Efekty kształcenia… duszy?

Rozmowa z ks. prof. dr. hab. Janem Szpetem, dziekanem Wydziału Teologicznego Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu

Zanim Wydział Teologiczny stał się częścią Uniwersytetu im Adama Mickiewicza w Poznaniu, działał jako Papieski Wydział Teologiczny. Świeccy absolwenci, którzy studiowali na nim w latach 80., wspominają swoiście konspiracyjną atmosferę: wykłady w podziemiach kościoła św. Michała, legitymacje studenckie, które nie uprawniały do żadnych zniżek, zajęcia z filozofii wolne od panującej wówczas poprawności światopoglądowej. Czy po tych doświadczeniach dużej autonomii łatwo było odnaleźć się w strukturach uniwersyteckich?

Wykłady w podziemiach nie wiązały się z konspiracją. Wydział zaczął funkcjonować w 1974 roku. Ponieważ powstał na bazie Arcybiskupiego Seminarium Duchownego, więc do dyspozycji były tylko takie pomieszczenia, z których wcześniej korzystali klerycy. Gdy zaczęła wzrastać liczba studentów świeckich, pojawiły się problemy lokalowe, jednak dzięki uprzejmości proboszczów wykłady można było prowadzić najpierw w dolnym kościele św. Michała, a później, po powrocie lekcji religii do szkół – gdy coraz więcej kandydatów trafiało na studia, korzystaliśmy także z salek katechetycznych w dwóch innych parafiach. Dopiero w latach osiemdziesiątych powstał nowy, skromny budynek w całości przeznaczony dla Wydziału Teologicznego.

W 1998 roku weszliśmy w struktury uniwersytetu, co wyraźnie wpłynęło na poprawę sytuacji studentów, bo teologia jako taka się nie zmieniła. Zmieniły się natomiast możliwości działania i prawa studenckie – stypendia, zniżki, legitymacje, granty badawcze…

Studia teologiczne, podobnie jak to było w krajach europejskich, stały się na szczęście czymś zupełnie normalnym w polskiej rzeczywistości. Należy pamiętać, że w 1954 roku usunięto wydziały teologiczne z uniwersytetów w Warszawie i Krakowie. Jedyną uczelnią kształcącą świeckich także w takim zakresie pozostawał Katolicki Uniwersytet Lubelski. W Poznaniu zrealizowano w końcu decyzje z 1919 roku o wprowadzeniu teologii na uniwersytet. Świadectwem takiej woli ówczesnych władz uczelni jest jeden z witraży w Auli Lubrańskiego poświęcony właśnie Wydziałowi Teologicznemu.

Przed połączeniem z poznańskim uniwersytetem, jako instytucja kościelna, podlegaliśmy Kongregacji Wychowania Katolickiego, a jako szkoła wyższa – Ministerstwu Nauki i Szkolnictwa Wyższego.

Czy nie było konfliktów związanych z wejściem w nowe środowisko?

Były różne dyskusje, ale przychylność władz rektorskich i senatu spowodowała, że nasz wydział mógł zaistnieć. Musieliśmy także uzyskać zgodę ze strony władz kościelnych – stosowne pismo Stolicy Apostolskiej jest wskazane na naszej stronie internetowej. Ponieważ wcześniej utworzono Wydział Teologiczny na Uniwersytecie Opolskim, mogliśmy skorzystać z pewnych wzorców. Gdy już weszliśmy w struktury uniwersytetu, trzeba było całkowicie podporządkować się wymaganiom, które funkcjonują w odniesieniu do innych jednostek. Nasi wykładowcy stali się pracownikami UAM i zaczęły ich obowiązywać normy związane z dokumentacją dorobku, rytmicznością w uzyskiwaniu stopni naukowych itp. Z kolei budynki, z których wcześniej korzystaliśmy, oraz biblioteka i wydawnictwo zostały przekazane uniwersytetowi na potrzeby nowego wydziału.

Czy studenci świeccy uczestniczą w zajęciach razem z klerykami?

Tak. We wcześniejszych latach dominowali klerycy, studiowały tylko pojedyncze osoby świeckie czy zakonne. Później pojawił się boom i świeccy zdominowali zajęcia. W tej chwili proporcje są zmienne.

Początkowo u niektórych osób istniała obawa – jak będą funkcjonować klerycy, którzy są prowadzeni do kapłaństwa, kształceni w określonej formacji i nagle pojawiają się wśród nich osoby z zewnątrz, mieszkające w innym akademiku… Czy taka sytuacja nie będzie miała negatywnego wpływu na sprawy związane z powołaniem? Tymczasem nie zaobserwowaliśmy zjawisk negatywnych, które by niepokoiły. Tak jedni, jak i drudzy są świadomi własnych życiowych celów, wyborów.

Tradycyjnej formacji seminaryjnej z kolei zarzuca się czasem zbytnie zamknięcie – gdy kapłan po sześciu latach spędzonych głównie wśród kleryków opuszcza seminarium, może się czuć nieco wyalienowany.

Tak – nasz wydział od początku postawił na otwarcie i kontynuujemy tę linię. Osoby świeckie są traktowane jako równoprawni współpracownicy.

Jakie kwalifikacje można uzyskać kończąc teologię? – czy kształcenie katechetyczne jest obecnie dominujące?

W chwili obecnej wydział teologiczny UAM prowadzi jednokierunkowe studia i trzy specjalności: kapłańską, katechetyczno-pastoralną i „dialog społeczny”. Mamy seminaria m.in. z filozofii, antropologii, egzegezy Starego i Nowego Testamentu, teologii: biblijnej, fundamentalnej, dogmatycznej, ekumenicznej, katolickiej nauki społecznej, historii Kościoła oraz różne przedmioty praktyczne – teologię pastoralną, psychologię, pedagogikę z dydaktyką, katechetykę i medycynę pastoralną. W tej chwili specjalność „dialog społeczny” jest wygaszana, bo w przyszłym roku chcielibyśmy otworzyć nowy kierunek – dialog i doradztwo społeczne. Właściwie planowaliśmy wcześniejsze otwarcie tego kierunku, ale musieliśmy skupić się na reformie związanej z nową ustawą, wprowadzaniu krajowych ram kwalifikacji.

Czytając niektóre doniesienia prasowe na temat lekcji religii w szkołach, można by sądzić, że studentom teologii do dziś narzuca się system geocentryczny, teorię bezwzględnego kreacjonizmu oraz wiktoriańską obyczajowość, zakładającą, że seks jest grzechem. Jak wygląda formacja współczesnego katechety?

Takie doniesienia kojarzą mi się z książką, którą niedawno otrzymałem – Model socjalistycznego uniwersytetu (wydanie z roku 1970). Może ona posłużyć jako wzorzec manipulacji. Często spotykam się z problemem niezrozumienia, bywa, że złej woli albo takiego nastawienia ideologicznego, które chce coś forsować w odniesieniu do nauki religii. Z jednej strony problem jest ściśle naukowy – teologia musi opierać się na najnowszych badaniach. Dlatego, gdyby ktoś próbował zatrzymać się na osiągnięciach sprzed wielu wieków, będzie to bardzo szybko zweryfikowane. Z drugiej strony jest kwestia bezpośredniego przygotowania katechetów do pracy – mamy tutaj niejako potrójną weryfikację: ze strony Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, ze strony Kościoła oraz Ministerstwa Edukacji Narodowej. Przedstawiając sprawę pokrótce – strona kościelna kładzie nacisk na takie trzy wymiary przygotowania: być, wiedzieć, umieć działać. Być człowiekiem i chrześcijaninem. Wiedzieć, a więc znać nie tylko szeroko pojęte nauki biblijne, teologiczne, ale równocześnie humanistyczne, społeczne – w kształceniu dzisiejszego katechety mamy do czynienia i z pedagogiką, i z socjologią, i z filozofią, z komunikacją społeczną – są to niezbędne elementy i wydział musi do tego przygotować. Trzeci wymiar zakłada działanie – kształcenie praktycznych umiejętności, kompetencji. Wspomniane insynuacje są więc nieprawdziwe. Poza tym rozporządzenia ministerialne dotyczące kształcenia nauczycieli dotyczą także katechetów. Są w nich określone wymagania, które realizujemy.

Jaki aspekt uważa Ksiądz za ważniejszy we współczesnym nauczaniu religii – intelektualny czy egzystencjalny? Pojawiają się czasami postulaty, aby lekcje religii przyjmowały formę religioznawstwa – kształcenia tylko w zakresie intelektu.

Na pewno jeden i drugi aspekt jest ważny. Przede wszystkim musimy określić, czym ma być lekcja religii. To jest kluczowe pytanie. Trzeba odnaleźć miejsce, cel i zadania nauki religii w szerszym kontekście kulturowym, oświatowym, kościelnym, a jednocześnie w kontekście pewnych wymogów europejskich. Prawo europejskie jednoznacznie przychodzi tu z pomocą. Lekcja religii nie może być tylko nauką pacierza albo dogmatów. Wiadomo, że przekaz skierowany jest do konkretnego człowieka w konkretnej sytuacji życiowej, po to, by uzdolnić go do dania odpowiedzi, aby pomóc w interpretacji doświadczenia ludzkiego. W tym sensie musi dotykać też elementu egzystencjalnego oraz wolicjonalnego. Sama wiedza nie wystarczy. Nauka daje wiedzę, religia – sens. Z kolei sama wiara bez podbudowania intelektualnego, bardzo łatwo może ulec zachwianiu. Potrzeba więc motywacji, którą daje intelekt. Owszem będą zdarzały się momenty przeakcentowania – bo przecież trzeba poznać pewne prawdy, fakty historyczne, racje wystąpienia tych faktów oraz ich skutki – to, jakie niosły przesłanie. Na całą tę rzeczywistość trzeba spojrzeć integralnie.

Obecnie modne są opinie podważające naukowość teologii. Jak możemy zdefiniować teologię jako naukę?

Powszechnie wiadomo, że kiedy zaczęły powstawać uniwersytety, to właśnie teologia była jedną z pierwszych dyscyplin – niejako leżała u podstaw naukowej refleksji o człowieku. Określano ją mianem „królowej nauk”. Teologii, choć czerpie z Objawienia, nie można jednak utożsamiać z wiarą. Są to dwie rzeczywistości spójne, ale nie tożsame. Nieporozumienie bierze się stąd, że zapominamy, iż teologia jako refleksja naukowa ma powiązanie z szeregiem nauk, które posługują się bardzo konkretnym aparatem badawczym. Pierwszym elementem jest filozofia, z której teologia zaczerpnęła wiele pojęć, aby ukształtować własną tożsamość. Później, wskutek mnogości zadań, które zaczęła podejmować, dochodziło do powstania różnych dyscyplin teologicznych. Warto zwrócić uwagę na to, że teologia, choć posiada własną metodę badawczą, jednocześnie korzysta z metod innych dyscyplin, np. egzegeza wykorzystuje analizy właściwe filologii, historia Kościoła posługuje się metodami charakterystycznymi dla nauk historycznych, podobnie archeologia biblijna korzysta z adekwatnych metod. Oczywiście, że dzisiaj niemożliwe jest przygotowanie np. katechety, który nie byłby wprowadzony w podstawy np. socjologii. Istnieje jednak pewne nieporozumienie, bo nie możemy zatrzymywać się tylko na aparacie tych nauk. Niektórzy socjologowie chcieliby, aby przy opisie religijności zatrzymać się tylko na poziomie zjawisk socjologicznych. Tymczasem na płaszczyźnie wydziału teologicznego, refleksja idzie dalej – chodzi nie tylko o poznanie zjawiska, ale o próbę wyciągnięcia wniosków, pastoralnych postulatów, interpretację.

Czy nadal warunkiem zapisu na studia teologiczne jest wiara?

Nie – teologię może studiować każdy, bo jest związana z poznaniem.

Kiedyś podobno trzeba było przedstawić zaświadczenie od księdza proboszcza.

Teraz nie ma żadnych zaświadczeń, ale proszę zwrócić uwagę, w jakich żyliśmy czasach – przysyłano do seminarium ludzi, którzy nie chcieli być księżmi, ale mieli inne zadania i kierowali się zupełnie innymi motywacjami, podobnie zresztą było na wydziałach teologicznych.

Inwigilacja środowiska?

Tak – można tak stwierdzić. Powiedzmy – udrożnianie komunikacji…

W tej chwili o przyjęciu decydują tylko wyniki matury?

Nie tylko. Jako jeden z niewielu wydziałów zachowaliśmy rozmowy kwalifikacyjne. Teologia powinna prowadzić do umocnienia fundamentów wiary, włączenia w nurt ewangelizacyjny Kościoła. Jednak jeśli przyjdzie ktoś niewierzący i chciałby ją studiować, to trudno byłoby mu odmówić.

Nawet ewidentnemu ateiście, który na wejściu zadeklaruje, że jest ateistą i chce tylko zorientować się, jak wygląda kształcenie teologiczne?

Dla niego też drzwi będą otwarte – spotka się z przedmiotami, które dadzą mu solidną bazę naukową, antropologiczną, będzie miał jednak problem z asymilacją pewnych treści, problematyczne może być dla niego samo pojęcie np. Objawienia.

A jak Wydział Teologiczny radzi sobie z nową ustawą o szkolnictwie wyższym – z krajowymi ramami kwalifikacji, z efektami kształcenia?

Jesteśmy jednym z wydziałów uniwersyteckich, więc jeśli reforma dotyczy całego uniwersytetu to także nas. Oczywiście, możemy mieć swoje zastrzeżenia, widzieć słabości pewnych rozwiązań, ale właśnie naukowość teologii gwarantuje, że jesteśmy uchwytni w tych płaszczyznach. W przypadku opisu efektów kształcenia mieliśmy nawet nieraz ułatwione zadanie, gdyż np. katechetyka funkcjonuje na styku pomiędzy działaniami praktycznymi a teorią. Podobne wymogi musieliśmy wprowadzić już wcześniej w niższym szkolnictwie w odniesieniu do nauczania religii. Dlatego teraz było to łatwiejsze niż w przypadku nauk, które ze szkolnictwem nie mają nic wspólnego. Inną kwestią, którą warto zauważyć, jest dostępność środków finansowych na prowadzone badania. Na płaszczyźnie humanistycznej, do której należymy, znacznie trudniej przebić się z publikacjami i zdobyć punkty. Posiadamy wydawnictwo, które funkcjonuje od dawna. Mamy sztandarowy periodyk „Poznańskie Studia Teologiczne”, ukazujący się od 1972 roku, sześć innych periodyków, publikujemy też dużo monografii, 12 serii wydawniczych. Cała nadzieja w tym, że zmieniają się regulacje europejskie, w większym stopniu uwzględniając specyfikę nauk humanistycznych.

Czy kompetencje duchowe też są umieszczone w zapisie efektów kształcenia?

Nie, bo one nie są mierzalne, a efekty muszą być mierzalne. Chociaż kryterium mierzalności w przypadku nauk teologicznych i – w ogóle – humanistycznych jest sprawą bardzo problematyczną.

Jeżeli chodzi o teologię – korzysta z nauk empirycznych, ale nie jest tylko nauką empiryczną.

Jak radzą sobie absolwenci teologii na rynku pracy?

Znajdują zatrudnienie nie tylko przy nauczaniu religii, ale też w różnych instytucjach kościelnych i państwowych. Rzeczą dla nas zastanawiającą był fakt, że zgłosili się do nas przedstawiciele dwóch banków, abyśmy zarekomendowali im naszych absolwentów. Stwierdzili, że potrzeba im ludzi uczciwych, z zasadami, wychowanych na wartościach – gdyż zawsze istnieje możliwość przyuczenia do wykonywania konkretnej pracy. Teologia nie jest tylko nauką dogmatów, ale ma związek z integralnym, całościowym kształtowaniem człowieka.

Rozmawiała Krystyna Matuszewska