Trendy w innowacyjnym kształceniu – Massive Open On-line Courses
D
ziałalność KRASP ma istotny wymiar międzynarodowy, a jej przejawem jest wpływ na kształtowanie stanowiska Stowarzyszenia Uniwersytetów Europejskich (European University Association – EUA) w sprawach dotyczących szkolnictwa wyższego i nauki. Dokumenty prezentujące to stanowisko trafiają najczęściej do organów określających politykę europejską w tym obszarze – Komisji Europejskiej, Parlamentu Europejskiego, Rady Europy.
Wypracowywanie wspólnego stanowiska europejskiego środowiska akademickiego nie jest sprawą łatwą. Decydujący etap tego procesu ma miejsce podczas obrad Rady EUA (EUA Council) – ciała złożonego z przewodniczących krajowych konferencji rektorów oraz członków Zarządu EUA (EUA Board).
Na kilku ostatnich posiedzeniach Rady EUA przedmiotem dyskusji były przede wszystkim kwestie związane z nową perspektywą finansową Unii Europejskiej. Sformułowano m.in. stanowisko poświęcone budżetowi na lata 2014−2020, domagające się nadania programom Horizon 2020 i Erasmus for All wysokiego priorytetu w negocjacjach budżetowych, zgodnego z powszechnymi deklaracjami polityków o kluczowej roli edukacji, badań i innowacyjności dla zapewnienia konkurencyjności Europy. Stanowisko to zostało skierowane do szefów rządów krajów Unii, przewodniczących Komisji Europejskiej i Parlamentu Europejskiego oraz komisarzy właściwych do spraw edukacji i nauki.
EUA przedstawiło także stanowisko dotyczące modelu finansowania projektów w programie Horizon 2020. Postuluje w nim stworzenie możliwości finansowania pełnych kosztów realizacji projektu (full cost model) oraz finansowanie kosztów pośrednich w wysokości równej 40% kosztów bezpośrednich w przypadku uczelni, które nie mają narzędzi umożliwiających wykazanie pełnych kosztów realizacji projektu.
Przedmiotem obrad EUA Council są też nowe zjawiska, procesy i trendy w szkolnictwie wyższym i nauce zachodzące zarówno w Europie, jak i na świecie. Na ostatnim posiedzeniu, które odbyło się pod koniec stycznia w Stambule, gorącym tematem była nowa, niezwykle dynamicznie rozwijająca się forma świadczenia usług edukacyjnych na poziomie wyższym, w źródłach angielskojęzycznych określana jako Massive Open On-line Courses (MOOCs).
Termin MOOC oznacza „przedmiot” oferowany w systemie kształcenia z wykorzystaniem Internetu, na który może się bezpłatnie zapisać dowolna liczba „studentów”. W praktyce może to uczynić każda osoba mająca dostęp do sieci, bez względu na posiadane formalne kwalifikacje. Osoba taka ma dostęp do odpowiednio przygotowanych materiałów dydaktycznych, umożliwiających samokształcenie oraz weryfikację nabywanej wiedzy i umiejętności. Może ona także, za stosunkowo niewielką opłatą, uzyskać certyfikat „zaliczenia” takiego przedmiotu. Dzieje się tak pod warunkiem zaliczenia testów i zdania egzaminów sprawdzanych najczęściej automatycznie lub przez innych studiujących. Przedmioty typu MOOC oferują firmy tworzone przez uczelnie lub indywidualnych nauczycieli akademickich, działających we współpracy z uczelniami.
Można zatem zapytać, co odróżnia MOOC od typowego przedmiotu, oferowanego w systemie studiów przez Internet, prowadzonych już od wielu lat przez polskie uczelni. Jedną z takich cech jest z pewnością model finansowy przedsięwzięcia. Tego typu kształcenie jest co do zasady bezpłatne, a niewielkie opłaty mogą być jedynie pobierane za egzaminowanie i wydanie certyfikatu zaliczenia danego przedmiotu. Drugą cechą wyróżniającą jest renoma instytucji i osób „prowadzących” tego typu przedmioty. Przykładowo, MOOC, dotyczący podstaw sztucznej inteligencji, był firmowany przez światowej klasy profesora ze Stanford University i dyrektora ds. badań w firmie Google. Te dwa sposoby działania powodują właśnie znamienną dla MOOC masowość. Na przedmiot Circuits and Electronics, oferowany przez MIT w ramach konsorcjum edX, utworzonego przez MIT i Harvard (każda z tych uczelni zainwestowała w to przedsięwzięcie ponad 30 milionów dolarów), zarejestrowało się ok. 155 000 osób ze 160 krajów. Nie znaczy to oczywiście, że tak wiele osób „zalicza” tego typu przedmioty – kształcenie kończy zazwyczaj średnio ok. 10% rozpoczynających naukę. I tak np. przedmiot oferowany przez MIT ukończyło nieco ponad 7 000 osób, czyli tyle, ile uczęszczałoby na podobny przedmiot prowadzony w sposób tradycyjny na MIT w ciągu 40 lat.
Kluczowe jest oczywiście pytanie o relację tego typu przedsięwzięć i tradycyjnych form kształcenia oferowanych przez uczelnie. Mówiąc inaczej, istotne jest, czy i w jaki sposób uczelnie będą uznawać certyfikaty poświadczające zaliczenie przedmiotów prowadzonych w trybie MOOC. Niektóre szkoły wyższe już opracowały i stosują odpowiednie procedury weryfikacji oraz uznawania kompetencji zdobytych w tej formie w sposób podobny, jak w przypadku innych form kształcenia pozaformalnego. W Stanach Zjednoczonych w proces ten zaangażowało się też American Council on Education (ACE) – najbardziej wpływowe stowarzyszenie akademickie, reprezentujące ok. 1800 uczelni. Agenda ACE – College Credit Recommendation Service − dokonała już walidacji niektórych przedmiotów prowadzonych w trybie MOOC, przypisując im odpowiednią liczbę punktów, które mogą być transferowane na poczet realizacji tradycyjnych programów studiów.
Niezwykle dynamiczna ekspansja kształcenia w trybie MOOC nastąpiła w bardzo krótkim czasie. Jeszcze w 2011 r. idea ta była mało znana, jednak obecnie z tej formy kształcenia korzystają miliony osób. Proces ten przyciąga uwagę komentatorów bieżących wydarzeń – tematem zajmują się główne opiniotwórcze media anglojęzyczne, a także politycy. Idea MOOC jest bowiem postrzegana jako możliwe remedium na obniżenie stale rosnących kosztów kształcenia i związanych z tym wydatków – zarówno ze środków publicznych, jak i prywatnych.
Procesy zachodzące w związku ze stałym wzrostem zainteresowania MOOC będą przedmiotem analizy przez powołany na posiedzeniu EUA Council zespół roboczy. W ramach KRASP przyjrzymy się bliżej temu zjawisku i ocenimy jego potencjalny wpływ na funkcjonowanie uczelni akademickich w naszym kraju. ν
Komentarze
Tylko artykuły z ostatnich 12 miesięcy mogą być komentowane.
Nie bardzo rozumiem wypowiedź kolegi z przemysłu. Mam wrażenie, że myli badania innowacyjne z rzemiosłem prawno-technicznym wprowadzenia wyników tych badań do realizacji.
1. Rady techniczne występowały w dużych socjalistycznych molochach (w nieco innej formie funkcjonują w zachodnich koncernach). Średnie polskie przedsiębiorstwa jeśli decydują się teraz na budowę B+R to chyba tylko w formie stosunkowo małych komórek. W małych przedsiębiorstwach nie utrzymuje się w ogóle jednostek B+R. Oczywiście są wyjątki ale mówię o skali kraju. Zupełnie jednak nie rozumiem zdziwienia że "aktualne" książki nic o tym nie mówią. Obecna kadra akademicka nie ma prawie żadnego związku z gospodarką czy społeczeństwem.
2. Uwaga o normalizacji jest również dyskusyjna. W zasadzie jeśli chodzi o innowacyjność czy wynalazczość to normy krajowe dotychczas nie pozostawiały prawie żadnego marginesu. A przecież innowacyjność wymaga właśnie PRZEKRACZANIA ograniczeń norm! Brak przełożenia. Mamy jednak inną sytuację, gdyż w technice obecnie panują tzw. eurokody, które są normami znacznie bardziej otwartymi i pozwalającymi na innowacyjność. Problem jednak w tym, że żadna z instytucji w RP nie uczestniczyła w ich tworzeniu (PKN ograniczył się do tłumaczeń), stąd sens, zapisy, myśl techniczna a nawet wzory i formuły są wyłącznie pochodną badań i osiągnięć naukowych zachodnich. W niektórych sektorach (np. wśród mechaników) kadra w zakresie eurokodów to całkowita tabula rasa. Jak więc można by tworzyć aktualne w tym zakresie publikacje?
3. Przygotowanie rysunków wykonawczych czy specyfikacji materiałowej to nie działalność innowacyjna. To rzemiosło inżynierskie, które powinno być doskonale znane licencjatowi a potem magistrowi. To że nie jest, to również pochodna sentencji z punktu 1. Współczuć więc to należy pracodawcy, który zatrudni takiego absolwenta, bo zwolnić w zasadzie jest łatwo, tylko czy znajdzie się lepszego na to miejsce?
Polska jest słaba w rankingach innowacji również dlatego, że uczelnie nie uczą przebiegu procesu tworzenia nowego wyrobu, w którym istotnym etapem jest dzielenie się wiedzą. Przejrzałem aktualne książki na temat technicznego przygotowania nowego wyrobu. Mowy tam nie ma o zadaniach rady technicznej firmy, roli komórek racjonalizacji, wynalazczości, normalizacji. W żadnym z podręczników nie wspomina się o dokumentach, a przecież do wykonania nowego wyrobu potrzebne są rysunki wykonawcze, specyfikacje materiałowe, procesy technologiczne, identyfikatory tych pozycji w miejscach powstawania kosztów (stanowiskach, magazynach),nie mówiąc o dokumentach finansowych i normach technicznych. Dzisiaj wykonawca decyduje o sukcesie wdrożenia innowacji bowiem potrafi opracować procesy technologiczne, instrukcje obsługi i napraw, udzielić gwarancje a w razie potrzeby załatwić serwis. Współczuje dzisiejszym absolwentom uczelni - będą mieli poważne kłopoty z szefem firmy przy planowaniu i nadzorowaniu przebiegu projektów badawczych.
Artykuł ciekawy, ale mało przydatny. Innowacyjność ma kilka twarzy, nie tylko technologiczną. Aspiracje na miarę Doliny Krzemowej? Może warto dokonać parę zmian w obszarze Kapitału Ludzkiego? A Kapitał Ludzki to z pewnością nie profesorowie belwederscy, ani PAN-owskie zakłady wciskające się na uniwersytety. Poniżej dwa linki do ankiet badających los adiunktów w Polsce: 1) http://www.ankietka.pl/ankieta/108835/nauczyciel-akademicki-ocena-emocjonalnego-stosunku-do-wykonywanej-pracy.html oraz 2) http://www.ankietka.pl/ankieta/109518/konkursy-na-stanowiska-akademickie-w-polsce.html