Brak etyki naukowej

Anna M. Schneider

Zgadzam się z wnioskiem artykułu prof. Marka Brandta i prof. Wojciecha Radomskiego Powszechny stan bylejakości (FA 03/2013), iż głównym problemem dotyczącym etyki w polskiej nauce jest akceptacja jej niskiego poziomu, a nie plagiaty. Chciałabym więc podzielić się wnioskami na temat „miałkości” nauki na podstawie osobistego doświadczenia.

Jestem rodowitą Australijką, mam doktorat z fizyki, obroniony ponad dwadzieścia lat temu, i obecnie polskie obywatelstwo. Zanim przed paroma laty nieoczekiwanie – z powodów rodzinnych – przyjechałam do Polski, całe swoje życie zawodowe mieszkałam w Sydney, gdzie pracowałam jako naukowiec w instytucie badawczym Commonwealth Scientific and Industrial Research Organisation – CSIRO. Niewiele wtedy wiedziałam o Polsce i polskiej nauce.

Kiedy jedna z adiunktów Wydziału Nauk Społecznych regionalnej uczelni polskiej z Częstochowy poprosiła mnie o pomoc w jej pracy naukowej z powodu panującego niskiego poziomu w jednostce, zgodziłam się. Po zgłębieniu tematu udało mi się przyczynić do poprawy sytuacji, więc po trzech latach intensywnej (i bezpłatnej!) mojej pracy, w grudniu 2012, złożyliśmy wniosek o grant NCN na kontynuację badań (> 300 tys. zł). Podsumowaniem była też grudniowa prezentacja wyników na konferencji (ESF/UK/Holandia) w Amsterdamie, opłacona przez European Science Foundation. Na międzynarodowym forum konferencyjnym oceniono, że przedstawione badania są oryginalne i wartościowe. Badacze z Uniwersytetu w Amsterdamie wyrazili chęć poważnej współpracy. Chciałabym podkreślić, że dotychczas Wydział Nauk Społecznych nie miał wkładu w naukę światową. Z tego wnioskuję, że jeśli się wie, jak robić naukę, to stosunkowo łatwo podnieść jej poziom nawet w ośrodku regionalnym – na taki, by liczył się na świecie, nawet w naukach społecznych.

Z goryczą chciałabym wspomnieć, że mimo pozytywnych wyników mojej kilkuletniej darmowej pracy, uwieńczonej zdobyciem grantu, w aktualnych warunkach nie jestem zatrudniona, zdecydowałam się zatem więcej nie pomagać wydziałowi. Jest to anomalia rzutująca na procesy naukowe, które obejmują nie tylko ten częstochowski ośrodek. Mam wrażenie, że naczelnym powodem problemów, do których zalicza się też preferencja marnej nauki i które stały się dla mnie przeszkodą nie do pokonania, jest brak etyki naukowej wśród niektórych naukowców na kierowniczych stanowiskach oraz panująca powszechnie sytuacja, w której pozostali nie mogą bądź boją się sprzeciwić nieetycznym zachowaniom z powodu obaw o karierę (czytaj: zwolnienie z pracy). Od połowy grudnia 2012 czytam w prasie oraz w Internecie wypowiedzi polskich naukowców, by zrozumieć problemy, z którymi się zetknęłam. Zwróciłam więc uwagę na częstą krytykę zachowań etycznych w środowisku naukowym. Jednak zauważyłam tylko jedną osobę, dr. Marka Wrońskiego, który działa w praktycznym sensie na rzecz poprawy etyki naukowej i ukazuje konkretne przykłady nieetycznych zachowań.
Zapobieganie plagiatom i innym nierzetelnościom naukowym, moim zdaniem jest ważne, lecz o wiele trudniej wyeliminować „miałkość” z nauki. Te ostatnie działania są o wiele trudniejsze. Osobiście mam poczucie całkowitej porażki w tym względzie, mimo mojego ogromnego nakładu pracy i zaangażowania. Kierowałam się wyłącznie tym, że wiedzę należy przekazywać młodszym pokoleniom oraz tam działać, gdzie są największe zaniedbania, czyli w nauce regionalnej i w naukach społecznych. Nie było moim zamiarem „naprawianie” stanu polskiej nauki. Brak etyki w procesach naukowych uniemożliwił mi kontynuowanie moich trzyletnich wysiłków, by pomóc nauce w Polsce.

Dlatego, moim zdaniem, poprawa w dziedzinie etyki jest potrzebna i powinniśmy popierać działania dr. Wrońskiego na rzecz etycznego publikowania i rzetelnych zachowań, jednak ze świadomością, że istnieją też większe problemy na drodze do podniesienia poziomu polskiej nauki.

Z poważaniem,

Anna M. Schneider, PhD