Prorektor (nie)właściwy
Jednym z przejawów, ale i przyczyn, słabości systemowej samorządów studenckich polskich uczelni jest brak ciągłości wiedzy i doświadczenia prawnego. Wynika z tego konieczność, ale i ryzyko, nieustannego powracania do problemów znanych od lat, a wciąż niezałatwionych, dzięki temu „rozwiązywanych” w każdej kadencji „na nowo”. Jednym z takich tematów w skali ponaduczelnianej jest „omijanie” wymogu studenckiej akceptacji kandydatury prorektora ds. studenckich, dokonywane poprzez niepowoływanie takiego lub przypisanie „studenckich” kompetencji prorektorowi inaczej nazwanemu. Problem ten w Parlamencie Studentów RP znany był już od co najmniej 2003 r., a po dziesięciu latach nadal wydaje się wymagać interwencji ministra, dowodząc utrzymywania się swoistej bezradności samorządów.
Musi, nie musi
Jeszcze w czasie mojego zaangażowania na rzecz PSRP ówczesny przewodniczący Komisji Prawnej tej organizacji proponował, by wpisać do projektu Prawa o szkolnictwie wyższym (PSW) z 2005 r. słowa odnoszące się do prorektora ds. studenckich: „który musi zostać powołany”. Mimo licznych „koncesji”, jakie w 2005 r. PSRP i samorządy uzyskały, takiego przepisu nie udało się wtedy wprowadzić. Nie wprowadzono go także w „prostudenckiej i upodmiotowiającej” nowelizacji z 2011 r. Być może dlatego w piśmie MNiSW-DNS-WTS-175-24303-2/LB12 datowanym na 15.10.2012, podpisanym przez minister Barbarę Kudrycką, czytamy: „w uczelniach publicznych oraz w podstawowych jednostkach organizacyjnych uczelni publicznych powinni zostać powołani odpowiednio – prorektor ds. studenckich lub prodziekan właściwy ds. studenckich”. Zastanawia jednak, że na stronie 152 komentarza do Prawa o szkolnictwie wyższym wydanego przez MNiSW czytamy: „Ustawa nie definiuje pojęcia prorektora do spraw studenckich ani też nie nakłada na uczelnie obowiązku ustanowienia funkcji o takiej nazwie”.
Być może to kolejny przykład, że „powinien” to nie znaczy zaraz „musi”. Kolejny, po sformułowaniu z www MNiSW, iż „Przepis art. 99a powinien dotyczyć również studentów, z którymi podpisano umowy przed 1 października 2011 r.”, za którym dziś już idzie jedynie konkluzja (rzecznik MNiSW w http://prawo.rp.pl/artykul/793802,1044922-Studenci-nie-powinni-placic-za-egzaminy-poprawkowe-a-uczelnie-wciaz-pobieraja-oplaty.html), iż: „Żeby zapewnić wszystkim studentom równe prawa, strony zawartych przed 1 stycznia 2012 r. umów o odpłatności za studia powinny zawrzeć aneksy do nich przewidujące odstąpienie od opłat za czynności wymienione w art. 99a prawa o szkolnictwie wyższym. Bez takiego aneksu obowiązuje dotychczasowa umowa”. Obawiam się, że przy takim rozumieniu pojęcia „powinien” (jako „brak obowiązku”), oręż, w jaki pismo MNiSW wyposaża studentów na okoliczność „wojny o prorektora”, jest wybrakowany i może zawieść w najważniejszym momencie (prawnego) starcia. Chyba że taki „dwugłos” odbywa się w ramach kształcenia samorządowej młodzieży w możliwościach i subtelnościach urzędniczo-słownych dystynkcji. Wracając do sedna sprawy…
Komu kompetencje
O tym, czy i ilu powołać prorektorów, formalnie rozstrzyga statut uczelni. To, jakie kompetencje dany prorektor faktycznie będzie realizował, zależy ponadto od zakresu przyznanych mu upoważnień (np. do wydawania decyzji w sprawach studenckich) i pełnomocnictw (do zawierania np. umów cywilnoprawnych). W cytowanym piśmie MNiSW dalej znajdujemy: „Należy w zw. z powyższym zauważyć, że brak jest możliwości zachowania przez rektora lub dziekana kompetencji przypisanych do funkcji prorektora ds. studenckich lub prodziekana właściwego ds. studenckich”. Rozważmy zasadność takiego poglądu, poszukując owych kompetencji „przypisanych”. Jako właściwych do podejmowania decyzji w sprawach indywidualnych studentów i doktorantów, stypendialnych, nadzoru nad decyzjami komisji stypendialnych, regulaminu pomocy materialnej PSW zawsze wskazuje organ – rektora lub kierownika podstawowej jednostki (dziekana). Jak trafnie zauważa się w cytowanym już Komentarzu: „Rektor nie może ponadto, co do zasady, przenieść swoich kompetencji na prorektora, gdyż takie działanie wymagałoby wyraźnego upoważnienia ustawowego” i przywołuje się tam wyrok WSA w Poznaniu dopuszczający jedynie upoważnienie do wykonywania nieprzenoszalnych kompetencji. Idźmy dalej.
Art. 75 ust. 3 PSW stanowi: „Osoba kandydująca na prorektora do spraw studenckich musi uzyskać zgodę większości przedstawicieli studentów i doktorantów w organie dokonującym wyboru lub w komisji rozstrzygającej konkurs. Niezajęcie stanowiska w terminie wskazanym w statucie uważa się za wyrażenie zgody”. Jeśli, hipotetycznie, rektor konsekwentnie nie zaproponuje osoby innej niż ta jedyna, której większość w/w przedstawicieli odmawia akceptacji, to prorektor ds. studenckich nie zostanie powołany. Czy to znaczy, że rektor nie może wtedy sam wydawać decyzji w sprawach studentów? Czy dziekan nie może podpisywać decyzji stypendialnych lub w ramach nadzoru nad ich wydawaniem? Czy nie mogą oni upoważnić do ich wydawania innych „pracowników organu”? A czy na czas urlopu powołanego już i wyposażonego w upoważnienia prorektora ds. studenckich nikt nie może go zastąpić? Mam wrażenie, że teza o „kompetencjach przypisanych” do prorektora ds. studenckich napotyka na trudność wskazania tego „przypisania” gdzie indziej niż poza (ewentualnie) statutem czy (praktycznie) upoważnieniami, jakimi go rektor obdarzy, zaś teza o „niemożności zachowania” ich przy rektorze / dziekanie jest ponadto praktycznie nieprzydatna.
Pro ds. kontaktów z samorządem
Czy i co jest więc domeną wyłączną „pro” ds. studenckich? Być może udział takiego zastępcy w kolegiach dziekańskich czy rektorskich może wpływać na obniżkę opłat za studia. Ale przecież ich wysokość nie może (z jednej strony) przenosić kosztów oraz (z drugiej strony) być od nich niższa. Co wolno więc prorektorowi? Być może – w wariancie idealnym – taki „pro” rozpoznaje w imieniu i z upoważnienia rektora odwołania w sprawach studentów i wysłuchuje studenckich skarg na dyżurach. Dlatego musi się cechować „wrażliwością” pro studencką, zbadaną uprzednio przez działaczy samorządu studentów. Ale w wariancie nieidealnym może go nie być i nic złego z tego powodu stać się studentom nie może, bo przecież decyzje w ich sprawach podejmowane z upoważnienia rektora lub osobiście – choć uznaniowe – nie są dowolne, a uznanie administracyjne wymaga tak precyzyjnego uzasadnienia, oparcia na regulaminach czy rozporządzeniach, że – w wariancie prawidłowego ich wypracowywania – praktycznie niemożliwe jest, by osobowość prorektora miała na ich sentencje istotny wpływ.
Co więc pozostaje? Może taki „pro” ma wyłączność na kontaktowanie się z samorządem? Może taki pro, którego powołanie zależy (choć nie wyłącznie blokująco) od działaczy studenckich staje się (mimowolnie i nie w swoich oczach) „człowiekiem samorządu”? Może jego zadaniem ma być zabieganie o dotowanie czy otwieranie juwenaliów, negocjowanie samorządowych „przełożeń” na uczelnianą rzeczywistość? Ale jeśli prorektor czy prodziekan ds. studenckich jest niezbędny studenckiemu dobru, to dlaczego PSW nie stanowi obowiązku kreowania zastępców ds. studenckich w uczelniach niepublicznych i samorządowego wpływu na ich kandydatury, pozostawiając to założycielowi lub organowi wskazanemu w statucie (art. 80), skoro równocześnie gwarantuje przecież udział studentów w najwyższym organie kolegialnym uczelni niepublicznej (art. 60 ust. 5)?
Z pewnością jest wielu „pro”, którzy faktycznie i formalnie świetnie realizują się na powierzonym im odcinku, odciążając piastujących funkcje organów jednoosobowych od tej całej „studenckości”. Ale czy to nie jest raczej zasługa ich pracowitości, osobowości i możliwości wynikających z przypisania im kompetencji decyzją piastuna organu, niż z regulacji gwarantującej samorządom wpływ na ich powołanie? Być może ten sam efekt zaistniałby bez veta blokującego?
Nieprzypadkowe rozróżnienia
Zauważmy także, że PSW rozróżnia wymienionego w art. 75 ust. 3 „pro” ds. studenckich od wskazanego w art. 78 ust. 2 „pro” właściwego ds. studenckich. Być może nie jest to jedynie omyłka legislacyjna, a sens takiego rozróżnienia zasadza się właśnie na odróżnieniu nazwy od przypisanych kompetencji. Przy takim założeniu wynikać z niego może ustawowe przyzwolenie na wnioskowanie o odwołanie każdego „pro”, który przypisanymi mu w uczelni kompetencjami stał się „właściwy” w sprawach studenckich, bez względu na nazwę jego funkcji i bez względu na akceptację studentów lub jej brak przy kreowaniu jego kandydatury. A wtedy, jeśli więc rektor przypisze kompetencje studenckie prorektorowi ds. nauki czy kształcenia, czy jeszcze inaczej nazwanemu, to taki „pro” może podlegać wnioskowi, o jakim mowa w art. 75 ust. 3, mimo że nie został powołany z akceptacją „przedstawicieli” jako prorektor ds. studenckich. Być może to kierunek interpretacyjnie wart zainteresowania bardziej niż łączenia veta z „kompetencjami przypisanymi”.
Ponadto dla wykreowania kandydatury zastępcy kierownika jednostki właściwego ds. studenckich art. 76 ust. 6 PSW wymagana jest zgoda organu samorządu studenckiego lub organu samorządu doktorantów danej jednostki organizacyjnej, co oznaczałoby, że zgoda doktorantów czyni zbędną zgodę studentów, a sprzeciw studentów nic nie zmieni. Tymczasem wedle art. 75 ust. 3 „osoba kandydująca na prorektora do spraw studenckich musi uzyskać zgodę większości przedstawicieli studentów i doktorantów w organie dokonującym wyboru lub w komisji rozstrzygającej konkurs”. Komentarz MNiSW zaleca w tym zakresie, iż akceptacja ta „powinna być dokonywana wspólnie, a nie odrębnie przez studentów, a następnie doktorantów”. Tak więc studenci mogliby tu doktorantów przegłosować w rewanżu za doktoranckie zgody na prodziekana ds. studenckich. Widzimy więc, że przepisy te wymagają przepracowania, a takowe warto poprzedzić gruntownym przemyśleniem, czemu dana konstrukcja ma służyć.
Wnioski
Dlatego powyższe uwagi formułuję nie po to, by pozbawiać samorządowców studenckich tradycyjnie przypisanej im „resztkówki” po zakresie wpływu na wybór rektora, jaki mogli mieć jeszcze w średniowieczu. Formułuję je po to, by zachęcić do rozważenia, czy obrona pewnych „rekwizytów” nie przesłania fatalnego całokształtu „sceny”, na której wystawiamy sztukę pod tytułem „praktyka używania prostudenckich instytucji prawnych w ręku samorządowców studenckich”. Obrona studenckiej kompetencji do kreowania kandydatur na pro (właściwych) ds. studenckich powinna być poprzedzona analizą faktycznej przydatności takiej konstrukcji dla studenckich (a nie samorządowych) interesów. W przypadku potwierdzenia tej przydatności należy dokonać naprawy przepisów ją regulujących. Inaczej pozostaje wrażenie, że jakość przepisów i ich ratio legis znaczy mniej niż możność przydzielenia komuś (choćby wstępnie) prorektorskiej lub prodziekańskiej kandydatury-konfitury.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.