„Doskonały czyn niedoskonałego człowieka w niedoskonałym świecie”

Maria Siedlecka

Tytuł, który zaczerpnęłam z listu prof. Małgorzaty Kowalewskiej Jestem ofiarą plagiatu (FA 2/2013), wydał mi się najwłaściwszy dla zasadniczego powodu, który skłonił mnie, by napisać do „Forum”. List ten wzbudził też we mnie pewne uczucia i refleksje, gdyż przedstawione w nim problemy są mi bliskie i trudno byłoby mi je przemilczeć. Mając świadomość, że działalność dr. Marka Wrońskiego oraz problemy nierzetelności naukowej mieszczą się w przestrzeni aksjologii – tym bardziej na postawę obojętności nie mogę sobie pozwolić, byłoby to z mojej strony zaniedbanie.

Nie będę przywoływać w szczegółach swoich doświadczeń, jako osoby, która wie, co to znaczy zostać ofiarą plagiatu – zrobiłam to już częściowo na łamach FA. Nie będę też pisać, jakie były konsekwencje nierzetelności naukowej dla mnie, czyli o wymiarze osobistym. Powiem tylko, że od formalnie zakończonego procesu minął rok, a ja wciąż te konsekwencje odczuwam. Dziś pisząc do FA chciałam się przede wszystkim przyłączyć do stanowiska prof. Małgorzaty Kowalewskiej i przedstawić powody, które skłaniają mnie, by stanąć po stronie dr. Wrońskiego.

Jak już wspomniałam, doskonale jest mi znane poczucie, co to znaczy być ofiarą plagiatu wraz z całym bagażem różnych niechcianych doświadczeń i emocji. Podobnie jak prof. Kowalewska używam tego określenia bez entuzjazmu i uważam, że należałoby je zastąpić innym. Podzielam też zdziwienie i również zadaję sobie pytanie – dlaczego osoby „splagiatowane” milczą? Chciałam wyrazić wdzięczność prof. Kowalewskiej, że miała odwagę to milczenie przerwać i podzielić się swoimi uczuciami, jak trudnym i traumatycznym doświadczeniem jest – nie ma w tym określeniu przesady, to fakt – zostać „ni stąd ni zowąd” ofiarą nierzetelności naukowej. Ale z uwagi na złożoność skutków – wielość „zadziwień” – jakie spadają na tę osobę, określenie „ofiara nierzetelności” również wydaje mi się nie dość adekwatne.

I teraz kolejny ważny problem, który również stał się moim udziałem i na który chciałabym zwrócić szczególną uwagę. Choć kontekst mojego doświadczenia bycia ofiarą jest inny, to podobnie jak prof. Kowalewska w momencie odkrycia plagiatu przez ponad miesiąc miałam poczucie niedającego się do niczego porównać „bezwładu i niemocy” oraz niedającego się do niczego porównać przeświadczenia, że wobec tak trudnego problemu, jaki na mnie „spadł”, pozostaję sama. W poczuciu tego osamotnienia pozostawałam tak długo, aż ktoś z wspierających mnie znajomych nie wskazał mi dr. Marka Wrońskiego.

Wówczas dowiedziałam się też o cyklu Z archiwum nieuczciwości naukowej w „Forum Akademickim” i poczułam ulgę, że na tej „bezludnej wyspie”, na jakiej się znalazłam przez specyfikę mojego problemu, jest jednak ktoś, komu zarówno moje losy, jak i losy rzetelności naukowej nie są obojętne. Osobą tą jest dr Marek Wroński.

Ofiara plagiatu winna być chroniona

Szybko zorientowałam się, że konsekwencje nierzetelności naukowej to problem wielowymiarowy, że równoległym do osobistego wymiaru jest wymiar społeczny, a dr Wroński działa z jednakowym zaangażowaniem na obu tych płaszczyznach. Innymi słowy, będąc ofiarą plagiatu, stałam się jednocześnie obserwatorem i świadkiem zaangażowania oraz postawy kogoś, kto naprawdę rozumie sens i znaczenie walki z nierzetelnością i o rzetelność. Poznałam kogoś, kto ma odwagę iść „pod prąd”.

Tak, jest swego rodzaju fenomenem, jak napisała prof. Kowalewska: „wejść w sytuację osoby zupełnie obcej i zaangażować się w obronę jej praw”, jak to robi dr Wroński. Ja również tego doświadczyłam z jego strony. Niełatwym zadaniem jest też emocjonalne towarzyszenie w zupełnym „rozbiciu” i zagubieniu osoby zwanej „splagiatowaną”, która ku własnemu zdziwieniu odkrywa również, jak ogromnego wsparcia w tej nowej sytuacji potrzebuje, odkrywa własną bezradność i swoją zupełnie nową sytuację życiową. Dużo można by o tym pisać. Trudno mi sobie wyobrazić, jak potoczyłyby się moje losy, jak wyglądałoby moje życie dziś, gdyby nie wspierająca obecność i pomoc dr. Wrońskiego w mojej trudnej sytuacji, w jakiej znalazłam się trzy lata temu.

Mając za sobą cały etap walki, czyli postępowanie dyscyplinarne oraz postępowanie karne, wiem, iż ofiara plagiatu powinna być chroniona i otoczona szczególnym wsparciem. W Polsce powinno działać stowarzyszenie, do którego ofiary plagiatu mogłyby się zwracać. Takiego stowarzyszenia nie ma i z pewnością nie będzie. Jego rolę i zadania stara się spełniać od lat jeden człowiek – dr Wroński i to do niego mogą się zwrócić wszyscy, którzy stali się ofiarami nierzetelności naukowej. Osoby te potrzebują szczególnego wsparcia, ochrony i zrozumienia. Potrzebują zupełnie nowej wiedzy oraz poczucia bezpieczeństwa, które z chwilą odkrycia plagiatu zostaje mocno zachwiane. W interesie społecznym jest osoby poszkodowane wspierać, ale równocześnie demaskować plagiatorów, którzy się tej nierzetelności dopuszczają. Dr Wroński doskonale zdaje sobie z tego sprawę. I z tej jego świadomości płynie ogromna praca, jaką wykonuje w tym zakresie. Do niecodziennych też należy wytrwałość i niezłomność, z jaką dr Wroński pracuje na rzecz rzetelności naukowej, narażając się na wrogość ze strony osób, którym jego konsekwentne działania z jakichś powodów nie są w smak.

Walka o wartości

Dziś, kiedy po upływie trzech lat znam wagę i złożoność problemu, jakim jest nierzetelność naukowa, wiem, że bez działalności dr. Wrońskiego poziom rzetelności naukowej stałby pod dużym znakiem zapytania. Jakie byłyby konsekwencje tych dokonanych przez ostanie lata plagiatów, gdyby nie zostały one upublicznione? Kto podjąłby się tak trudnej roli? Kto wziąłby na siebie ryzyko odrzucenia, bycia nielubianym, atakowanym?

Problem działalności dr. Wrońskiego rozpatruję również na płaszczyźnie aksjologii, gdyż dla mnie jego postawa w walce o rzetelność to walka o wartości – rzetelność naukowa jest wartością. Twierdzę, że w kontekście złożoności problemu można i należy mówić jednocześnie o ekonomii rzetelności.

Rzetelność naukowa jest bardzo specyficzną i delikatną materią. Od niej zależą inne ważne wartości oraz kształtujące się postawy młodych ludzi, przyszłych pracowników naukowych i ich wiarygodność, kultura oraz wiarygodność i prestiż uczelni. Rzetelność naukowa, fakt jej istnienia, tak jak i fakt istnienia innych wartości, zależą od człowieka, bo tylko człowiek może je urzeczywistnić. Rzetelność naukowa nie obroni się sama, potrzebuje rzecznika.

Zatem starania i konsekwentna walka o rzetelność jest bezwzględnie potrzebna. Ma tego świadomość dr Wroński, lecz nie wszystkim podoba się jego zdeterminowana, bezkompromisowa działalność, a może metoda? Żyjemy wszak w czasach zrelatywizowanego myślenia i szczególnej wrażliwości na tle innej ważnej wartości, jaką jest wolność. Ale na straży dobrze pojętej wolności powinno stać sumienie i moim zdaniem cykl Z archiwum nieuczciwości naukowej pełni rolę takiego sumienia.

Twierdzę, że to dr Wroński zbudował fundamenty rzetelności naukowej w naszym kraju. Poprzez swoją wieloletnią zdeterminowaną postawę i działalność z uporem utrwalał i wciąż utrwala coś, co te fundamenty podtrzymuje. Rzeczywiście, trwałym fundamentem może być stopień świadomości społecznej problemu. Dr Wroński nad kształtowaniem tej świadomości pracuje od lat, wskazując wagę i znaczenie konieczności przestrzegania prawa własności intelektualnej w nauce.

Również wykłady dr. Wrońskiego są narzędziem niezbędnym w walce z nierzetelnością i muszą przynosić dobre owoce. Wierzę w sens uświadamiania młodych ludzi, w sens mówienia o wartościach, uczciwości oraz w sens otwartego przedstawiania problemów, rozmów o tym, co złe. Miało to miejsce również w trakcie konferencji dotyczących patologii w nauce polskiej. Na obydwu tych konferencjach byłam obecna.

W świecie, w którym jedną z niedoskonałości jest nierzetelność naukowa, a zagrożenie tą niedoskonałością wciąż rośnie, zaangażowanie oraz działalność dr. Wrońskiego należy przede wszystkim docenić i wspierać! 