Windowanie Agaty Christie

Piotr Müldner-Nieckowski

Nie mam dobrych wiadomości dla tych, którzy milcząco przyjęli faktyczne usunięcie „Pana Tadeusza” (i kilku innych ważnych pozycji) z listy lektur szkolnych. Ale zanim dojdę do tych informacji, kilka wyjaśnień.

Pomijam już to, że w tej sytuacji bezsensowna staje się nowela Sienkiewicza „Latarnik” i że młodzież nie będzie rozumiała dziesiątków, a może nawet setek pojęć funkcjonujących w naszym języku, myśleniu i działaniu. Zalecenie, aby uczniowie zastąpili epos narodowy, który na wieki zbudował polskość, czytaniem książek Agaty Christie i Artura Conan Doyle’a, jest nie tylko bałamutne. Przez liczne środowiska zostało odebrane jako szkodliwe.

Protestują wybitni naukowcy o bardzo różnych światopoglądach. Profesor Jarosław Marek Rymkiewicz wymienia siedem najważniejszych książek polskich: „Pieśni” Kochanowskiego, „Pana Tadeusza” Mickiewicza, „Beniowskiego” Słowackiego, „Nie-Boską Komedię” Krasińskiego, „Wesele” Wyspiańskiego, „Łąkę” Leśmiana i „O krasnoludkach i sierotce Marysi” Konopnickiej. Profesor Maria Janion powiedziała w radiu, że usunięcie „Pana Tadeusza” zniszczy naszą tożsamość. Można dodać, że stanie się tak, ponieważ Polacy nie umieją myśleć inaczej niż romantycznie. Kiedy im się to zaburzy, stracą grunt pod nogami. Przestaną nowocześnie rozumieć własną literaturę, kulturę, więzi i zadania społeczne, przestaną być twórczy, sprytni i zaradni. Zachodzi obawa, że za tym pójdą dalsze – że zacytuję Witkacego – akcje cofaczy kultury. Ruch ministerstwa edukacji mieści się w zauważalnej tendencji obniżania poziomu nauczania.

Zastąpienie „Pana Tadeusza” powieściami Christie i Doyle’a jest dramatycznie chybione. Przede wszystkim dlatego, że są to pisarze niskiego lotu, choć niewątpliwie zabawowi. I to jest ta zła wiadomość, anonsowana na początku.

O ile jeszcze Artur Conan Doyle, lekarz, bystry obserwator i logik, pisał rzeczy intelektualnie proste, ale przynajmniej inteligentnie skonstruowane (cykl z Sherlockiem Holmesem, powieść „Świat zaginiony”), o tyle Agata Christie była autorką, która nie potrafiła poprawnie napisać ani jednej powieści. Nawet książki uznawane w jej dorobku za najlepsze („Zabójstwo Rogera Ackroyda”, „Morderstwo w Orient Expressie”) są zbudowane na zasadzie zlepu diabełków wyskakujących z pudełka. Kiedy autorka nie wiedziała, jak kierować akcją, tworzyła akcydentalne fakty typu ni przypiął, ni przyłatał i na nich, oddychając z ulgą, opierała dalsze nienaturalne ciągi.

Literackie błędy i nadużycia to immanentna cecha jej prozy. Szczytem nieudolności było rozwiązanie zagadki w – trzeba przyznać – dramaturgicznie atrakcyjnej powieści „Dziesięciu małych Murzynków”. Kto był mordercą, dowiadujemy się z tekstu znalezionego w butelce przypadkowo wyłowionej w oceanie. Wśród sześćdziesięciu kilku książek tej pisarki, czasem tandetnych romansów kryminalnych typu „Noc i ciemność” z papierowymi postaciami, są nawet takie, które z dzisiejszego punktu widzenia zupełnie nie nadają się do druku. Zdarzały się więc liczne niewypały w stylu naciąganego „Hotelu Bertram” (1965) czy – o zgrozo – „Pasażera do Frankfurtu” (1970), nieudolnej podróbki genialnego (dziś aktualnego jak nigdy) utworu Aldousa Huxleya, który w „Nowym wspaniałym świecie” (1932) stworzył wizję świata globalno-totalitarnego, później twórczo rozwiniętą przez George’a Orwella w „Roku 1984” (1949). „Pasażer do Frankfurtu” to konglomerat niepowiązanych myślą ani fabułą, ani nawet bohaterami mało sensownych scenek, które nic nie wnoszą do naszej wiedzy o człowieku i świecie, o niczym, czego by nie wiedziano już w momencie wydawania książki. Żadnej psychologii, filozofii, warstwy poznawczej, wizji, diagnozy, żadnego czynnika poznawczego. Na tym tle mistrzowskie są pyszne powieści kryminalne Gilberta Chestertona, Raymonda Chandlera, ale i wielu polskich autorów, choćby Joego Aleksa (Macieja Słomczyńskiego) czy Marka Krajewskiego.

Zarówno Christie, jak i Doyle operują skąpym językiem. Także opisy postaci i sytuacji są u nich tak schematyczne, że bezbłędnie przewidywalne. W oryginale ich teksty nadają się co najwyżej do nauki podstawowego słownictwa angielskiego. Pisarze ci mieli co prawda szczęście do tłumaczy, po polsku ich dzieła są językowo lepsze, ale niestety uboga treść pozostała niezmieniona.

I to ma zastąpić uczniom „Pana Tadeusza”.

e-mail: www.lpj.pl