Opresyjne nauczanie represji

Piotr Müldner-Nieckowski

Jadąc samochodem przez Polskę, łapiemy się na tym, że jesteśmy skłaniani do naruszania porządku państwowego. Na kilkusetkilometrowej trasie nie sposób nie narazić się na solidny mandat i mocną porcję punktów karnych za przekroczenie prędkości. System łapania porządnych i państwowotwórczych ludzi na tendencji do popełniania wykroczeń drogowych jest przemyślany, od początku do końca sumiennie opracowany po to, żeby wytworzyć w nich poczucie winy. Niech wiedzą, że żyją w nieustannej opresji.

Mamy ochotę odbyć ruchome wakacje w Polsce. Taniej niż za granicą, a pięknie, ciekawie, pouczająco. Jest tu tyle do zobaczenia i zadziwienia się, że naprawdę czasem warto zrezygnować ze standardu leżenia na plaży na Teneryfie. Ale co tam pasjonujące ciekawostki historyczne, kulturalne, krajobrazowe! Są i inne atrakcje. Kiedy jedzie się marnymi drogami Pomorza, Mazowsza czy Ziemi Lubuskiej, zaskakuje zmyślne stosowanie zakazów przekraczania prędkości. Oto na przykład przy dojeździe do Błonia albo gdzieś za Łobzem czy w okolicach Wałcza pojawia się niczym nieuzasadniony znak ograniczenia jazdy do sześćdziesięciu kilometrów na godzinę, następnie fotoradar i wkrótce zniesienie zakazu. Tak w szczerym polu. Jest oczywiste, że zakazy takie wprowadzono ze względu na chęć ustawienia radarów, a nie dla ochrony terenu. Żeby ściągnąć z klienta pieniądze i dać mu prztyczka w nos. Niech nie czuje się taki wolny, swobodny i zadowolony z siebie.

Klient ten jest zresztą łatwy do pokonania. Nikt go nie uczył choćby poprawnego skręcania w prawo, nie mówiąc o skręcaniu w lewo. Dwieście metrów przed skrętem zwalnia do prędkości wolnego roweru i wlecze się, z samozaparciem godnym ekwilibrysty przymierzając się do zmiany kierunku o dziewięćdziesiąt stopni. Po skręcie włącza kierunkowskaz na znak, że dokonał cudu. Zaskoczeni jadący za nim kierowcy zwalniają, wytrąca to ich z rytmu, tworzą kolejkę. Ponieważ jest to już setna kolejka na trasie, każdy próbuje nadrobić straty czasowe i przyśpiesza. Wtedy trafia na radar. Charakterystyczne, że na nieautostradowych trasach samochody rytualnie jadą grupami. Jedne grupy powstają z powodu skręcania niektórych w prawo, inne z powodu smętnych ciężarówek, zwłaszcza w piątki, kiedy auta dostawcze masowo wylegają na drogi ze względu na zakaz jazdy w czasie nadchodzącego weekendu. Nadrabiają to, co stracą w niedzielę, kiedy będą musiały czekać na poniedziałek. Za danym TIR-em jedzie powolna kawalkada, z której co chwila ktoś próbuje się wyrwać do przodu. Niestety. Drogi są jednopasmowe, trzeba się bardzo śpieszyć, żeby nie doszło do zderzenia z jadącym z naprzeciwka. I wtedy radar. Jadąc normalnym trybem, można w ten sposób złapać sporo punktów i kilkusetzłotowych grzywien.

Kierowca nie wie, że został złapany. Dowiaduje się o tym mniej więcej po miesiącu, kiedy od Inspektoratu Transportu Drogowego (ITD) przychodzi list. Nie wie też, ile ma punktów karnych na koncie, bo nie da się tego sprawdzić. Nie mają takiej możliwości nawet policjanci w radiowozach. W liście nie ma zdjęcia, dokumentującego wrogą postawę na drodze. Kierowca doznaje uczucia dołującej niepewności. I o to chodzi.

Jak podaje strona internetowa ITD, jednym z zadań tej instytucji jest „rejestracja wykroczeń drogowych i ich penalizacja”, a więc niegodne stosowanie represji, zemsty. W pismach ITD, oznajmiających o stwierdzeniu wykroczenia drogowego, władza umieszcza wiadomość, że kierowcy nie należy się zdjęcie z miejsca wykroczenia. Trzeba naprawdę cierpliwego twardziela, żeby dodzwonił się do ITD albo tam dojechał, tracąc na czekanie cały dzień roboczy, z niepewnością co do efektów interwencji. Kierowcy są trzymani w niewiedzy nie bez przyczyny. Gdyby mogli łatwo dopytywać się, dowodzić swoich racji, wykazywać niepoprawność zdjęć i pomiarów, system wymierzania kar i ściągania pieniędzy do budżetu przestałby być dochodowy, a sprawiedliwość stałaby się dostępna. Zdaniem władz tak być nie może. Trudno się dziwić, że niektórzy odbierają to jako brutalne poniżanie obywateli.

Wydaje się, że technikę zemsty i wpędzania w depresję uznano za jedyny sposób na poprawienie sytuacji jezdnej na drogach. O innych na stronach ITD ani słowa. Oto co tam piszą: „Z naszych danych statystycznych wynika, że niestosowanie się kierowców do ograniczeń prędkości stanowi jedną z najczęstszych przyczyn najtragiczniejszych wypadków drogowych. Niestosowanie się do sygnalizacji świetlnej (przejeżdżanie na czerwonym świetle) jest także zjawiskiem powodującym szczególnie istotne zagrożenie dla bezpieczeństwa ruchu. Dlatego będziemy koncentrować się na rejestracji właśnie tych wykroczeń w miejscach szczególnie niebezpiecznych, wytypowanych na podstawie analizy bezpieczeństwa ruchu drogowego”. To wszystko, cała filozofia represji. Represyjny jest też system kursów na prawo jazdy. Represyjne są egzaminy. Represyjne jest prowokowanie wykroczeń, zastawianie pułapek. Represyjna jest mentalność kierowcy, który przechodzi przez taki młyn. To w nim zostaje. Będzie represyjny wobec innych.

e-mail: www.lpj.pl