Mały poradnik popularyzatora nauki

Monika Mętrak

Poniższy artykuł zawiera podstawowe wskazówki, na co należy zwrócić uwagę, przygotowując wystąpienie publiczne, warsztaty czy pokazy naukowe tak, żeby zainteresować odbiorców, stymulować ich do samodzielnej pracy, a także uczyć krytycznego myślenia. Każdy lubi opowiadać o swoich pasjach. Jednak kiedy naszą pasją jest nauka, sprawa ma się całkiem inaczej, bo jak opowiedzieć o polichlorowanych dibenzoparadioksynach, taksonomii euglenin czy wielkim zderzaczu hadronów tak, żeby było to jasne, ciekawe i nie wymagało przygotowania serii wykładów monograficznych?

W zbiorowej świadomości naukowiec to starszy, rozczochrany mężczyzna w okularach i fartuchu laboratoryjnym. Wystarczy sprawdzić, co proponuje nam przeglądarka internetowa w odpowiedzi na hasło „naukowiec”. To właśnie przez ten wizerunek niezrozumiałego, oderwanego od rzeczywistości świata naukowców z chęcią przyznajemy się do elementarnych braków wiedzy z fizyki czy matematyki – nie jesteśmy przecież tymi „nudziarzami w białych fartuchach”. Wobec tego najwyższa pora, żeby zerwać z tymi stereotypami i pokazać światu, że naukowcy nie różnią się tak bardzo od innych ludzi, a nauka może być pożyteczna, ciekawa i zrozumiała. Ale jak to zrobić?

Otwórzmy się na świat

Warto pomyśleć o odczarowaniu mitycznego miejsca pracy naukowca, czyli laboratorium. W ramach imprez popularnonaukowych, których w Polsce powoli przybywa, można zorganizować dzień otwartych drzwi, oprowadzić zwiedzających po laboratoriach, pokazać jakim sprzętem dysponujemy i do czego go wykorzystujemy. Dobrym pomysłem jest również przygotowanie warsztatów, które będą się odbywały w laboratorium i umożliwią uczestnikom pracę ze szkłem laboratoryjnym czy prostymi urządzeniami. Musimy pamiętać, że większość osób ostatni kontakt z prostym sprzętem laboratoryjnym miała w gimnazjum czy liceum, więc to, co nam wydaje się oczywiste i dobrze znane, dla nich może być fascynującą przygodą. Otwierając laboratoria, pomagamy zrozumieć i oswoić nowoczesne technologie, a przy okazji pokazujemy, że najnowsze osiągnięcia nauki mogą mieć znaczenie dla jakości życia codziennego, chociaż nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę.

Jednak korzystając z wysoko rozwiniętych technologii nie możemy zapomnieć o nauce dnia codziennego. Przy każdej okazji powinniśmy pokazywać, że to, co robimy za pomocą zaawansowanej aparatury, można często, w wersji uproszczonej, wykonać w domu przy użyciu tego, co mamy w kuchni, łazience czy na biurku. Wystarczy pomyśleć o niezwykle popularnej na piknikach naukowych izolacji DNA z cebuli, eksperymentach z domowymi wskaźnikami odczynu pH (świetnie sprawdzają się sok z czerwonej kapusty i herbata z hibiskusa) oraz o chromatografii cienkowarstwowej na bibule czy na białych tkaninach (można na przykład zbadać czarny tusz z różnych flamastrów lub długopisów). W naszych mieszkaniach, na działkach czy w komórkach z narzędziami możemy obserwować szereg zjawisk i procesów fizycznych, chemicznych i biologicznych. Nauka drzemie wokół nas – trzeba tylko obudzić w sobie odkrywcę. W tym właśnie powinni pomagać popularyzatorzy – pokazywać możliwości odkrywania nauki i objaśniać to, co dzieje się wokół nas.

Bądźmy praktyczni

Jak za pomocą patyczka do szaszłyków przebić balonik tak, żeby nie pękł? Popularyzatorzy na całym świecie kochają to doświadczenie. Odpowiedź jest prosta – nie można balonika nadmuchać do końca, a patyczek trzeba delikatnie wbijać w miejsca, w których guma pozostaje nierozciągnięta, a zatem najbardziej elastyczna (na szczycie balonika i przy „ogonku”). Dzięki temu guma szczelnie otoczy patyczek i balonik nie pęknie.

Byłaby to tylko ciekawa sztuczka ku uciesze grillujących, gdyby nie historia, która towarzyszy temu pokazowi. Okazuje się, że dzięki analogicznemu zjawisku znacząco wzrosło bezpieczeństwo kierowców podczas wyścigów Formuły 1. Baki bolidów produkowane są z elastycznych materiałów, które po przebiciu podczas wypadku obkurczają się na przebijającym elemencie, nie dopuszczając do wycieku paliwa i zapłonu samochodu. Zresztą samochody F1 to kopalnia przykładów zastosowań praw fizyki w praktyce – od sposobu położenia środka ciężkości, poprzez efekty aerodynamiczne, po zjawisko tarcia.

Nurtujące nas pytania mają najczęściej podłoże praktyczne – chcemy wiedzieć, dlaczego samolot lata (co ciekawe, szczegóły tego problemu budzą spory wśród samych fizyków), jak działa odkurzacz, dlaczego mamy alergie. Pytania można mnożyć bez końca, a każde z nich jest punktem wyjścia do dalszych poszukiwań i przemyśleń.

Praktyczność w popularyzacji nauki ma jeszcze jeden aspekt – jeżeli przekonamy społeczeństwo i polityków, że nauka jest pożyteczna i potrzebna, mamy szanse uzyskać większe środki finansowe, żeby ją uprawiać.

Usuńmy bariery

Jednak zdobycie zainteresowania naszych odbiorców nie jest proste, nawet jeżeli objaśniamy naukowo zjawiska obecne w życiu codziennym. Po latach studiowania i pracy na uczelniach czy w instytutach naukowych jesteśmy przyzwyczajeni do słuchania wykładów, podczas których prowadzący zza katedry podaje nam kolejne informacje. I tak, najczęściej przez 90 minut, bez przerwy.

To oczywiście metoda, która odpowiada na konkretne potrzeby, ale musimy pamiętać, że pod tym względem naukowcy są naprawdę wyjątkowi. Dla większości ludzi taka sytuacja jest nietypowa i niekomfortowa. Powoduje to już sam układ przestrzeni – prowadzący oddziela się katedrą od słuchaczy, co zdecydowanie utrudnia kontakt z publicznością. Wobec tego, przygotowując wystąpienie publiczne, warto zacząć od odpowiedniego zaaranżowania przestrzeni – jeśli to możliwe, zrezygnować z typowo szkolnego ustawienia stolików, zastępując je raczej otwartym półkolem krzeseł. Dzięki temu kontakt między prowadzącym a odbiorcami, a także między samymi odbiorcami, będzie łatwiejszy. Dobrze jest również utrzymywać naturalny, niewymuszony kontakt wzrokowy ze słuchaczami – starać się poświęcać tyle samo uwagi poszczególnym sektorom publiczności.

Wystąpienia publiczne to bez wątpienia sytuacje bardzo stresujące – nasz wygląd, sposób mówienia i wiedzę ocenia kilkanaście, kilkadziesiąt czy kilkaset osób. Sposobów walki z tremą jest wiele, ale zwykle każdy musi wypracować sobie swój własny. Pewności siebie może nam dodać charakterystyczny rekwizyt czy element ubrania – ekstrawaganckie nakrycie głowy, krawat, buty – który z czasem stanie się naszym znakiem rozpoznawczym i ułatwi nawiązywanie kontaktu z publicznością. To na niego ludzie będą patrzyli, na nim będzie też można skoncentrować uwagę słuchaczy, kiedy coś nam nie wyjdzie.

Musimy jednak uważać, żeby przy budowie naszej postaci scenicznej nie przesadzić – należy dopasować ją do grupy docelowej, pamiętając przy tym, że odbiorcy łatwo wyczuwają fałsz i nienaturalność w naszych zachowaniach. Najlepiej wobec tego postawić na autentyczność i spontaniczność, nawet jeśli będzie spod nich przebijać lekkie zestresowanie.

Mówmy mniej

Naukowcy są specjalistami w swoich, często bardzo wąskich, dziedzinach. Nieustannie poszerzają swoją wiedzę i gromadzą informacje, którymi chcieliby się podzielić z innymi. Jeżeli w mojej pracy naukowej zajmuję się właściwościami chemicznymi polichlorowanych dibenzoparadioksyn, to po paru latach moja wiedza na ten temat przypomina dzbanek wypełniony po brzegi wodą. Sytuację, w której podczas prelekcji przedstawiam słuchaczom wszystko, co wiem o dioksynach, można porównać do przelewania wody z dzbanka do znacznie mniejszej szklanki. Ta szklanka to zdolności percepcyjne słuchaczy. Nie są one związane z wykształceniem czy wcześniejszym przygotowaniem słuchaczy, a raczej z fizjologią naszego organizmu. W określonym czasie mózg jest w stanie przyjąć i przetworzyć określoną ilość informacji. Lejąc nieprzerwanie wodę z dzbanka do szklanki osiągniemy moment, w którym woda się rozleje na boki. Jeżeli zmęczymy naszych słuchaczy zbyt dużą ilością informacji, po prostu przestaną nas słuchać, a nasza wypowiedź będzie płynęła dalej – obok nich.

Wobec tego musimy dobrze dobrać informacje, które chcemy przekazać. Powinny to być rzeczy najistotniejsze. Przyda się również trochę ciekawostek i odniesień do życia codziennego, które pomogą nam utrzymać uwagę słuchaczy. Jeżeli temat, który poruszamy, jest złożony, warto pomyśleć nad uproszczeniami, uogólnieniami czy metaforami, które pomogą zrozumieć konkretne zagadnienie. Niestety tego typu środki mogą prowadzić do przekłamań naukowych, trzeba więc stosować je z dużą ostrożnością.

Kim jest odbiorca?

Proces tworzenia zajęć popularyzujących wiedzę z danej dziedziny przypomina trochę układankę logiczną, której wszystkie elementy muszą trafić we właściwe miejsce. Jeśli uda nam się ułożyć ją poprawnie, przygotujemy ciekawe i informatywne zajęcia, podczas których uczestnicy zdobędą zaplanowaną przez nas porcję wiedzy, a przy okazji będą się dobrze bawić. Jednym z kluczowych elementów tej układanki są adresaci naszych zajęć, czyli grupa docelowa, którą musimy określić na samym początku pracy nad zajęciami. To od niej zależy bowiem dobór zakresu i złożoności informacji, które przedstawiamy – podstawowe wiadomości o polichlorowanych dibenzoparadioksynach zaprezentuję inaczej gimnazjalistom, inaczej studentom Uniwersytetu Trzeciego Wieku, a jeszcze inaczej kolegom z uczelni podczas seminarium. Przy czym za każdym razem, nawet gdy jesteśmy przekonani, że odbiorca już to wie, dobrze jest krótko objaśniać i definiować to, o czym mówimy. Ten zabieg sprawi, że nasza wypowiedź zostanie dobrze i jednoznacznie zrozumiana. Pamiętajmy, że nawet utytułowane naukowo gremia składają się ze specjalistów w stosunkowo wąskich dziedzinach wiedzy. Wobec tego dziedzina, którą zajmuje się prelegent, może być dla nich bardzo odległa i słabo zrozumiała.

Ze względu na trudności w precyzyjnej ocenie poziomu wiedzy odbiorców dobrze jest przygotować zajęcia stosunkowo proste w odbiorze. Zwłaszcza jeśli chodzi o sposób objaśniania poruszanych zagadnień. Dzięki temu jesteśmy przygotowani do ich tłumaczenia w sposób prosty i klarowny. Jeśli podczas zajęć okaże się, że odbiorcy są gotowi na więcej, przedstawienie ad hoc bardziej szczegółowych i skomplikowanych aspektów poruszanych zagadnień nie powinno być dla nas, jako specjalistów, bardzo trudne. Tymczasem proces odwrotny – upraszczanie na bieżąco skomplikowanych treści – jest zdecydowanie bardziej wymagający i łatwo prowadzi do niemerytorycznych uproszczeń.

Bardzo często część doświadczalna zajęć może pozostać właściwie bez zmian, niezależnie od poziomu odbiorców – te same doświadczenia można obudować nieco innym komentarzem, ich interpretacje opierać na węższym lub szerokim zakresie wiedzy, wyciągać z nich mniej lub bardziej skomplikowane wnioski. Przy czym nie należy zapominać, że czasem samo wykonanie doświadczenia może okazać się zbyt skomplikowane lub niebezpieczne dla niektórych grup docelowych, na przykład dla przedszkolaków.

Grupa docelowa będzie także czynnikiem decydującym przy wyborze formy zajęć oraz metod ich uatrakcyjnienia. Zwykle grupy młodsze łatwiej angażują się w zajęcia o dużej dynamice, oparte na znacznej ilości zróżnicowanych aktywności (w przypadku dzieci także aktywności fizycznych np. prostych zabaw ruchowych). W przypadku grup starszych możemy pozwolić sobie na większe wykorzystanie formy wykładu i prezentacji, pamiętając jednak, żeby formy pasywne i „podawanie wiedzy na talerzu” nie zdominowały przygotowywanych zajęć.

Przed zajęciami warto dobrze przemyśleć, w jaki sposób chcemy je uatrakcyjnić. Anglosasi stworzyli na potrzeby popularyzacji nauki termin „edutainment”, którym określają przedsięwzięcia łączące naukę z rozrywką. Trudno odgórnie określić, jakie proporcje nauki do rozrywki powinno się stosować podczas zajęć – to sprawa indywidualna, zależąca przede wszystkim od grupy odbiorców i osobowości prowadzącego oraz od celu, jaki sobie wyznaczyliśmy. Najczęściej dobrze sprawdza się stara zasada „złotego środka” – zajęcia przeładowane poważnymi zagadnieniami naukowymi szybko znudzą i zmęczą uczestników, z kolei zbyt duży nacisk na stronę rozrywkową może obniżyć merytoryczną wartość zajęć, a osobę prowadzącą zmusić do wejścia w rolę nienaturalnie rozbawionego wodzireja. Pamiętajmy, że chociaż publiczność kocha wybuchy, to warto jej też wytłumaczyć, dlaczego do nich doszło i co z tego wynika.

Zasada 3 x I

W swojej pracy popularyzatorzy nauki chętnie stosują zasadę 3 x I, czyli starają się, żeby przygotowywane przez nich zajęcia były interesujące, interaktywne i interdyscyplinarne. Dzięki takiej formule zajęć uczestnicy mają możliwość samodzielnego przeprowadzenia doświadczeń i przetestowania różnych rozwiązań konkretnych problemów. Na zakończenie zajęć, z pomocą prowadzącego, wyciągają wnioski i formułują odpowiedzi na postawione wcześniej pytania. W ten sposób uczą się metody naukowej, a także samodzielnego i krytycznego sposobu myślenia. W tej sytuacji całkowicie zmienia się rola osoby prowadzącej zajęcia. Jej zadaniem nie jest już podawanie informacji, a raczej pomoc i asystowanie przy ich zdobywaniu. Dysponujący zawodowym doświadczeniem prowadzący może ukierunkować działania uczestników, korygować ich błędy czy pomagać wyciągać wnioski, ale nie powinien podawać gotowych rozwiązań. Zresztą ten sam problem może mieć wiele jednakowo cennych rozwiązań, a osoby niezajmujące się na co dzień nauką często mają nieszablonowe pomysły, które warto wykorzystać podczas zajęć. Jako prowadzący musimy pamiętać, że nie warto narzucać jednego, standardowego toku rozumowania, a raczej należy postawić na kreatywność uczestników, dając im przy tym szansę na popełnianie błędów. Takie pomyłki należy korygować, traktując je jako punkt wyjścia do dalszych prób rozwiązania problemu. Pamiętajmy, że popełnione błędy dostarczają nam wielu cennych informacji, a sytuacje, w których rzeczywiście możemy sobie pozwolić na naukę na błędach, zdarzają się w życiu bardzo rzadko. Jeżeli więc jesteśmy w stanie stworzyć taką możliwość uczestnikom naszych zajęć, to oferujemy im coś bardzo wartościowego.

Oczywiście nie jest łatwo stworzyć takie modelowe zajęcia. Zwykle rozmaite ograniczenia organizacyjne – od czasowych po finansowe – tamują kreatywność zarówno twórców, jak i uczestników zajęć. Jeśli komuś nie wychodzi doświadczenie, chętnie zrobimy je za niego, jeśli ktoś nie może czegoś wymyślić, zaczynamy mu podpowiadać. Dzięki temu mieścimy się w zaplanowanym czasie, a uzyskane wyniki lepiej nadają się do dalszej interpretacji, ale tracimy to, co najważniejsze – samodzielne zdobywanie wiedzy przez uczestników.

2500 lat temu analogiczną metodę uczenia stosował Sokrates, który nazwał ją metodą majeutyczną, czyli położniczą, a sam stawiał się w roli akuszera, pomagającego przyjść wiedzy na świat. Dziś działania edukacyjne oparte na partnerstwie w dyskusji między prowadzącym a odbiorcą oraz na wspólnym odkrywaniu przez nich wiedzy w trakcie zajęć zyskały miano „science communication”. W Polsce coraz szerzej przyjmuje się kalka językowa „komunikacja naukowa”, która w prawdzie tłumaczy, o co chodzi, ale pozostaje niezbyt udaną językową protezą. Komunikacja naukowa zakłada dwukierunkowość procesu uczenia – tu już nie tylko „mistrz” może zainspirować „ucznia”, ale równie dobrze „uczeń”, nieobciążony obowiązującymi w danej dziedzinie schematami myślowymi, może czegoś nauczyć „mistrza”, na przykład poprzez nietypowe ujęcie problemu, poszukiwanie nieszablonowych rozwiązań czy wykorzystanie wiedzy ze znanych sobie dziedzin nauki.

Podsumowując, interaktywność pojawiająca się dziś coraz częściej niemal jako hasło reklamowe działań edukacyjnych, powinna opierać się na partnerstwie prowadzącego i odbiorcy w zdobywaniu wiedzy oraz na starej chińskiej maksymie, przypisywanej żyjącemu w III w p.n.e. filozofowi Xunzi: „Co usłyszę – zapomnę, co zobaczę – zapamiętam, co zrobię – zrozumiem”.

Po co to wszystko?

Celem popularyzacji nauki oraz komunikacji naukowej jest przedstawianie szerokiej publiczności współczesnych problemów naukowych oraz nowoczesnych technologii. Popularyzatorzy starają się w sposób bezstronny pokazywać odbiorcom naukowy, krytyczny sposób myślenia, dają narzędzia do merytorycznych dyskusji społecznych na kontrowersyjne tematy, umożliwiając tym samym świadome uczestnictwo w życiu społeczeństwa obywatelskiego. Popularyzacja nauki służy także przybliżaniu nowych technologii i zachęca do ich wykorzystania. Jednak przede wszystkim ma za zadanie zachęcić ludzi do samodzielnego odkrywania świata i rządzących nim praw. Tym samym przyczynia się do kształtowania nowoczesnego, posługującego się zaawansowanymi technologiami społeczeństwa, które docenia wartość i znaczenie edukacji.

Dr Monika Mętrak, Zakład Ekologii Roślin i Ochrony Środowiska, Wydział Biologii Uniwersytetu Warszawskiego.