Ustawowa dyskryminacja!

Michał Mętlewicz

Sprawy dyscyplinarne pojawiały się na uczelniach i pojawiać się będą nadal. To zupełnie normalne, gdyż na uczelniach spotykamy się z odzwierciedleniem całego przekroju społeczeństwa. Przy tak dużym zróżnicowaniu, podobnie jak w społeczeństwie, pojawiać się będą zachowania sprzyjające popełnianiu przestępstw i czynów, za które ponosi się odpowiedzialność dyscyplinarną.

Dużo miejsca poświęcono na łamach FA przepisom regulującym odpowiedzialność dyscyplinarną. Najczęściej były to uwagi krytyczne pod adresem ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym z 2005 r. Rzeczywistość pokazuje, że procedura dyscyplinarna wymaga systemowej zmiany. Niestety jednak ustawodawca przy okazji kolejnych nowelizacji nie wprowadził ani jednej poprawki, która eliminowałaby niedoskonałości w prowadzeniu postępowania dyscyplinarnego, a zwłaszcza regulacje, które mogą uniemożliwiać realizację podstawowej zasady demokratycznego państwa prawnego, tj. prawa do obrony.

Student bez szans

Prawo do obrony jest zasadą fundamentalną, której egzemplifikację możemy znaleźć w ustawie Prawo o szkolnictwie wyższym w art. 218 ust. 1, umożliwiającym obwinionemu korzystanie z wybranego przez siebie obrońcy. Jednak realizacja tej najwyższej rangi zasady nie polega jedynie na korzystaniu z obrońcy. To również zasada dwuinstancyjności, którą także znajdziemy w powyższej ustawie w art. 220 (in fine). W przepisach regulujących odpowiedzialność dyscyplinarną studentów pojawia się jednak haczyk, który niestety negatywnie wpływa na realizację zasady prawa do obrony. To art. 221 ustawy, który mówi o tym, iż od prawomocnego orzeczenia odwoławczej komisji dyscyplinarnej stronom służy skarga do wojewódzkiego sądu administracyjnego. W czym tkwi problem? Otóż w tym, iż wojewódzkie sądy administracyjne sprawują kontrolę sądowo-administracyjną, która polega jedynie na sprawdzeniu, czy organy administracji publicznej podejmowały decyzję zgodnie z zasadą legalizmu, tj. czy przy wydawaniu orzeczenia nie doszło do złamania przepisów ustawy. Sąd administracyjny nie rozpatruje sprawy merytorycznie, bada jedynie legalność działań organu podejmującego decyzję.

Na pierwszy rzut oka sprawa jest oczywista, gdzie tutaj niesprawiedliwość czy brak realizacji prawa do obrony? Najlepiej przedstawić to na przykładzie. Wyobraźmy sobie sytuację, kiedy niedoświadczony skład komisji dyscyplinarnej podejmuje orzeczenie, w którym uznaje studenta za winnego zarzucanych mu czynów. Podobnie uznaje odwoławcza komisja dyscyplinarna. Student jest jednak niewinny. Natomiast poszczególne składy orzekające – z racji braku kompetencji, czasu i chęci do wnikliwego zbadania sprawy, pozbawione wielu możliwości procesowych – orzekają jak na wstępie. Jedyne, co może zrobić błędnie skazany student, to złożyć skargę do WSA. Jednak musi on w niej podać, jakie przepisy prawa procesowego czy materialnego komisja dyscyplinarna naruszyła. Jeśli obie instancje działały zgodnie z prawem (lege artis) to taki student oczywiście sprawę w sądzie administracyjnym przegra. Brak tu możliwości, aby sprawę pod względem merytorycznym rozpatrywały organy do tego upoważnione.

Dwa rozwiązania

Warto w tym momencie pokazać, że w postępowaniu dyscyplinarnym ds. nauczycieli akademickich schemat opisany wyżej, w ramach tej samej ustawy, już nie obowiązuje. Nauczyciele akademiccy, którzy nie są usatysfakcjonowani orzeczeniem komisji dyscyplinarnej oraz komisji dyscyplinarnej działającej przy RGSW, mogą odwołać się do Sądu Apelacyjnego w Warszawie Wydział Pracy i Ubezpieczeń Społecznych, zgodnie z art. 146 ust. 4. Sąd ten ma możliwość zbadania sprawy merytorycznie. Ma również możliwość zastosowania wielu czynności procesowych, które pomogą w wyjaśnieniu sprawy, a których nie ma sąd administracyjny.

Należy również zwrócić uwagę na fakt, iż jeszcze w ustawie z 1990 r. o szkolnictwie wyższym sytuacja była zgoła inna, tj. sprawiedliwa. Zarówno studenci, jak i nauczyciele akademiccy mogli swoje skargi kierować do Sądu Najwyższego po uprzednim wyczerpaniu pozostałych możliwości odwołania. Zmiana w tym zakresie została wprowadzona ustawą z 2005 r., która doprowadziła do faktycznej dyskryminacji studentów i uniemożliwienia im realnego prawa do obrony. Obecny system, w którym studenci pozbawieni są merytorycznej kontroli nad orzeczeniami komisji dyscyplinarnych, tworzy fikcję zasady prawa do obrony.

Do przepisów regulujących odpowiedzialność dyscyplinarną powinno się wprowadzić szereg zmian. Postulatów de lege ferenda znajdzie się na pewno bardzo wiele. Jednakże poruszony w tym artykule problem wydaje się niesłychanie ważny z uwagi na to, że dotyczy materii konstytucyjnej i jednej z podstawowych zasad demokratycznego państwa prawnego. Ponadto materia ta jest również jednym z fundamentalnych elementów systemu prawa europejskiego. Zachowanie tego typu bubli prawnych i luk nie daje powodów do legislacyjnej dumy. Okazuje się bowiem, że można poprawiać ustawy w nieskończoność, a i tak nie udaje się ich systemowo naprawić. Prawo, które dyskryminuje swoich adresatów, jest absolutnym nieporozumieniem i przynosi wstyd ustawodawcy.

W niniejszym przypadku są dwa możliwe rozwiązania. Pierwsze to naturalna droga zmian w ustawie poprzez interwencję MNiSW, które mogłoby się pochylić nad tą sprawą. Natomiast drugie rozwiązanie to skierowanie do uprawnionych instytucji, takich jak minister sprawiedliwości czy Rzecznik Praw Obywatelskich, pisma, w którym wnosi się o zbadanie zgodności przepisów z Konstytucją przez Trybunał Konstytucyjny. Być może gdyby TK uznał wskazane przepisy za niezgodne z Konstytucją, ustawodawca musiałby dokonać postulowanych zmian. 