De Lazari - Cz. 1 Z ziemi włoskiej…

Magdalena Bajer

Rodzinnej opowieści potomka „rosyjskich Łazarzów”, jak o sobie mówi pan profesor Andrzej de Lazari, słuchałam w kawiarni Zamku Królewskiego w Warszawie, dokąd mój rozmówca przyjechał z Łodzi na wspólny z Aleksandrem Lipatowem wykład o polskich i rosyjskich mitach, stereotypach, uprzedzeniach. Słuchałam z zaciekawieniem i z odrobiną zazdrości o… szczególnie bogatą tożsamość, na którą składają się tradycje różnych narodów. Z tego bogactwa prof. de Lazari robi ważny aktualny użytek, o czym będzie mowa w drugiej części. Swoją polskość uzasadnia nie tylko i nie tyle miejscem urodzenia, lecz tym, że wychował się w kulturze polskiej, co jego zdaniem przesądza o przynależności narodowej mocniej niż geny.

Z ziemi włoskiej do… Rosji

Z dokumentów, do których dotarł, wiadomo, że de Lazari wywodzą się z wyspy Zante, stanowiącej niegdyś kolonię wenecką. W herbie mieli falę morską z uniesioną nad nią ręką trzymającą gałązkę oliwną. Rodzinne brzegi opuścił w r. 1770 Dimitrios, by zaciągnąć się do wojska Katarzyny Wielkiej, walczącej wtedy z Turkami. Wedle ustnej legendy zakończył życie tragicznie – zasztyletowany w Atenach.

Dimitrios jest wszakże protoplastą dwu linii rosyjskich, które z czasem zaczęły się pisać Delazari, inaczej niż polscy potomkowie. Rozdzieliły się w pokoleniu pradziada mego rozmówcy, Nikołaja. Jedną stanowili urzędnicy i wojskowi oraz żandarmi (pan profesor, z tej linii pochodząc, mówi tu: niestety), drugą artyści. Do dzisiaj przysparzają nazwisku laurów występując w teatrach, śpiewając zawodowo, grając w najlepszych orkiestrach, jak Michał Delazari, znany perkusista.

Syn Dimitriosa, Nikołaj, zasłynął w walkach z Napoleonem, jego zaś syn, pradziadek profesora Andrzeja, także Nikołaj, generał carskiej żandarmerii, zapisał się w dziejach rodzinnych i w historii Królestwa Polskiego chwalebnie. Został z guberni radomskiej odesłany do Erewania za… korupcję. Przewinienie polegało na zbyt skwapliwym zwalnianiu Polaków ze służby wojskowej. Nie mógł przewidywać, że polski prawnuk z satysfakcją odnotuje ten fakt – poświadczony w publikacji Stanisława Wiecha Społeczeństwo Królestwa Polskiego w oczach carskiej policji politycznej (1866-1896) – w rodzinnej opowieści. Z Erewania, poprzez Tbilisi, Omsk trafił, już emerytowany, pod Smoleńsk, do majątku córki. Po tamtejszej cerkwi i cmentarzu, gdzie spoczął, pozostał jedyny kamień nagrobny, odnaleziony dziesiątki lat później przez pana profesora.

Pradziad Nikołaj miał dwóch synów: Konstantego i Aleksandra oraz cztery córki. Ich pokoleniu przyszło wzbogacić tożsamość o motyw polski, żywo odtąd obecny, zaś włoskie i greckie korzenie pozostawić cenną pamiątką w rodzinnej schedzie kulturowej. Aleksander, kontynuując tradycję wojskową, był carskim pułkownikiem, a po rewolucji służył w Armii Czerwonej. W stopniu generała spotka go los, jaki zdawał się zapisany w biografii potomka przybyszów z europejskiego zachodu, pod rządami komunistów, w r. 1942, został stracony za przypisane mu szpiegostwo na rzecz Włoch i Polski.

Konstanty, dziadek przyszłego profesora Andrzeja, przed rewolucją był w Polsce carskim komisarzem ziemskim w okolicach rodzinnego majątku niedaleko Radomska. Później, w Petersburgu, został sekretarzem jednego z wiceministrów w rządzie Kiereńskiego. Uciekł z ZSRR w r. 1920 „na polskich papierach”. Niebawem – były to lata wielkiego kryzysu – majątek musiał sprzedać i przeniósł się z rodziną do Łodzi, by dziesięć ostatnich lat życia (zmarł w r. 1930) przepracować w Izbie Skarbowej, poświęcając czas wolny podróżom i fotografowaniu, które stało się jego pasją. Owoce tych zamiłowań wzbogaciły łódzkie Muzeum Kinematografii.

W Polsce nowej

W okresie międzywojennym rosyjsko-polska rodzina de Lazari była rodziną inteligencką. Wojskowa tradycja wygasła. Mój rozmówca dotarł do sędziwej już wtedy swojej stryjecznej babki, Dolly, córki Aleksandra, która była żoną wybitnego rosyjskiego muzyka – alcisty. Zachowała nazwisko rodowe i pod nim można znaleźć artykuły w Internecie, gdzie wzmiankowana jest pośród rosyjskiej elity artystycznej. Pan profesor przeglądał bogate archiwum, jakie pozostawiła, a wybiera się na staranną kwerendę – z nadzieją znalezienia nieznanych wiadomości o rodzinie.

W Łodzi zaczyna się humanistyczna, akademicka tradycja de Lazarich. Jej główny dziś przedstawiciel, mój rozmówca, urodzony w r. 1946, nie znał dziadka Konstantego, babcię Natalię natomiast wspomina niezwykle ciepło, przyznając, że jako pierwszy wnuk był przez nią rozpieszczany.

W dzieciństwie przyszłego profesora rodzina żyła nader skromnie – z oszczędności po zmarłym dziadku, sprzedając w najtrudniejszych chwilach przywiezione z Rosji pamiątki. Niedługo przed drugą wojną światową kupiony przezeń dom zlicytowano. Trzy panny de Lazari uczyły się w renomowanym niemieckim gimnazjum, jako że ich matka ceniła dobrą edukację i zapewnienie jej córkom uważała za pierwszy obowiązek.

Matka mojego rozmówcy, Irena, dziedzicząc to przekonanie i taką życiową postawę, kiedy syn dorósł i wyszedł z domu poświęciła się porzuconym dzieciom, które nie znalazły dobrej opieki w państwowych domach dziecka. Była kuratorem społecznym, kierowniczką żłobka, zarabiając na utrzymanie w jednej z central handlu zagranicznego. Pan profesor mówi, że mama zawsze czuła się „opiekunką”. Z tej pełnej poświecenia pracy zapamiętali ją serdecznie łodzianie, a w 1971 r., jako jedna z pierwszych, otrzymała Order Uśmiechu. Irena Lazari – z przedrostka „de” w powojennej Polsce zrezygnowano – zdawała maturę, wtedy gdy syn już studiował. „Była bardzo światła, ogromnie oczytana – brakowało jej dyplomu i bardzo się cieszyła, że jedynak do dyplomu się zbliża”.

Najmłodsza siostra, urodzona w Polsce Ludmiła, wyszła za mąż za przedstawiciela zasłużonej dla Polski rodziny Skotnickich i wyjechała z nim na Ziemie Zachodnie.

Tradycja akademicka de Lazarich zaczęła się w Polsce i, jak myślę, nie bez znaczenia były czas i miejsce owego początku. Do zrujnowanej Warszawy nie mogli w pierwszych latach wracać profesorowie uczelni ani przyjeżdżać studenci. Nie mogły tam grać teatry, nie mieli gdzie dyskutować intelektualiści ani spotykać się artyści. Funkcje kulturalnej metropolii przejęła Łódź, gdzie w r. 1945 powstał, z inicjatywy wybitnego socjologa Józefa Chałasińskiego, uniwersytet. Atmosfera umysłowego i duchowego ożywienia działała inspirująco, budziła ambicje młodych, którym przyszło startować w dorosłe życie.

Pierwsza uczona

Przerwałam panu profesorowi watek autobiograficzny, który wypełni drugą część opowieści, żeby pytać o tę z sióstr de Lazari, która „była oczkiem w głowie mamy”, od wczesnych lat budząc nadzieję na to, że przysporzy rodzinie intelektualnego splendoru.

Ija urodziła się w r. 1921 w Rosji. Po łódzkim gimnazjum studiowała filozofię, by rozpocząć drogę naukową jako kontynuatorka myśli Tadeusza Kotarbińskiego i Marii Ossowskiej. Uzyskawszy tytuł profesora powołała do życia katedrę etyki na Uniwersytecie Łódzkim, z którym była związana pół wieku, skupiając się w badaniach własnych oraz swoich uczniów na zagadnieniach etyki współczesnej, takich jak tolerancja, a także dorobku wielkich myślicieli: Gandhiego, Nehru i Alberta Schweitzera.

Siostrzeniec, Andrzej, który poszedł w jej ślady, ale inną ścieżką, zwrócił mi uwagę (i zachęcił do lektury) na wciąż aktualną rozprawę prof. Lazari-Pawłowskiej Trzy pojęcia tolerancji . Niepodobna jej tu streścić, jako że każde zdanie ma w tekście niezastąpione miejsce, powiem jedynie, że uważnemu czytelnikowi pomaga nie grzeszyć uproszczeniami w osądzaniu stanu tolerancji u bliźnich. Sama autorka w wywiadzie dla „Gazety Łódzkiej” mówiła: „Zawsze najbardziej ceniłam w ludziach dobro, podziwiałam dogłębnie dobrych ludzi. Tych zwykłych, ale i tych, którym przypadły w udziale ważne publiczne role. Wydaje mi się rzeczą ważną, aby człowiek już od najwcześniejszych lat miał szczęście spotykać ludzi, których może darzyć miłością, szacunkiem (a nawet podziwem) i zaufaniem. To może mieć dla rozwoju moralnego decydujące znaczenie”. Kimś takim była prof. Lazari-Pawłowska dla swoich wychowanków, także dla swojego siostrzeńca, o czym usłyszałam w drugiej części naszej rozmowy.

Napisała wiele książek i artykułów tłumaczonych na wiele języków. Działała w międzynarodowych organizacjach filozofów i etyków, m.in. Erich Fromm Society, Schopenhauer Geselschaft. W posłowiu do swoich pism wybranych wymownie określiła sedno rozumienia etyki: „Idee moralne, które niezmiennie odczuwam jako ważne, są w istocie bardzo proste. Przyjmuję, że każdy człowiek jest naszym bliźnim. Przyjmuję, że wyrządzanie komukolwiek zła jest zawsze złem, nawet wtedy, gdy się nam wydaje złem koniecznym, bo złem mniejszym i gdy się czujemy zmuszeni do tego, by zło wyrządzić”.

Ija Lazari-Pawłowska obejmowała refleksją badawczą bardzo rozległy obszar współczesnej etyki. Jej prekursorskie prace powiększyły ów obszar o zagadnienia, jakie w drugiej połowie ubiegłego wieku zaczynały dopiero nurtować społeczną wrażliwość. Włączyła się bardzo aktywnie w dyskurs o etykach zawodowych, analizując ich odniesienia do norm uniwersalnych, wskazując różnice znaczenia przypisywanego w deontologiach różnych zawodów takiej wartości, jak dobro wspólne. Znawcy zagadnienia przypisują szczególne nowatorstwo jej stanowisku w kwestii praw zwierząt. W r. 1990 na Ogólnopolskim Sympozjum Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami wygłosiła odczyt Zwierzę nie jest rzeczą , stwierdzając kategorycznie: „Człowiek swoją wyróżniającą go w świecie pozycję właśnie w ten sposób utwierdza, że chroni istoty od siebie słabsze”.

Zmarła w r. 1994, pozostawiając u wychowanków poczucie niedosytu intelektualnego, pytania, na które musieli już sami próbować odpowiadać i zobowiązanie do podejmowania takich prób.

O dwa lata przeżył ją mąż, Tadeusz Pawłowski, również uczony, również uczeń Kotarbińskiego i Ossowskich. Studiował filozofię i socjologię, własne badania poświecił metodologii nauk. Szczególne zainteresowania sztuką przyniosły duży dorobek profesora w dziedzinie estetyki – książki i artykuły – sprawiły, że w r. 1977 objął Katedrę Estetyki na Uniwersytecie Łódzkim, z którym był związany od początku drogi naukowej.

* * *

Zapoczątkowana w Łodzi naukowa tradycja humanistyczna włosko-rosyjsko-polskiej rodziny de Lazari trwa w kolejnym pokoleniu i zdaje się umacniać. Prof. Andrzej uznaje za naturalne naukowe ambicje – i pierwsze osiągnięcia – swojej córki, jak i to, że sam zaangażował się w działania na rzecz dobrych, płodnych intelektualnie oraz duchowo stosunków polsko-rosyjskich. Potwierdza się supozycja, że cechą bogatej, różnorodnej tożsamości jest śmiałość w podejmowaniu zadań. Będzie o tym mowa w następnym numerze. 