Mężczyźni
W dyskusjach nad sytuacją mężczyzn we współczesnym społeczeństwie polskim dominują dwa nurty. Pierwszy polega na wskazywaniu rozlicznych sfer, w których mężczyźni mają być dyskryminowani i konstatowaniu, że są oni we wcale nie lepszej sytuacji niż kobiety. Drugi koncentruje się na kryzysie męskości i jego różnorodnych przejawach. Jednym słowem – jest źle. A będzie już tylko gorzej – chromosom Y jest u kolejnych pokoleń coraz krótszy i słabszy, współczesne społeczeństwo nie promuje i nie docenia (podobno) męskich cech, a kobiety coraz częściej radzą sobie bez nas. Męskość to rzekomo już nawet nie Rimbaudowskie „cesarstwo u progu wielkiego upadku”, ale tonąca Atlantyda.
Nie jestem w stanie stwierdzić, czy męskość jest w kryzysie – nie mam do tego ani niezbędnych danych, ani wiedzy niezbędnej, aby je odpowiednio zinterpretować. Zresztą, jakie miałyby to być dane? To, że współcześni mężczyźni coraz częściej czują się zagubieni, można równie dobrze wytłumaczyć tak, że są bardziej narcystyczni i mają większą tendencję do użalania się nad sobą. Zastanawiające jest jedno: jedynym przejawem kryzysu męskości ma być kryzys ojcostwa – a jednocześnie kryzys obejmować ma rzekomo całą populację męską nie tylko Polski, ale w ogóle całego świata zachodniego. Dla większości studentów-mężczyzn ojcostwo to jednak pieśń mniej lub bardziej odległej przyszłości. Rola ojca jest ważna w życiu mężczyzny, ale nie jedyna. Ja sam nie mam jeszcze dzieci i przynajmniej w ciągu najbliższych kilku lat mieć ich nie będę. Już od dawna postrzega się założenie przez mężczyznę rodziny jako objaw wydoroślenia. Kultura podsuwa nam obrazy 25-30-letnich wiecznych chłopców, których dopiero ślub, a zwłaszcza narodziny potomstwa zmuszają do dojrzałości. Według mnie jest to koncepcja błędna i jednostronna. Zakłada bowiem, że chłopiec staje się mężczyzną w wyniku zewnętrznych okoliczności. Tymczasem kolejność powinna być odwrotna. Wielu jest mężczyzn, którzy rodziny nigdy nie założyli, często bez własnej winy. Czy są oni niedojrzali? Albo co gorsza – mniej męscy, gdyż nie są ojcami? Z całym szacunkiem, ale to ich sprawa.
Wobec stereotypów
Jak wygląda bycie mężczyzną z punktu widzenia kogoś, kto nie musi się mierzyć z opieką nad dziećmi czy kredytami do spłacenia? Jednym z największych paradoksów współczesnej kultury wydaje mi się to, że z jednej strony wskazuje ona, iż zbyt męscy mężczyźni nie są zdolni do nawiązania prawdziwie partnerskich relacji z kobietami. Z drugiej strony kieruje do mężczyzn przekaz „Bądź sobą – interesuj się samochodami i piłką nożną, oglądaj zdjęcia mniej lub bardziej rozebranych dziewczyn, rywalizuj – jesteś w końcu mężczyzną”. Całe szczęście, że znam wielu mężczyzn o podobnych do moich zainteresowaniach, inaczej czułbym się jak Marsjanin.
Taka stereotypowość była szczególnie widoczna w kontekście mistrzostw Europy w piłce nożnej. Napiszę teraz coś, co niejednego (i niejedną) wprawi w osłupienie: naprawdę istnieją mężczyźni zupełnie nieinteresujący się piłką nożną, a ja się do nich zaliczam. Tacy mężczyźni czytali materiały prasowe o Euro 2012 dla świętego spokoju, aby gdy inny mężczyzna zapyta ich o to, odpowiedzieć, powtarzając kilka obiegowych opinii. Takie zagajenia zdarzają się szczególnie często, gdy rozmawia dwóch mężczyzn, którzy nigdy wcześniej się nie spotkali, a cisza jest dla przynajmniej jednego z nich krępująca. Jest mi głupio, gdy ktoś pyta mnie o Euro, a ja nie znam odpowiedzi na najprostsze pytanie. Dopiero jakiś czas temu zdobyłem się na odwagę i odpowiedziałem uprzejmie znajomemu, że zupełnie nie interesuję się piłką. Nie było to łatwe. Mimo wszystko miałem zakodowane gdzieś w głębi mózgu, że mężczyzna MUSI mieć jakieś pojęcie o piłce. Podczas tej rozmowy uświadomiłem sobie, że zmuszając się do rozmowy o mistrzostwach i piłce, przekraczam w swoim rozumieniu granice kurtuazji. Mam świadomość, że moja deklaracja: „Niestety nie interesuję się piłką nożną i nie wiem, co odpowiedzieć” skonfundowała mojego rozmówcę i mogła zostać odebrana jako przejaw poczucia wyższości „inteligenta”. Ale nie zamierzałem udawać kogoś, kim nie jestem. Jak to zrozumiał mój rozmówca – jego sprawa.
Wkrótce zdałem sobie sprawę, że nie spełniam wielu stereotypów męskości w sferze zainteresowań i preferowanych form spędzania wolnego czasu. Zdałem sobie też sprawę, że takich jak ja jest więcej. Po pracy nie kładziemy się na kanapie przed telewizorem, choć nie mamy dzieci, którymi musielibyśmy się zająć. Nie interesują nas elektroniczne gadżety. Prowadzenie samochodu nie sprawia nam przyjemności. Nie kręcą nas sportowe ani terenowe samochody. Wolimy pracować z ludźmi niż z rzeczami. Umiemy i lubimy mówić o swoich przeżyciach i emocjach. Z kumplami nie rozmawiamy o sporcie, autach ani polityce, tylko o relacjach, przemyśleniach, problemach. Nasze przyjaźnie opierają się na rozmowach, a nie na wspólnym robieniu czegoś. Wierzymy w przyjaźń między kobietą a mężczyzną i mamy przyjaciółki. Umiemy prać, gotować i sprzątać. Umiemy naprawiać różne rzeczy w domu, ale majsterkowanie w ogóle nas nie kręci. Nie zostawiamy brudnych skarpetek w przypadkowych miejscach. Często mówimy naszym życiowym partnerkom, że je kochamy. Pornografia budzi w nas wyłącznie obrzydzenie. Nie obawiamy się ślubu ani ojcostwa. Pamiętamy o urodzinach, imieninach i rocznicach. Kupujemy kwiaty i prezenty bez okazji. Nie oglądamy się za dziewczynami na ulicy. Lubimy filmy o miłości. Nie widzimy sensu w udowadnianiu wszystkim facetom naokoło, jakimi jesteśmy kozakami. Nie lubimy rywalizacji, wolimy współpracę. Nasza samoocena nie zależy od tego, ile zarabiamy. Lubimy czytać. Angażujemy się w wolontariaty.
Niektóre z tych preferencji spotykają się ze zrozumieniem i nie są w żaden sposób wyśmiewane. Upodobanie do pracy z ludźmi jest cenione przez wielu innych mężczyzn, np. jako cecha przydatna w pracy. Umiejętność prania, sprzątania czy gotowania staje się dla mieszkających samotnie pracujących mężczyzn w miarę oczywista. Skłonność do aktywnych form wypoczynku również jest coraz częstsza. Ale już brak zainteresowania piłką nożną, elektronicznymi gadżetami i autami sprawia, że liczba tematów do konwersacji z mężczyznami spoza grona znajomych drastycznie się zawęża. Odmowa picia alkoholu prowokuje żartobliwe uwagi: „Co jest, masz wszyty Esperal?”, równocześnie jednak jest w wielu środowiskach oceniana jako podejrzana. Zdarzają się nawet uwagi w rodzaju „Kto nie pije, ten z definicji jest podejrzany” (nieśmiało tylko przypomnę, że najsłynniejszą osobą, która wyrażała takie przekonanie, był Józef Stalin, a to chyba nie najlepszy wzorzec). Dlaczego nie piję? To moja sprawa i nie widzę powodu, by się tłumaczyć.
Bycie sobą
Spotkałem raz w empiku znajomego i zapytany, co tu porabiam, odparłem (zgodnie z prawdą), że szukam prezentu dla mojej dziewczyny na kolejną miesięcznicę związku. Znajomy uniósł brwi: „Kupujesz jej prezent na każdą miesięcznicę?”. „Tak”. „Jak długo jesteście razem?”. „Siedem miesięcy”. „Więc mówisz, że ona trzyma cię pod pantoflem?”. I w tym momencie zapaliła mi się w głowie lampka. Nie jestem prawdziwym macho – bo prawdziwy mężczyzna powinien być jak Clint Eastwood, który co najwyżej puści do ukochanej perskie oko, a żadnych prezentów kupować nie będzie. A potem zdziwienie, że ukochana żali się po kilku miesiącach: „Nie okazujesz mi uczuć”. I poczucie winy gotowe. A wystarczyło co jakiś czas pomyśleć, że ona jest inna niż ja i jest to jej po prostu potrzebne. Niech żyje męskość strzelająca sobie w stopę.
Obszarem największego niezrozumienia jest zatem podejście do spraw damsko-męskich. Przyjaźń między mężczyzną a kobietą rzekomo nie istnieje, bo prędzej czy później któraś strona relacji będzie chciała czegoś więcej. Takie podejście wynika z przekonania, że w relacji z kobietą mężczyzna zawsze uruchamia swoją sferę erotyczną. Teraz, gdy jestem w związku, a jednocześnie nadal utrzymuję kilka przyjacielskich relacji z innymi kobietami, dochodzi do sytuacji, które nie są już śmieszne, ale wręcz żenujące. Gdy mówię, że rozmawiałem o czymś z przyjaciółką, mój rozmówca (nigdy nie rozmówczyni) często zaczyna sugerować (rzecz jasna tylko w żartach), że najwyraźniej jedna dziewczyna mi nie wystarczy. Inni pytają, czy moja dziewczyna wie o tej przyjaciółce i nie niepokoi jej to. Zawarta jest tu ukryta sugestia, że spotkania sam na sam dwojga niespokrewnionych ze sobą osób płci przeciwnej w podobnym wieku z dużym prawdopodobieństwem skończą się seksem. Tak jakby mężczyźni myśleli tylko o jednym i nie umieli nad sobą panować. A wielu naprawdę umie. Odrobina więcej wiary w płeć brzydką naprawdę nie zaszkodzi. To samo dotyczy obrzydzenia wywoływanego u wielu (tak – wielu!) mężczyzn przez pornografię. Jeśli kogoś nie ciekawi oglądanie zdjęć nagich kobiet, ma rzekomo nie być w pełni mężczyzną. Jeśli tak ma wyglądać test na męskość, to fakt, czy zostanę przez zwolenników takich poglądów uznany za mężczyznę, jest mi całkowicie obojętny.
Wiele osób odbiera sobie szansę na zobaczenie męskości w całym jej bogactwie i różnych sposobach na bycie mężczyzną. Jeśli postrzega się płeć brzydką tak stereotypowo, to nic dziwnego, że mężczyźni wydają się nieskomplikowani. Dotychczasowe doświadczenia nauczyły mnie jednego: nie zamierzam nikogo przepraszać za to, że jestem mężczyzną – i że jestem mężczyzną na swój sposób. Nie zamierzam przed nikim wstydzić się tego, że Euro nie było dla mnie okresem, gdy testosteron osiągał stan wrzenia. Gdybym był mężczyzną zgodnie z jego kulturowym obrazem, czułbym się jak w wykrochmalonym na sztywno garniturze. Podobno mężczyźni są bardziej odporni na presję społeczną. Jeśli tak – tym lepiej dla mężczyzn. Czas z tego skorzystać nie tylko dla usprawiedliwiania przekładania oświadczyn w nieskończoność i zachowywania się w wieku 25 lat jak 15-latek. Dla mężczyzny „bycie sobą” może oznaczać zarówno kibicowanie na Euro, jak i brak zainteresowania piłką w ogóle. A jeśli kogoś to skłania do ocen? Jego sprawa.
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.
Cieszę, że jest nas więcej. Różnica między Tobą a mną jest tylko taka, że ja akurat alkohol piję i pooglądać co nieco lubię :) Ale reszta- dokładnie taka sama. Trzymaj się i nie daj sobie wmówić, że coś z Tobą nie tak.