Interdyscyplinarna Szkoła Innowacji Politechniki Łódzkiej

Bartosz Sakowicz, Kamil Grabowski, Przemysław Sękalski

Bartosz Sakowicz od 10 lat pracuje na uczelni. Od początku wiedział, że nie chce, aby jego prace naukowe kończyły odkładane na biblioteczną półkę. Zaczął więc z sukcesem komercjalizować wyniki swoich badań. Nie przeszkodziło mu to jednak w karierze naukowej – niedawno wrócił ze stażu na Uniwersytecie Stanforda, gdzie jako laureat programu Top 500 od najlepszych ekspertów na świecie uczył się, jak przekuć wyniki badań naukowych w sukces biznesowy.

– Moje myślenie zostało nakierowane na inne tory – komentuje swój pobyt na Stanfordzie Bartosz Sakowicz. – Niesamowita synergia panująca w tym miejscu, integrująca naukowców, przedsiębiorców, inwestorów, prawników, specjalistów marketingu jest jak wielkie koło napędowe pomysłów i nowo otwieranych na ich bazie start-upów – podkreśla z entuzjazmem. Sakowicz zwraca uwagę, że stwarza to świetne warunki do powstania ekosystemu współpracy i zaufania niespotykanego zbyt często w innych miejscach świata, opierającego się na cyklach spotkań, wykładów, pokazów, konferencji, warsztatów, seminariów itp. Naukowcy są równocześnie przedstawicielami przemysłu (niejednokrotnie pełnią znaczące funkcje w przedsiębiorstwach), jak i wykładowcami uczelni. Uzupełniają go inwestorzy gotowi wesprzeć każdy innowacyjny i nawet bardzo ryzykowny pomysł, o ile rokuje on na zwrot z inwestycji.

– Długo się zastanawialiśmy, jak osiągnąć taki stopień synergii w naszym polskim środowisku – mówi Sakowicz. – Zdawaliśmy sobie sprawę, że nie da się tego osiągnąć od razu. Dlatego też pomysł, który wykreowaliśmy, stanowi swego rodzaju pracę u podstaw – dodaje.

Razem ze swoimi kolegami Kamilem Grabowskim i Przemkiem Sękalskim postanowili zawalczyć o utworzenie platformy do generowania pomysłów i firm. I to dokładnie tak, jak ich uczono na stażu: metodą prototypowania.

Na początku nie było łatwo. Podczas jednej z pierwszych prezentacji pomysłu padło z sali pytanie: po co kolejna inicjatywa, skoro w mieście mamy już trzy inne? – Odpowiedzieliśmy wtedy, że gdyby było ich nawet 303, a ta następna przyniosłaby komuś korzyść, to i tak warto – stwierdza. – Im więcej takich inicjatyw, tym lepiej, każda będzie miała inne grono odbiorców i każda będzie budować ekosystem współpracy i zaufania – podkreśla.

Chęć, kompetencje i wola

Koncepcja Interdyscyplinarnej Szkoły Innowacji (ISI) Politechniki Łódzkiej sprowadziła się do tego, aby zgromadzić w jednym miejscu ludzi, którzy mają w sobie żyłkę przedsiębiorcy lub innowatora i odpowiednio nimi kierując, doprowadzić do wykreowania pomysłów biznesowych. Przychodząc do ISI nie muszą mieć gotowych pomysłów na biznes: wystarczą chęci, kompetencje i wola pokazania światu na co ich stać.

Wstępny etap to oczywiście rekrutacja. Jest ona otwarta dla każdego: studenci, doktoranci, a nawet pracownicy – i to nie tylko z jednej uczelni, ale wszystkich w regionie. Kryterium przyjęcia bazuje zarówno na samych kompetencjach osób, jak i regule tworzenia zespołów interdyscyplinarnych. Takie grupy powinny posiadać kluczowe kompetencje, np. inżynieryjne czy medyczne, ale także wiedzę prawniczą i ekonomiczną. Cel tego działania jest prosty. – W dzisiejszych czasach wypracowanie pomysłów mających potencjał globalny leży w przestrzeni multidyscyplinarnej – często na granicy kompetencji – zaznacza Sakowicz.

W kolejnym kroku tak utworzona grupa przechodzi przez cykl szkoleń. Mają one wyzwolić kreatywność ukrywaną przez wcześniejsze stopnie edukacji. Uczestnicy uczeni są metodyki prototypowania, myślenia w kategoriach globalnych, sposobów finansowania pomysłów, a także takich zagadnień, jak zarządzanie własnością intelektualną czy opracowanie realnego do wykonania biznesplanu. Pokazuje im się, jak założyć spółkę, jak rozmawiać z inwestorami czy też jak badać rynek. Uczy się ich nawet tzw. kultury porażek. Mało który biznes, nawet najlepiej przemyślany, stanie się przedsięwzięciem globalnym, nie wspominając już o pierwszym biznesie. Trzeba się z tym pogodzić, i kolejne porażki traktować jako naturalny stan rzeczy, swego rodzaju szkołę przetrwania i źródło wiedzy w kolejnych przedsięwzięciach.

Kolejnym etapem ISI jest już praca zespołowa. Wykładowcy stają się mentorami kilkuosobowych grup (dobranych według klucza różnorodności) i pilnują, aby proces twórczy przebiegał właściwie i był prawdziwym wyzwaniem. Celem tych działań jest doprowadzenie do realizacji pomysłu, a optymalnie – prototypu produktu rynkowego. Grupy mają do dyspozycji wszystko, czym uczelnia dysponuje: od sal wykładowych do specjalizowanych laboratoriów. Najważniejszy jednak jest dostęp do samych specjalistów zatrudnionych na uczelni.

Na koniec tego etapu następuje walidacja pomysłu. W tym celu zostaje powołana grupa ekspertów, którzy oceniają, czy efekt pracy grupy ma szanse na powodzenie rynkowe. Jeżeli ma, zakładana jest spółka typu spin-off, która automatycznie znajduje swoje miejsce w Łódzkim Parku Technologicznym na preferencyjnych warunkach (ŁPT jest partnerem ISI). Jest także kojarzona z inwestorami – głównie dzięki kontaktom pozyskanym w ramach Top 500 Innovators . I to zarówno z naszej, jak i tej drugiej strony oceanu.

Złoty element

A co, jeśli pomysł nie przejdzie pozytywnie walidacji? – No cóż, „it’s ok to fail”, jak mawiają Amerykanie, myśląc już o nowym przedsięwzięciu – odpowiada Bartosz Sakowicz. Według niego należy wtedy wyciągnąć wnioski, dlaczego nie wyszło i użyć tej wiedzy przy kolejnym pomyśle. Wiedzą o tym trzeba się także podzielić z innymi, bo może oni posiadają ten brakujący złoty element, który z porażki przekształci pomysł w sukces. – Należy też zawsze pamiętać, że zanim powstał Facebook, było już ponad 20 podobnych portali. Ale Facebook miał to „coś” – dodaje.

Schemat działania ISI opisuje rysunek 1.

Chyba najciekawsze w idei ISI jest pytanie o jej koszt. A szokująca odpowiedź brzmi: zero. I to zarówno uczelnia nie ponosi kosztów, jak i sami uczestnicy nic nie płacą.

Jak to możliwe? Cały pomysł sprowadza się do maksymalnego urealnienia przedsięwzięcia w kategoriach rynkowych. Podobnie jak każda powstająca firma ponosi duże ryzyko swojego powstania, tak samo dzieje się i tutaj. Uczelnia udostępnia swoje zasoby zupełnie za darmo. Wykładowcy i mentorzy poświęcają swój czas także za darmo. Dlaczego chcą to robić? Bo w przypadku gdy zostanie wytworzony wartościowy produkt i założona spółka, zarówno uczelnia, jak i wykładowcy są udziałowcami. Oczywiście w bardzo małym stopniu, tak aby nie podciąć skrzydeł właśnie zakładanemu biznesowi. Tak więc, podobnie jak w biznesie, wszyscy ponoszą ryzyko porażki, licząc, że przynajmniej niektóre przedsięwzięcia się powiodą. Schemat finansowania tej inicjatywy jest tak pomyślany, że nawet poszczególne jednostki uczelniane, które zechcą udostępniać swoje zasoby, stają się udziałowcami powstałych spółek.

Warte wspomnienia jest także podejście władz uczelni do idei ISI. – Gdy pierwszy raz opowiedziałem o pomyśle swojemu szefowi, ten od razu zaprowadził mnie do rektora – opowiada Sakowicz. – Rektor też się długo nie zastanawiał. Usłyszałem od razu: „Kupuję wszystko, co pan powiedział”. A potem wpadłem prosto pod skrzydła prorektora ds. innowacji, który regularnie, co tydzień, motywuje nas do intensywniejszego działania.

Bartosz Sakowicz, Kamil Grabowski, Przemysław Sękalski
Katedra Mikroelektroniki i Technik Informatycznych
Politechnika Łódzka