To nic szokującego

Janusz Gil

W Polsce jest wielu naukowców, których osobisty indeks Hirscha jest większy od sumarycznego indeksu większości polskich uczelni, co nie jest niczym szokującym. Nie oznacza to jednak, że ranking uczelni oparty na sumarycznym indeksie h jest nieuprawniony, choć ma znane wady. Zmodyfikowany indeks h, który koryguje jedną z tych wad, nie jest wynalazkiem żadnego z autorów naszego rankingu. Został on zaproponowany przez J.F. Molinari i A. Molinari („Scientometrics”, 75, 163-174, 2008) jako wiarygodny parametr naukometryczny do porównywania instytucji naukowych o zróżnicowanej wielkości, a nie poszczególnych uczonych, a tym bardziej uczonych z instytucjami. Stosowanie go do porównania własnego dorobku ze wskaźnikami całych uczelni nie ma najmniejszego sensu, nawet gdyby miało to służyć tylko ośmieszeniu naszego rankingu.

Twórcy żadnego rankingu opartego na afiliacjach nie są odpowiedzialni za błędy w tych afiliacjach występujące w bazach danych. Jestem przekonany, że przypadek omawiany przez Marka Kosmulskiego nie jest powszechny (takie błędy są szacowane na poziomie kilku procent) i nie ma on większego wpływu na ogólny kształt rankingu. Z jakichś powodów te kilkanaście prac występuje z afiliacją Politechniki Lubelskiej, a nie Uniwersytetu Medycznego w Lublinie. Naszym zmartwieniem było raczej, aby nie pominąć niektórych wielorakich afiliacji jednej uczelni (http://rankingi.ia.uz.zgora.pl) niż wykryć ewentualny błąd w afiliacji (co w znakomitej większości przypadków jest po prostu niemożliwe).

Przeniesienie 14 publikacji z konta politechniki na konto uniwersytetu medycznego powoduje następujące zmiany: PL ma h = 31 (było 36) i spada z miejsca 39. na 43., natomiast UM ma h = 60 (było 56) i utrzymuje swoją 25. pozycję w naszym rankingu.

Marek Kosmulski zarzuca nam, że opacznie interpretujemy „impact factor”, na którym opiera się ministerialna punktacja czasopism. Rozumiem, że w ten sposób wyraża On swój sprzeciw wobec tej punktacji, choć w naszym artykule wyrażenie „impact factor” się nawet nie pojawia. Piszemy tylko, że bardziej prestiżowe czasopisma są wyżej punktowane i sądzę, że w większości przypadku korelacja taka rzeczywiście występuje (jestem pewien, że istnieją też wyjątki, które, mam nadzieję, potwierdzają tylko regułę).

Na koniec Marek Kosmulski przypisuje nam niesłusznie opinię, że autocytowania są równie wartościowe co cytowania niezależne. Tymczasem w naszym tekście można znaleźć tylko stwierdzenie, że autocytowania nie zawsze sprowadzają się do autoreklamy własnych publikacji. Zdarzają się bowiem serie publikacji, w których nie sposób nie odwołać się do własnych wyników, nawet gdyby przyjąć tak skromną postawę, jaką zdaje się reprezentować Marek Kosmulski. 