflikt istniał, bo wtedy jest co robić. Tam, gdzie aż się prosi o uzgodnienia, spór trwa w najlepsze, mimo że wystarczyłoby podjęcie rozważań wspólnych.

W tej sytuacji nauczyciel WF-u uważa, że jego przedmiot jest najważniejszy, a języka polskiego, że weuefista jest głupcem od piłki nożnej. Nie potrafią spojrzeć globalnie (nie globalistycznie) na problematykę pedagogiki i patrzą na nią jeden z punktu widzenia mięśni, drugi z punktu widzenia przecinków. W starożytnym Egipcie byli lekarze specjaliści od lewego oka i spece od prawego, wyśmiewani przez lekarzy greckich, a dzisiaj dermatolog ma kłopot z oceną elektrokardiogramu.

Wprowadzanie do językoznawstwa metod psychologicznych i statystycznych wciąż wywołuje niechęć, bo zdaniem wrogów nowoczesnej metodologii lingwistyka jest dziedziną całkowicie oddzielną od tych „kompletnie innych nauk”. Tymczasem nauka jest jedna. Nie dociera to, że język istnieje tylko w mózgach (w tekstach są zaledwie jego ślady) i że w bardzo skomplikowany sposób korzysta z niezachwianych praw logiki, a więc jest dziedziną m.in. psychologiczno-matematyczną.

Pewnym krokiem naprzód było sformowanie tendencji zwanej kognitywizmem. Jest to nazwa oficjalnie podana przez amerykańską grupę naukowców w 1956 r. na konferencji w Massachusetts Institute of Techonology. W Polsce pierwszym kompletnym kognitywistą w rozumieniu tez tej konferencji był profesor Marian Mazur, który stworzył oryginalną cybernetyczną teorię osobowości. Psycholodzy byli dziełem inżyniera tak zaskoczeni, że natychmiast, bez zastanowienia, ale i z przerażeniem, tę teorię odrzucili. Tymczasem pojawili się myśliciele rzetelni, krytycy kognitywizmu (m.in. Hubert Dreyfus, John Searle – 1992), którzy stojąc na pozycji myślenia naukowego globalnego, uznali, że wiedzy o człowieku i jego funkcjach nie da się tworzyć za pomocą obliczeń kwantowych, bo inaczej zostaną zagubione nieliczalne parametry humanistyczne takie jak emocje i niestandardowe style myślenia. Nie znaczy to, że zniweczyli dzieło Mazura, ale że ustawili je w nauce na innym miejscu i że wymaga ono rozwinięcia.

Ogromny wpływ braku globalności w nauce sięga wąskich subdziedzin. Specjalista wczesnego średniowiecza nie wdaje się w rozważania specjalisty drugiej wojny światowej i odwrotnie. Wie, że zostanie zaatakowany jako „niefachowiec od drugiej wojny”, ba, usłyszy nawet niemądry zarzut, że historii drugiej wojny próbuje narzucić tezy wynikające z historii średniowiecza lub odwrotnie.

Tak jednak twierdzą tylko ci, którzy nie dostąpili łaski spojrzenia globalnego na historię i adwersarzy mierzą swoją ograniczoną miarą. Jeśli jako pisarz badam historię powstania styczniowego (por. mój poprzedni felieton „Czas rozmyty” lub dramat radiowy „Wracając po swoje”) i wypowiadam się o nim, o postawach i losach jego uczestników, to wcale nie znaczy, że cały świat, od Adama i Ewy, rozumiem przez powstanie styczniowe.

W myśleniu globalnym możliwe jest spojrzenie na całokształt wiedzy i dzięki temu dostrzeżenie luk, które w tej wiedzy występują. Tak na przykład dla globalnie myślącego przemilczane jest zarówno francuskie ludobójstwo w Wandei (1793-94, 320 tys. ofiar), jak i niemieckie w lasach Piaśnicy (11 listopada 1939, 14 tys. ofiar). Myślący globalnie wpisze te fakty do historii ogólnej, a myślący cząstkowo na nich zamknie swój rejon zainteresowań i pozostanie wielbicielem szczegółu, zaniżając jego znaczenie. Nauka i literatura zaczynają się dopiero wtedy, kiedy takie fragmenty zostają świadomie, logicznie i na właściwej pozycji umieszczone w kontekście całości.

e-mail: www.lpj.pl