Targowisko

Henryk Grabowski

Z audycji telewizyjnej Czarno na białym dowiedziałem się, że handel pracami promocyjnymi osiągnął rozmiary epidemii. W dyskusji uczestniczyli znani naukowcy, nie szczędząc słów potępienia zarówno dla sprzedawców, jak i nabywców tych prac. Na temat roli promotorów w tym nikczemnym procederze nie padło ani słowo.

Nie będę się wypowiadał na ten temat w odniesieniu do prac licencjackich i magisterskich, ponieważ z tym, że nikt ich poważnie nie traktuje, jakbyśmy się już pogodzili. Pisałem o tym w felietonie Wielka mistyfikacja (FA 7-8/2012). Co innego prace doktorskie. Te wciąż uchodzą za względnie wiarygodne źródło wiedzy naukowej. Wynika to również z przepisów ustawy, według której „Rozprawa doktorska, przygotowana pod opieką promotora, powinna stanowić oryginalne rozwiązanie problemu naukowego…”. Dla porządku warto przypomnieć, że problem naukowy to trudność, której nie da się pokonać za pomocą zastanej wiedzy. Rozwiązanie problemu oznacza przyrost tej wiedzy.

Zdolny adept sztuki badań naukowych jest w stanie przygotować w ciągu trzech lat rozprawę doktorską stanowiącą oryginalne rozwiązanie problemu naukowego. Mniej zdolnym zajmuje to przeciętnie około pięciu lat. Dla piszącego prace doktorskie na sprzedaż robienie tego w ciągu pięciu, a nawet trzech lat nie byłoby – za żadne realne wynagrodzenie – opłacalne. Musi to robić znacznie szybciej, fałszując wyniki badań lub kradnąc je od innych autorów.

Jest mało prawdopodobne, aby promotor pracy doktorskiej, który sam legalnie pokonywał poszczególne szczeble awansu naukowego, nie potrafił tego zdemaskować. Jeżeli dopuszcza taką pracę do dalszych etapów przewodu doktorskiego, robi to albo z lenistwa, albo z chęci wyłudzenia należnego za promotorstwo wynagrodzenia, ewentualnie w celu spełnienia wymogu uczestnictwa w przewodach doktorskich w charakterze promotora, jako jednego z warunków uzyskania tytułu naukowego profesora.

Dopóki postępowanie takie nie będzie pociągało za sobą surowych konsekwencji służbowych i solidarnego potępienia ze strony środowiska akademickiego, żadne nowinki techniczne w postaci wykrywaczy plagiatów itp. sprawy nie załatwią. Lekarzowi za błąd w sztuce lekarskiej grozi utrata prawa do wykonywania zawodu. Promotor sfałszowanej pracy doktorskiej na stanowisku profesora może spać spokojnie. 