Zadośćuczynienie

Rozmowa z dr. Pawłem Tomaszewskim z Instytutu Niskich Temperatur i Badań Strukturalnych PAN we Wrocławiu, autorem książki „Powrót. Rzecz o Janie Czochralskim”

Profesor Jan Czochralski, syn stolarza z wielkopolskiej Kcyni, genialny samouk, chemik i wynalazca, trzeci po Mikołaju Koperniku i Marii Skłodowskiej-Curie naukowiec Polak najczęściej wymieniany w literaturze światowej. Autor uniwersalnej metody otrzymywania dużych monokryształów nazwanej jego imieniem, ojciec współczesnego przemysłu elektronicznego. Twórca patentów z zakresu metaloznawstwa, z których jeden – na metal B, stosowany na całym świecie – przyniósł mu fortunę. Niejasne sprawy obywatelstwa i promowanie metalu B stały się źródłem zawiści i pomówień ze strony kolegów z Politechniki Warszawskiej. Przyjaciel prezydenta Ignacego Mościckiego i elit artystycznych Polski okresu międzywojennego, dr h.c. Politechniki Warszawskiej i jej profesor, po wojnie został oskarżony o kolaborację z Niemcami i z tego powodu skreślony z listy pracowników PW, mimo umorzenia śledztwa z 1945 r.

Pozbawiony przez własne środowisko warsztatu badawczego i prawa do pracy naukowej, ostatnie lata swojego życia spędził w Kcyni. Utrzymywał się z produkcji kosmetyków, farmaceutyków i innych chemikaliów w powołanej przez siebie prywatnej firmie BION. Nękany przez UB o nielegalne posiadanie obcej waluty, zmarł na zawał serca w 1953 r. w wieku 68 lat. Pochowany na cmentarzu w Kcyni przez 40 lat spoczywał w bezimiennym grobie.

W powojennej Polsce pozostał prawie nieznany. Jednak rodzących się pytań o autora szeroko stosowanej „metody Czochralskiego” nie sposób było ignorować. W latach osiemdziesiątych uczonym, o którym zapomniały nawet encyklopedie polskie, zainteresował się dr Paweł Tomaszewski z Instytutu Niskich Temperatur i Badań Strukturalnych PAN we Wrocławiu. I tak Czochralski zyskał biografa i niestrudzonego propagatora, który z podziwu godną skrupulatnością i oddaniem od wielu lat odtwarza epizod po epizodzie życie uczonego. To dzięki jego pisarskiej pracy i detektywistycznej pasji zostają zdjęte fałszywe i niesłuszne oskarżenia, które tak wiele krzywd wyrządziły Czochralskiemu i jego rodzinie. Postać prof. Jana Czochralskiego i jego dorobek zostały przywrócone pamięci zbiorowej. W wyniku ustaleń dr. Pawła Tomaszewskiego i innych autorytetów naukowych, w czerwcu 2011 r. Senat Politechniki Warszawskiej ogłosił rehabilitację prof. Jana Czochralskiego, a w grudniu 2012 r. parlament polski ustanowił rok 2013 Rokiem Jana Czochralskiego.

 

To już fakt, nie tylko życzenie: z woli polskiego parlamentu rok 2013 ma trzech patronów: Juliana Tuwima, Witolda Lutosławskiego i… Jana Czochralskiego. O ile dwu pierwszych dobrze znamy, o tyle nazwisko prof. Czochralskiego, gdyby nie Pana upór w przywracaniu pamięci o nim, budziłoby zdziwienie. Jakie to uczucie po prawie trzydziestu latach walki odnieść zwycięstwo i to w pojedynku na grząskim gruncie pomówień, półprawd, stereotypów, uprzedzeń?

Rzeczywiście, decyzja Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej z 7 grudnia 2012 r. o ogłoszeniu roku 2013 Rokiem Jana Czochralskiego pozwala na uczucie spełnienia, ale równocześnie ukazuje, jak wiele trzeba jeszcze zrobić. Opadły już emocje i można spokojnie spojrzeć na minione półtora roku intensywnej pracy wielu osób, poczynając od prof. Wiesława Kamińskiego i Polskiego Towarzystwa Fizycznego, którzy na Zebraniu Delegatów PTF we wrześniu 2011 r. rozpoczęli starania o Rok Czochralskiego, poprzez niezwykle aktywną pracę prof. Anny Pajączkowskiej i prof. Ewy Talik z Polskiego Towarzystwa Wzrostu Kryształów, aż do wsparcia udzielonego nam ze strony samorządów i wielu zacnych stowarzyszeń naukowych i technicznych. Również z zagranicy. To zmasowane „natarcie” na Sejm przyniosło spodziewany wynik i możemy, więcej – musimy, przystąpić do realizacji zaplanowanych i nowych zadań i zamierzeń w Roku Jana Czochralskiego. Niestety, zwycięstwo nie jest pełne, bo czekają nas trudne zmagania z nową falą rozpowszechniania przez media fałszywych informacji i opinii zamieszczonych w komunikacie PAP czy nawet w uzasadnieniu uchwały Sejmowej.

???

Weźmy komunikat PAP zatytułowany Jan Czochralski jednym z patronów roku 2013 , opublikowany w serwisie PAP „Nauka w Polsce” 10 grudnia 2012. Zgodnie z zamieszczoną w tekście relacją z obrad Sejmu posłanka-sprawozdawca, prezentując zgłoszoną przez Komisję Kultury i Środków Przekazu uchwałę, mówi o Czochralskim: „na apel prezydenta Ignacego Mościckiego porzucił…”, co nie jest prawdą, bo żadnego apelu nie było. Dalej: „sąd oczyścił go [Czochralskiego – przyp. red.] z zarzutów…”, co też nie jest prawdą, bo nie sąd, tylko prokurator umorzył śledztwo. W swojej książce Powrót. Rzecz o Janie Czochralskim wyjaśniam też, że nie zmarł „po rewizji UB w jego willi”. Bzdurą jest również stwierdzenie, że „Senat Politechniki przywrócił mu tytuły profesorskie”. Jakie tytuły w liczbie mnogiej? Niczego nie przywracano poza czcią. I jeszcze jeden błąd. W notatce napisano: „Jego (…) opracowania technologiczne krzemowych układów scalonych”. To science fiction! Czochralski nie pracował z krzemem, a tym bardziej nie opracował układów scalonych, wymyślonych wiele lat po jego śmierci. I jeszcze jedna nieścisłość: „Czochralski jest trzecim polskim naukowcem naprawdę rozpoznawalnym na świecie”. Toż to totalna bzdura! Owszem, nazwisko jest znane, ale osoba nie! I właśnie zależy nam na tym, by zagranica wiedziała, kto „kryje się” pod nazwiskiem znanym z nazwy metody otrzymywania monokryształów. Trudno winić redaktorów PAP za powyższe błędy, zawarte przecież w oficjalnym wystąpieniu poselskim. Niestety część tych błędów powieliły gazety i portale internetowe. Oczywiście można by wysłać do PAP sprostowanie. Ale kto to przyjmie i przeczyta? Niektóre błędy znalazły się w uzasadnieniu uchwały sejmowej (druk nr 865), a więc nabrały „mocy urzędowej”. I jak to zmienić?

Rzeczywiście. Kłopotliwa sprawa. Ale wracając do głównego wątku naszej rozmowy – z wywiadów udzielanych dziennikarzom wynika, że prof. Janem Czochralskim zainteresował się Pan w 1984 r., w trakcie prac przygotowujących Europejski Kongres Krystalograficzny we Wrocławiu. Kto zdecydował, żeby uczcić na kongresie jego pamięć?

O ile wiem, to prof. Kazimierz Łukaszewicz, szef Komitetu Organizacyjnego Kongresu, był pomysłodawcą dedykowania kongresu Janowi Czochralskiemu. To była wówczas jedyna okazja, by głośno powiedzieć całemu światu (nie tylko Europie), że Czochralski był Polakiem i polskim uczonym. Nazwisko Czochralskiego wszyscy krystalografowie dobrze znali (bo wchodziło do nazwy metody otrzymywania monokryształów – „metoda Czochralskiego”), ale mało kto wiedział, kim był. Przypuszczam, że jakiś udział w tej decyzji miał też prof. Józef Żmija z WAT, który już w latach 70. promował osobę Czochralskiego, także na konferencjach międzynarodowych. Decyzja ta spotkała się z ostrym sprzeciwem osób związanych z Politechniką Warszawską; grożono nawet wywołaniem skandalu międzynarodowego. Na szczęście kongres odbył się, choć bez oficjalnego eksponowania Czochralskiego (życiorys przedstawiono, ale nie pozwolono na jego opublikowanie w materiałach kongresowych).

Jak środowisko wówczas komentowało Pana zainteresowanie biografią prof. Czochralskiego?

Nie spotkałem się z wrogością. A na groźby wobec organizatorów wrocławskiego kongresu potrafiłem ostro zareagować. Raz tylko prokuratura doniosła na mnie dyrektorowi instytutu, że… szukam materiałów sądowych o Profesorze. Dziękuję kolejnym dyrektorom instytutu i mojemu szefowi, prof. Kazimierzowi Łukaszewiczowi, za ich stałe życzliwe wsparcie w moich poszukiwaniach materiałów o Janie Czochralskim.

Z jakimi informacjami biograficznymi zdążył Pan na kongres, który odbył się w 1986 r., a czego wtedy nie udało się wyjaśnić?

Dwa lata zbierania materiałów o Czochralskim, prawie od zera, przyniosły sporo dokumentów i fotografii. Gdy na to spoglądam po prawie 30 latach badań i poszukiwań, to trudno powiedzieć, co wówczas odkryłem. Ówczesny stan wiedzy przedstawiłem w pierwszej tak obszernej biografii Czochralskiego opublikowanej na łamach „Wiadomości Chemicznych” w 1987 r. Prawie każde odkrycie, dokument czy wspomnienia osób znających Czochralskiego powodowały serie nowych pytań i konieczność nowych poszukiwań. I trwa to do dzisiaj.

Wydał Pan właśnie kolejną biografię prof. Jana Czochralskiego. Jakie nowe fakty – w stosunku do materiałów już publikowanych – ona zawiera?

Najnowsza biografia, choć jest ukoronowaniem moich wieloletnich starań, badań i poszukiwań, nie jest dokończonym obrazem życia i działalności Profesora, a raczej pewnym „zdjęciem”, fotografią obecnego stanu wiedzy, ale i niewiedzy. Już po zamknięciu książki dotarły do mnie nowe materiały, w tym kilka cennych fotografii z wycieczek do Paryża czy do Szwajcarii Saksońskiej.

O jednej rzeczy dotychczas nie pisałem – o mojej hipotezie dotyczącej możliwych przyczyn decyzji Senatu Politechniki Warszawskiej z 1945 r. Uważam, że nie była to kara za jakieś niesprecyzowane złe zachowanie Profesora, ale forma jego obrony w nowej rzeczywistości politycznej, obrony przed nieuchronną tragedią. Nie została jednak – z różnych przyczyn – właściwie odebrana przez następne pokolenia. Brak dokumentów, wspomnień i spuszczona zasłona milczenia sprawiły, że do głosu dochodzili nadal przedwojenni wrogowie Czochralskiego i ich następcy. Niestety, choć byli nieliczni, to ich głos był uznawany za istotny, choć niepoparty żadnymi dowodami. Natomiast obrońcy Czochralskiego bali się, z sobie tylko znanych powodów (oportunizm?), występować przeciwko tym uznanym wrogom. Na szczęście w Krakowie, Wrocławiu czy nawet w warszawskiej Wojskowej Akademii Technicznej znaleźli się ludzie niezależnie myślący i wystarczająco odważni, by stanąć po stronie Jana Czochralskiego jeszcze zanim odzyskaliśmy swobodę myślenia i wypowiedzi. Po roku 1990 przybyło jeszcze kilka osób, ale dopiero po decyzji Senatu Politechniki Warszawskiej o pełnej rehabilitacji Profesora (czerwiec 2011 r.), mówienie o Czochralskim stało się wręcz modne (bo i bezpieczne).

Co uważa Pan za swój największy „detektywistyczny” sukces?

Najciekawszym odkryciem było przypadkowe odnalezienie poszukiwanego od wielu lat niemego filmu niemieckiego z Janem Czochralskim, pochodzącego z 1927 r. Natomiast największym sukcesem… Są dwie sprawy, które uważam za największe osiągnięcia. Pierwsza – to zebranie wszystkich (lub prawie wszystkich) prac Czochralskiego, w tym analiza jego patentów. Udało mi się też zgromadzić chyba wszystkie publikacje o Profesorze, wiele relacji osób znających Czochralskiego oraz dokumentów dotyczących Czochralskiego (także z zagranicznych archiwów). Powstało w ten sposób bogate archiwum „czochralskianów”, największe w Polsce, choć przecież nadal niekompletne. Bez tego archiwum nie byłoby możliwe pisanie o Czochralskim i przygotowanie biografii Powrót . Drugim osiągnięciem było ułożenie mozaiki rozsypanych dotychczas klocków-faktów z życia Czochralskiego po przyjęciu hipotezy jego ścisłej współpracy z polskim wywiadem wojskowym. Niezwykłym (choć w pewien sposób oczekiwanym) potwierdzeniem słuszności tej hipotezy było odkrycie dokumentu wywiadowczego Armii Krajowej, dokonane w czerwcu 2011 r. w Archiwum Akt Nowych (podczas kwerendy zleconej przez rektora Politechniki Warszawskiej). Sprawa rehabilitacji prof. Jana Czochralskiego pokazała też, jak trudne, ale i ciekawe, są poszukiwania w archiwach. Trzeba umieć zadać właściwe pytanie, ale czasem konieczna jest pomoc fachowca. Sam zupełnie przypadkowo natrafiłem na cenne informacje w zbiorach IPN, a dokument o współpracy Czochralskiego z AK mógł zostać przeoczony, gdyby nie dociekliwość prof. Mirosława Nadera i życzliwa pomoc mgr. Mariusza Olczaka z Archiwum Akt Nowych.

Kto i co powinien zrobić, aby zadośćuczynić Czochralskiemu i jego potomkom za lata infamii?

Oczywiście największe oczekiwania dotyczą Politechniki Warszawskiej, jako sprawczyni tak długiego milczenia w sprawie Czochralskiego. Trudno tu wymienić wszystkie – uczelnia jest samodzielna i, jak się przekonałem, nie lubi podpowiedzi. Rozumiem, że nadzieje na upamiętnienie Profesora rozbijają się dziś głownie o sprawę funduszy (np. zamiast proponowanego pomnika przy wejściu do auli politechniki ma być popiersie schowane za węgłem). Cieszy jednak objęcie patronatem przez Politechnikę Warszawską szkoły podstawowej im. Jana Czochralskiego w Kcyni. Kilka innych moich marzeń opisałem w książce. Głównym jednak zadaniem powinno być (nie tylko ze strony politechniki) szerokie upowszechnienie wiedzy o prof. Janie Czochralskim tak w kraju, jak i za granicą. Temu m.in. ma służyć Rok Jana Czochralskiego. Potrzebne są też np. fundusze na wydanie angielskiej wersji biografii, na dokończenie filmu dokumentalnego o Profesorze czy na odzyskanie willi „Margowo” w Kcyni. Ewentualni sponsorzy instytucjonalni nie są tym zainteresowani. Jak na nich wpłynąć? Nie należy zapominać, że ogromne fortuny zrobione przez światowe koncerny elektroniczne pochodzą tylko z tego, że odkrycie Czochralskiego nie zostało opatentowane i było powszechnie dostępne. Nikt jednak nie uważa za stosowne, by wspomóc inicjatywy upamiętniające ich „dobroczyńcę”.

Poświęcił Pan prof. Czochralskiemu najlepsze lata swojego życia. Nie żal Panu? Czym by się Pan zajmował, gdyby nie Czochralski?

Nie uważam, by moja kariera doznała jakiegoś uszczerbku. Nadal zajmuję się tym, co wcześniej – badaniami strukturalnych przemian fazowych w kryształach. Dziś – w nanokryształach.

Rozmawiała Janina Słomińska