Uwolnić innowacyjność Polaków
Cały świat zamarł przed telewizorami, kiedy Felix Baumgartner postanowił wznieść się balonem na wysokość 38 969 metrów, by potem z niej skoczyć na spadochronie.
Co może spowodować, że człowiek pikuje z prędkością większą od dźwięku, nie mając pewności, że uda mu się wylądować? Sława, pieniądze – to tylko efekty, u podstawy leży przemożna chęć dokonania czegoś, czego nikt inny jeszcze nie dokonał… To właśnie ta cecha łączy Baumgartnera i wszystkich czołowych twórców innowacji na świecie.
W Polsce potrzebujemy ludzi, którzy podejmą tak ryzykowne wyzwania, którzy stworzą nowe, niestandardowe technologie. Należy ich odpowiednio zmotywować i stworzyć im jak najlepsze warunki do pracy. Od kilku lat rząd oraz ministerstwo, którym kieruję, budują system, który wzmacnia te elementy: od obowiązkowej matury z matematyki i promocji studiów inżynierskich, przez wzrost nakładów na badania i budowę ultranowoczesnych laboratoriów, po odpisy podatkowe dla nauki i uwłaszczenie naukowców na prawach majątkowych do wynalazków. Pierwsze efekty tych działań pozwalają myśleć o polskich innowacjach coraz bardziej optymistycznie. Choć nie mam wątpliwości, że do sukcesu droga jeszcze długa.
Ludzie – inwestycja długoterminowa
W porównaniu z 2007 r. około 20 proc. więcej młodych wybiera studia ścisłe i techniczne. Pomógł rządowy program kierunków zamawianych. Na unowocześnienie studiów inżynierskich i stypendia motywacyjne dla studentów wydaliśmy 1,2 mld zł. Wybitni studenci dostają granty na swoje projekty naukowe: program Generacja Przyszłości to 7 mln zł, Diamentowe Granty – ponad 30 mln zł. Światowe media – „The Guardian”, „Financial Times” i NBC News – donosiły niedawno, że to utalentowani młodzi Polacy przyciągają do nas inwestorów.
Ten rząd zbudował też od podstaw system wsparcia młodych naukowców. Granty przeznaczone dla nich rozdzielają ministerstwo, Narodowe Centrum Badań i Rozwoju oraz Narodowe Centrum Nauki. To ostatnie na badania młodych wydaje ponad 30 proc. budżetu!
Stale zwiększane też jest finansowanie badań wdrożeniowych – wartość grantów realizowanych w naukach technicznych to ok. 5,7 mld zł. Staramy się myśleć o finansowaniu badań nowocześnie – łączymy nakłady budżetowe z prywatnymi, to już sprawdza się np. w badaniach dla energetyki, lotnictwa czy medycyny. Sytuacja, gdy biznes sam definiuje tematy badawcze, mogące zwiększyć jego konkurencyjność, to najszybsza droga, by publiczne inwestycje trafiły w potrzeby przedsiębiorców.
Naukowe projekty uda się przekuć w innowacje w perspektywie kilku lat. A co na teraz?
Motywacja do innowacji
Kreatywności naukowcom nie brakuje, ale często pracują w otoczeniu na tyle niesprzyjającym, że nie dostrzegają w walce o patenty czy wdrożenia własnego interesu finansowego. Próbujemy to zmienić, uwłaszczając naukowców, czyli przekazując im prawa majątkowe do wynalazków.
Wspólnie z Ministerstwem Finansów wypracowaliśmy też koncepcję przekazywania 1 proc. CIT dla ośrodków naukowych. To pomoże powiązać kreatywność naukowców z potrzebami biznesu. Nowy system oceny jakości pracy instytucji naukowych, z uwzględnieniem wdrożeń i wynalazków, to natomiast podpowiedź, w czyje badania warto inwestować prywatne złotówki (w finansowaniu badań przez sektor prywatny ciągle odstajemy od Europy).
Stworzyć nauce dobre warunki i nie przeszkadzać
Wreszcie, a może przede wszystkim, liczą się dobre warunki pracy dla tych, którzy kreują innowacje: naukowców. Dzięki funduszom europejskim inwestujemy ponad 26 mld zł w budowę ponad 200 nowych laboratoriów, przebudowę ponad 2 tys. oraz zakupy najwyższej klasy aparatury badawczej. Na podwyżki dla akademików do 2015 r. wygospodarowaliśmy 5,8 mld zł.
Staramy się też zliberalizować prawo o zamówieniach publicznych, by ułatwić badaczom inwestowanie w aparaturę – prace są jeszcze w trakcie. Szacujemy, że zmiany prawne przyspieszą uzyskiwanie wyników naukowych nawet o rok.
By ułatwić uczonym i przedsiębiorcom przeprowadzenie ostatniego etapu komercjalizacji badań, państwo weźmie na siebie część ryzyka finansowego tej operacji. Wierzę, że dzięki temu zasypiemy „dolinę śmierci” – tak nazywany jest etap projektu, gdy kończą się środki z grantu, ale przemysł i fundusze kapitałowe boją się jeszcze podjąć ryzyko wyłożenia własnych funduszy.
W Polsce wciąż bardzo brakuje osób, które sprawnie potrafią poruszać się w dwóch światach: nauki i gospodarki. Dlatego powstał rządowy program TOP 500 Innovators . Do 2015 r. pół tysiąca młodych badaczy przeszkolimy w najlepszych ośrodkach naukowych świata (Stanford, Cambridge, Berkeley), aby wiedzieli, jak wyniki badań zamieniać w biznesowy sukces. Po powrocie z Doliny Krzemowej laureaci tego programu mówili mi, że złapali „wirusa innowacyjności”. Teraz zarażają nim swoje uczelnie i instytuty badawcze. Niedawno głośno było o dr. Marcinie Binkowskim z TOP 500 , jego firma opracowała trójwymiarowe modele twarzy, które przydały się podczas nowatorskiej operacji przeszczepu twarzy.
Jeśli na efekty prac naukowych spojrzeć jak na podaż, to prawidłowe funkcjonowanie rynku innowacji wymaga rosnącego popytu. O ile podaż powstaje z dużym udziałem budżetu państwa, o tyle popyt zależy od sektora gospodarczego.
Oparcie gospodarki na sprowadzanych z zagranicy gotowych technologiach to sposób jedynie na zdobycie przewag konkurencyjnych poprzez niższe koszty pracy. Gdy w Polsce zaczyna się wykorzystywać nowoczesne, a zatem droższe, technologie, a koszty pracy stale rosną, zakupy technologii i naśladownictwo przestają być w biznesie opłacalne. Po stronie nauki mamy już cały pakiet rozwiązań. Teraz kolej na gospodarkę.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.
"Po stronie nauki mamy już cały pakiet rozwiązań. Teraz kolej na gospodarkę" - to jest żart. Wystarczy przejrzeć ostatnie raporty na temat innowacyjności naszej gospodarki. Wydano 40 mld zł., a w rankingach się cofamy. Owszem, uczelnie mają luksusowe laboratoria, mamy nawet EiT we Wrocławiu tyle, że one czekają na zamówienia z przemysłu. Nie doczekają się. Trzeba pójść do firm i porozmawiać z decydentami. Dopiero za dziesiątą wizytą może uda się nawiązać współprace. Ale uczeni nie mają na to czasu. Dlatego pieniądze na badania trzeba przekierować do firm. Przypomnę łaskawie, że aby firma zrealizowała projekt innowacyjny musi współpracować z uczelnią i wzięć kredyt z banku na część projektu (kredyt w wysokości ponad 10% w skali roku). W ten sposób przedsiębiorca musi finansować uczelnię, w której narzuty wynoszą aż 30% wartości prac (!). Trzeba być idiotą, żeby wrobić się w takie projekty.Ponadto uczelnie nie ponoszą żadnego ryzyka podczas realizacji projektów badawczych, gdy tymczasem firmy, spłacając kredyt, muszą uważać na zmiany stóp procentowych i kursy walut. Są i inne przeszkody. Obecnie nie ma kto nadzorować wdrażanie innowacji w firmach bowiem rozłożono na łopatki racjonalizację i normalizację. Odbudowa potrwa z 5 lat. W Polsce nie brakuje osób, które sprawnie potrafią poruszać się w dwóch światach: nauki i gospodarki. Wystarczy zajrzeć do NOT, PZITB, SIMP. Tam są fachowcy. Nie ma zatem potrzeby wysyłania pół tysiąca młodych badaczy do USA na koszt podatnika.
Innowacyjności ani jej braku nie można sprowadzać jedynie do problemów środków finansowych oraz ich form dystrybucji. W Polsce, bariery innowacyjności to przede wszystkim bariery motywacyjne, kulturowe i ustrojowe. Pozwalam sobie przesłać link do artykułu opublikowanego w Przeglądzie Humanistycznym 2011, 4: 74-85. Więcej: http://www.psychologia.net.pl/artykul.php?level=608