Parlament się zagubił?
Nie jestem astrologiem, ale zastanawia mnie pewna prawidłowość. Rok 1995 – „śmierć” w konwulsjach Ogólnopolskiego Porozumienia Samorządów Studenckich, powstanie PSRP; rok 2002 – rozłam w Spale, teoria „dwóch zjazdów”; rok 2008 – pat braku większości i awantura o „multidelegatów”. Mniej więcej co 6-7 lat PSRP przeżywał zaburzenia na tle wyborczo-statutowym. Szerzej pisałem o tym na łamach FA 3/2009 pt. „Nie(s)prawne zjazdy”, wskazując, jak potencjalne problemy prawno-organizacyjne PSRP mogą owocować podważaniem legitymacji jego przedstawicieli w innych decyzyjnych instytucjach sektora.
Siedem lat od ostatniego zawirowania przypadnie mniej więcej w 2015 r. Ale dziś zapadłe decyzje mogą zaowocować po latach. Dziś PSRP jest w sytuacji nadzwyczajnej. Po raz pierwszy w „nowożytnej” historii tej organizacji przewodniczy jej osoba, która nie miała konkurenta w wyborach, która w akademickim świecie potrafiła przeciwstawiać się rektorowi własnej uczelni, która nazywa wiele spraw słowami, jakie dotąd w ustach przewodniczącego PSRP uchodziłyby za przejaw „antysystemowego szaleństwa”. To mógłby być czas realnej reformy podstaw funkcjonowania samorządności studenckiej w Polsce. Dlaczego więc projekt nowego statutu PSRP (wersja z 31 lipca 2013) stanowi, w znacznej części, zaprzeczenie tego czym PSRP być powinien i czym mógłby być?
Moja motywacja
Część z niżej opisanych wad występowało już w statutach PSRP uprzednio obowiązujących, co stawia także pytanie o ich zatwierdzane, jako zgodnych z PSW, przez MNiSW. Gdyby intencją moją było jedynie wytykanie cudzych błędów, mógłbym poczekać, aż ewentualnie wady te znajdą się w uchwalonym już statucie a MNiSW może nawet go zatwierdzi. Wolałbym jednak, by PSRP – mimo mego krytycznego osądu roli jaką faktycznie odgrywa w polskim życiu społecznym i akademickim – uniknął kolejnych nietrafnych rozwiązań.
Wspomniany projekt liczy 72 paragrafy, co na tle dotychczasowych statutów PSRP jest rekordem (statut sprzed 2006 r. miał ok. 30 artykułów, ten z 2006 r. już ok. 44, ten z 2010 r. także 44, ale tu jeszcze dodatkiem była ordynacja stanowiąca wcześniej cześć „starego” statutu). To raczej nie świadczy dobrze o zwięzłości myśli legislacyjno-organizacyjnej. Dość wspomnieć, że projekt statutu z 2006 współautorstwa pierwszego Rzecznika Praw Studenta i piszącego te słowa zawierał artykułów 12 (słownie: dwanaście). Nie będę analizował tu „piętrowych” konstrukcji organów PSRP czy ich trybu działania. Ograniczę się do tego, co jest – w mojej ocenie – wadliwe prawnie lub może szkodzić studentom.
Współdziałanie w proteście
Art. 203 Prawa o szkolnictwie wyższym stanowi, że PSRP tworzą przedstawiciele uczelnianych samorządów studenckich i reprezentuje on ogół studentów w kraju. Ma on prawo wyrażania opinii i przedstawiania wniosków w sprawach dotyczących ogółu studentów, w tym opiniowania projektów aktów prawnych oraz podejmowania akcji protestacyjnej dla poparcia swoich żądań, gdy są one przedmiotem sporu zbiorowego i dotyczą istotnych spraw lub interesów studentów.
Tymczasem już w preambule projektu pojawia się zwrot wprowadzony w 2010 r. „w celu współdziałania z organami władzy publicznej w kreowaniu polityki szkolnictwa wyższego jako równi partnerzy”. Załóżmy nawet, że preambuła o parakonstytucyjnym charakterze w akcie rangi statutu (organizacji wewnętrznej danej osoby prawnej) to nieszkodliwy przerost legislacyjno-organizacyjnych ambicji bez większego znaczenia prawnego. Jednak swego rodzaju deklaracja współpracy, nawet tam gdzie czasami wskazany może być spór, wydaje się zastanawiająca.
Hipertrofia celów
Par. 2 projektu – po słowie „w szczególności”, co czyni następujący katalog otwartym – wymienia cele działania PSRP, pośród których liczne znacznie wykraczają poza cele, jakie przewidział ustawodawca w art. 203 PSW, np. „ochrona praw i interesów absolwentów studiów wyższych oraz osób ubiegających się o przyjęcie na studia; kreowanie i promowanie w środowisku studenckim postaw nastawionych na aktywne współdziałanie w rozwoju społeczeństwa obywatelskiego; identyfikacja i znoszenie barier w rozwoju naukowym, kulturalnym i sportowym ludzi młodych; podnoszenie wiedzy, umiejętności i kompetencji społecznych wśród ludzi młodych poprzez działalność informacyjną, naukową, kulturalną, w zakresie szkolnictwa wyższego, edukacji, oświaty, wychowania i kultury fizycznej; wspieranie mobilności studenckiej”. To zły kierunek, od którego czas odejść. Cele PSRP są określone w PSW. Odpowiednie (a nie wprost) stosowanie art. 10 ust. 1-2 Prawa o stowarzyszeniach nie uzasadnia rozszerzania celu PSRP poza wskazany w PSW.
W dalszej części par. 2 projektu mamy sposoby realizacji tych szeroko zakreślonych celów, także poprzedzone zwrotem „w szczególności”, który pozwala w zasadzie nie czytać tego, co po nim, bo tam i tak jest wszystko. Np. „organizacja szkoleń, warsztatów, konferencji, paneli dyskusyjnych” – co jeszcze można uznać za służebne wobec reprezentowania, ale także organizacja „innych wydarzeń” – co może oznaczać zarówno dyskoteki, jak i historyczne rekonstrukcje. Ponadto mamy: „współpracę z przedsiębiorcami, mediami” – co reprezentowaniu może służyć znakomicie, ale także z „ innymi”, więc krócej byłoby napisać „ współpraca z każdym”, bez podkreślania „inności”, bo o „Obcych” chyba nie wspomniano. Jest też udział w postępowaniach przed sądami – co może i studentom jest przydatne, a w sądach odpowiedni wpis w statucie jest wymagany, ale z reprezentowaniem ogółu studentów w kraju ma niewiele wspólnego. „Ogół studentów” to bowiem nie „każdy student”, a sprawy w sądach raczej nie są sporami zbiorowymi całości studenckiej braci.
Uwaga na rzecznika
W par. 33 ciekawie konstruuje się kompetencje Rzecznika Praw Studenta, który nie ma żadnej ustawowej podstawy: „Rzecznikowi przysługuje prawo do wniesienia skargi na każdą decyzję uczelni wyższej, która dotyczy spraw studenckich”. Może to wprowadzać studentów w błąd o tyle, o ile sugeruje po stronie uczelni prawną konieczność reagowania na taką „skargę”, a tymczasem termin dla studenta, np. na odwołanie w trybie KPA czy wniesienia skargi do sądu administracyjnego, może minąć.
Kolejne wskazanie: „Rzecznik ma prawo występowania za zgodą zainteresowanego w jego imieniu wobec władz uczelni” jest o tyle mniej szkodliwe co nic niewnoszące, bo taką kompetencję ma każdy pełnomocnik ustanowiony wg KPA, ale jeśli student uzna, że sama zgoda (w meilu do Rzecznika) tu wystarczy, to także może się rozczarować. Ponadto „Rzecznik Praw Studenta nie może mieć praw studenta”, choć nie wiem, w czym by to przeszkadzało w jego misji, gdyby miał, może trudniej byłoby tą funkcję wyłączyć z puli „łupu” wyborczego, bez takiego ograniczenia. Ale z uwagi na konieczną niezależność raczej zakazałbym podległości władzom jakiejkolwiek uczelni, MNiSW, PKA itp. czy wprowadził wymóg wykształcenia prawniczego.
Ryzyka organizacyjne
W par. 7 proponuje się, iż: „Sesję [Zjazdu Delegatów] uważa się za ważną w przypadku zarejestrowania delegatów z co najmniej 70 uczelni”, co jest o tyle niebezpieczne, że aktualnie ponad trzystu polskich uczelni starczyłoby na 4 ważne sesje, każda w innym mieście, gdyby tylko powstał spór (np. między przewodniczącym a szefem Komisji Rewizyjnej) kto i na kiedy zwołał tę jedynie prawomocną.
Statut podtrzymuje, obecną w zatwierdzonym już statucie, koncepcję pozbawienia uczelni mniejszych niż 1000 studentów prawa delegata na zjazd. Mogą one jedynie zawrzeć porozumienia w celu wyłonienia wspólnego delegata. Zasady tej nie zastosowano wobec uczelni „resortowych”. W mojej ocenie taka konstrukcja, choć rozumiem jej cel (unikanie rozproszenia – dużej liczby delegatów) pozostaje wątpliwie zgodna z zasadą przedstawicielstwa wskazaną w art. 203 PSW. Czasami proste rozwiązania są najlepsze: czy w sesji zjazdu nie mogliby uczestniczyć po jednym delegacie z każdej uczelni, z siłą głosu równą liczbie jej studentów wg odpowiednich sprawozdań MNiSW? To połączyłoby wymogi PSW: zasadę przedstawicielstwa (wszystkich) uczelnianych samorządów studenckich z reprezentowaniem ogółu studentów w kraju. W praktyce część uczelni i tak nie przyjeżdża, więc prawo „przekazania” głosu można rozważać, ale nie w formule jedynej opcji „porozumienia” uczelni najmniejszych na jego wykonywanie.
Ryzyka prawno-finansowe
W par. 47 ust. 3 pkt 2) projektu proponuje się, że: „W związku z realizacją celów statutowych PSRP może w szczególności (…) prowadzić odpłatną działalność statutową”. Przy zdefiniowaniu celów statutowych w sposób wyżej krytykowany taka regulacja nie powinna się ostać. Choć z drugiej strony, gdyby skuteczność reprezentacji „ogółu studentów” przekonywała tychże studentów, by taką usługę w PSRP wykupić, to takie źródło finansowania PSRP mogłoby być zdrowsze dla kształtowania postaw działaczy PSRP, niż niezależna od efektów jego aktywności dotacja ministerialna. Ilu studentów złożyłoby się na finansowanie organizacji, o której istnieniu nie wiedzą, albo której działalności nie akceptują? Np. jeśli organizacja postuluje utrzymanie finansowania dydaktyki w uczelniach z pieniędzy podatnika z pominięciem studenta lub student nie chce finansować swoimi podatkami edukacji swojej przyszłej konkurencji na rynku pracy.
Parlamentowi bardziej niż osobowość prawna przydałaby się niezależność finansowa, a raczej zależność od tych, których formalnie reprezentuje. Na niebezpieczeństwa wyposażenia PSRP w osobowość prawną zwracał uwagę już prof. Hubert Izdebski w komentarzu do nowelizacji PSW swego współautorstwa. Wskazywał także (s. 388), że dotacja na szkolenia (o jakiej mowa w art. 203a PSW) może być niedozwoloną pomocą publiczną, a monopol PSRP w tym zakresie narusza zasady konkurencji. Ponadto komentarz ten zawiera tezę, iż PSRP obecnie działa bez statutu, gdyż ten z 2010 r. nie jest statutem osoby prawnej, jaką utworzono nowelizacją z 2011 r., a ta nie czyni statutu z 2010 r. statutem wymaganym dla osoby prawnej. Warto by do tych argumentów odniósł się organ nadzoru nad PSRP – MNiSW, zanim jakiś prokurator zastanowi się, jak twórczo zastosować art. 29 Prawa o stowarzyszeniach w zw. z art. 203a PSW.
Rozwiązanie
W kolejnej publikacji zaprezentuję propozycję zmian pozycji prawno-finansowej organizacji studenckich, które być może zmniejszy ilość czasu i energii zużywanej przez samorządy na „legislacyjnie rozdęte” projekty, które służą bardziej „samoobsłudze” ich istnienia niż prostudenckiej efektywności. Tymczasem mam nadzieję, że działacze PSRP rozważą te publicznie podniesione uwagi, jeśli zaś zdecydują się uchwalić projekt z wadami, MNiSW powinno go wnikliwie przestudiować. Przecież PSRP to nie przedszkole, w którym dajemy młodzieży zabawki i testujemy, kto się nadaje do zabaw poważniejszych?
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.