De Lazari

Magdalena Bajer

Zaraz na początku spotkania prof. Andrzej de Lazari powiedział mi, że dla intelektualnej i duchowej formacji człowieka więcej znaczy kultura, w jakiej się wychował, niż geny. Będąc humanistą nie musi zbyt starannie ważyć wpływu obu tych czynników. Skoro jednak o genach mowa, powiem, że mój rozmówca na pewno został obdarzony „genem dialogu”. Jak ten dar owocuje, okaże się dalej.

Urodzony w 1946 r. dojrzewał w klimacie rodzinnego domu, gdzie przenikały się różnonarodowe tradycje – włoska, do lat siedemdziesiątych XVIII wieku, grecka, rosyjska, polska. Jeśli idzie o geny dodać należy, że ojciec przyszłego profesora był rosyjskim lekarzem zesłanym podczas wojny na roboty przymusowe do obozu w Austrii, gdzie spotkał Irenę de Lazari, która, znając język (nie tylko niemiecki) z łódzkiego niemieckiego gimnazjum, znalazła tam pracę jako opiekunka dzieci robotników (ukazały się po rosyjsku serdeczne o niej wspomnienia). Po wkroczeniu Armii Czerwonej NKWD otoczyło obóz drutem kolczastym. Andrzej de Lazari nie zna swego ojca. Mimo starań, nie odnalazł żadnego po nim śladu.

Spotkanie z mistrzem

Pytany o wybór drogi naukowej odpowiedział krótko, zdecydowanie: „Spotkałem Andrzeja Walickiego”, wyznawszy przedtem, że w szkole nie należał do najlepszych i najbardziej subordynowanych uczniów. Nie podlegało dyskusji ani wątpliwościom, że trzeba studiować, zwłaszcza gdy ciotka Ija Lazari-Pawłowska na drodze naukowej stawiała znaczące kroki, matka przygotowywała się do spóźnionej, z powodu okoliczności historycznych, matury, a w domu była bogata rosyjska biblioteka dziadka Konstantego.

Wybór rusycystyki nie był jednak zdeterminowany tradycją, jakkolwiek z perspektywy obecnych zainteresowań i aktywności uczonego pewność tej konstatacji nieco słabnie. W dzieciństwie bolało, gdy na podwórku przezywano go „Rusek”, w domu niechętnie rozmawiał z matką po rosyjsku. Odziedziczony po niej rosyjski patriotyzm poczuł i docenił znacznie później. Sądzę, że stanowi on cenne dopełnienie tożsamości profesora.

Zażyłość ze starszym o 16 lat wybitnym historykiem idei ma antecedencje łódzkie, kiedy to Andrzej Walicki studiował w tym mieście, a jego żona mieszkała przez pewien czas w domu de Lazarich. Część biblioteki dziadka odkupili Waliccy. Później, w Warszawie, ubogi student filologii rosyjskiej, zapraszany na kolacje przez panią Walicką, dożywiał organizm, ale przede wszystkim umysł, umacniając się w postanowieniu, że pójdzie w ślady mistrza, który mu zaimponował „od pierwszego spotkania”.

Miał skończyć studia w r. 1968, ale w Marcu „zwiedził” Pałac Mostowskich i więzienie na Rakowieckiej. Potem zaliczył kompanię karną w Ludowym Wojsku Polskim. Na rok zawieszono go w prawach studenta, co mimo uzyskania dyplomu w r. 1969 przekreśliło szansę pozostania na uniwersytecie. Przez 4 lata mój rozmówca uczył rosyjskiego w łódzkim IV Liceum Ogólnokształcącym (w owym czasie z wykładowym językiem angielskim), powtarzając życiowe doświadczenie wielu polskich uczonych okresu międzywojennego i zyskując trwałe przyjaźnie wśród uczniów. Pod wpływem zakochanego w tym instrumencie przyjaciela Anglika założył wtedy orkiestrę bałałajkową, nawiązując do tradycji artystycznej rosyjskiej linii Delazarich (tak się tam piszą).

Gierkowska „odwilż” umożliwiła mu podjęcie pracy na Uniwersytecie Łódzkim i szybko poszedł szeroko wytyczoną drogą akademicką. Zaczęła się na Wydziale Filologicznym. Promotorem doktoratu, obronionego na Uniwersytecie Łódzkim w r. 1981, był Andrzej Walicki. Mój rozmówca wiedział już wtedy, że powzięte na studiach postanowienie naśladowania mistrza powiedzie się, jeśli tą drogą pójdzie dalej. Krokiem znaczącym była habilitacja w r. 1989 na Wydziale Lingwistyki Stosowanej i Filologii Wschodniosłowiańskich UW. Osiem lat później otrzymał tytuł profesora.

Ponad filologią

Zainteresowany dziejami idei w szerokim międzynarodowym horyzoncie Andrzej de Lazari publikował poza czasopismami ściśle rusycystycznymi (m.in. w „Znaku”) i po pewnym czasie pożegnał filologię, przechodząc do Instytutu Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Łódzkiego. Z czasem instytut rozwinął się w Wydział Studiów Międzynarodowych i Politologicznych, gdzie prof. de Lazari kieruje Katedrą Europy Środkowej i Wschodniej. Przewodniczy również pracom Interdyscyplinarnego Zespołu Badań Sowietologicznych. Wcześniej (do r. 2009) kierował Zespołem Badań Religioznawczych, a także (2001–2004) projektem badawczym Wzajemne uprzedzenia między Polakami i Rosjanami w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych.

Wszystkie te zajęcia owocują publikacjami na temat, najogólniej mówiąc, historii Rosji, historii i współczesności stosunków polsko-rosyjskich, rosyjskiej filozofii i kultury.

Bardzo cennym owocem eksperiencji mojego rozmówcy w zakresie rosjoznawstwa oraz sowietologii jest działalność, którą można określić jako popularyzatorską, ale trzeba dodać, że towarzyszy jej – obok głębokiej, stale pomnażanej wiedzy – zaangażowanie emocjonalne w najszlachetniejszym znaczeniu tego pojęcia. W tym obszarze tematycznym to podstawowy i niezbywalny warunek wiarygodności.

Po wysłuchaniu opowieści rodzinnej słuchałam jeszcze godzinę dialogu pana profesora z prof. Aleksandrem Lipatowem z Rosji, o tym, jak stereotypy, fobie, uprzedzenia przeszkadzają wzajemności kulturowej, duchowej, intelektualnej Polaków i Rosjan. Było to jedno z cyklicznych spotkań organizowanych przez Centrum Polsko-Rosyjskiego Dialogu i Porozumienia, powołane do życia ustawą z 25 marca 2011 r. Wtedy właśnie przyszło mi do głowy, że mój rozmówca posiada „gen dialogu”, dający mu śmiałość formułowania trudnych pytań jednoznacznie i lapidarnie, co powoduje, że partnerzy dialogu także jednoznacznie i lapidarnie odpowiadają. Pomyślałam, że trzeba dobrze znać historię, zwłaszcza tę jej część wspólną, naznaczoną krzywdami, winami, ranami i bliznami, ale też umieć patrzyć w przyszłość, żeby przekonywać do rzeczywistego pojednania.

Trudno, jak mi powiedział pan profesor, trudniej nawet niż było w epoce PRL, przezwyciężać schemat utożsamiający Rosjan z komunistami. W tamtej epoce każdy z nas miał jakichś „przyjaciół Moskali”. „Kto nazwałby Okudżawę sowieckim poetą? Dzisiaj każdy Rosjanin to Rusek, od razu naznaczony, co najmniej podejrzliwością. Muszę więc bronić Rosjan przed sowietami”.

Wnuczka cioci Ii

Śladem ciotecznej babci, Ii Lazari-Pawłowskiej, która była wybitnym etykiem, znawczynią filozofii Ghandiego, Alberta Schweitzera, Nehru, poszła córka mojego rozmówcy. Licealistkę Kasię rodzona babcia Irina zabierała do kościoła reformowanego, gdzie sama znalazła duchową przystań, porzuciwszy cerkiew prawosławną. Wychowana w domu agnostycznym dziewczyna ochrzciła się w tym obrządku i z zapałem nastolatki postanowiła zostać… pastorem. Ulegając namowom skonsternowanych rodziców, zgodziła się zacząć studiować anglistykę (nauczysz się języka), potem zdecydować o dalszej drodze.

Katarzyna de Lazari-Radek skończyła anglistykę w r. 2000, a rok później filozofię w r. 2007, po czym doktorat zrobiła z filozofii. Pracuje w Instytucie Filozofii UŁ, uczestnicząc aktywnie w życiu intelektualnym uczelni i szerszej międzynarodowej wspólnoty filozofów. Bywa na konferencjach naukowych, publikuje w naukowych czasopismach.

Jest etykiem, jak cioteczna babcia, i zajmuje się tematyką może „trochę” pokrewną, jakkolwiek postęp specjalizacji, także w tej, zdawałoby się najbardziej ogólnej dziedzinie, każe precyzyjnie nazwać obszar jej zainteresowań. Jest to etyka praktyczna, uprawiana przez utylitarystów, przede wszystkim Petera Singera, którego pani doktor uważa za swego guru. Ojciec przypomniał w tym momencie opowieści, że matka Kasi, Elżbieta de Lazari (z wykształcenia rusycystka i anglistka), tłumaczy Petera Singera na polski.

Filozofia utylitarystyczna oddaliła dawne pragnienie poświęcenia się teologii reformowanej, jako że nie da się tego nurtu myślenia o świecie pogodzić z żadną konfesją. Pozostały jednak serdeczne kontakty z duszpasterzem kościoła, do którego zaprowadziła ją kiedyś babcia, z poznanymi wtedy ludźmi. A kiedy Katarzyna de Lazari wychodziła za mąż za katolika, ślub był… ekumeniczny. Udzielali go ksiądz i pastor, młodzi zaś przyrzekli uroczyście, że dzieci będą wychowywać w duchu chrześcijańskim. Pan profesor opowiadał o tym z uznaniem, co zrozumiałe u kogoś, kto tak bardzo ceni dialog – w każdej sprawie, na każdym poziomie.

Parę lat później, kiedy matka stanęła przed próbą dotrzymania tej obietnicy, napisała w „Gazecie Wyborczej” (styczeń 2010): „Jak wytłumaczyć dziecku historię Abrahama i Izaaka? Jak mam odpowiedzieć na pytania 5-letniego syna: Czy istnieje dobra wojna? Czy ten, kto zabija, sam powinien być zabity? Stanęłam przed podstawowym dylematem filozoficznym – czy moralność można uzasadnić bez Boga? Myślę, że moralność musi sobie poradzić bez Boga”.

Niedługo ukaże się w prestiżowym wydawnictwie amerykańskim wspólna książka Katarzyny de Lazari-Radek i Petera Singera, prof. Andrzej spodziewa się rychłej habilitacji córki, a ja się zastanawiam, jakie byłyby jej dysputy z cioteczną babcią. Wspólna im była troska o prawa człowieka, uznanie tolerancji za istotną wartość w ludzkim życiu, może przekonanie o tym, że moralność winna być sferą autonomiczną, choć myślę, że przyjęcie jej naturalnych albo transcendentnych źródeł nie musi mieć decydującego znaczenia.

* * *

Praca naukowa stała się już tradycją rodzinną de Lazarich. A że jest to tradycja humanistyczna, łączy się z działaniem edukacyjnym, nie tylko poprzez uniwersyteckie wykłady i konferencyjne referaty, ale i wymianę myśli na szerszych forach, pisanie i tłumaczenie książek dla szerszego grona czytelników. Pan profesor oddał do druku książkę (napisaną z Rosjaninem prof. Olegiem Riabowem i swoją uczennicą dr Magdaleną Żakowską) Europa i Niedźwiedź. Wizerunek Rosji-niedźwiedzia w kulturach europejskich , znajdując tam pożywkę dla swoich idei dialogu Polaków i Rosjan oraz usprawiedliwienie, że ten dialog zatrzymuje się czasem zbyt długo wokół spraw dziś jeszcze niedających się wspólnie ocenić, nawet zgodnie opisać. Trzeba wiedzieć, że takie sprawy istnieją i trzeba czekać na gotowość umysłów uwolnionych z nadmiaru emocji.

Poznając, choć w małym stopniu, dzieje rodzinne de Lazarich, umocniłam się w przekonaniu, że te środowiska, które nazywamy mianem inteligencji, mają ciągle niewypełnioną do końca rolę i niewykonane jeszcze zadanie – pokazywania wzorów, historycznych i współczesnych, proponowania postaw, pomagania w podstawowych rozróżnieniach, wyjaśniania, czego Bóg chciał od Abrahama. 