Czytelnia czasopism

Małgorzata Pawełczyk

Modelowy projekt badań

Gleby w Polsce są ubogie w selen, a jego biologiczne aktywne związki zwalczają wolne rodniki i zapobiegają wchłanianiu metali ciężkich. W przyszłości zamiast łykać suplementy diety, będzie można zjeść chleb, jajka lub ciasteczka wzbogacone o te związki, które wytworzą rośliny. Nad takim rozwiązaniem pracują naukowcy z UW w nowo otwartym Centrum Nauk Biologiczno-Chemicznych – czytamy w „Uniwersytecie Warszawskim” (nr 3/63/13). W projekt zaangażowani są przedstawiciele dwóch wydziałów oraz przedsiębiorstwo działające na Mazowszu. Centrum to jeden z trzech nowych budynków, które powstają na Ochocie. W przyszłym roku akademickim do użytku oddane zostaną jeszcze Centrum Nowych Technologii oraz siedziba Wydziału Fizyki.

Na razie swoje działania mogą rozpocząć biolodzy i chemicy. Poszukiwać będą nowych rozwiązań w energetyce, ochronie środowiska, przemyśle spożywczym i farmaceutycznym oraz nowych metod pomiarowych, które będą mogły skutecznie wspierać kryminalistykę czy archeologię. Jak podkreśla prof. Marcin Pałys, rektor UW, Centrum będzie przede wszystkim platformą współpracy między różnymi jednostkami, nie tylko uniwersyteckimi. Ma być to miejsce, do którego może przyjść każdy, kto ma interesujący pomysł z dziedzin biologicznych, chemicznych lub pokrewnych.

Gdy naukowcy nie mieli w kraju możliwości pomiarowych, swoje badania prowadzili głównie za granicą. Dzięki Centrum sytuacja uległa zmianie. Teraz naukowcy z zagranicy przyjeżdżają do nas. Centrum zatrzymało także wielu młodych ludzi, którzy planowali pracę w zagranicznych ośrodkach badawczych. Teraz możliwości pomiarowe mają na miejscu. Dzięki ultranowoczesnej aparaturze będą mogli prowadzić coraz bardziej skomplikowane badania. Centrum ma do dyspozycji spektrometr mas z laserem, wykorzystywany m.in. w badaniach archeologicznych i kryminalistycznych, dyfraktometry rentgenowskie, układy chromatograficzne o bardzo wysokich zdolnościach do rozdzielania mieszaniny substancji oraz dwie klatki Faradaya, nazywane czasem puszkami jonowymi.

„Nie” dla zmiany nadzoru!

Wśród propozycji zmian prawa o szkolnictwie wyższym pojawił się temat zmiany nadzoru nad akademiami wychowania fizycznego. O tym, kto był pomysłodawcą rozwiązania, żeby AWF-y przeszły pod nadzór Ministerstwa Sportu i Turystyki oraz jakie jest zdanie rektorów AWF-ów w tej kwestii, mówi prof. Jerzy Smorawiński, rektor AWF im. E. Piaseckiego w Poznaniu, przewodniczący Konferencji Rektorów AWF, w rozmowie zamieszczonej w „AWF Press” (nr 10/68/13).

Koncepcja przejścia pod nadzór Ministerstwa Sportu była dla rektorów AWF-ów absolutnym zaskoczeniem. Prof. Smorawiński, jako przewodniczący KRAWF, został poproszony o rozmowę w tej sprawie z minister Muchą, która, ku zdziwieniu rektora, nie tylko nie zamierzała przyjąć „pod skrzydła” Ministerstwa Sportu uczelni sportowych, ale przede wszystkim, ze względów ekonomicznych, była temu zdecydowanie przeciwna. W tej sytuacji o pomoc została poproszona sejmowa Komisja Kultury Fizycznej i Sportu. Podczas spotkania minister Marek Ratajczak, reprezentujący Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego, uzasadnił tę propozycję troską o przyszły los akademii. Do 2000 roku uczelnie sportowe podlegały Głównemu Komitetowi Kultury Fizycznej, ale wówczas w tej instytucji były odpowiednie kadry, infrastruktura biurowa i organizacyjna do obsługi uczelni. W Ministerstwie Sportu natomiast nie ma departamentu szkół wyższych. Trzeba by go tworzyć od podstaw, co jest problematyczne i kosztowne. W obecnej sytuacji – wyjaśnia Smorawiński – uczelnie sportowe nie mogłyby liczyć na żadne dodatkowe pieniądze, gdyż musiałoby się to odbywać kosztem innych zadań ministerstwa.

Rektorzy AWF-ów uznali zatem, że zmiana nadzoru nad ich uczelniami nie jest w tej chwili możliwa, bo groziłoby to poważnym niebezpieczeństwem redukcji ustawowych zadań akademii, a tym samym kryzysem kultury fizycznej w Polsce.

Prestiżowy certyfikat

Cztery lata przygotowań i… sukces! Centrum Medycyny Doświadczalnej Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku otrzymało prestiżowy certyfikat niepodważalności badań „Good Laboratory Practice” (GLP) – informuje „Medyk Białostocki” (nr3/116/13).

O obowiązującym w Centrum reżimie może świadczyć fakt, że nawet szef placówki i jednocześnie rektor uczelni, prof. Jacek Nikliński, nie ma prawa wejść do wszystkich pomieszczeń. W laboratorium, oprócz wykonywanych badań, hoduje się też zwierzęta laboratoryjne – myszy i szczury. W Centrum sprawdza się, jak substancje chemiczne, które w przyszłości mogą być lekami, oddziałują na zwierzęta. Bada się ich właściwości fizykochemiczne, toksyczne i farmakokinetyczne. Jest to niezbędny etap eksperymentu, aby móc dalej testować daną substancję na ludziach. Obecnie prowadzone są w laboratorium badania dla projektów onkologicznych i cukrzycowych. Pracownicy Centrum zapewniają, że myszy i szczury nie cierpią – mają indywidualne, klimatyzowane klatki, a atestowane zabawki, karma i wyściółka sprowadzane są specjalnie z zagranicy.

GLP – co w tłumaczeniu oznacza „Dobra Praktyka Laboratoryjna” – to ogromne wymagania, świetny sprzęt, wykształceni naukowcy i wymagające procedury. Centrum osiągnęło najwyższy poziom wiarygodności otrzymywanych wyników i ich uznawanie na całym świecie. Teraz nie ma już znaczenia, czy firma zrobi badania w certyfikowanym laboratorium w USA, czy w Białymstoku.

Małgorzata Pawełczyk