Ziemskie pokarmy

Piotr Hübner

Alma Mater to podniesiona do rangi idei postać alegoryczna Matki-Karmicielki, w starożytnym Rzymie łączona z boginią urodzaju Ceres, a w średniowieczu utożsamiana z Kościołem. Papież Bonifacy VIII na przełomie XIII i XIV wieku posługiwał się określeniem „Alma Mater Ecclesia”. Określenie to przeniesiono na uniwersytety. Maurycy Straszewski wyjaśniał (1900): „Jak Kościół był nieraz nazywany alma mater ecclesia, gdyż jest istotnie matką nasycającą wiernych duchowym wiary pokarmem, tak i wszechnice miały być matkami mężów w każdym kierunku znamienitych i prawdziwej mądrości krzewicielkami, podając ją również jako duchowy pokarm chrześcijańskiemu światu”. Przypisanie uniwersytetowi miana Alma Mater wyrastało ponad korporacyjną ideę universitas magistrorum et scholarium, pojmowaną doraźnie i miejscowo – hic et nunc. Pojawiała się więź symboliczna i wieczysta z uniwersytetem, dającym matczyną miłość i opiekę – najbardziej idealną. Tak jak w przypadku Kościoła zaistniała w perspektywie bezosobowa instytucja – jej ludzkie, matczyne oblicze łagodzić miało utratę domu rodzinnego przez scholarów i mistrzów. Miało też tworzyć tradycję przenoszącą trwałe duchowe dziedzictwo. Papież Jan Paweł II przypominał (1997): „Uniwersytet ma w sobie podobieństwo do matki, jakieś macierzyństwo. Podobny jest do niej przez troskę macierzyńską. Ta troska jest natury duchowej: rodzenie dusz do wiedzy, mądrości, kształtowanie umysłów i serc”.

Jedynie w tle idei Almae Matris, przypominanej corocznie profesorom i scholarom przez rektora z okazji inauguracji roku akademickiego, tkwiły prozaiczne wymiary bytowe. Ci, którzy uprawiali naukę lub byli scholarami, należeli do grup wymagających stałej pomocy – od niej byli egzystencjalnie zawiśli. Gdy względny ascetyzm scholarów i profesorów, widoczny w stroju i trybie życia, został zastąpiony w XIX wieku narastającymi stale potrzebami świeckimi – formuła Alma Mater uległa modyfikacji. Każda władza, także państwowa, obejmując domenę uniwersytecką, ukierunkowaną na tworzenie i dostarczanie wiedzy, miała naturalny obowiązek zapewnienia odpowiednich do tych działań warunków. W realiach XIX wieku idea Alma Mater miała więc łagodzić biurokratyczne wynaturzenia, zachowywać ludzkie oblicze instytucji. Józef Brudziński, rektor odrodzonego Uniwersytetu Warszawskiego, lapidarnie definiował (1915): „»Alma Mater« – macierzą być winien uniwersytet, nie zaś instytucyą biurokratyczną do wydawania dyplomów. Dla należytego kształcenia i wychowywania młodzieńców na mężów w uniwersytecie nie tylko zakres studyów ma znaczenie, ale i cała atmosfera wśród ciała profesorskiego i koleżeńskiego”. Na przełomie XIX i XX wieku w Uniwersytecie Lwowskim kończono toasty profesorskie zawołaniem „Kochajmy się!”.

Życzliwość wzajemna nie mogła zastąpić rosnących potrzeb bytowych. Dopiero zaspokojenie tych potrzeb tworzyło warunki do odpowiednich zachowań. Za realizację potrzeb odpowiadały przede wszystkim władze uczelni. Opiekuńczość była materializowana w sprawach studenckich w skali całego uniwersytetu, w sprawach profesorskich natomiast wyrażała się w indywidualnym wsparciu potrzeb każdego profesora, zwłaszcza w zakresie spraw mieszkaniowych.

W dawnych wiekach potrzeby zaspokajano w naturze – środki z opłat studenckich i beneficja z fundacji odgrywały rolę dopełniającą. W sprawie opłat, przekazywanych początkowo przez scholarów do rąk profesorów, ścierały się dwie biblijne, przeciwstawne formuły. Przytaczał je rektor Stanisław ze Skarbimierza: w Księdze Przysłów zapisano „Noli vendere sapientiam et doctrinam et inelligentiam”, a w Liście do Koryntian – „nemo tenetur porpiis stypendiis militare”. Nie należało więc pobierać opłaty za nauczanie, ale nie należało też wymagać dopłaty do służby profesorskiej z własnej sakiewki. Według rektora Stanisława właściwe postępowanie polegało na pobieraniu opłat od bogatszych scholarów i rezygnacji z opłat, gdy beneficjum okazywało się wystarczające do utrzymania profesora. Opłaty należało pobierać nie przed, a po odbyciu wykładów. Ich wysokość miał ustalać z góry rektor. Ponieważ liczba scholarów zapisujących się na dane zajęcia była zróżnicowania, profesorowie otrzymywali różne sumy, co tworzyło nierówności w ich majątku.

Fundacje i beneficja, a także opłaty od studentów i inne incrementa poprzez swe zróżnicowanie pogłębiały nierówności. Jak ustalił Wacław Urban (1964), „rażąca nierówność dochodów pracowników Akademii Krakowskiej była zjawiskiem stałym: nawet w najchudszych jej latach poszczególni profesorowie teologii rozporządzali dużymi funduszami, robili sute fundacje i kupowali kamienice, podczas gdy większość ich kolegów nie mogła nawet myśleć o kupieniu nieodzownych książek. Zapiska z drugiej połowy w. XVI ocenia łączne dochody profesorów uniwersytetu z dziesięcin, dóbr, czynszów, ceł i beneficjów na 1365 złp, przy czym najlepiej zarabiający teolog – kanonik katedralny krakowski – miał ponad 200 złp, dochody innych teologów oraz lepiej uposażonych prawników wahały się w granicach ok. 100 złp na osobę, »najbogatszy« filozof czerpiący dochody ze wsi Sidzina miał 64 złp, a profesor poetyki zaledwie 19 złp”. Powszechne było więc dorabianie przez profesorów w zawodzie prawnika, lekarza, nauczyciela, a nawet – panegirysty. W dokumencie erekcyjnym Akademii Zamojskiej (5 VII 1600) Jan Zamoyski wyznaczył beneficjum w postaci dochodów ze wsi Bukowina (1000 złp rocznie). Profesorom „wyższych” katedr, tytułowanym clarissimus, przypadało z tego po 230 złp „pensyi rocznej”, a profesorom „niższych”, tytułowanym excellens – 150 złp albo 130 złp. Wypłacano te kwoty w dwóch transzach – na Boże Narodzenie i na Zielone Świątki. Kwoty te wystarczały nie tylko na ubogie ówcześnie prowincjonalne życie profesorskie, ale i pozwalały na oszczędności – o czym świadczą pośmiertne zapisy na rzecz Akademii. 